Tytułem wstępu.

To nie blog. To portal. A właściwie część multiportalowej platformy o nazwie - "Nie Dla Opornych".
To nie blog, to komentarz - do rzeczywistości, przyspieszonej jakby chęć zatrzymania się nad czymkolwiek była efektem wewnętrznej słabości lub powodem do wstydu.
To nie lifestyle. To nauka, podana w taki sposób by była zrozumiała dla człowieka inteligentnego, laika choć zdolnego zrozumieć i zaciekawić się, czymś co rozumowi daje odzew.

Pamiętacie stare artykuły popularnonaukowe? Stare popularnonaukowe książki? Czasopisma? Ich serce biło powoli i z precyzją kwantowego zegara. Ich celem było rzeczowe i dogłębne wyjaśnienie omawianego problemu. Ich odbiorcą był inteligentny erudyta.
To wszystko znikło z otaczającej nas rzeczywistości.
Pismo "Problemy" padło w raz z nastaniem ery płatności za słowo. "Wiedza i życie" oraz "Świat Nauki" zmieniły się w kolorowe, lifestylowe gazetki zagubione w poszukiwaniu rynkowego sukcesu.
Pragnąc wskrzesić dawne podejście do popularyzowania nauki - rzeczowe, dogłębne, pełne szacunku dla czytelnika - uruchamiamy tą część większego projektu, która ma prezentować zapomniane już, ale wciąż AKTUALNE artykuły popularnonaukowe wydobyte z pożółkłych kartek wyżej wspomnianych czasopism.

Bliżniaczym naszym portalem jest Sztuka Nie Dla Opornych oraz strona na Facebooku zbierająca posty i komentarze z obu tych portali.
Mamy nadzieję, że w tym powolnym, pełnym refleksji nurcie znajdziesz miejsce dla siebie.
Miłego przepływu!



ps. Pod każdym z artykułów oprócz linków multimedialnych, znajduje się miejsce przeznaczone na promocję autora. Zachęcamy was do odwiedzania umieszczonych tam odnośników. Portal nie ma charakteru zarobkowego. Odwdzięczamy się więc autorom możliwością popularyzacji ich nazwiska i ich dzieł.
Ponadto nie wstawiamy samodzielnie materiałów filmowych i muzyki do internetu. Istniejące już w sieci materiały zostały jedynie przelinkowane tak by odnośniki nie straciły na aktualności.


Artykuły według kolejności:

sobota, 14 września 2013

Wiara kontra Nauka:
cz. II Jak powstał świat, człowiek i cała reszta - co mówi religia:
Mieczysław Künstler - Mitologia Chińska


Przedstawiamy drugą część cyklu poświęconego zderzeniu nauki i religii. Od opisu reguł poprawnego i błędnego rozumowania przechodzimy do przedstawienia poglądów na powstanie świata i ludzi zawartych w wierzeniach religijnych różnych kultur. Różnych, a przede wszystkim odmiennych, pochądzących z innego kręgu kulturowego. Jak mówi bowiem Richard Dawkins, wierzenia religijne przekazywane są z rodziców na dzieci i mają tendencję do grupowania się według obszaru zajmowanego przez daną religię. Co więcej, i być może co najważniejsze, wierzenia przekazane przez rodzinę i kulturę dzieciom we wczesnym okresie rozwoju nie budzą sprzeciwu i przyjmowane są jako jak najbardziej wiarygodn. Dawkins, zagorzały ateista i przeciwnik religii, nazywa to praniem mózgów. Czy tak jest w istocie możecie się przekonać czytając poniższy tekst.
Zaczynamy zatem od przedstawienia poglądów na stworzenie świata i ludzi pochodzących z obszaru Chin - prezentując obszerne fragmenty książki Mieczysława Künstlera - Mitologia Chińska.
Już na pierwszy rzut oka wierzenia te wydają się "dziwne", "nieuzasadnione" i "mało wiarygodne". Widać też jak na dłoni jak chęć wyjaśniania typowych zjawisk przyrody połączona z charakterystyczną dla homo sapiens tendencją animistyczną i rozbudowaną wyobraźnią, prowadzi do konstruowania odpowiedniego typu mitów.
Człowiek pierwotny, we wszystkich kulturach, tworzył bowiem mity oparte na prostym rozumowaniu przez analogię: skoro ja, by osiągnąć jakąś zmianę w otoczeniu, na przykład wybudować chatę, posługuję się narzędziami oraz przysługuje mi w tym działaniu jakiś cel to -> i inne zmiany w otoczeniu mogą pochodzić od kogoś kto posługuje się w tym celu narzędziami i posiada cel. Stąd tak częste w pierwotnych kulturach tendencje animistyczne i totemiczne, pojawiające się u wielu bóstw "narzędzia", które nadają tym bóstwom moc sprawczą i stąd też w początkowych wierzeniach tak powszechne wielobóstwo - religie monoteistyczne są zwykle znacznie starsze - gdzie każde z bóstw odpowiada za pojawianie się odpowiednich zjawisk przyrody: wiatru, następstwa nocy i dni, powodzi, suszy itp. (często jako skutek posiadanych cech charakteru lub relacji - waśni, koligacji itp. - z innymi bóstwami). Stąd też - z tego rozumowania przez analogię w połączeniu z rozwijającą się wyobraźnią - pierwotne tendencje do wyobrażania sobie wyglądu owych bóstw na zasadzie analogii do znanych zwierząt czy wyglądu ludzkiego - z ewentualnymi dodatkami.
Warto znać poniższy tekst i warto spojrzeć na religię właśnie z tego - religioznawczego - kontekstu, by móc wyrobić sobie zdanie na temat prawdziwych lub choćby prawdopodobnych przyczyn powstania świata i człowieka.


A oto przedstawienie wszystkich części cyklu zderzającego wierzenia z wiedzą naukową. Będą się one sukcesywnie na Nauce pojawiały:

Spis treści:
I. Czysty i skażony rozum: błędy w myśleniu indywidualnym i grupowym:
                                                                   - Richard Dawkins - Wrogowie Rozumu - Niewolnicy Zabobonu
                                                                   - Gustave Le Bon - Psychologia Tłumu
                                                                   - Pogromycy duchów - James Randi - Psychic Investigator i inne filmy

II. Jak powstał świat, człowiek i cała reszta - co mówi religia (religie):
                                                                  - Mieczysław Künstler - Mitologia Chińska
                                                                  - co mówi nauka:
                                                                  - Hoimar Von Ditfurth - Na Początku Był Wodór

III. Dlaczego ludzie wierzą - przyczyny powstawania religii
                                                                  - Zygmunt Krzak - Światowid — co i kogo przedstawia?

IV. Wirus wiary? - czy religia może być szkodliwa?
                             - czy nauka może być szkodliwa?



ps. Istotnym elementem całego cyklu jest  Nauka Poprawnego Myślenia - Narcyza Łubnickiego  - tekst ważny dla wielu dziedzin naszego życia - został  więc wyjęty z ram powyższego cyklu i umieszczony jako osobny artykuł.  Jeśli chcesz w łatwy, ciekawy i wciągający sposób zobaczyć jak często ulegasz prostym pułapkom myślowym prowadzącym cię do fałszywych wniosków i nauczyć się jak logicznie (i bez ciągłych wpadek) myśleć - to książka dla ciebie.
 ----------------------------------------------------------------
II. Jak powstał świat, człowiek i cała reszta - co mówi religia (religie)  

Tekst: Mieczysław Künstler - Mitologia Chińska

WAiF, 1985

Urodziwszy się wewnątrz wielkiego jaja zawierającego pierwotny chaos, miał P’an-ku rosnąć i rosnąć, aż wreszcie ciężko mu było oddychać. Zasnął więc, by się obudzić gwałtownie po osiemnastu tysiącach lat. Przetarł oczy, lecz niczego nie ujrzał. Wokół był tylko nieprzenikniony mrok. Wówczas serce jego napełniło się smutkiem. Chcąc się wydostać z tego ogromnego jaja, chwycił topór i uderzył nim w ciemność. Rozległ się ogłuszający łoskot i jajo pękło. Niebo poczęło się oddzielać od ziemi.
(,,,)
Cesarz Czuan-hü miał trzech synów którzy zmarli przy porodzie i stali się duchami zarazy. Jeden osiadł w rzece Jangtsy i został duchem gorączki. Drugi osiedlił się w odmętach Słabej Wody i został Wang-liangiem. Trzeci osiadł w szczelinach i zakamarkach domostw ludzkich, gdzie bliznami znaczy dzieci.


Powstanie świata i ludzi

Hun-tun, czyli Chaos


Klasyczna filozofia chińska okresu archaicznego, to jest czasów najwspanialszego rozkwitu myśli chińskiej, oraz filozofia epoki Han nie przekazały nam żadnych koncepcji stworzenia świata. Podobnie chińska mitologia przedbuddyjska nie zna żadnych wątków związanych ze stworzeniem świata. Odnieść więc można wrażenie, jakby zagadnienie pochodzenia świata pozostawało za­równo poza sferą zainteresowań chińskiej myśli filozoficznej, jak i poza sferą opowieści ludowych. Jest to tym bardziej interesujące, że dotyczy w równym stopniu okresu archaicznego, co epoki Han, o której wiemy, że była erą bujnego rozkwitu różnych wątków mitologicznych.
Tak więc dla starożytnych Chińczyków świat materialny nie był wynikiem jakiegoś aktu twórczego, ale po prostu istniał od prawie­ków, co jednak nie znaczy, iż istniał zawsze w kształcie, w jakim go dziś znamy. Skoro bowiem świat nie był stworzony, to w każdym razie mógł być w pewnym momencie uporządkowany. I rzeczywiś­cie, pewne mity chińskie układają się w wielką opowieść o uporząd­kowaniu świata. Zanim jednak przedstawimy niektóre z nich, trzeba zadać sobie pytanie: co więc było na samym początku?
W tej kwestii i filozofowie, i opowieści ludowe są zgodne: na początku był chaos, czy raczej Chaos, tak bowiem zwykło sie tłumaczyć jedno z jego najpopularniejszych imion, a mianowicie Hun-tun.
Różnie sobie ów pierwotny chaos wyobrażano, a najstarsze opowieści, w których się go wymienia, pozwalają przypuszczać, że tradycja archaiczna przekazała nam różne, heterogeniczne wątki. Pośród najwcześniejszych informacji znajdujemy w traktacie filozoficznym Czuang-tsy (którego autor żył w łatach 369-286 p.n.e) przypowieść filozoficzną, w której występuje upersonifikowanj Chaos, czyli Hun-tun, przedstawiony zresztą jako władca Środko­wego Oceanu i występujący w triadzie wraz z Szu, czyli Gwałtow­nym, o którym tekst mówi, że był władcą Południowego Oceanii oraz Hu, czyli Porywczym, władcą Oceanu Północnego. Oto przekład odnośnego fragmentu:
Gwałtowny był władcą Południowego Oceanu, Poryw­czy - władcą Północnego, a Środkowego władcą był Chaos. Gwałtowny z Porywczym spotykali się czasem na ziemiach Chaosu, który ich gościnnie podejmował. Obaj, zamyślając wynagrodzić Chaosowi jego łaskawość, powiedzieli sobie: „Wszyscy ludzie mają po siedem otworów, żeby widzieć, słyszeć, jeść i oddychać. Jeden Chaos nie posiadał żadnego otworu. Spróbujmy mu je wywiercić!”. Codziennie wiercili po jednym otworze. Po siedmiu dniach Chaos umarł.
Nie ulega wątpliwości, że przypowieść Czuang-tsy jest filozofi­czną transpozycją jakiegoś wątku mitologicznego. Jej sens jest na tle filozofii Czuang-tsy oczywisty: nie należy czynić niczego wbrew naturze. Dla ilustracji tej tezy posłużył się filozof znaną zapewne jego współczesnym opowieścią mitologiczną wyjaśniającą jak Szu i Hu położyli kres pierwotnemu chaosowi.
Opowieść ta jest w tym sensie wyjątkowa, że wymienieni w nich Szu, Hu oraz Hun-tun nie występują nigdzie poza tym jako trójca. Szu i Hu są w ogóle mało znani z innych zabytków, toteż niewiele można o nich powiedzieć. W przytoczonej opowieści interesujący jest niewątpliwie opis wyglądu Chaosu, czyli Hun-tuna. Czuang-tsy przedstawia go nam jako stwór bezkształtny, pozbawiony „siedmiu otworów”. Podobnie widział go zapewne wielki poeta starożytności K’ii Juan (340-278 p.n.e.), który w swym poemacie Pytam niebiosa tak oto pisze:
Pytam: Początek dawnych wieków
Kto mi potrafi opowiedzieć?
Gdy bezkształt w górze, bezkształt w dole -
Kto to wybada i wyśledzi?
Zmieszanie ciemni ze światłością
Któż zdoła zgłębić aż do sedna?
W bezkształtnym kształtów prapodłożu
Jakąże drogą się rozeznać?
Ta poetycka wizja prachaosu jest oczywiście bardzo wysubli­mowana. Inne źródła przedstawiają ów bezkształt konkretniejszy­mi obrazami. Mówi się, że Hun-tun był skórzanym bukłakiem czy po prostu workiem, co — jak się zdaje — ma właśnie wyobrażać bezkształt. Gdzie indziej zaś powiada się, że Hun-tun to boski ptak, który ma sześć nóg i cztery skrzydła, lecz nie ma ani twarzy, ani oczu. Określa się też Chaos jako worek koloru żółtego, który jest jednocześnie czerwony jak gorejący ogień.
Te wiadomości pochodzą z Księgi gór i mórz, czyli Szan-hai-kingu, dzieła dość podejrzanego pochodzenia, które informuje zresztą, że Chaos mieszka na Niebiańskiej Górze, czyli T’ienszan, i jest tancerzem oraz śpiewakiem, a także o tym, iż ku jego czci wykonuje się tańce i śpiewa pieśni.
Już z tego co powiedziano widać, jak pełne sprzeczności są informacje na temat Hun-tuna. Co więcej, Tso-czuan, dzieło ponad wszelką wątpliwość archaiczne, a więc pochodzące sprzed okresu Han, podaje, że Hun-tun był synem Żółtego Cesarza, czyli Huang-ti, zwanego tu właśnie Ti-hung, czyli Władcą Żurawi, co zapisano pod osiemnastym rokiem panowania księcia Wen z Lu (608 rok p.n.e.). Zabytek ten - o którym wiemy już, że jest archaicznym komentarzem do konfucjańskiej kroniki - podaje informację, iż Hun-tun miał się odznaczać zupełnym brakiem - uzdolnień. Wedle Bernharda Karlgrena jest to cecha wspólna wszystkich złych demonów, toteż nic dziwnego, że Tso-czuan wymienia Chaos pośród potworów pokonanych przez Wielkiego Ju. Nie ulega więc kwestii, że Tso-czuan reprezentuje inną niż poprzednio wymienione teksty tradycję mitologiczną.
Podobne wieści przedostały się później do Księgi gór i mórz, według której to sam Hun-tun nosił imię Ti-hung, lecz imię to „zapisane jest inaczej, co pozwala je interpretować raczej jako znaczące Władca Wód Wezbranych.
W Księdze dokumentów, czyli Szu-kingu, Chaos występuje pod imieniem Huan-tou i - podobnie jak w Tso-czuanie - wymie­niany jest pośród stworów pokonanych przez Wielkiego Ju, założy­ciela dynastii Hia.
Tego Huan-tou opisuje z kolei dokładnie Księga duchów i dziwów, czyli Szen-i-king, dzieło przypisywane Tung-fang Szuo (urodzonemu około 160 roku p.n.e.). Księga ta przedstawia Chaos już to jako wygnanego na południe stwora o twarzy ludzkiej, ptasim dziobie i skrzydłach, dwóch rękach i dwóch nogach, który chodząc pomaga sobie skrzydłami, już to jako mieszkającego na zachód od gór K’unłun psa o długiej sierści, czterech łapach podobnych do niedźwiedzich, lecz pozbawionych pazurów, mają­cego oczy i uszy, lecz nie widzącego i nie słyszącego nic. Ponieważ zaś nie widzi on i nie słyszy, porusza się w ogóle z trudem, najczęściej spędza więc czas na gryzieniu własnego ogona. Spoglą­da też od czasu do czasu w niebo i śmieje się głośno. Ma złą naturę, toteż rzuca sie z wściekłością na ludzi cnotliwych, łasi się zaś przymilnie do złych. Ważne jest też i to, że Księga gór i mórz traktuje Huan-tou jako wnuka Kuna, o którym jeszcze będzie mowa.
Księga gór i mórz, która nie identyfikuje Hun-tuna z Huan-tou, mówi o Huan-tou, że był synem Czuan-hu, że ma twarz ludzką, ptasi dziób i skrzydła, że żywi się rybami morskimi. Kuo P’o, najsłynniejszy z komentatorów tej księgi, dodaje od siebie opowieść, że Huan-tou był ministrem cesarza Jao, że popełnił jakąś zbrodnię i sam sobie karę wymierzył rzucając się do Południowego Oceanu. Cesarz zaś miał się nad nim ulitować i pozwolić jego potomkom osiąść nad tym morzem i składać mu ofiary. Tak oto po wiekach wraca jak echo nie znanego nam wątku motyw wiążący Chaos z Oceanem, tym razem Południowym, jak gdyby świat, który miał się z Chaosu wyłonić, wynurzył się z Oceanu.
Ten ostatni wniosek odwiódł nas jednak zbyt daleko od koncepcji pierwotnego Chaosu stanowiącego prapoczątek świata ku domysłom niczym nie poświadczonym. Pewne jest, że wokół postaci Chaosu, czyli Hun-tuna, wytworzyły się co najmniej trzy różne wątki: jeden opowiadający o pierwotnym chaosie, drugi - opisujący jakieś mityczne zwierzę, wyposażone niekiedy w wyraź­ne cechy sataniczne i trzeci - będący opowieścią o urzędniku, który sam sobie wymierzył karę.
Do koncepcji prachaosu nawiązuje natomiast fragment taois­tycznego traktatu filozoficznego znanego pod tytułem Huai-nan-tsy, czyli Mistrz z Huainanu, napisanego w II wieku p.n.e., a więc niemal współcześnie z Księgą duchów i dziwów.
W starożytności, gdy nie było jeszcze nieba i ziemi, gdy wszystko było bezkształtne i mroczne, w owej ciemności narodziły się dwa bóstwa. One to wyznaczyły granice Niebu i Ziemi, po czym oddzieliło się wszystko co mroczne od tego, co jasne i odróżniło się od siebie osiem kierunków.
We fragmencie tym występują dwa specyficzne terminy: „in”, przetłumaczony tu jako „mroczny”, a znaczący wszystko co ciem­ne, ciężkie, mętne oraz „jang”, przetłumaczony tu jako „jasny”, a znaczący wszystko co świetliste, czyste, lekkie. Wspomnianych tu „osiem kierunków” to oczywiście cztery podstawowe kierunki geograficzne i cztery kierunki pośrednie.
Interesujące może być to, że napisany w II wieku n.e. komen­tarz do tego dzieła wyjaśnia, że owe dwa - nie nazwane tutaj - bóstwa to bóstwo In i bóstwo Jang, co wydaje się całkowicie zbytecznym wyciąganiem wniosków z samego tekstu, a jest bardzo typowe dla ówczesnej mentalności Chińczyków.
Tak oto filozofia powfaca do schematu pierwotnego chaosu, z którego oddzieliły się niebo i ziemia dzięki interwencji jakiejś pary bóstw. Jest to jednak koncepcja filozoficzna i z mitologią ma niewiele wspólnego. Jak się jednak okaże wkrótce, taki właśnie obraz chaosu, z którego boski sprawca czyni świat, jest bardzo bliski pewnemu mitowi, który w sposób najpełniejszy przedstawia powstanie świata.

Kuei-mu, czyli Matka Biesów


Stosunkowo późno zanotowano imię tej, która miała - wedle jednej z interpretacji - stworzyć świat na zasadzie jednorazowego aktu urodzenia go. Kuei-mu, czyli Matka Biesów, pojawia się po raz pierwszy w dziele zatytułowanym Objaśnienie rzeczy dziwnych, czyli Szu-i-ki, napisanym przez Żen Fanga, który żył w drugiej połowie V wieku n.e. Samo dzieło relacjonuje z pewnością wątki wcześniejsze, jest jednakże o tyle niewiarygodne, iż wiadomo dziś, że później wiele do niego dopisano.


Mówi w każdym razie Żen Fang (jeśli akurat ten fragment rzeczywiście on napisał), iż:
W Południowym Oceanie, na górze zwanej Górą Małe­go Szczęścia, czyli Siao-ju, żyje Matka Biesów, która potrafi zrodzić niebo, ziemię i biesy. Za jednym razem rodzi ona dziesięć biesów. Rano je rodzi, a wieczorem pożera. Jest tożsama z bóstwem zwanym Kuei-ku, czyli Ciotka Biesów, znanym dziś w okolicy Ts’angwii. Głowę ma ona tygrysią, a łapy smocze. Brwi ma takie jak stwór zwany „mang”, a oczy takie jak smok wodny zwany „kiao”.
Istnienie owej Matki czy też Ciotki Biesów odnotowujemy tu raczej dla porządku, nic bowiem o niej bliżej nie wiadomo, a jest możliwe, że wiadomość o niej została do dzieła Żen Fanga dopisa­na całkiem późno. Co więcej, nie można wykluczyć, że najważniej­szą - z naszego punktu widzenia - frazę w tym fragmencie należy rozumieć: „potrafi ona zrodzić biesy nieba i ziemi”, a nie tak, jak to podaliśmy poprzednio. Przy takim zaś rozumieniu Kuei-mu nie ma w ogóle nic wspólnego z tworzeniem świata.
Gdyby jednak pozostać przy tej pierwszej interpretacji - jak to czynią uczeni chińscy — to Kuei-mu staje się w mitologii chińskiej stworem całkowicie wyjątkowym: jest twórcą świata wydawanego z łona. Jeżeli mimo wszystkich zastrzeżeń poruszamy tu w ogóle tę kwestię, to właśnie dlatego, że sama koncepcja wydania świata z łona bóstwa może być bardzo stara, a przy tym wiąże się ona znów w jakiś sposób z Oceanem Południowym, co chyba nie jest przypadkiem. Nie bez znaczenia dla tego, o czym będzie mowa dalej jest i to, że bóstwo zwane Ciotką Biesów jest wyraźnie związane z rejonem Ts’angwu, czyli terenami dzisiejszej prowincji Kuangsi na południu Chin.

P’an-ku - stwórca świata


Mit o P’an-ku jest nie tylko najpełniejszą wersją chińskiego mitu kosmogonicznego, ale - co ważniejsze — łączy w sobie obie omówione dotąd wersje, a mianowicie wątek pierwotnego chaosu z wątkiem twórcy świata. Jak pamiętamy, pierwszy z tych wątków jest stosunkowo dawno zaświadczony, drugi zaś znany jest z zapi­sów dość późnych.
Mit o P’an-ku nie należy też do warstwy najstarszej, znany jest bowiem dopiero z zabytków datowanych na III wiek n.e., a więc zdecydowanie pohanowskich. Nic zatem dziwnego, że jedni uczeni próbują traktować ten mit jako bardzo stary, inni uważają go za stosunkowo późny, jedni wiążą go w ogóle z tradycją niechińską, twierdząc, śe został przejęty od niechińskich ludów zamieszkują­cych południe Chin, inni wskazują, że został przez ludy niechińskie przejęty właśnie od Chińczyków, a są też tacy, którzy próbują w nim odnaleźć elementy buddyjskie. Niezależnie od tych różnych koncepcji, których omawianie jest tu niemożliwe, faktem jest, że mit ten należy do niezwykle interesujących.
Dogodnym punktem wyjścia dla przedstawienia wątku mitologicznego o P’an-ku wydaje się fragment nie istniejącego dziś w całości traktatu San-wu li-ki. Autorstwo tego dzieła przypisuje się zgodnie Su Czengowi, który żył w III wieku n.e. Jest przy tym ważne, iż z tego, co dziś wiemy o dziele Su Czenga, dotyczyło ono głównie opowieści rozpowszechnianych wśród niechińskich ludów Chin południowych. Interesujący nas passus, uchodzący za najstar­szą informację na ten temat, zachował się w encyklopedii T’ai-p’ing ju-lan, dziele ukończonym w 983 roku n.e., lecz znanym z dwóch wersji datowanych na 1572 i 1812 rok. Oto, co pisze Su Czeng:
Niebo i ziemia były w stanie chaosu, podobne do kurze­go jaja, w którego wnętrzu narodził się P’an-ku. Po osiem­nastu tysiącach lat niebo i ziemia oddzieliły się od siebie. Jasne i czyste stało się niebem, a ciemne i mętne stało się ziemią. Pośrodku był P’an-ku, który co dzień dziewięćkroć się przekształcał. Stał się on duchem w niebie, a świętym mędrcem na ziemi. Co dzień niebo stawało się wyższe o jedną stopę. Co dzień ziemia o jedną stopę była grubsza. P’an-ku co dzień stawał się o jedną stopę wyższy. I było tak przez osiemnaście tysięcy lat. Niebo stało się bardzo wyso­kie, a ziemia bardzo gruba, P’an-ku zaś urósł ogromnie. Dlatego też niebo oddalone jest od ziemi o dziewięćdziesiąt tysięcy stajań.
Wedle tej relacji P’an-ku spełniał rolę Atlasa podtrzymujące­go tworzące się niebo, a czynił to przez osiemnaście tysięcy lat (wszystkie te ogromne liczby są niewątpliwie z ducha buddyjskie). Inne wersje przypisują P’an-ku również pierwszy impuls w stwo­rzeniu świata. Miał on przyczynić się bezpośrednio do oddzielenia się nieba od ziemi, do rozerwania pierwotnego chaosu.
Urodziwszy się wewnątrz wielkiego jaja zawierającego pierwotny chaos, miał P’an-ku rosnąć i rosnąć, aż wreszcie ciężko mu było oddychać. Zasnął więc, by się obudzić gwałtownie po osiemnastu tysiącach lat. Przetarł oczy, lecz niczego nie ujrzał. Wokół był tylko nieprzenikniony mrok. Wówczas serce jego napełniło się smutkiem. Chcąc się wydostać z tego ogromnego jaja, chwycił topór i uderzył nim w ciemność. Rozległ się ogłuszający łoskot i jajo pękło. Niebo poczęło się oddzielać od ziemi.
Tajemniczy topór, który P’an-ku znalazł wewnątrz pierwotne­go chaosu, wydaje się elementem późniejszym. Warto w związku z tym przytoczyć jeszcze jedną informację o czynach P’an-ku. Tym razem chodzi o relację zanotowaną bardzo późno, bo w dziele Czou Ju z początków XVII wieku n.e.:
P’an-ku odpychał niebo dalej w górę i pchał ziemię w dół. Lecz ciągle jeszcze niebo i ziemia były ze sobą złączone. Wówczas P’an-ku ujął w lewą rękę dłuto, a w pra­wą topór i począł nimi uderzać. A że siłę miał ogromną, udało mu się oddzielić wreszcie niebo od ziemi.
Obie te wersje mają jedną cechę wspólną: oto w momentach krytycznych pojawiają się na zasadzie deus ex machina narzędzia potrzebne P’an-ku do dokonania dzieła, przy czym im późniejsza wersja, tym bogatszy arsenał narzędzi ma P’an-ku do dyspozycji.
Wszędzie jest mowa o tym, że P’an-ku podpierał oddalające się w górę niebo, by się na powrót nie połączyło z ziemią w pierwotny chaos. Stał więc P’an-ku przez całe wieki, aż wreszcie nadszedł kres jego misji. O tym, co się wówczas stało, dowiadujemy się z zacho­wanych fragmentów innych dzieł.
W interesującym traktacie Ma Su (1620-1673) zatytułowa­nym I-szy zachował się cytat z Wu-jun li-nien-ki, rozprawy przypi­sywanej również wymienionemu już Su Czengowi, z którego dowiadujemy się, że P’an-ku, kjtóry narodził się jako pierwszy, przed śmiercią przeobraził swe ciało:
Jego oddech stał się wiatrem i chmurami, jego głos przeobraził się w grom i błyskawicę. Jego lewe oko stało się słońcem, prawe zaś przemieniło się w księżyc. Cztery jego kończyny stały się czterema biegunami świata, a jego pięć członków stało się pięcioma wielkimi górami.- Krew jego dała początek rzekom. Jego żyły stały się drogami na ziemi, a ciało glebą pól. Włosy przekształciły się w gwiazdy i plane­ty. Jego zarost stał się trawami i drzewami. Jego zęby i kości przemieniły się w złoto i w nefryt. Jego nasienie i jego mózg stały się perłami i jaspisem, a pot jego stał się deszczem i rosą.
Tak więc P’an-ku, umierając, nadał ostateczny kształt ziemi i niebu, hojnie obdarzając stworzony przez siebie z chaosu wszech­świat. Przytoczona tu wersja, choć najstarsza ze znanych, jest tylko jedną z wielu różniących się szczegółami. Żen Fang, autor wspom­nianego już Objaśnienia rzeczy dziwnych, pisze:
Dawni mędrcy mówili, że z łez P’an-ku powstały rzeki i strumienie, z jego oddechu powstał wiatr, z głosu - grom, a ze źrenic — błyskawice. Mówią też starożytni, że z radości P’an-ku bierze się pogoda, a z jego złości - niepogoda.
Warto też przytoczyć, co Su Czeng mówi o wyglądzie P’an-ku. Tym razem jest to znów fragment z jego Wu-jun li-nien-ki, zachowany w dziele Kuang-po wu-czy powstałym w epoce Ming: Jeśli zaś o P’an-ku chodzi, to głowa jego była podobna do głowy smoka, ciało zaś przypominało węża. Gdy wdycha on, powstają wiatry i deszcze, gdy wydycha, powstają grom i błyskawica. Gdy otwiera oczy, dzień się staje, gdy je zamyka, nastaje noc.
Ten fragment jest niezwykle interesujący nie tylko dlatego, że ukazuje sprzeczności w relacji tego samego autora, ale przede wszystkim dlatego, że przypisane w nim P’an-ku kształty łączą go wyraźnie z innymi postaciami mitologii chińskiej, w tym także i mitologii przedhanowskiej, oraz dlatego, że w tekście tym P’an-ku jest potraktowany jako wiecznie istniejący duch, sprawca zmian na świecie. Kształty, jakimi został obdarzony, pozostają w jawnej sprzeczności z jego wyraźnie ludzką postacią, w jakiej występuje w innych fragmentach dzieła tego samego autora.
Są więc w tym micie sprzeczności, które każą go traktować jako zlepek różnych wątków. Z jednej bowiem strony P’an-ku stworzył świat, a następnie umarł, uzupełniając przez swą śmierć akt tworzenia, z drugiej zaś bywa P’an-ku przedstawiany jako stale istniejący duch smokogłowy. Do mitu o P’an-ku powrócimy jesz­cze, teraz warto wskazać pewne jego podobieństwo do wątków wcześniejszych.

Czu-lung, czyli Smok z Pochodnią


Smok z Pochodnią legitymuje się bardzo starym rodowodem. Wspomina o nim już K’u Juan w swym poemacie Pytam niebiosa, którego jeden z dwuwierszy brzmi:
Dokąd nie dotrze blask słoneczny?
Czu-lung swą co oświetla lampą?
O wymienionym tu Smoku z Pochodnią najstarsze komentarze powiadają, że żyje w krainie północnego zachodu, gdzie nigdy nie dociera słońce i dlatego trzyma w pysku pochodnię rozpraszając nią mrok. Tak samo widzą zresztą Smoka z Pochodnią autorzy traktatu Huai-nan-tsy:
Czu-lung, czyli Smok z Pochodnią, żyje we Wrotach Dzikich Gęsi, czyli Jen-men, na północnym stoku góry Wei-ju i nigdy nie widzi słońca.



Do tego fragmentu Kao Ju (II w. n.e.) dodaje komentarz:
Smok ten trzyma w pysku pochodnię i oświetla nią wielki mrok.
O samej zaś górze Wei-ju ten sam autor pisze:
Góra Wei-ju znajduje się na ocienionym stoku Północ­nego Krańca i nigdy tam nie dociera słońce.
Podobnie mówi Hung Hing-tsu (1090-1155) w jednym ze swych komentarzy, w którym przytacza fragment zaginionego dzieła z I wieku n.e. znanego pod tytułem Han-szy szen-wu:
Na północnym zachodzie nieba nie starcza, toteż nie ma tam pierwiastków życia, nic tam nie ginie i nic nie powstaje. Dlatego też żyje tam smok, który trzyma w paszczy lampę i oświetla nią niebiańskie wrota.
Do wyjaśnienia kwestii, dlaczego na północnym zachodzie zabrakło nieba, wrócimy później. Tu ważne jest, że obie wersje z epoki Han przypisują Smokowi z Pochodnią określone funkcje.
Czu-lung wymieniony jest także w Księdze gór i mórz, gdzie zresztą nazywany jest też Czu-in, czyli Pochodnia Ciemności, choć - być może - są tu scalone dwa różne wątki.
Raz się mówi o tym smoku w kontekście dość niejasnym, który wedle jednego z komentatorów należy rozumieć tak:
Czu-lung ma oczy wyłupiaste, a jego powieki zamykając się tworzą linię prostą.
W innym fragmencie tej samej księgi informacje o Czu-lungu są dokładniejsze i obszerniejsze zarazem:
Poza Oceanem Północno-Zachodnim, na północ od Czerwonej Wody, jest góra zwana Pięknym Ogonem, gdzie żyje bóstwo o twarzy ludzkiej, a ciele wężowym, lecz całe koloru czerwonego. Oczy ma ono wyłupiaste, a powieki jego zamykając się tworzą linię prostą. Kiedy zamknie ono powieki, następuje mrok; kiedy spojrzy, nastaje jasność. Nie je ono, nie śpi i nie oddycha. Odwiedzają je wiatry i deszcze, ono zaś rozprasza Dziewięć Mroków i dlatego nazywa się je Smokiem z Pochodnią.
W trzecim wreszcie miejscu czytamy:
Bóstwo góry Czung nazywa się Czu-in, czyli Pochodnia Ciemności. Kiedy patrzy ono, dzień się staje; kiedy oczy przymyka, noc następuje. Kiedy dmuchnie, zima nadchodzi; kiedy zaś oddech wciąga, lato się staje. Nie pije ono, nie je, nie oddycha. Kiedy zaś odetchnie, wieje wiatr. Ciało tego bóstwa jest długie na tysiąc stajań. Twarz ma ono ludzką, a ciało żmji, lecz jest całe koloru czerwonego. Mieszka zaś ono u stóp góry Czung.
Nie ulega zatem kwestii, że pod tymi dwoma różnymi imionami Czu-lung i Czu-in kryje się to sauno bóstwo w dwu lokalnych odmianach, przy czym, w odróżnieniu od Czu-lunga, Czu-in jest także sprawcą następstwa pór roku oraz źródłem wiatru. Dla nas jednak ważne jest to, że Księga... przypisuje obu tym bóstwom powodowanie następstwa dnia i nocy. Okazuje się przy tym, że wszystko to, czego sprawcą jest Czu-lung oraz Czu-in jest tym samym, czego sprawcą wedle Su Czenga jest P’an-ku. W dodatku, opisując P’an-ku, autor ten wyraźnie udziela mu postaci obu tamtych bóstw: smoczej głowy osadzonej na ciele żmii. Różnica między Smokami z Pochodnią a P’an-ku sprowadza się do tego, że P’an-ku jest sprawcą gromu i błyskawicy, czego się obu tamtym smokom nie przypisuje. Nie ulega wszakże wątpliwości, że P’an-ku odziedziczył znaczną część cech Smoka z Pochodnią.

Inny mit o P’an-ku

Dotarły do nas opowieści o P’an-ku, opowieści, w których jest on przedstawiony w zupełnie innym świetle. Ten mający odmienne źródło zespół mitów znany jest z wielu zabytków. Starsze z nich to Zapiski o poszukiwaniu bóstw z IV wieku n.e., których autorem jest Kan Pao, oraz fragmenty tak zwanej Biografii Południowych Barbarzyńców zawartej w Kronice Późniejszej Dynastii Han, napisanej przez Fan Je u schyłku IV wieku n.e. i na początku V wieku. Nie można wykluczyć, że podana przez Fan Je relacja opiera się na tradycji lub na dokumentach sięgających epoki Han, choć obecnie brak na to dowodów bezspornych. Jest przy tym wa­żne, że ten cykl opowieści znajduje potwierdzenie w starszej, hanowskiej tradycji ikonograficznej oraz w przekazach ludowych na­rodowości niechińskich, żyjących obecnie w Chinach. Oto w ogól­nym zarysie treść tego mitu wedle obu wymienionych tu zabytków:
W starożytności, za panowania cesarza Kao-sina, żonę tego władcy zaczęło razu pewnego boleć ucho. Ból trwał przez trzy lata, a żaden z lekarzy nie mógł go uśmierzyć. Po trzech latach z ucha władczyni wyszedł maleńki czerw, długości około trzech cali, przypominający jedwabnika. Ból ustąpił natychmiast.
Zdumiona władczyni położyła złotego czerwia na tykwie („ku”) i przykryła go talerzem („p’an”). Po pewnym czasie tak ukryty czerw przekształcił się w pięknego psa, któremu nadano imię P’an-ku (to jest właśnie talerz-tykwa). Pies ten stał się ulubieńcem władcy, którego nie odstępował na krok.
Pewnego dnia zbuntował się książę Fangu, lennik Kao-sina. Lękając się o los swego władztwa zwrócił się Kao-sin do urzędników obiecując córkę za żonę temu, kto przyniesie głowę buntownika. Jednakże nikt z podwładnych Kao-sina nie kwapił się, by spełnić prośbę władcy. Wojska buntowni­cze były liczne, a szanse powodzenia takiego przedsięwzięcia niewielkie. Na domiar złego zniknął z dworu Kao-sina jego ukochany pies. Wszędzie szukano go bezskutecznie. Zmar­twiony władca uznał zniknięcie psa za zły znak.
Tymczasem P’an-ku udał się do obozu buntownika. Ten, ujrzawszy umiłowanego psa Kao-sina, uznał jego przybycie za wróżbę sukcesu i z tej okazji wydał wielką ucztę. W czasie bankietu buntownik wypił sporo i znużony zasnął w swym namiocie. Wtedy P’an-ku odgryzł mu głowę i powrócił z nią na dwór Kao-sina.
Gdy Kao-sin zobaczył psa niosącego w pysku głowę księcia Fangu, ogarnęła go ogromna radość. Rozkazał, by psu dano natychmiast wiele smakowitego mięsa. Lecz P’an-ku powąchał tylko talerz i odszedł w kąt komnaty. Przestał w ogóle jeść i nie odpowiadął na wezwania.
Wreszcie stroskany władca zapytał go, dlaczego nie chce jeść. Czyżby chciał, by władca dotrzymał słowa i oddał mu swą córkę za żonę? Wszak Kao-sin gotów jest dotrzymać słowa, ale wydanie córki za psa jest przecież niemożliwe.
Na to P’an-ku odrzekł ludzkim głosem:
„Panie, nie smuć się. Trzeba tylko, byś ukrył mnie na dni siedem i na siedem nocy pod złotym dzwonem, a wówczas przeobrażę się w człowieka”.
Władca zdziwił się bardzo, lecz wykonał polecenie psa. I tak przez kolejne dni i noce P’an-ku przebywał zamknięty pod złotym dzwonem. Wreszcie szóstego dnia niecierpliwa księżniczka, bojąc się, że P’an-ku umrze z głodu, uniosła dzwon i zajrzała. Ciało P’an-ku miało już ludzką postać, ale jego głowa była jeszcze głową psa. I głowa ta nie mogła już przybrać ludzkiego kształtu. P’an-ku wybiegł spod dzwonu, narzucił na siebie szaty, a księżniczka nałożyła na głowę psią maskę. Stali się mężem i żoną, lecz musieli ujść do krain południowych, by osiąść w dzikich górach, z dala od iudzi.
Małżeństwo żyło w wielkiej zgodzie. Dochowało się trzech synów i jednej córki.

7. P’an-ku - niebiański pies, XVII w.

Po pewnym czasie udali się wszyscy na dwór Kao-sina, by dziadek nadał wnukom imiona. Ponieważ starszego syna zaraz po urodzeniu położo­no na talerzu, otrzymał imię P'an, czyli Talerz. Średniego syna położono po urodzeniu w koszu i dlatego otrzymał imię Lan, czyli Kosz. Dla najmłodszego nie umiano znaleźć stosownego imienia. Gdy się tak zastanawiano, nagle za­grzmiało. Dlatego też najmłodszemu synowi dano imię Lei, czyli Grom. Gdy córka dorosła, wydano ją za dzielnego wojownika i dano jej imię Czung, czyli Dzwon.
Potomstwo czworga dzieci P’an-ku i jego żony zawierało między sobą związki, dając początek ludowi, uważającemu P’an-ku za swego przodka.
Mamy tu do czynienia z mitem, który bez wątpienia wyrósł na podstawie pierwotnych wierzeń animistycznych i totemicznych, co jest całkowicie oczywiste, jeżeli się pominie wszelkie późniejsze uzupełnienia czy wyraźne interpolacje. Do tych ostatnich należy z pewnością fragment zawierający etymologię niejasnego imienia P’an-ku, a jest on o tyle interesujący, że wykazuje paralele z próbami wyjaśnienia imienia innego z bóstw - Fu-hi - o którym będzie mowa w jednym z następnych rozdziałów. Podać tu można tylko, że tego typu etymologie ludowe były znane i bardzo popular­ne w epoce Han, zwłaszcza zaś w czasach Późniejszej Dynastii Han - w pierwszych dwóch wiekach n.e.
Cały sztafaż historyczny, którego zadaniem jest - jakże typowe dla ówczesnej mentalności chińskiej - ścisłe osadzanie zdarzenia mitycznego w konkretnym okresie dziejów narodu, uznać trzeba za późniejsze uzupełnienie pierwotnej legendy.
Po odrzuceniu tych elementów ukazuje się P’an-ku traktowa­ny jako zwierzęcy przodek plemienia, przy czym w przywdziewającej maską totemiczną księżniczce odgadujemy bez trudu szamankę wchodzącą z totemem w stosunki seksualne.
W micie tym jest więc P’an-ku zwierzęcym przodkiem określo­nego plemienia, a nie stwórcą całego świata. Nie może też ulegać kwestii, że ten mit totemiczny ma cechy bardzo archaiczne. Czy jednak wynika z tego, że mit o P’an-ku jako stwórcy całego-świata jest późniejszą wersją pierwotnego mitu plemiennego? Taka hipo­teza byłaby kusząca, lecz dla jej poparcia nie ma żadnych prawie argumentów w dostępnych nam dziś materiałach, choć są między obu mitami pewne punkty styczne. Przypomnijmy tylko, że P’an-ku z mitu o stwórcy świata jest twórcą gromu, który powstał z jego głosu i porównajmy to z wersją plemienną, wedle której Grom jest synem P’an-ku.
Niemożliwe jest także powiązanie mitu plemiennego z jakimś znanym nam plemieniem, nie da się go też osadzić w konkretnych warunkach historyczno-geograficznych. Warto tylko wspomnieć, że wiąże się wyraźnie z regionami południowymi, podobnie jak mit o Matce Biesów.
W świetle tych wyrywkowych informacji, jakie znajdujemy w dostępnych nam dziś zabytkach, wydaje się, że oba mity o P’an-ku nie mają wiele ze sobą wspólnego, choć ciągle odnosi się wrażenie, iż krążymy w kręgu tych samych elementów w różnym układzie. O ile bowiem P’an-ku, sprawca zmian w świecie, odzie­dziczył wiele cech Smoka z Pochodnią, o tyle P’an-ku - pies czy też psiogłowy człowiek z mitu totemicznego - dziedziczy psie kształty Hun-tuna, czyli Chaosu.

Pochodzenie ludzi


Podobnie jak pochodzenie świata, również i pochodzenie ludzi stało jakby poza sferą zainteresowań filozoficznych i mitologicz­nych starożytnych Chińczyków. Największy poeta starożytności - K’u Juan - w swym poemacie Pytam niebiosa nie zadaje żadnego pytania o pochodzeniu rodzaju ludzkiego.
Dopiero w spisanym w II wieku p.n.e. na polecenie księcia Liu Ana traktacie taoistycznym zwanym Huai-nan-tsy znajdujemy najstarsze informacje o pochodzeniu człowieka:
Z Chaosu zrodziły się dwa bóstwa. One to stworzyły niebo i ziemię. Z cząsteczek mętnych powstały czerwie, z czystych zaś powstał człowiek.
Jest to jakby kontynuacja cytowanego już poprzednio frag­mentu tłumaczącego powstanie świata jako skutek działalności dwóch bóstw - tutaj jak i poprzednio - nie nazwanych. Jest to oczywista konstrukcja filozoficzna, z mitologią niewiele mająca wspólnego. Bliższy ludowym zapewne wyobrażeniom na temat pochodzenia ludzi jest inny fragment tego samego traktatu:
Żółty Cesarz stworzył męskie i żeńskie narządy, Szang-p’ing stworzył uszy i oczy, a Sang-lin ramiona i ręce. I w ten oto sposób możliwe się stało siedemdziesiąt przekształceń Nii-kua.
W tym - tak sprzecznym z poprzednio przytoczonym - frag­mencie powstanie ludzi przypisuje się wspólnemu działaniu trzech czy nawet czterech bóstw: Żółtemu Cesarzowi, Szang-p’ingowi i Sang-linowi, przy czym rola Nii-kua jest niejasna. Problem polega na tym, że o ile Żółty Cesarz jest postacią dobrze znaną, a i Nii-kun należy do najpopularniejszych bóstw mitologii chińskiej, o tyle Sang-lin nie bardzo do tej wersji pasuje w świetle tego, co o nim wiemy, a o Szang-p’ingu nic w ogóle nie wiadomo. Ów niepokojący Sang-lin to dosłownie Las Morwowy, święty gaj kraju Sung. W żadnym z najstarszych zabytków Sang-lin nie występuje nigdy jako nazwa bóstwa, jak to chce wyraźnie Huai-nan-tsy. Tak więc wypada uznać, że traktat ten przekazuje jakąś, skądinąd całkiem nieznaną, tradycję.
Wymieniona w tym fragmencie Nii-kua jest wedle najstarszych, choć pochodzących dopiero z epoki Han, zapisów uważana - za tę, która stworzyła rodzaj ludzki. Ing Szao (zmarły pod koniec II wieku n.e.) podaje w swym traktacie Feng-su t’ung-i:
Mówi się wśród ludu, że kiedy niebo i ziemia oddzieliły się już od siebie, nie było jeszcze ludzi. Wówczas Nii-kua zaczęła lepić ludzi z gliny. Było to dzieło tak mozolne, że nie była w stanie go ukończyć. Tedy wzięła gałązkę i zanurzyła ją w błocie. Wyciągnęła ją i otrzepując błoto tworzyła ludzi. Dlatego też możni i czcigodni powstali z gliny, biedni zaś i niskiego stanu urodzili się ze strząsanego błota.
Interesujące są w tym przekazie dwa elementy. Oto Nii-kua tworzy człowieka sama, bez niczyjej pomocy, i to tworzy go z gliny, co jest rzadkie w tradycjach mitologicznych wielu narodów. Ważne jest także i to, że Nii-kua nie ogranicza się do stworzenia pary prarodziców rodzaju ludzkiego, lecz tworzy wielu ludzi równocześnie, jakby od razu chciała zaludnić nimi całą ziemię. Oderwanie aktu tworzenia ludzi od zwykłej prokreacji może być elementem dość archaicznym.
Nie ulęga też kwestii, że koncepcja różnego pochodzenia szlachetnych i prostego ludu jest w tym micie elementem późniejszym. Łatwo w niej odnaleźć odbicie myślenia kategoriami klasowymi. Ważne tez wydaje się, że wedle tej koncepcji człowiek, jako stworzony przez boginię - i to niezależnie od późniejszych różnic klasowych w akcie twórczym - różni się od wszelkich pozostałych istot żywych.



Inna wersja, znana ze stosunkowy późnej relacji, przypisuje stworzenie ludzi parze Nii-kua i Fu-hi. Mit ten przekazał tangowski poeta Li Jung (zmarły w 741 roku n.e.) w swym Tu-i-czy:
W dawnych czasach, gdy świąt był już stworzony, w górach K’unlun żyta Nii-kua ze swym bratem.- Ludzi nie było jeszcze na świecie. Dlatego też rodzeństwo to postanowiło zostać mężem i żoną. lecz ogarnął ich wstyd. Wówczas brat zaprowadził siostrę na szczyt K’unlunu i rzekł:
„Jeśli Niebo pragnie, byśmy zawarli związek, niechaj dym się ku górze prosto wzniesie. Jeśli zaś nie chce ono tego, niechaj dym się rozproszy”.
I dym uniósł się ku górze. Wówczas siostra zbliżyła się do brata, lecz wpierw uplotła wachlarz, by nim zakryć swą twarz. Obecny zwyczaj trzymania przy zaślubinach wachlarza z tego się właśnie wywodzi.
Relacja ta nosi cechy późniejszej modyfikacji jakiegoś starszego mitu. Do tych modyfikacji należy z pewnością motyw wachlarza, być może wymyślony przez samego Li Junga dla wytłumaczenia rozpowszechnionego: w jego czasach obyczaju. Do elementów późnych należy, też odwoływanie się do wyroków Nieba, charakte­rystyczne dla myśli konfucjańskiej. Jako stosunkowo późna i silnie, zmodyfikowana, opowieść Li Junga nie zasługiwałaby w ogóle na uwagę, gdyby nie pewien rys charakterystyczny. Mimo upływu wieków, można u Li Junga dostrzec wyraźnie, że Nii-kua pozosta­wała nadal centralną postacią mitu. Jej brat i małżonek nie jest nawet wymieniony z imienia; skądinąd wiemy, że chodzi o Fu-hi.. Oto jak trudno było przypisać parze bóstw to, co starsza tradycja z jedną tylko boginią wiązała.
Z postacią Nii-kua wiąże się jeszcze wiele innych opowieści, które przytoczymy dalej. Tu na koniec trzeba przedstawić jeszcze jeden wątek, znany fragmentarycznie z jednego tylko cytatu z dzieła Sii Czenga Wu-jiin li-nien-ki:
Pod wpływem wiatru wszystkie czerwie, które się zalęgły w ciele P’an-ku, przekształciły się w lud czarnogłowy.
Tak więc okazuje się, że przynajmniej jedna z wersji mitu o P’an-ku, twórcy świata, także stworzenie ludzi przypisywała temu bóstwu. Nie była to jednak koncepcja, która-przynosiła zaszczyt rodzajowi ludzkiemu i można sądzić, że nie cieszyła się wielkim uznaniem, choć pochodzenie od czerwi może być echem jakiegoś mitu totemicznego. Wątek ten jest ważny i z tego powodu, że wiążę się z powstaniem rodzaju ludzkiego, który nie jest traktowany jako dzieci jednej pary prarodziców. Ów brak Adama i Ewy, prarodziców wszystkich ludzi, jest dla mitologii chińskiej bardzo charakte­rystyczny.

Urządzanie świata i wielki kataklizm
Ku-ling, czyli Wielki Duch


Wróćmy teraz ku dopiero co powstałej ziemi, ku najdawniejszym jej początkom, do czasów, gdy chyba jeszcze ludzi nie było. Wiemy już, że w jednej z wersji mitu o P’an-ku - twórcy świata - temu właśnie bóstwu przypisywane jest nie tylko stworzenie świata, ale także „urządzenie ziemi”, to jest wyposażenie jej w góry i rzeki, drzewa i krzewy, chmury i błyskawice, a nawet nadanie jej rytmu następujących po sobie dni i nocy. Wiemy też, że o ile chodzi o akt twórczy, o spowodowanie wyłonienia się ziemi z pierwotnego chaosu, to P’an-ku właściwie nie miał rywali, nie była bowiem z pewnością dla niego konkurentką mało znana Matką Biesów.
Odmiennie przedstawia się urządzanie ziemi, w tej bowiem materii miał P’an-ku rywali i to takich, którzy się dziś starszą od niego metryką legitymują. Znaczy to oczywiście, że starożytnych Chińczyków mniej interesował problem pochodzenia świata - i pod -tym względem zgodne są i filozofia, i religia - więcej natomiast zajmowały kwestie przemian, jakim świat ulegał. Jest to niewątpliwie odbicie warunków geograficznych powodujących konieczność nieustannej walki z żywiołami nękającymi Chińczy­ków" od zarania dziejów.
Pośród tych, którzy się do urządzenia świata przyczynili, wymienia się Ku-linga, czyli Wielkiego Ducha.
W jednym, z późniejszych zabytków, z czasów dynastii Sung (X-XIII, wiek n.e.), będącym bezwartościową z punktu widzenia historii, taoistyczną kompilacją różnych legend, znajdujemy inte­resujący cytat z dzieła również inspiracji taoistycznej, lecz za to
pochodzącego z I wieku n.c. Co prawda, samo to dzieło nie dochowało się do naszych czasów, nie ma jednak żadnych podstaw, by zachowany jego fragment uważać za bezwartościowy. Oto/jego treść:
Wielki Duch, czyli Kii-Iing, narodził się razem z Pierwo­tnym Tchnieniem i jest on Prawdziwą Macierzą Dziewięciu Początków.
Cytat ten, dość zresztą niejasny, może się wydać dla naszych- celów mało ważny, jest jednak najstarszym zaświadczeniem istnie­nia Wielkiego Ducha i nabiera szczególnego znaczenia dopiero w połączeniu z tym, co się pisze nieco dalej w tej taoistycznej kompilacji legend:
Wielki Duch-pochodzi z siedzenia rzeki Fen.
Do tego zaś dodaje się zaraz komentarz:
Owo „siedzenie rzeki Fen” znaczy tyle, co jej „górny bieg”. Ziemia jest tam bowiem pagórkowata, toteż przypo­mina ona pośladki.
Na szczęście nie jest to, koniec wszystkich naszych wiadomości o tym duchu: około 530 roku n.e. powstał Wybór utworów literackich, czyli Wen-siian, do którego w VII wieku napisano komentarz zwany komentarzem. Li Szana od nazwiska księcia, który temu przedsięwzięciu patronował. I oto szczęśliwym zbie­giem okoliczności w Owym komentarzu zacytowano także inny fragment tego samego, zaginionego dzieła taoistycznego z I stule­cia, którego fragment przytoczyliśmy:
Jest Wielki Duch, który zna prawa nieba i ziemi, potrafi stworzyć góry i rzeki, sprawić, że płyną rzeki i strumienie.


9. Dłoń Nieśmiertelnego w Kwietnych Górach

Istnieje wreszcie jeszcze jedna informacja dotycząca tego Wielkiego Ducha, choć tym razem pochodzi z dzieła datowanego dopiero na początek VI wieku n.e. W swej Księdze wód z komentarzem, czyli Szuei-king-czu, Li Tao-juan pisze:
Dawniej Kwietne Góry, czyli Huaszan, stały pośrodku Rzeki Żółtej tak, iż wody tej rzeki musiały je okrążać i toczyć się krętą drogą. Wówczas bóg rzeki, Wielki Duch, czyli Kii-ling, rękami je rozerwał i nogami odepchnął roz­dzierając je na dwie części. Dziś jeszcze widoczne są ślady jego dłoni i jego stóp.
Widzimy więc, że pośród tych, którzy ziemi nadali jej kształt ostateczny, znajduje się również Wielki Duch. Jest to niewątpliwie bóstwo lokalne, będące pierwotnie duchem rzeki Fen (a nawet być może tylko jej górnego biegu), głównej rzeki dzisiejszej prowincji Szansi, rzeki płynącej z północnego wschodu na południowy, zachód i uchodzącej do Rzeki Żółtej powyżej punktu, w którym skręca ona ostro ku wschodowi. '
W świetle dostępnego nam dziś materiału, Wielki Duch nie ma charakteru uniwersalnego, choć w przytoczonym na samym po­czątku fragmencie można widzieć próbę uczynienia z niego bós- twa-sprawcy wszechrzeczy.
Prawdą jest, iż w czasach późniejszych bóstwo to musiało ewoluować w kierunku wykraczającym poza ramy ściśle lokalne, gdyż przypisywane mu rozdzielenie Kwietnych Gór odbyć się musiało niejako poza sferą granic terytorialnych Wielkiego Ducha, chodziło bowiem o wytyczenie nowego koryta Rzeki Żółtej. Była to więc akcja na terytorium innego ducha, otaczanego szczególną czcią Hrabiego Rzeki, czyli Ho-po, o którym będzie jeszcze mowa. Tu wystarczy powiedzieć, że ujście rzeki Fen do Rzeki Żółtej dzieli od Kwietnych Gór w linii prostej około stu kilometrów. Nie jest to oczywiście odległość zbyt duża dla bóstwa zwanego Wielkim Duchem, ważne jednak jest, że była to niewątpliwie strefa innego ducha.
Tak czy inaczej, do dziś pokazują w Kwietnych Górach odcisk dłoni nazywany Dłonią Nieśmiertelnego.

P’u-fu, czyli Prostacy

Z Rzeką Żółtą związane jest również małżeństwo P’u-fu, czyli Prostaków, o których doszły nas bardzo skąpe wiadomości. Pewne jest wszakże, iż P’u-fu należy zaliczyć do tych, którzy świat mieli urządzić, wprowadzić ład w rozpasane żywioły wodne. Wszystko, co o P’u-fu wiemy, pochodzi z cytowanej już Księgi duchów i dziwów:
Na wielkim pustkowiu na południowo-wschodnich krańcach ziemi żyją P’u-fu. Oboje są wysocy na tysiąc stajń i tyleż ma ich brzuch w obwodzie. Gdy się tylko niebo ustaliło, zostali wysłani, by otworzyli drogi setkom strumie­ni- Okazali się jednak leniwi nie chciało się im przyłożyć jak należy do roboty. Za karę wygnano ich i kazano im stać na południowym wschodzie. Mężczyźnie Obnażono słabiznę, a kobiecie srom. Nie piją oni niczego ani też nic nie jedzą i nie boją się ni mrozu, ni upału. Piją jedynie niebiańską rosę. Kiedy woda w -Rzece Żółtej stanie się znów czysta, będą mogli na powrót wytyczać koryta setkom strumieni. W czasach zamierzchłych, kiedy torowali oni koryto Rzece .Żółtej, to je tak wytyczyli, że rzeka, to jest głęboka, to znów płytka, tu płynie wąskim korytem, tam zaś ma koryto najeżone skałami. Dlatego też Jii musiał znów się zająć regulacją tej rzeki, aby jej wady się nie zatrzymywały. Niebo ukarało tęgo męża i jego żonę rozkazując im stać opartym q siebie. Żeby zaś Rzeka Żółta stała się czysta, trzeba, by przestała ona wpadać do morza, a wtedy jej wody same się oczyszczą.
Przyznać trzeba, że po przeczytaniu tego fragmentu ogarnia żal, że tyle tylko o tych mitycznych, małżonkach wiemy dzisiaj. Nie wiadomo, kto polecił im wykonać tę gigantyczną robotę, a musiał być to ktoś potężny, skoro potem był władny tak okrutną im wymierzyć karę, skazując ich na wieczną mękę. Trudno oczywiście brać poważnie wspomniane w tym fragmencie Niebo jako ową siłę najwyższą. Abstrakcyjnie pojmowane Niebo jako bezosobowa siła sprawcza zupełnie nie pasuje do tej opowieści i jest ponad wszelką i wątpliwość elementem rozumowania konfucjańskiego: Pamiętać przy tym trzeba, że mit ten znamy jedynie z relacji wybitnego konfucjanisty.
Tak więc pośród tych, którzy światu mieli nadać kształt ostateczny, znała też starożytność chińska małżeństwo leniwych olbrzymów, którzy tak źle wykonali powierzoną im pracę nad re­gulacją rzek, iż musieli zostać ukarani. Wielkie dzieło regulacji stosunków wodnych czekało nadal na swego herosa.

Kung-kung - postać tajemnicza

Pośród najstarszych mitycznych postaci świata chińskiego znajduje się Kung-kung, zwany także K’ang-huei. Właśnie pod tym drugim imieniem występuje on w cytowanym tu już poemacie K’u Juana Pytam niebiosa:
Gdy runął K'ang-huei, czemu ziemia
Na południowy wschód się kłoni?
Wprawdzie utożsamienie wymienionego tu Kang-hueia z Kung-kungiem' jest dość późne i jak się zdaje niezbyt uzasadnio­ne, nie ulega kwestii, że w tym - na pierwszy rzut oka niezbyt zrozumiałym - fragmencie mamy jedną z najstarszych wzmianek o kataklizmie, jaki nawiedził ziemię w dalekiej starożytności.
Zanim jednak przedstawimy opowieść o tej gigantycznej katastro­fie, zajmijmy się wpierw tym, co właściwie wiemy o Kung-kungu, jest on bowiem centralną postacią tego mitu.
Informacji o tej postaci mamy dość dużo i to właśnie jest kłopotliwe, ponieważ poszczególne źródła różnią się od siebie znacznie i różne przypisują Kung-kungowi funkcje i czyny.
Najmniej wartościowa jest pod tym względem tradycja konfucjańska, która, zgodnie z historycznym ujmowaniem wszystkiego, czyni Kung-kunga ministrem i wasalem cesarzy Jao, i Szuna. To wtłoczenie Kung-kunga w ramy racjonalnie ujętej historii kraju nie całkiem się zresztą konfucjanistom udało. W jednym z członów kanonu konfucjańskiego, w Księdze dokumentów' wymienia się Kung-kunga jako jednego z potworów wypędzonych przez cesarza Szuna.
Wedle Księgi dokumentów miał Kung-kung działać w czasach Jao i Szuna. Zwraca jednak uwagę Bernhard Karlgren, że zabytki sprzed określi cesarskiego nie reprezentują w tym względzie jednolitego stanowiska. Według niektórych Kung-kung działał dużo wcześniej, w okresie poprzedzającym władanie Żółtego Cesarza, a jego postać związana jest z mitem o potopie. Tak na przykład w Kuan-tsy czytamy:
Po czasach Płomiennego Człowieka, czyli Suei-żena, gdy Kung-kung był królem, wody zajmowały siedem dziesiątych obszaru, a ląd suchy ledwie trzy dziesiąte.
Wedle jednej z chronologii okres Płomiennego Człowieka, czyli Suei-żena (o którym będzie jeszcze mowa później), poprze­dzał czasy Żółtego Cesarza. Podobną wersję przekazują też niektó­re inne zabytki bliskie kręgowi konfucjańskiemu. W Mowach królestw, czyli Kuo-jii, czytamy:
Cung-kung chciał zatamować wszystkie rzeki i strumienie. Przewrócił więc wzgórza i zagrodził doliny. Przyniósł w ten sposób szkodę całej dziedzinie. Wysokie Niebo nie pomogło mu. Wywołał klęski i chaos na świecie, toteż został zniszczony.
W innych zaś częściach tego zabytku mówi się, iż Kung-kung działał przed czasami Żółtego Cesarza.
Dopiero zabytki z okresu dynastii Han wiążą Kung-kunga z czasami cesarza Czuan-hii i z jego walką z tym władcą, choć podobnie pisze się o tym już w Lie-tsy. Huai-nan-tsy reprezentu­je wszystkie te rozbieżne stanowiska na raz, dodając jeszcze, ze Kung-kung walczył z Kao-sinem, o czym inne teksty milczą. Stanowisko, jakie znajdujemy w Huai-nan-tsy nie może dziwić, ponieważ jest to traktat pisany zbiorowo przez kilku autorów. Może to być jednak- też przejawem typowej dla owej epoki skłonności do kompromisu polegającego na podaniu różnych wersji, która to tendencja nieobca jest też Zapiskom historyka, będącym w zasadzie dziełem jednego autora.
Skądinąd wiemy też, że Kung-kung został wypędzony aż do Mrocznego Wzgórza, czyli Jou-ling, gdzie miał również dotrzeć cesarz Czuan-hii.. Zarówno Czuan-hii, jak i inni wymienieni tu cesarze są postaciami mitologicznymi wtórnie wciśniętymi w ramy historii, która każe na przykład Czuan-hii panować jakieś dwieście lat przed Szunem itd.
Warto więc przy okazji zauważyć, że takie wtłaczanie postaci mitycznych w ramy histerii jest jedną ze specyficznych cech cywilizacji chińskiej. O ile bowiem w mitologii greckiej mamy do czynienia z bohaterami, herosami, którzy stają się półbogami czy nawet bogami, o tyle w Chinach zachodził proces odwrotny: bogowie stawali się z biegiem czasu ludźmi,.cesarzami czy też ich wasalami. W Grecji starożytnej przejście od statusu człowieka śmiertelnego, bohatera zdarzeń historycznych, do statusu bóstwa było tak naturalne, że później - w kulturze rzymskiej - stało się możliwe uznawanie kogoś za boga na zasadzie zarządzeń adminis­tracyjnych. W Chinach racjonalistyczne wysiłki konfucjanistów prowadziły do tego, by różne dawne bóstwa traktować jako ludzi, którzy dokonali tylko czynów heroicznych, co oczywiście nie znaczy, że nie znane są w Chinach procesy odwrotne, procesy ubóstwiania ludzi.
Z drugiej zaś strony zabytki nie inspirowane doktryną konfucjańską na ogół łatwiej zachowują pierwotne, boskie cechy danej postaci. W przytaczanym tu już traktacie taoistycznym, znanym pod tytułem Huai-nan-tsy, wymienia się zresztą także Kung-kunga jako jednego z Ośmiu Wiatrów, a jest to tradycja, która nie znajduje poparcia w innych materiałach.
Jeszcze wyraźniej nie jako człowieka traktuje Kung-kunga Księga gór i mórz, gdzie się mówi:
„Kung-kung ma twarz ludzką, ciało węża i purpurowe włosy"
Informacja ta pojawia się w tym zabytku jako cytat z dzieła wcześniejszego, uważanego przez niektórych za pochodzące z IV wieku p.n.e. i. występuje pośród wiadomości tyczących Wiel­kiego Pustkowia Zachodniego.
W podobnych regionach sytuuje Kung-kunga cytowana tu już Księga duchów i dziwów:
Na Północno-Zachodnim Pustkowiu żyje człowiek, któ­ry jest głupi i prostacki jak ptak czy jakie zwierzę, a ma na imię Kung-kung.
Przyznać trzeba, że ta informacja niezbyt pasuje do tego, co mówi o Kung-kungu Księga gór i mórz, a mianowicie, że Kung- i-kung jest nie tylko pozbawiony cech ludzkich, ale ma też boskie . pochodzenie. Mówi się bowiem w pewnym miejscu:
Pzu-żung spłodził Kung-kunga.
O tym zaś ojcu Kung-kunga twierdzi się:
Czu-żung ma ciało zwierzęcia, a twarz ludzką i jeździ na dwóch smokach.
Z innych jeszcze źródeł wiemy, że Czu-żung był bogiem ognia i pomocnikiem Płomiennego Cesarza, czyli Jen-ti, władającego Południem.
Ten sam krąg zabytków traktuje ponadto Kung-kunga jako bóstwo nadrzędne, mające we władzy bóstwa niższej rangi. Jednym z nich jest Siang-liu, zwany też Siang-jąo, o którym Księga gór i mórz mówi:
Podwładnym Kung-kuńga jest Siang-liu. Ów Siang-liu ma dziewięć głów o ludzkich twarzach osadzonych na ciele wężowym i jest koloru zielonego.
Siang-liu był zresztą wyjątkowo złośliwym demonem, a poko­nał go ostatecznie Wielki Jii, toteż będzie o nim jeszcze mowa.
O innym pomocniku Kung-kunga dowiadujemy się z taoistycz­nego zbioru legend, gdzie się przytacza fragment nie zachowanego dzieła z IV wieku p.n.e. Ż tego, co się tam mówi wynika, że Kung-kung uczynił też swym pomocnikiem niejakiego Fu-jou, czyli Błąkającego się. W nieznanych okolicznościach Fu-jou został pokonany przez Czuan-hii i utonął w rzece Huai. Niektórzy badacze chińscy, powołując się na niezbyt jasne fragmenty jakiegoś tekstu, twierdzą, że po śmierci ów Błąkający się przemienił się w niedźwiedzia, brak jednak na ten temat informacji jednoznacz­nych.
Miał też Kung-kung syna, o którym źródła taoistyczne, dość zresztą późne, mówią, że był pozbawiony wszelkich talentów, że zmarł w dzień zimowego przesilenia i stał się złym, duchem, który lęka się tylko czerwonego bobu.

Także według zabytków starszych jak Mowy królestw, a także Tso-czuan - synem czy też potomkiem Kung-kunga był Kou-lung, który był później Księciem Ziemi, czyli Hou-t’u, po­mocnikiem Żółtego, Cesarza jako Władcy Środka..
Cytowane tu już dzieło Feng-su t’ung-i opowiada o innym sy­nu Kung-kunga: .
Syn Kung-kunga miał na imię Siu. Umiłował on dalekie podróże, toteż nie było takiego miejsca, dokąd by można dojechać łodzią lub wozem czy też dojść pieszo, którego by nie obejrzał. Dlatego też starożytni składali my ofiary jako bóstwu podróży.
Inne zabytki z okresu dynastii Han oraz nieco wcześniejsze potwierdzają również, że istniał w starożytności zwyczaj składania ofiary przed wyruszeniem w podróż, czy nawet przed wymarszem na wyprawę wojenną, co ostatecznie można uznać też za rodzaj podróży.
W świetle tych wszystkich informacji jawi się nam Kung-kung jako potężne bóstwo, dysponujące własnym dworem bóstw zależ­nych, bóstwo zrodzone przez boga i samo będące ojcem bóstw. Należy ponadto Kung-kung do tej ogromnej rodziny półludzi, półwęży, którzy szczególnie występują w mitologii chińskiej.
Można sobie oczywiście zadać pytanie: dlaczego to o Kung-kungu mówimy teraz, bezpośrednio po informacjach o tych, którzy mieli bieg wód regulować? Otóż w micie o Kung-kungu stopiły się dwa podstawowe wątki: opowieść o potopie i próbach jego opanowania oraz opowieść kosmogoniczna o wielkim kata­klizmie, którego wynikiem jest dzisiejszy kształt świata.
Z tego, co o Kung-kungu i jego metodach walki z potopem wiemy z Mów królestw, można wnosić, że należał on do tych, którym się podjęte dzieło nie udało, gdyż działali przeciw naturze. Za te niepowodzenia poniósł Kung-kung karę, podobnie jak poniosło ją małżeństwo olbrzymów zwanych P’u-fu.

Wielka katastrofa

W przypadku Kung-kunga o wiele ważniejszy, jest jednak wątek wielkiego kataklizmu, którego był bezpośrednim sprawcą. Oto, co na ten temat pisze się w Huai-nan^tsy:
Niegdyś Kung-kung walczył z Czuan-hu o władzę i ze złości uderzył rogiem w górę zwaną odtąd Górą Niepełną (Pu-czou). Złamała się podpora niebios i zerwały się wiąza­nia ziemi. Niebo pochyliło się na północny zachód. Dlatego też słońce, księżyc i gwiazdy w tę się kierują stronę. Ziemia zaś przestała wypełniać południowy wschód. Dlatego też w tę stronę zmierzają wszystkie rzeki i pył wszelki.
Mit o wielkim kataklizmie, który spowodował pochylenie się nieboskłonu i odsłonił na południowym wschodzie kraniec świata, gdzie nie ma już ziemi, należy z pewnością do najstarszych. Łączy on w poetyckiej formie mitu wyjaśnienie tego, że gwiazda polarna, w której Chińczycy od dawna dostrzegali biegun niebieski, nie znajduje się w zenicie ich nieba, jak i wytłumaczenie tego, że ziemia, która zda się nie mieć kresu we Wszystkich kierunkach, kończy się wyraźnie na południowym wschodzie (wystarczy spoj­rzeć na mapę Chin), a także i to, że ku wschodowi zmierzają wszystkie rzeki. O starożytności tego mitu świadczy nie tylko przytoczony już fragment poematu Pytam niebiosa, lecz także i ten:
Gdzie osiem słupów? Czemu zbrakło
Jednego na południo-wschodzie?
Również i w innych zabytkach z epoki przedcesarskiej znajdu­jemy wiadomości o tej katastrofie. Zacytujmy jeszcze fragment traktatu Lie-tsy, który pochodzi być może nawet z III wieku p.n.e., a który nawet pesymiści uważają za nie późniejszy niż z wieku IV n.e.:
Dlatego niegdyś Nü-kua zbierała różnokolorowe kamie­nie, by naprawić tę niedoskonałość, i odłamała łapy olbrzy­miego żółwia, by je ustawić jako cztery bieguny wspierające firmament niebieski. Potem, gdy Kung-kung walczył z Czuan-hü o cesarstwo, rozgniewany zderzył się z górą Pu-czou, pokruszył filary podtrzymujące niebiosa i pozrywał wiązania ziemi. Dlatego niebo skłoniło się ku północo-za- chodowi, a słońce, księżyc i gwiazdy zwracają się w tę stronę. Ziemia przestała wypełniać południowy wschód i dlatego sto rzek i strumieni (wszystkie wody) zwracają się w tamtą stronę.
Z tego co mówią K’ü Jüan i Lie-tsy wynika, że dość powszech­nie sądzono w starożytności, iż firmament niebieski wspiera się na olbrzymich słupach, ziemia zaś umocowana jest jakimiś wiązania­mi, które ją podtrzymują. Nie jest oczywiście istotne, ile było owych słupów podtrzymujących sklepienie niebieskie. Wedle K’ü Jüana było ich pierwotnie dziewięć, później jeden został złamany. Lie-tsy mówi wyraźnie o czterech. Istnienie owych filarów niebie­skich znajduje także potwierdzenie w micie o P’an-ku. Wedle dzieła Wu-jiin ii-nien-ki, napisanego przez Sü Czengâ:
Cztery jego kończyny stały się czterema krańcami I świa­ta, a jego pięć członków stało się pięcioma wielkimi górami. Wersja ta, choć z pewnością późniejsza, jest o tyle ważna, że łączy w jedną zarówno te tradycje, które mówią o czterech słupach, jak i te, które o dziewięciu wspominają.
Przytoczony fragment Lie-tsy zdaje się wskazywać, że Nü-kua Wzniosła owe filary niebios, w czym się miała posłużyć łapami wielkiego żółwia. Miała też zalepić szczeliny w nieboskłonie różno­kolorowymi kamieniami. Jest to więc wersja mitu przypisująca Nii-kua aktywny udział w nadaniu światu ostatecznego kształtu, przy czym wedle Lie-tsy miała dokonać tego przed walką Kung-kunga z Czuan-hii.
Ten sam wątek odnajdujemy w traktacie Wang Cz’unga (żył w latach 27-97), zatytułowanym Lun-heng, czyli Rozprawy kryty­czne, w następującej wersji:
Kung-kung walczył z Czuan-hii o tron Syna Niebios, lecz nie mógł zwyciężyć. Ze złości uderzył głową w Górę Niepeł­ną tak, że złamał się filar niebios, a wiązania ziemi się zerwały. Nii-kua roztopiła w ogniu barwne kamienie, aby nimi zalepić błękitne niebo. Odrąbała też nogi olbrzymiego żółwia morskiego i ustawiła je jako cztery filary niebios. Lecz nieba nie starczyło na północnym zachodzie. I dlatego słońce i księżyc tam się pochyliły. Ziemi zaś nie starczyło na południowym wschodzie. I dlatego tam się wszystkie; rzeki wlewają.
Z fragmentu tego wynika, że Nii-kua dokonała swego dzieła po naruszeniu równowagi świata przez Kung-kunga. Nie można wy­kluczyć, że wersja Lie-tsy jest starsza i pochodzi z czasów, gdy naprawę świata po kataklizmie przypisywano Nii-kua lecz samego kataklizmu nie łączono jeszcze z walką między Kung-kungiem a Czuan-hii. Cytowany już fragment Huai-nan-tsy, choć nie zawie­ra wersji tak pełnej, jaką podaje Wang Cz’ung, wydaje się także reprezentować tradycję, wedle której Nii-kua dokonała naprawy świata po spowodowanej przez Kung-kunga klęsce. Widać to wyraźnie, gdy porównamy ten urywek z fragmentem pochodzącym z innego rozdziału tego dzieła:
Płomień gorzał nie gasnąc. Fale burzyły się nieustannie. Wściekłe zwierzęta pożerały ludzi! Drapieżne ptaki porywa­ły starców i niemowlęta. Wówczas Nii-kua roztopiła różno­barwne kamienie i zalepiła nimi nieboskłon.

Odrąbała też nogi olbrzymiego żółwia morskiego i ustawiła je jako cztery filary.
Można więc przypuszczać, że tekst Lie-tsy jest w tym fragmen­cie źle przekazany (na co nie zwracają uwagi badacze tego zabyt­ku). Można chyba jednak sądzić, że w toku transmisji Lie-tsy nastąpiła zmiana kolejności zdań, wskutek czego powstała wtórnie sprzeczność w stosunku do tradycji, którą reprezentują Huai-nan-tsy i Wang Cz’ung.
Nie ulega wszakże wątpliwości, że mitologia ludowa przypisy­wała Nii-kua — prócz stworzenia rodzaju ludzkiego - także urato­wanie świata po jakimś straszliwym kataklizmie. Jednakże mimo wysiłków nie udało się bogini doprowadzić świata do stanu pierwo­tnego, toteż firmament niebieski pozostał pochylony ku północne­mu zachodowi, a ziemia się kończy na południowym wschodzie.
Jest także pewne, że potężne uderzenie Kung-kunga w Górę Niepełną spowodowało nie tylko wzajemne przesunięcie się nieba i ziemi, ale wywołało także falę pożarów i ogromną powódź. Tak oto Kung-kung, który miał niegdyś przyczynić się do regulacji stosunków wodnych, sam sprowadził na świat najstraszliwszą z klęsk żywiołowych.
Później, gdy zwyciężyła tak charakterystyczna dla tradycji konfucjańskiej. tendencja uporządkowania opowieści mitologicz­nych i ujęcia ich w ramy historii, Nü-küa i innym bohaterom legend przypisywano wyraźne cechy ludzkie, a ich życie i działalność starano się - nie bez trudu - wpisać w konkretne ramy czasowe. Mimo że takie zaszeregowanie postaci mitologicznych rodziło liczne sprzeczności, ortodoksyjna tradycja konfucjańska utrzymy­wała, że byli to ludzie. Na tych właśnie przesłankach opiera się imponująca swym trzeźwym racjonalizmem krytyka tego mitu zawarta w Rozważaniach krytycznych Wang Cz’unga. W owym traktacie krytyka ta zajmuje sporo miejsca, toteż przytoczymy tylko dwa jej fragmenty. Oto, co mówi Wang Cz’ung o walce Kung-kunga z .Czuan-hu:
Gdy ktoś walczy o tron Syna Niebios i nie odnosi zwycięstwa, a ze złości uderzywszy w Górę Niepełną spowo­duje przez to złamanie się filaru niebios i zerwanie się wiązań ziemi, to przecież gdyby ktoś taką miał siłę, nie miałby wroga nŁ ziemi. Gdyby taką mając siłę ze wszystkimi walczył armiami, to wszyscy wojownicy byliby dla niego jak mrówki, a wojsko całe byłoby dla niego jak drobiny pyłu. Jakże ktoś taki mógłby nie zwyciężyć i wpaść przez to w złość taką, by uderzyć w Górę Niepełną? >
I fragment drugi:
Nie ma też nic twardszego niż góra i cięższego niż ona. Gdyby nawet dziesięć tysięcy ludzi połączyło swe siły, nie zdołaliby przecież nawet małej popchnąć góry. Zaś Góra Niepełna była wielka! Jeżeli to ona sama była filarem niebios, to złamać ją byłoby tym trudniej. Jeśli zaś ona sama nie była filarem niebios, to jeszcze trudniej uwierzyć w to, by można tak w nią uderzyć, żeby jednocześnie filar niebios złamać.

Czuan-hu — zwycięski rywal Kung-kunga i jego potomstwa

Kim był ów potężny Czuan-hu, który odniósł zwycięstwo w starciu z Kung-kungiem, zwyciężył w walce o władzę? Zabytki konfucjańskie widzą w nim cesarza, następcę cesarza Szao-hao, i przypisują mu lata 2513-2435 p.n.e. jako okres panowania.
Zapiski o obrządach Starszego Tai, czyli Ta-Tai li-ki, dzieło konfucjańskie z końca III wieku p.n.e. lub z początków epoki Han, podaje genealogię Czuan-hu stanowiącą próbę systematyzacji
wcześniejszych, heterogenicznych danych. Wedle tego zabytku ojciec Czuan-hii to niejaki Cz’ang-i, syn Żółtego Cesarza. Był więc Czuan-hii wnukiem bóstwa centralnego i, jak się okazuje, sam był też bogiem. Jego genealogię sięgającą również Żółtego Cesarza, lecz różniącą się w szczegółach od poprzedniej, podaję Księga gór i mórz:
Żółty Cesarz poślubił Lei-tsu, która urodziła mu Cz’ang-i. Ten zaś Cz’ang-i został wygnany do Słabej Wody, czyli Żo-szuei, gdzie urodził mu się Han-liu. Han-liu ma wysoko sklepioną głowę i niewielkie uszy, twarz ludzką zakończoną świńskim ryjem, pokryte łuską ciało, zrośnięte ze sobą nogi i świńskie kopyta. Han-liu wziął za żonę O-nu, córkę Nao-tsy, i ta urodziła mu Czuan-hii.
W innych fragmentach tej samej księgi sugeruje się, że to sam Cz’ang-i był ojcem Czuan-hii gd2de indziej zaś dodaje się, że Han-liu miał maleńkie uszy. Są to jednak szczegóły drugorzędne. Ważniejsze jest to, że jeden z wczesnych komentatorów tej księgi pisze, iż wedle tego, co o znaczeniu znaku „czuan” mówi najstarszy chiński słownik, Czuan-hii otrzymać musiał takie właśnie imię, gdyż był podobny do swego ojca. Był więc Czuan-hii bóstwem o dość niezwykłym kształcie.
Pozycję Czuan-hii w panteonie chińskim przedstawia jedno­znacznie Huai-nan-tsy, traktat, którego autorzy próbowali wnieść elementy ładu w dotychczasową tradycję mitologiczną. Oto wedle tego zabytku Czuan-hii jest jednym z pięciu bóstw centralnych, jest władcą Północy, a jego pomocnikiem jest Ciemny Mrok, czyli Hiian-mińg. W świetle tych informacji okazuje się, że walka Czuan-hii z Kung-kungiem toczyła się o rzecz niebagatelną: cho­dziło o to, który z nich zajmie miejsce wśród bóstw najwyższych.
Niektórzy badacze chińscy zastanawiają się nad tym/czy aby tradycja dziś nam znana nie przypisuje zbyt niskiej pozycji Czuan-hii. W pewnych zabytkach mówi się bowiem, że Czuan-hu „zerwał połączenie między niebem a ziemią”. Jeśli tak było rzeczywiście - zapytują niektórzy - to czy pozycja bóstwa podległego Żółtemu Cesarzowi nie była zbyt skromna dla dokonania takiego czynu?
Wątpliwości te nie są jednak niczym uzasadnione. Kung-kung spowodował przecież kataklizm w skali kosmicznej, a nie był z pewnością nigdy uważany za najwyższe bóstwo panteonu, lecz zaledwie za kogoś, kto pretendował do pozycji, którą zajął Czuari-hii. Zresztą owo zerwanie połączenia między niebem a ziemią też nie jest jednoznacznie przypisywane Czuan-hu. Wyjaśnijmy wpierw jednak, o co w ogóle chodzi. Jak pisze pewien osiemnasto­wieczny filolog chiński Kung Tsy-czeng (1792-1841):
Na samym początku rodzaju ludzkiego niebo obcowało z ludźmi i ludzie z niebem obcowali. Rano mogli oni do nieba wstępować i mogli też udawać się tam wieczorem. Niebo zaś rano z ludźmi rozmawiało i rozmawiało z nimi wieczorem.
Jednym słowem, mimo iż się niebo oddzieliło od ziemi, istniało między nimi jakieś połączenie, po którym ludzie mogli wchodzić do nieba. Jest charakterystyczne, że owo połączenie było rozumiane w sensie materialnym. Różne były koncepcje, jak takie połączenie nieba z ziemią wyglądało, i do tej sprawy wrócimy jeszcze.
O tym, jak doszło do przerwania tego połączenia, mówi Księga dokumentów w rozdziale Prawo karne księcia z Lii, czyli Lu-hing, uznawanym za jeden z autentycznie przedhanowskich. Tekst ten opisuje w kategoriach historycznych bunt Cz’y-jou przeciw Żółte­mu Cesarzowi o czym zresztą będzie mowa nieco dalej. Tu ważne jest, że w następstwie tego buntu:
Kazano Cz’ungowi i Li zerwać połączenie między ziemią a niebem tak, by nie można było więcej wchodzić ni scho­dzić.
Ten sam temat przewija się w Mowach królestw:
Król Czao zapytał Kuan Sze-fu: „Co to znaczy, gdy się w Księdze dokumentów stwierdza, iż Cz’ung i Li zerwali połączenie miedzy niebem a ziemią? Czy znaczy to, że gdyby tego nie uczynili, lud mógłby wchodzie do nieba?
Tak więc nie było właściwie zgodności co do tego, kto przerwał połączenie między niebem a ziemią. Wedle jednych uczynił to Czuan-hii, wedle innych mieli tego dokonać Cz’ung i Li. Jak zwykle w takich przypadkach, badacze chińscy próbują obie wersje połą­czyć twierdząc, że Cz’ung i Li działali z rozkazu Czuan-hii. Pewną wskazówką dla przyjęcia takiej interpretacji jest inny fragment Mów królestw:
Czuan-hii przyjął ich i polecił Władcy Południa Cz’ungo- wi panować nad niebem i jego duchami, a Li, Władcy Ognia, kazał panować nad ziemią i ludźmi.
Tutaj Cz’ung i Li występują wyraźnie jako dwa bóstwa zależne od Czuan-hii. Nie koniec to jednak komplikacji z tymi dwiema postaciami. Tso-czuan (dwudziesty dziewiąty rok panowania księ­cia Czao z Lu) podaje informację, według której Szao-hao miał czterech młodszych braci. Jeden z nich, zwany Cz’ung, został Kou-mangiem, czyli bóstwem pomocniczym Fu-hi, Władcy Wschodu. Ten sam zabytek traktuje jednocześnie Li jako syna Czuan-hii i czyni z niego Czu-żunga, bóstwo pomocnicze Płomien­nego Cesarza, Władcy Południa. Podobne wiadomości przekazują też Mowy królestw, z których dowiadujemy się ponadto, że liczne rody arystokracji feudalnej okresu Czou od tych dwóch bóstw się wywodziły.
Jeszcze dalej posuwa się Księga gór i mórz, wedle której Cz’ung i Li są po prostu wnukami Czuan-hii:
Na Wielkim Pustkowiu jest góra zwana Górą Słońca i Księżyca, i jest ona Osią Niebios. Przez niebiańską bramę zwaną Wu-ki wchodzą słońce i księżyc. I jest tam też bóstwo
0 ludzkiej twarzy, lecz pozbawione rąk. Z jego głowy wystają dwie nogi Nazywa się ono Je. Czuan-hü spłodził niegdyś Stare Dziecię, czyli Lao-t’unga. Owo Stare Dziecię spłodziło Cz’unga i Li. Władca kazał Cz’ungowi udać się do nieba, a Li kazał zejść na ziemię.. Tam na ziemi spłodził on Je, który obrał sobie zachodnie krańce za mieszkanie i kieru­je ruchem słońca, księżyca, wszystkich, gwiazd i planet.
Jest więc wedle tej - stosunkowo późnej - wersji Czuan-hü dziadem Cz’unga i Li, a jego prawnukiem jest bezrękie bóstwo Je. Szkoda tylko, że cytowana tu Księga jest dziełem niejednorod­nym i podaje zarazem także inne genealogie tych postaci.
Z przytoczonego fragmentu Księgi gór i mórz nie wynika, że to Czuan-hü kazał swym wnukom przerwać połączenie między niebem a ziemią. Pewne jest wszakże, że Czuan-hü nie jest żadną postacią historyczną - jak to usiłują przedstawić konfucjaniści - ale jest bóstwem o niezwykłych kształtach, ojcem innych bóstw.
O innych dzieciach Czuan-hü czytamy w Rozprawach krytycz­nych Wang Cz’unga:
Niegdyś miał Czuan-hü trzech synów, którzy zmarli Wkrótce po urodzeniu. Jeden osiadł potem w rzece Jangtsy i stał się duchem gorączki. Drugi osiedlił się w Słabej Wodzie i stał się duchem znanym jako Wang-liang, a trzeci zagnieź­dził się w rogach domostw ludzkich i sprowadza choroby.
Podobną, choć nieco szerszą Wersję znajdujemy uTs’ai Junga (133-192), poety i erudyty z późnego okresu Han:
Cesarz Czuan-hü miał trzech synów którzy zmarli przy porodzie i stali się duchami zarazy. Jeden osiadł w rzece Jangtsy i został duchem gorączki. Drugi osiedlił się w odmętach Słabej Wody i został Wang-liangiem. Trzeci osiadł w szczeli­nach i zakamarkach domostw ludzkich, gdzie bliznami zna­czy dzieci.
Wang-Iiang5 był potężnym duchem cholery czy też zarazy morowej, toteż bano się go, przebłagiwano i przepędzano egzorcyzmami. Cytowäny tu wielokroć Huai-nan-tsy daje taki oto opis wyglądu Wang-lianga:
Wang-liang przypomina trzyletnie dziecko i jest czer­wono-czarny, ma czerwone oczy, długie uszy i piękne włosy O innym potomku Czuan-hü mówi Tso-czuan (osiemnasty rok panowania księcia Wena ż Lu):
Czuan-hü miał pozbawionego uzdolnień syna o imieniu T’ao-wu.
Ważne jest przy tym, że tekst ten wymienia T’ao-wu jako jednego z Czterech Złowieszczych (czyli demonów), które przepę­dzano egzorcyzmami. O demonie tym czytamy w Księdze gór i mórz:
Jest na Zachodnim Pustkowiu zwierzę, które kształtem przypomina tygrysa, lecz jest od niego większe. Włosy ma ono długie na dwie stopy, twarz ludzką, stopy tygrysie i świński ryj. Od kłów do końca ogona mierzy ono jeden sążeń i osiem §tóp. Wałęsa się po całym pustkowiu, a imię jego brzmi T’ao-wu.
jak widać, wśród potomstwa Czuan-liü częsta jest twarz ludzka zakończona świńskim ryjem, odziedziczona po Han-liu, wnuku Żółtego Cesarza i zapewne po samym Czuan-hü.
Czuan-hü miał zresztą wyjątkowo liczne potomstwo, które zaludniało różne regiony świata. Nie o wszystkich będziemy tu mogli mówić. O innych synach Czuan-hü wspomina Księga gór i mórz, która opisując Wielkie Pustkowie mówi:
Są tam Ludzie o Trzech Twarzach, którzy są synami Czuan-hü. Mają oni trzy twarze, ale jedną tylko rękę. Ci Ludzie o Trzech Twarzach są nieśmiertelni.
Interesujące jest niewątpliwie i to, że pośród potomków
Czuan-hü wymićnia się teżludMiao, jedno z niechińskich plemion, z którym Chińczycy stykali się już w dalekiej przeszłości. W Księ­dze gór i mórz czytamy bowiem:
Czuan-hü spłodził Koniogłowego, czyli Huan-t’ou, zaś Koniogłowy spłodził lud Miao.
JFäkt ten jest o tyle interesujący, że pozostaje w jawnej sprzeczności z teorią, wedle której barbarzyńca nie jest człowie­kiem, a jest nim jedynie Chińczyk. Jak to pogodzić z mitologią podającą, że niektóre rody arystokracji wywodzą się od tego samego bóstwa, co barbarzyńcy?
Z licznych potomków Czuan-hü wymienić trzeba jeszcze po­stać niezwykle popularną, a mianowicie P’eng Tsu, zwanego także P’eng Kengiem, o którym K’ü Jüan mówi w swym poemacie: .
P’eng Kęng z bażantów warzył rosół - Czemu nim władcy smak zadziwi?
Osiągnął długowieczność pono - Lecz jakże długo żył prawdziwie?12
P’eng Tsu, wymieniany w wielu tekstach chińskich, miał wedle legend żyć osiemset lat, a niektórzy mu jeszcze dłuższe życie przypisują. Ko Hung (284-362) w swych' Żywotach nieśmiertel­nych, czyli Szeng-sien-czuan, pisze wyraźmć:
P’eng Tsu miał naizwisko Ts’ien, a jego imię pośmiertne, było K’eng. Był potomkiem Czuan-hü. Pod koniec panowa­nia dynastii In miał 767 lat, lecz nie był jeszcze stary.
Źródła konfucjańskie traktują go jako syna wymienianego tu już Li, z czego wynika, że był on dość blisko spokrewniony z Czuan-hü.
Trzeba wreszcie też wspomnieć o wnuczce Czuan-hü zwanej Nü-siu. Sy-ma Ts’ien opowiada w swej kronice:
Razu jednego, gdy Nii-siu właśnie zajęta była tkaniem, . przeleciała obok niej jaskółka, która zgubiła w locie jajko. Nu-siy zjadła to jajko i stała się brzemienna. Urodziła Ta-je, który poślubił córkę Szao-tanai, zwaną Nii-hua. Ta zaś urodziła Ta-feia, który stał się protoplastą rodu książęcego panującego w kraju Ts’in.
Mówiliśmy tu już wiele o potomstwie Czuan-hii, a na zakoń­czenie trzeba powiedzieć jeszcze to, że samemu Czuan-hii.przypi­suje się danie początków muzyce. A stało się to tak według Wiosen i jesieni pana Lii, czyli Lii-szy cz’un-ts’iu, księgi o charakterze encyklopedycznym, spisanej na polecenie Lii Pu-weia w III wieku p.n.e.:



Cesarz Czuan-hü urodził się w Słabej Wodzie, lecz w gruncie rzeczy mieszkał w Spróchniałej Morwie, czyli K’ung-sang. Pewnego razu zdarzyło się, że się niebo zakryło i zerwał się wiatr. Jego dźwięk był świszczący, smętny, lecz dźwięczny. Cesarzowi Czuan-hü spodobał się ten dźwięk. Rozkazał więc Latającemu Smokowi, by ułożył on Muzykę Ośmiu Wiatrów i przedstawił ją Najwyższemu Władcy. Następnie kazał gawialowi kierować zespołem muzyków. Ten położył się na wznak i zaczął bić ogonem po brzuchu, a dźwięk ten był majestatyczny.
Tak oto legenda poświadcza, iż w zamierzchłych już czasach znano w Chinach bębny obciągane skórą gawiali.
I jest wreszcie Czuan-hü jednym z tych, którzy mieli umrzeć, a potem zmartwychwstać w zupełnie innej postaci. Opisując region Wielkiego Pustkowia, Księga gór i mórz powiada:
Jest tu na pół wyschnięta ryba, która nazywa się ryba-ko- bieta. Czuan-hü zmarł, po czym znów się ukazał. Z północy nadszedł wiatr, a niebo zesłało wiele wód, które wystąpiły ze źródeł. Żmija stała się rybą-kobietą. To Czuan-hü zmarł i znów się pojawił.
Jaśniej rzecz ujmuje Huai-nan-tsy:
Grób Czuan-hü znajduje się na zachód od Wyniosłego Drzewa, czyli Kien-mu. Umarł on i zmartwychwstał, stając się pół-rybą.
W tym ostatnim fragmencie występuje Wyniosłe Drzewo, o którym będziemy mówić w następnym rozdziale, nie było to bowiem całkiem zwykłe drzewo, podobnie jak niezwykła była ową Spróchniała Morwa wymieniona poprzednio.


(...)
Ddalsze fragmenty będą dodawane sukcesywnie.




Ważne linki dotyczące autora:
Literatura uzupełniająca:



.


Zachęcamy do dyskusji na temat podanych w artykule treści
oraz wklejania linków do materiałów multimedialnych.
Redakcja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz