Tytułem wstępu.

To nie blog. To portal. A właściwie część multiportalowej platformy o nazwie - "Nie Dla Opornych".
To nie blog, to komentarz - do rzeczywistości, przyspieszonej jakby chęć zatrzymania się nad czymkolwiek była efektem wewnętrznej słabości lub powodem do wstydu.
To nie lifestyle. To nauka, podana w taki sposób by była zrozumiała dla człowieka inteligentnego, laika choć zdolnego zrozumieć i zaciekawić się, czymś co rozumowi daje odzew.

Pamiętacie stare artykuły popularnonaukowe? Stare popularnonaukowe książki? Czasopisma? Ich serce biło powoli i z precyzją kwantowego zegara. Ich celem było rzeczowe i dogłębne wyjaśnienie omawianego problemu. Ich odbiorcą był inteligentny erudyta.
To wszystko znikło z otaczającej nas rzeczywistości.
Pismo "Problemy" padło w raz z nastaniem ery płatności za słowo. "Wiedza i życie" oraz "Świat Nauki" zmieniły się w kolorowe, lifestylowe gazetki zagubione w poszukiwaniu rynkowego sukcesu.
Pragnąc wskrzesić dawne podejście do popularyzowania nauki - rzeczowe, dogłębne, pełne szacunku dla czytelnika - uruchamiamy tą część większego projektu, która ma prezentować zapomniane już, ale wciąż AKTUALNE artykuły popularnonaukowe wydobyte z pożółkłych kartek wyżej wspomnianych czasopism.

Bliżniaczym naszym portalem jest Sztuka Nie Dla Opornych oraz strona na Facebooku zbierająca posty i komentarze z obu tych portali.
Mamy nadzieję, że w tym powolnym, pełnym refleksji nurcie znajdziesz miejsce dla siebie.
Miłego przepływu!



ps. Pod każdym z artykułów oprócz linków multimedialnych, znajduje się miejsce przeznaczone na promocję autora. Zachęcamy was do odwiedzania umieszczonych tam odnośników. Portal nie ma charakteru zarobkowego. Odwdzięczamy się więc autorom możliwością popularyzacji ich nazwiska i ich dzieł.
Ponadto nie wstawiamy samodzielnie materiałów filmowych i muzyki do internetu. Istniejące już w sieci materiały zostały jedynie przelinkowane tak by odnośniki nie straciły na aktualności.


Artykuły według kolejności:

środa, 3 kwietnia 2013

Wiara kontra Nauka:
cz. I. Czysty i skażony rozum - błędy w myśleniu grupowym:
Gustave Le Bon - Psychologia Tłumu


Przedstawiamy drugi artykuł z cyklu Wiara kontra Nauka. Dotyczy on, tym razem, myślenia tłumu. Tego, jak człowiek zachowuje się w kontakcie, nie tyle z grupą wyróżnionych osób, a z anonimową masą ludzką. Zresztą, ilość osób nie ma tu znaczenia. Gustave Le Bone, którego książka jest podstawaą poniższego artykułu, okraśla szereg innych cech warunkujących powstanie tego przedziwnego stanu umysłowości. Podstawowym z nich jest anonimowość i, idące za nią, poczucie siły. Czy tłum myśli? Owszem, ale odmiennie niż nam się wydaje. Jest nieracjonalny, złośliwy, heroiczny i zmienny, a jego "pamięci" nie można ufać.
Co z tego wynika? Wynikają wnioski, przewracające do góry nogami nasz światopogląd i naszą wiarę w prawdziwość faktów historycznych (czy Napoleon mógł być jednocześnie w dwóch miejscach?). Wynika nieufność w rozwiązania demokratyczne i dystans do buntowniczych zgromadzeń. Wynika również świadomość źródeł i pochodzenia objawień religijnych - bowiem tłum może zobaczyć i uwierzyć we wszystko, zarówno w Maryję w oknie jak i w Jezusa na górze.

A oto przedstawienie wszystkich części cyklu zderzającego wierzenia z wiedzą naukową. Będą się one sukcesywnie na Nauce pojawiały:



Spis treści:
I. Czysty i skażony rozum: błędy w myśleniu indywidualnym i grupowym:
                                                                   - Richard Dawkins - Wrogowie Rozumu - Niewolnicy Zabobonu
                                                                   - Gustave Le Bon - Psychologia Tłumu
                                                                   - Pogromycy duchów - James Randi - Psychic Investigator i inne filmy

II. Jak powstał świat, człowiek i cała reszta - co mówi religia (religie):
                                                                  - Mieczysław Künstler - Mitologia Chińska
                                                                  - co mówi nauka:
                                                                  - Hoimar Von Ditfurth - Na Początku Był Wodór

III. Dlaczego ludzie wierzą - przyczyny powstawania religii


                                                                  - Zygmunt Krzak - Światowid — co i kogo przedstawia?

IV. Wirus wiary? - czy religia może być szkodliwa?
                             - czy nauka może być szkodliwa?




 Dzisiaj drugi rozdział części pierwszej, czyli:
 I. Czysty i skażony rozum - błędy w myśleniu grupowym: Gustave Le Bon - Psychologia Tłumu
Przeczytajcie poniżej!

ps. Istotnym elementem całego cyklu jest  Nauka Poprawnego Myślenia - Narcyza Łubnickiego  - tekst ważny dla wielu dziedzin naszego życia - został  więc wyjęty z ram powyższego cyklu i umieszczony jako osobny artykuł.  Jeśli chcesz w łatwy, ciekawy i wciągający sposób zobaczyć jak często ulegasz prostym pułapkom myślowym prowadzącym cię do fałszywych wniosków i nauczyć się jak logicznie (i bez ciągłych wpadek) myśleć - to książka dla ciebie.

----------------------------------------------------------------
I. Czysty i skażony rozum - błędy w myśleniu grupowym  


Tekst: Gustave Le Bon - psychologia tłumu.

Czy ludzie atakujący Bastylię myśleli o śmierci? Czy Jerzy Owsiak manipuluje tłumem? Czy tłum ma własną duszę i pozbawia jednostki indywidualności, tak, że zachowują się jak ławica ryb? Czy Napoleon mógł być w dwóch miejscach jednocześnie? I co najważniejsze, czy mamy podstawy wątpić w historyczne relacje świadków? Czy aby nie jest tak, że im WIĘCEJ świadków tym MNIEJ wiarygodne relacje? Jak wiarygodne są zatem źródła historyczne? Zarówno te sprzed 100 jak i sprzed 2000 lat?
Na te i inne pytania odpowiada książka Gostava Le Bone'a - Psychologia Tłumu. Książka niezwykła bo napisana w 1895 roku, a wciąż aktualna. Wciąż, studenci psychologi uczą się o podstawach myślenia tłumu z tej właśnie książki.
To, że korzystają z niej studenci nie znaczy, że książka ta ma charakter akademicki. Wręcz przeciwnie. Pełna jest żywych przykładów (o rewolucji francuskiej, o religijnych objawieniach, o "teleportacji" Napoleona). Kontrowersyjnych, lecz prawdziwych tez na temat ludzkiej świadomości rzuconej w objęcia tłumu. Wciągająca i szokująca.
Fantastyczna lektura i ważna wiedza zarazem.
Gorąco polecam.
Citronian-Man

Psychologia Tłumu, 1895
 
KSIĘGA PIERWSZA – Dusza Tłumu
Rozdział Pierwszy
Ogólna charakterystyka tłumu.
Psychologiczne prawo jego jedności umysłowej
Co stanowi tłum z psychologicznego punktu widzenia? — Zbiór pewnej liczby jednostek nie tworzy sam przez się tłumu — Stała orientacja idei i uczuć jednostek, które tworzą tłum, i zanik ich indywidualności — Tłum jest zawsze nieświadomy — Zanik życia umysłowego i przewaga życia rdzeniowego (nerwowego) — Obniżenie poziomu inteligencji i zupełne przekształcenie uczuć — Zmiana uczuć na gorsze albo na lepsze u jednostek tworzących tłum — Zdolność tłumu zarówno do czynów bohaterskich, jak i zbrodniczych 

Słowem „tłum" oznaczamy zazwyczaj zbiorowisko jakichkolwiek jednostek, niezależnie od ich narodowości, płci i wyznania, a także od przypadku, który je zgromadził.
Z punktu widzenia psychologii pojęcie „tłum" posiada nieco odmienną treść od powyżej podanej. Przy zbiegu pewnych okoliczności, i tylko w tych okolicznościach, zbiorowość ludzi nabiera zupełnie nowych właściwości, różnych od tych, jakie posiadają poszczególne jednostki, składające się w danym wypadku na tłum. W tłumie zanika świadomość własnej odrębności, uczucia i myśli wszystkich jednostek mają jeden tylko kierunek. Powstaje jakby zbiorowa dusza; chociaż jej istnienie jest bez wątpienia bardzo krótkie, to jednak posiada ona cechy nadzwyczaj wyraźne.
Zbiorowość ludzka tworzy wówczas — że użyję tej nazwy w braku lepszej — tłum zorganizowany lub, jeżeli kto woli, tlum psychologiczny. Tworzy on jedną zbiorową istotę, która rządzi prawo jedności umysłowej tłumów.
Jasne jest, że zbiór jednostek nie dlatego posiada cechy, dzięki którym zaliczamy go do zorganizowanego tłumu, iż dzięki przypadkowi na pewnym określonym terytorium zebrała się znaczna liczba ludzi. Tysiąc osób zgromadzonych przypadkowo na jakimś miejscu publicznym bez żadnego określonego celu nie tworzy tłumu. Te specyficzne właściwości otrzymuje ów zbiór dopiero pod wpływem pewnych podniet, których istotę i spróbujemy teraz określić.
Zanikanie świadomości swego „ja" u poszczególnych osób i poddanie uczuć i myśli pewnemu kierunkowi — oto pierwsza cecha organizującego się tłumu; cecha ta występuje niezależnie od liczby osób zgromadzonych równocześnie w danym miejscu. Nieraz miliony jednostek rozrzuconych po całym świecie mogą w pewnych chwilach i pod wpływem pewnych gwałtownych uczuć, np. wielkiego wydarzenia narodowego, nabrać cech tłumu psychologicznego. Wtedy wystarczy przypadkowe połączenie tych ludzi w jedną całość, aby ich zachowanie nabrało cech specyficznych dla postępowania tłumu. W niektórych momentach historii kilka zaledwie jednostek tworzy tłum psychologiczny, a nie stanowią go setki osób zgromadzonych przypadkowo. Z drugiej strony, nieraz cały naród, nie tworząc określonej zbiorowości, może stać się tłumem pod wpływem pewnych wydarzeń.
Z powstaniem tłumu psychologicznego łączy się nabycie przezeń pewnych przejściowych cech ogólnych, dających się opisać i dokładnie zbadać. Do tych ogólnych cech dołączają się cechy specyficzne, zmienne w zależności od elementów, z których składa się tłum, i mogące wpływać na jego konstytucję psychiczna.
Tłumy psychologiczne możemy zatem podzielić na pewne grupy. Po bliższym zbadaniu tychże przekonamy się, że tłum heterogeniczny, tzn. złożony z elementów do siebie niepodobnych, ma cechy wspólne z tłumem homogenicznym, tzn. złożonym z elementów bardziej lub mniej do siebie podobnych (sekty, kasty, klasy), chociaż obok owych wspólnych cech występują właśnie i te, na podstawie których odróżniamy tłum jeden od drugiego.
Przed szczegółowym zajęciem się różnymi kategoriami tłumów zbadamy naprzód te cechy, które są wspólne wszystkim tłumom. Pójdziemy drogą nauk przyrodniczych, które wpierw opisują cechy wspólne wszystkim osobnikom danej rodziny, a dopiero potem zajmują się cechami specyficznymi, na podstawie których możemy daną rodzinę podzielić na rodzaje i gatunki.
Niełatwo jest dokładnie opisać duszę tłumów, albowiem ich organizacja jest zależna nie tylko od rasy i struktury tych zbiorowości, ale też od jakości i siły bodźców, które na nie działają. Przecież i podczas psychologicznego badania jednostki napotykamy tę trudność. Jedynie w powieściach spotykamy się z jednostkami, które przez całe życie potrafią zachować niezmienny charakter. Na innym miejscu wykazałem, że w każdej organizacji umysłowej tkwią potencjalnie najrozmaitsze rysy charakteru, które mogą nagle wystąpić na jaw przy jakiejkolwiek zmianie warunków otoczenia. Na przykład wśród na j drapieżnie jszych członków Konwentu można było znaleźć ludzi łagodnych i spokojnych, którzy żyjąc w innych .czasach byliby nie znanymi szerszemu ogółowi notariuszami albo wzorowymi urzędnikami. A kiedy burza ucichła, wrócili do swego poprzedniego charakteru. Niejeden z nich stał się najbardziej uległym sługą Napoleona.
Mówić tu będziemy o ostatecznej organizacji tłumu, gdyż zbadanie wszystkich stopni prowadzących do niej jest rzeczą prawie że niemożliwą. Dzięki temu przekonamy się, czym mogą stać się tłumy, a nie czym są zawsze. Tylko w tej najbardziej zaawansowanej fazie organizacji, tylko na niezmiennym i decydującym gruncie rasy powstają nowe i specyficzne właściwości, a wszystkie uczucia i myśli poddają się pod jeden i ten sam kierunek. Wtedy dopiero powstaje to, co nazwałem psychologicznym prawem jedności umysłowej tłumów.
Tłumy, jak i pojedyncze osoby, mają wiele wspólnych cech psychologicznych; z drugiej znowu strony tłum posiada cechy tylko sobie właściwe. Naprzód zajmiemy się zbadaniem tych specyficznych cech, by należycie uświadomić sobie ich doniosłe znaczenie.
Najbardziej uderzająca cecha w tłumie psychologicznym jest następująca: bez względu na to, jakie jednostki tworzą tłum i czy rodzaj ich zajęcia oraz sposób życia, ich charaktery i poziom umysłowy będą jednakowe czy rozmaite, już dzięki temu, że jednostki te potrafiły wytworzyć tłum, posiadają one coś w rodzaju duszy zbiorowej. Dusza ta każe im inaczej myśleć, działać i czuć, aniżeli działała, myślała i czuła każda jednostka z osobna. Pewne idee i uczucia mają dostęp do wielu osobników tylko przez tłum. Tłum psychologiczny to twór chwilowy, złożony z różnych elementów, które tylko na krótki przeciąg czasu utworzyły jeden organizm, podobnie jak komórki będące odrębnymi organizmami dzięki połączeniu się tworzą nową istotę, o cechach zupełnie innych od tych, jakie posiada każda komórka prowadząca samoistne życie. Niesłuszne jest twierdzenie, jakie znajdujemy w dziełach wielkiego filozofa Herberta Spencera, że tłum jest sumą i średnią swych składników, mamy w nim bowiem najrozmaitsze kombinacje i powstawanie nowych cech, podobnie jak w chemii przy połączeniu kilku składników, np. zasady z kwasem, powstaje nowa substancja, o zupełnie innych charakterystycznych właściwościach aniżeli ciała, które ją utworzyły. Łatwo można wykazać różnice zachodzące pomiędzy jednostką w tłumie a jednostką samodzielną, ale o wiele trudniej jest dociec przyczyny tej różnicy. Aby przynajmniej wykryć drogi prowadzące do poznania tych różnic, należy zastanowić się nad następującym faktem, stwierdzonym przez współczesną psychologię: zjawiska nieświadome mają decydującą rolę nie tylko w życiu organicznym, ale i w życiu psychicznym. Życie świadome umysłu jest tylko nieznaczną cząstką w porównaniu z jego życiem nieświadomym. Najprzenikliwszy badacz potrafi odkryć tylko nieznaczną liczbę pobudek nieświadomych, które kierują człowiekiem. Każdy nasz czyn świadomy rodzi się na gruncie nieświadomości, ukształtowanej zwłaszcza pod wpływem dziedziczności. Tam znaleźć możemy niezliczone pozostałości po naszych przodkach, które w sumie tworzą duszę rasy.
Oprócz świadomych przyczyn naszych czynów istnieją przyczyny utajone. Niemal wszystkie nasze codzienne czyny są właśnie rezultatem tych pobudek, które uchodzą naszej uwagi. Owe nieświadome pierwiastki tworzą duszę rasy i upodabniają do siebie osobniki wchodzące w skład rasy. Różnią się oni przede wszystkim pierwiastkami świadomymi, które nabywa się wskutek wychowania, a zwłaszcza dzięki indywidualnej dziedziczności. Ludzie różniący się stopniem rozwoju umysłowego mają podobne instynkty, namiętności i uczucia. W życiu uczuciowym: w wierze, polityce, moralności, uczuciach, antypatiach, upodobaniach itd. najwybitniejsze jednostki rzadko kiedy wznoszą się ponad poziom, na którym stoją jednostki przeciętne. Między wielkim matematykiem a jego szewcem może istnieć olbrzymia różnica co do rozwoju umysłowego, ale ich charaktery albo nie różnią się, albo różnią się nieznacznie. Właśnie te ogólne cechy charakteru, powstające na podłożu nieświadomości, a posiadane przez większość normalnych osobników danej rasy w mniej więcej równym stopniu, występują w tłumie jako cechy wspólne wszystkim. W duszy zbiorowej zacierają się umysłowe właściwości jednostek oraz ich indywidualności. Różnorodność stapia się w jednorodność, a decydującą rolę odgrywają cechy nieświadome. To właśnie, że cechami wspólnymi tłumów są owe cechy powszechne, tłumaczy nam, dlaczego tłum nie może dokonać czynu wymagającego wysokiego poziomu rozwoju umysłowego. Każda decyzja podjęta w sprawach ogółu przez zgromadzenie osób wybitnych, ale pracujących w różnych zawodach, nie stoi wyżej od decyzji grupy przeciętnych głupców, w zgromadzeniu bowiem główną rolę odgrywają tylko zwyczajne cechy, które posiada każdy człowiek. Tłum to nagromadzenie miernoty, nigdy zaś inteligencji.
Nie jest słuszne powiedzenie, że „cały świat posiada więcej rozumu od Woltera". Z pewnością Wolter ma go więcej od całego świata, jeżeli przez cały świat pojmować będziemy tłumy. Gdyby jednak po powstaniu tłumu istniały w nim tylko pospolite cechy, jakie posiadała każda jednostka z osobna, to w tłumie tym mielibyśmy przeciętną tych cech, nie zaś tworzenie się cech nowych. W jaki sposób powstają owe nowe cechy — oto sprawa, która poniżej omówimy.
Rozmaite przyczyny wpływają na powstawanie specyficznych cech tłumu. Pierwszą przyczyną jest to, że każda jednostka w tłumie, już choćby pod wpływem samej jego liczebności, nabywa pewnego poczucia niezwyciężonej potęgi, dzięki czemu pozwala sobie na upust tych namiętności, które będąc sama z pewnością by stłumiła. Nie będzie ona panować nad sobą, bo znika z jej duszy poczucie odpowiedzialności, które zawsze hamuje jednostkę; tłum, będąc zawsze bezimienny, jest tym samym i nieodpowiedzialny.
Drugą przyczyną, dzięki której w tłumie manifestują się cechy specyficzne i nadają mu pewien kierunek, jest zaraźliwość. Zaraźliwość jest zjawiskiem łatwym do stwierdzenia, ale bardzo trudnym do wyjaśnienia. Należy ona do grupy zjawisk hipnotycznych, o której niżej będziemy mówić. Zaraźliwość uczuć i czynów w tłumie do tego stopnia potrafi opanować jednostkę, że poświęci ona osobiste cele dla celów wspólnych. Cecha ta jest przeciwna naturze człowieka, ale każdy jest na nią podatny, kiedy staje się cząstką tłumu. Trzecią i najważniejszą przyczyną jest to, że jednostka w tłumie nabywa cech wręcz przeciwnych do tych, jakie posiada każdy z nas z osobna. Mam tu na myśli podatność na sugestie, której wynikiem jest wyżej wspomniana zaraźliwość.
Chcąc należycie zrozumieć to zjawisko, należy sobie uświadomić niedawne odkrycia z dziedziny fizjologii. Wiemy dziś, że można wprowadzić człowieka w taki stan, iż wyzbędzie się świadomości swego ,,ja" i ulegnie wpływowi innej jednostki, która wprowadziła go w ten stan, i zdolny też będzie do wykonania czynów najbardziej sprzecznych z jego charakterem i przyzwyczajeniami. Dokładne badania wykazują nam, że jednostka stanowiąca przez pewien czas cząstkę czynnego tłumu, wkrótce — pod wpływem fluidów z niego emanujących albo pod wpływem innych, nie znanych nam bliżej przyczyn — popada w szczególny stan, zbliżony bardzo do stanu fascynacji, w jakim znajduje się człowiek uśpiony przez hipnotyzera. Jednostka zahipnotyzowana ma sparaliżowaną działalność mózgu, toteż staje się niewolnikiem wszystkich swych nie-świadomych działań, którymi hipnotyzer kieruje według swej woli. Świadomość swego „ja" zupełnie zanika, zanika też wola i rozsądek, uczucia zaś i myśli ulegają kierunkowi nadanemu przez hipnotyzera.
Taki jest w przybliżeniu stan jednostki będącej składnikiem tłumu. Traci ona przede wszystkim świadomość swych czynów. Podobnie jak u osoby zahipnotyzowanej, tak i u jednostki będącej cząstką tłumu pewne zdolności zanikają, a inne rozwijają się nadmiernie. Pod wpływem sugestii wykonuje ona pewne czyny z nadzwyczajną gwałtownością, która w tłumie objawia się z o wiele większą siłą niż u człowieka za-hipnotyzowanego, gdyż sugestia, opanowując wszystkie jednostki, potęguje się jeszcze na mocy wzajemnego oddziaływania.
Znikoma jest liczba takich jednostek, które będąc cząstkami tłumu, nie zatraciły poczucia swej osobowości, potrafiły pójść przeciw panującemu nastrojowi i nie poddały się sugestii. Mogą one, działając sugestywnie, co najwyżej próbować zwrócić tłum w innym kierunku. Mamy przykłady, że w odpowiedniej chwili wyrzeczone szczęśliwe słowo czy trafnie przywołany obraz potrafiły zwrócić uwagę tłumu w innym kierunku, co powstrzymywało go nieraz od czynów zbrodniczych.
Zatem każdą jednostkę w tłumie cechuje: zanik świadomości swego „ja", przewaga czynników nieświadomych, kierowanie myślami i uczuciami przez sugestię i zaraźliwość, a nadto dążność do jak najszybszego urzeczywistnienia sugerowanych idei. Jednostka przestaje być samą sobą, staje się automatem, którym kieruje wola narzucona, nigdy zaś własna.
Każda jednostka, stając się cząstką tłumu, zstępuje tym samym o kilka stopni niżej w swym rozwoju kulturowym. Jako jednostka posiada pewną kulturę, w tłumie zaś staje się istotą dziką i niewolnikiem instynktów. Ma spontaniczność, gwałtowność i okrucieństwo, ale równocześnie bohaterstwo i entuzjazm pierwotnego człowieka. Cechuje ją nadzwyczajna łatwość ulegania wpływowi słów i obrazów. Cechuje ją zdolność do wykonania takich czynów, jakie są sprzeczne z jej najoczywistszym interesem. Jednostka w tłumie to ziarnko piasku wśród innych ziarenek, którym wiatr miota \vedług własnego kaprysu.)
Na tej podstawie możemy tłumaczyć wyroki sędziów przysięgłych, które potępiałby każdy przysięgły z osobna, uchwały i postanowienia ciał ustawodawczych, które każda jednostka stanowiąca cząstkę parlamentu uznałaby za niewłaściwe. Przecież członkowie Konwentu byli mieszczanami i mieli usposobienie pokojowe. Ale będąc cząstką tłumu, dopuszczali się bardzo okrutnych czynów, podpisywali wyroki śmierci na ludzi niewinnych. Wbrew własnemu interesowi wyrzekali się osobistej nietykalności, dziesiątkowali własne szeregi.
Nie tylko w sferze czynów zachodzi istotna różnica między jednostką w tłumie a jednostką znajdującą się poza tłumem. Zanim jeszcze utracą wszelką niezależność, poglądy i uczucia jednostki zmieniają się do tego stopnia, że skąpiec może stać się marnotrawcą, sceptyk — wierzącym, człowiek uczciwy — zbrodniarzem, a tchórz — bohaterem. Entuzjazm szlachty francuskiej, kiedy w słynną noc 4 sierpnia 1789 r. zrzekła się swych przywilejów, nie znalazłby nigdy uznania u członków tego zgromadzenia wziętych z osobna.
Widzimy więc, że pod względem intelektualnym tłum zawsze niżej stoi od jednostki. Co się zaś tyczy uczuć i czynów, które powstają pod wpływem owych uczuć, może być tłum lepszy lub gorszy, zależnie od okoliczności. O wszystkim decyduje sposób wywierania sugestii na tłum. Fakt ten przeoczyli uczeni, którzy zajęli się tłumem jedynie z punktu widzenia krymi-nalistyki. Tłum bywa zbrodniczy, ale bywa również bohaterski. Tłum zdolny jest ponieść śmierć w obronie swej wiary i poglądów, umie walczyć prawdziwie bohatersko, kiedy chodzi o sławę lub honor, potrafi wyruszyć bez chleba i broni, jak uczynił to w czasie wypraw krzyżowych do Ziemi Świętej, aby uwolnić z niewiernych rąk grób Zbawiciela, lub jak w 1793 r., by bronić ziemi ojczystej. Bohaterstwo to nie było świadome, ale przecież z takich bohaterskich czynów składa się historia. Gdybyśmy na dobro narodów chcieli zapisać tylko wielkie, na zimno wyrozumowane czyny, pustkami by świeciły kartki kronik.
Czytelnika w tych sprawach odsyłam do badań Tarde'a i pracy Sighelego pt, Tlum zbrodniczy. Ostatnia ta praca nie zawiera własnych wniosków autora, lecz jest oparta na specjalnych badaniach psychologów. Moje wnioski co do zbrodniczości i moralności tłumów są sprzeczne z tymi, do jakich doszli wyżej wymienieni pisarze. W innej pracy, pt. Psychologia socjalizmu, wykazałem doniosłe znaczenie praw rządzących duszą tłumu. Prawa te odgrywają ważną rolę także i w innych dziedzinach. A. Gevaert, dyrektor konserwatorium królewskiego w Brukseli, wykazał, że prawa przez nas podane stosują się i do dziedziny sztuki, którą nazwał „sztuką tłumów". „Pańskie dzieła — pisze do mnie — oświetliły mi wiele niejasnych dotąd dla mnie zagadnień. Teraz dopiero rozumiem, w jaki sposób powstaje w tłumie owa dziwna zdolność odczuwania każdego dzieła muzycznego, czy obcego, czy rodzimego, prostego czy skomplikowanego, byleby pięknie zostało odegrane". Gevaert wyśmienicie objaśnia, dlaczego wiele dzieł muzycznych nie od razu jest zrozumiałych przez zawodowych muzyków, lecz od razu przez tłum nie znający się na muzyce. Wykazuje on też, dlaczego te wrażenia estetyczne przemijają bez śladu.

Rozdział drugi
Uczucia i moralność tłumu
§ 1. Impulsywność, zmienność i drażliwość tlumu — Tłum jest igraszką zewnętrznych wpływów i dostosowuje się do ustawicznych zmian — Wrażenia, którym się poddaje, są bardziej władcze aniżeli interes osobisty — Tłum nie myśli — Wpływ rasy — § 2. Podatność na sugestie i łatwowierność tlumu — Władztwo sugestii nad tłumem — Obrazy powstałe w jego wyobraźni uważa za rzeczywistość — Podobieństwo do obrazów u jednostek składających się na tłum — Zrównanie się w tłumie uczonego z głupcem — Przykłady złudzeń, którym podlegają jednostki będące cząstką tłumu — Niemożność przyznania jakiejkolwiek wiarygodności świadectwom tłumu — Jednomyślność świadków jest najgorszym dowodem przy ustalaniu faktu — Nikła wartość książek historycznych — § 3. Przesada i prostota w uczuciach tlumu — Tłum nie odczuwa ani zwątpień, ani niepewności, lecz zawsze popada w skrajność — Jego uczuciowość jest nadmierna — § 4. Nietolerancja, autorytaryzm i konserwatyzm tlumu — Pobudki jego uczuć — Służalczość tłumu wobec silnej władzy — Pomimo doraźnie manifestowanych instynktów rewolucyjnych tłum szybko popada w konserwatyzm — Tłumy są instynktownie wrogie zarówno zmianom, jak i postępowi — § 5. Moralność tlumu — Moralność tłumu w zależności od sugestii jest albo lepsza, albo gorsza od moralności tworzących go jednostek — Objaśnienia i przykłady — Tłum rzadko kieruje się interesem, jak to prawie zawsze czyni jednostka — Umoralniająca rola tłumu

Powyżej rozpatrywaliśmy trzy główne cechy tłumu; obecnie zajmiemy się bliższym ich zbadaniem.
Wiele specyficznych cech tłumu, takich jak impul-sywność, drażliwość, niezdolność do rozumowania, brak zmysłu krytycznego i osądu, przesada w uczuciach itp., odnajdujemy w duszach istot stojących na niższym szczebli rozwoju, np. u dzikiego i u dziecka. Porównanie to przytaczam tylko mimochodem, gdyż udowodnienie go nie wchodzi w zakres niniejszej pracy i okazałoby się balastem dla osób obznajomionych Z psychologią istot pierwotnych, a nie potrafiłoby przekonać tych, którzy jej nie znają. Teraz po kolei omówię te rozmaite cechy, które można łatwo dostrzec prawie w każdym tłumie.

§ 1. Impulsywność, zmienność i drażliwość tłumu.
Powiedzieliśmy już przy badaniu podstawowych cech tłumu, że kieruje się on prawie wyłącznie nieświadomymi pobudkami. Każdy jego czyn jest bardziej kierowany przez rdzeń pacierzowy niż przez mózg. Najwspanialszy nawet czyn, jeżeli nie został dokonany pod kierunkiem mózgu, jest wynikiem tylko chwilowej podniety. Tłum, będąc zabawką podniet ze-wnętrznych, zmienia się za ich zmianą. Jest on więc niewolnikiem podniet. Jednostka będąca poza tłumem może również poddawać się tym samym podnietom, które oddziałują na jednostkę w tłumie, ale na ostrzeżenie rozumu, że nie powinna im ulec, unicestwia ich wpływ. W języku fizjologii twierdzenie to możemy ująć następująco: jednostka potrafi panować nad swymi odruchami, tłum zaś zdolności tej nie posiada.
Rozmaite podniety, którym tłum ulega, mogą być szlachetne lub okrutne, bohaterskie lub małoduszne, ale są tak władcze, że osobisty interes, choćby samozachowawczy, nie potrafi się im przeciwstawić.
Ciągła zmienność podniet, które działają na tłum i którym on ulega, sprawia, że tłum ciągle się zmienia. W jednej chwili z okrutnego i krwiożerczego może się zamienić w szlachetny i naprawdę bohaterski. Nie ma łatwiejszej rzeczy jak uczynienie tłumu katem, ale z równą łatwością może on zdobyć palmę męczeństwa. Kiedy chodziło o wiarę, to z łona tłumu spłynęły potoki krwi dla jej obrony i zbyteczne byłoby sięgać do czasów bohaterskich, aby się przekonać, do czego tłum pod tym względem jest zdolny. Podczas zamieszek tłum nie szczędzi siebie; zaledwie kilka lat temu pewien generał, zyskawszy nagłą popularność, z łatwością znajdował setki tysięcy osób gotowych poświęcić życie dla jego własnej sprawy. Widzimy więc, że postępowanie tłumu nie opiera się na przemyślności. Tłum może kolejno przechodzić do najsprzeczniejszych uczuć pod wpływem chwilowej podniety. Podobny on jest do liści, które wichura porywa i roznosi we wszystkich kierunkach jedynie po to, aby im później pozwolić znowu upaść na ziemię. Badania nad rewolucyjnie nastrojonymi tłumami dostarczą nam przykładów dowodzących zmienności jego uczuć.
Ta ciągła zmienność tłumu utrudnia władanie nim, szczególnie wtedy, kiedy część władzy publicznej znajduje się w jego ręku. Gdyby potrzeby codziennego życia nie były nieuchwytnym regulatorem wydarzeń, demokracje nie mogłyby wcale istnieć. Tłum potrafi z olbrzymią zaciętością dążyć do wytkniętego celu, ale nie dąży doń długo i wytrwale. Wytrwałość, po-dobnie jak i myślenie, jest tłumom obca.
Cechą tłumu jest nie tylko impulsywność i zmienność, ale nie zezwoli on także, aby zaistniała przeszkoda na drodze do urzeczywistnienia jego żądań; liczebność tłumu utrwala w nim to mniemanie i wpaja weń poczucie niezwyciężonej mocy. Dla jednostki będącej w tłumie nie istnieje rzecz niemożliwa. Jednostka nie będąca cząstką tłumu dokładnie zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafiłaby spalić pałacu, ograbić magazynu, taka pokusa nie przychodzi jej więc do głowy. Ale kiedy jednostka ta stanie się cząstką tłumu, uzbraja się w potęgę, jaką w niej wzbudza liczba, i wystarczy odpowiednie pokierowanie, a z całą bezwzględnością będzie wszystko niszczyć i usunie każdą nieprzewidzianą przeszkodę. Gdyby organizm człowieka mógł się stale znajdować w stanie wściekłości, to można by powiedzieć, że normalny stan rozwydrzo-nego tłumu to wściekłość.
Drażliwość, impulsywność i zmienność tłumu, jak i wszystkie inne jego pospolite uczucia, którymi zajmiemy się poniżej, rodzą się zawsze na podłożu cech rasowych, będących ową glebą, z której czerpią soki żywotne wszystkie nasze uczucia. Każdy tłum jest drażliwy i impulsywny, ale stopień natężenia tych uczuć jest rozmaity. Różnica między tłumem pochodzenia romańskiego a tłumem pochodzenia anglosaskiego jest uderzająca. Wydarzenia z ostatniego stulecia jasno oświetlają ten fakt. W 1870 r. podanie do publicznej wiadomości telegramu zawierającego przypuszczalną obelgę wyrządzoną przedstawicielowi francuskiemu wywołało wściekły wybuch, którego następstwem była straszna wojna. W kilka lat później wiadomość o nieznacznej klęsce pod Lang-sori też spo wodowała wybuch, który zmusił ministra do podania się do dymisji. W tym samym czasie ciężkie klęski zadane ekspedycji angielskiej pod Chartumem wywołały w Anglii bardzo słaby oddźwięk i nie spowodowały dymisji żadnego ministra. Tłum jest zawsze usposobienia kobiecego, ale najbardziej kobiece cechy ma tłum romański. Kto u tłumu szuka rozgłosu i uznania, może w krótkim czasie dojść wysoko, ale zawsze iść będzie po krawędzi Tarpejskiej skały, z której któregoś dnia na pewno zostanie strącony w przepaść. 


§ 2. Podatność na sugestie i łatwowierność tłumu. Podając główne cechy tłumu, podkreśliłem to, że jedna z nich jest nadzwyczajna zdolność do ulegania sugestii; wskazałem tez na to, że jest ona zaraźliwa w każdej ludzkiej zbiorowości. To nam tłumaczy nadzwyczajną szybkość potęgowania się uczuć tłumu w pewnym oznaczonym kierunku.
Tłum na ogół zajmuje pozycję wyczekującej uwagi, co w nadzwyczajny sposób ułatwia sugestię. Jak zaraza rozchodzi się pierwsza lepsza ujęta w słowa sugestia, opanowuje wszystkie umysły, nadaje im pewien kierunek, każe im dążyć do jak najszybszego urzeczywistnienia panujących w danym momencie idei. Nie ma wtedy znaczenia, czy chodzi o podpalenie pałacu, czy o wielkie poświęcenie, gdyż każdej myśli poddaje się tłum z jednakową łatwością. Zależy to tylko od rodzaju podniety, a nie — jak u jednostki — od stosunku, jaki zachodzi pomiędzy mającym się dokonać czynem a nakazem rozumu, który jest w stanie nie dopuścić do jego urzeczywistnienia.
Ulegając ciągle nieświadomości, poddając się wszelkiego rodzaju sugestiom, cechując się gwałtownością uczuć, na które rozum nie ma najmniejszego wpływu, nie posiadając ani odrobiny krytycyzmu, tłum jest dlatego nadzwyczaj łatwowierny. Nie istnieją dlań rzeczy nieprawdopodobne,. dzięki czemu mogą się wśród niego szerzyć legendy i opowiadania najbardziej fantastyczne1. Jednakże przy pomocy owej nadzwyczajnej łatwowierności nie możemy w zupełności wytłumaczyć powstawania i rozchodzenia się owych legend, jakie opanowują duszę tłumu. Musi się nadto uwzględnić nadzwyczajną zdolność do przekręcania faktów przez rozgorączkowaną wyobraźnię tłumu. Każdy powszedni wypadek przechodzi kilka lub kilkanaście przeobrażeń w oczach tłumu. Tłum myśli obrazami, a jeden obraz wywołuje u niego szereg nowych obrazów, nie łączących się logicznie z pierwszym. Fakt ten zrozumiemy łatwiej, jeżeli uprzytomnimy sobie owe dziwne skojarzenia, które w nas samych potrafi wywołać jakaś myśl lub jakiś obraz. Rozum potrafi nam wykazać brak logicznego związku w tych skojarzeniach, ale tłum nie idzie za głosem rozumu, chce naginać rzeczywistość do własnej wyobraźni, by w końcu nie odróżniać, co jest prawdziwe, a co zmyślone. Fakty obiektywne i fakty subiektywne uważa on za jedno i to samo, uznając za rzeczywiste takie twory swej wyobraźni, które zasadniczo nie mają prawie żadnego związku ze spostrzeżonymi faktami.
Można by sądzić, że wydarzenia odbywające się na oczach tłumu winny być zniekształcone w najrozmaitszy sposób, ponieważ jednostki składające się na tłum mają różne temperamenty. Ale wcale tak nie jest. Dzięki zaraźliwości przekształcenie faktów odbywa się u wszystkich osobników danej zbiorowości w jednakowy sposób. Jak przekształci dany fakt pierwsza jednostka, tak szerzy się on w tłumie. Święty Jerzy przed ukazaniem się na murach Jerozolimy oczom wszystkich krzyżowców na pewno ukazał się naprzód jednemu rycerzowi, a na mocy prawa zaraźliwości i sugestii cud ten natychmiast został zaakceptowany przez wszystkich.
Tak wygląda ów mechanizm często powtarzających się w dziejach, zbiorowych halucynacji, które posiadają wszystkie cechy wiarygodności, albowiem potwierdzają ich istnienie tysiące osób. Powyższej zasady nie może osłabić uwaga, że jednostki tworzące tłum posiadają rozmaitą zdolność umysłu, nie ma to bowiem najmniejszego znaczenia w tłumie, gdyż zarówno nieuk, jak i uczony, kiedy staje się cząstką tłumu, traci zdolność obiektywnej oceny faktów. Twierdzenie to może wydać się śmieszne. Na dowód jego prawdziwości musiałbym przytoczyć znaczną liczbę faktów historycznych, co w ramach niniejszej pracy nie da się wykonać. Przytoczę tylko kilka przykładów dowolnie wybranych z wielu innych, aby Czytelnik nie myślał, że to twierdzenie bez pokrycia.
Następujący przykład jest bardzo charakterystyczny, ponieważ należy do grupy zbiorowych halucynacji opanowujących tłum, który się składa zarówno z nieuków, jak też z ludzi bardzo wykształconych. Podał go nam porucznik marynarki, Julian Fćlix, w swojej pracy O prądach morskich.
Okręt La Belle-Poule krążył po morzu, szukając łodzi Le Berceau, która przepadła w czasie gwałtownej burzy. W jasny i słoneczny dzień z masztu dano znak, że na widnokręgu ukazała się jakaś łódź w niebezpieczeństwie. Oczy wszystkich zwracają się w stronę wskazanego punktu; cała załoga wraz z oficerami widzi na morzu tratwrę napełnioną ludźmi, holowaną przez łodzie, na których powiewały sygnały alarmowe. Admirał Desfosses rozkazał spuścić szalupę na ratunek rozbitkom. Marynarze, zbliżając się do owej tratwy, dokładnie widzieli, „jak wielu ludzi wyciągało do nich ręce, słyszeli głuchy i niewyraźny ich bełkot". Podpłynąwszy jednak do owej domniemanej tratwy, ujrzeli po prostu kilka gałęzi pokrytych liśćmi, które fale morskie porwały z pobliskiego brzegu. I wtedy dopiero, pod wpływem tak namacalnej rzeczywistości, pr y snęła halucynacja.
Przykład ten dostatecznie objaśnia nam ów mechanizm zbiorowych halucynacji, o którym mówiłem powyżej. Z jednej strony tłum w stanie wyczekiwania, z drugiej znowu sugestia wywołana przez znak dany z masztu, iż na pełnym morzu znajduje się statek w niebezpieczeństwie. Potrafiła ona w zaraźliwy sposób opanować nie tylko marynarzy, ale i oficerów.
Zdolność poprawnego spostrzegania zanika w każdym tłumie, bez względu na jego liczebność, a fakty są zastępowane halucynacjami, które nie pozostają w żadnym z nimi związku. Nawet tłum złożony z osób należących do świata naukowego wobec faktów nie wchodzących w zakres ich badań zachowuje się zgodnie z powyższymi twierdzeniami, a zdolność spo-strzegania i zmysł krytyczny każdej z nich usuwają się na plan drugi.
W „Annales des Sciences psychiąues" zamieszczone zostało sprawozdanie z badań znanego psychologa Daveya. W sprawozdaniu tym znajdujemy przykład godny powtórzenia. Wśród zaproszonych przez Daveya badaczy znajdował się wybitny uczony angielski, Wal-lace, Wory po uprzednim zbadaniu, przez innych zaproszonych, wszystkich mebli znajdujących się w pokoju i umieszczeniu skrytek według ich własnego uznania, wykonał przed nimi szereg produkcji spiry-tystycznych, jak: materializację duchów, pismo na tabliczkach łupkowych itd. Następnie, otrzymawszy od tych znakomitych uczestników pisemne stwierdzenie, że zjawiska przez nich obserwowane mogły się odbyć tylko dzięki siłom nadprzyrodzonym, Davey wykazał im, że padli ofiarą zwyczajnego podstępu. Autor wspomnianego sprawozdania powiada:
„W badaniach Daveya uderza nie zmyślność forteli, lecz do najwyższych granic posunięta nieudolność spostrzegania zjawisk przez nie wtajemniczonych świadków, co udowodnili wszyscy obecni na wyżej wspomnianym zebraniu. Tak wigc świadkowie mogą wprawdzie często wypowiadać się o czymś błędnie, ale jeśli te ich opisy zostaną przyjęte jako prawdziwe. to opisywanych przez nich zjawisk nie można uważać za kug-larstwo. Metoda postępowania Daveya była tak prosta, że należy się dziwić, jak odważył się ją zastosować. Davey jednak posiadał moc władania duszą tłumu, potrafił wmówić w zgromadzonych, że widzą to, czego widzieć nie mogli". Widzimy więc, że rzecz cała obraca się dookoła władzy hipnotyzera nad zahipnotyzowanym. Ale skoro władza ta potrafi opanować umysły wykształcone, które są przecież zawsze wobec takich spraw sceptycznie nastrojone, to dopiero teraz jasno pojmiemy, jak łatwo jest opanować zwykły tłum.
Podobnych przykładów można przytoczyć nieskończenie dużo. Niedawno dzienniki podawały wiadomość o wydobyciu z Sekwany zwłok dwóch dziewczynek. Wiele osób stanowczo twierdziło, że poznało te dzieci. Wszystkie szczegóły były tak zgodne, że ani cień wątpliwości nie mógł powstać w umyśle sędziego śledczego. Pozwolił on więc spisać akt zgonu. Dopiero przed samym pogrzebem dzięki przypadkowi udało się stwierdzić, że wydobyte zwłoki dzieci nie mają nic wspólnego z dziewczynkami, za które je wzięto, a łączy je tylko bardzo małe podobieństwo. Widzimy więc i w tym przykładzie, że twierdzenie jednego człowieka, który padł ofiarą złudzenia, wystarczyło do zasugerowania wszystkich pozostałych osób.
We wszystkich podobnych przypadkach źródłem sugestii jest złudzenie powstałe w umysie jednego osobnika dzięki jakiemuś bardziej lub mniej określonemu skojarzeniu. Staje się ono zaraźliwe, nabiera cech faktu i przenosi się do umysłów innych jednostek. Jeżeli ową pierwszą jednostką jest ktoś z natury wrażliwy, to wystarczy, aby zwłoki — poza rzeczywistym podobieństwem — miały jakąkolwiek szczególną cechę, np. bliznę lub część ubrania, która by przywodziła na myśl inną osobę; wówczas skojarzenie to może się stać kanwą szeregu obrazów, które są w stanie sparaliżować zdolność krytyczną umysłu i opanować w zupełności pole widzenia. Patrzący nie widzi już przedmiotu, lecz tylko obraz, który istnieje w jego wyobraźni. W ten sam sposób możemy wytłumaczyć mylne rozpoznanie zwłok dzieci przez matkę, co miało miejsce w następującym wypadku, podawanym niedawno przez dzienniki, a mającym miejsce w latach dawniejszych. Na przykładzie tym ujrzymy dokładnie dwa rodzaje sugestii, których mechanizm został powyżej opisany. 

„Dziecko, rozpoznając zwłoki jakiegoś innego dziecka, omyliło się, a omyłka ta stała się źródłem szeregu fałszywych twierdzeń. W dzień po rozpoznaniu zwłok przez pewnego ucznia jakaś kobieta krzyknęła: «O Boże, toż to moje dziecko!». Kobieta ta udała się do kostnicy, oglądnęła czoło dziecka, ujrzała znaną jej bliznę i powiedziała: «Tak, to mój biedny syn, którego skradziono mi w lipcu, a teraz zabito!». Kobieta ta, nazwiskiem Chavandret, była dozorczynią domu przy ulicy du Four. Jej kuzyn rzekł bez wahania: «Tak, to biedny Filibert». W dziecku tym wszyscy znajomi rozpoznali Filiberta, nie mówiąc już o jego nauczycielu, dla którego decydującą wskazówką był medalik na szyi zmarłego. Okazało się, że wszyscy byli w błędzie: sąsiedzi, kuzyn, nauczyciel i matka. Albowiem w sześć tygodni później stwierdzono tożsamość dziecka: pochodziło ono z Bordeaux, zostało zamordowane w tym mieście i przywiezione w pakunku do Paryża".
Stwierdzić należy, że błędne rozpoznanie cechuje przede wszystkim kobiety i dzieci, jako istoty najbardziej wrażliwe. Możemy z tego wnosić, jaką wartość w sądzie winny mieć takie świadectwa. Zwłaszcza z zeznań dzieci sąd nie powinien korzystać. Niestety jednak, sędziowie zbyt często opierają się na zupełnie przestarzałym frazesie: ,,Dziecko nie kłamie". Gdyby mieli dokładniejsze wykształcenie psychologiczne, wówczas wiedzieliby, że właśnie w tym wieku prawie zawsze się kłamie. Chociaż kłamstwo to jest nieświadome, to jednak pozostaje kłamstwem. Lepiej ' niech o treści wyroku zadecyduje przypadek, ale niech nigdy jego uzasadnieniem nie będzie zeznanie dziecka.
Wracając do spostrzeżeń dokonywanych przez tłum, dochodzimy do wniosku, że obserwacje zbiorowe są najbardziej błędne i najczęściej polegają na złudzeniu pewnej jednostki, która zaraźliwie narzuciła swój pogląd innym. Pamiętać więc należy, że świadectwa tłumu winno się przyjmować z największą nieufnością. W słynnej szarży konnicy pod Sedanem brało udział wiele tysięcy ludzi, ale zeznania naocznych świadków okazały się. tak nawzajem sprzeczne, że niemożliwością było ustalić, kto dowodził atakiem. Generał angielski Wolseley w niedawno napisanej pracy dowodzi, ze byliśmy dotychczas w błędzie co do najważniejszych faktów bitwy pod Waterioo, zwłaszcza tych, na których prawdziwość mieliśmy świadectwo bardzo wielu osób 3. Powyższe przykłady pokazują nam, jak znikomą wartość mają świadectwa ludzi opisujących obiektywnie dane zjawisko. Podręczniki logiki zaliczają zeznania obserwatorów do najpewniejszych dowodów istnienia danego faktu. Ale to, co wiemy o psychologii tłumu, wskazuje, że należy podręczniki te poddać gruntownej rewizji, albowiem każdy fakt zaobserwowany przez większą liczbę ludzi należy właśnie do najbardziej wątpliwych co do istoty swej treści. Jeżeli fakt równocześnie obserwowała większa grupa ludzi, to na pewno możemy stwierdzić, że istotna jego treść w większym lub mniejszym stopniu różni się od tego, co o nim mówią ludzie go obserwujący.
Z tego, co powiedziano wyżej, wynika, że niemal wszystkie dzieła historyczne należy uważać za dzieła czystej wyobraźni. Są to fantastyczne opisy źle zaobserwowanych faktów, do których przyłączają się objaśnienia późniejszej daty. Gdyby minione stulecia nie pozostawiły nam swych arcydzieł artystycznych, literackich i swych zabytków kultury materialnej, nie wiedzielibyśmy o przeszłości nic prawdziwego. Bardzo możliwe, że wiadomości nasze o życiu i roli wielkich ludzi, jak Herakles, Budda, Jezus, Mahomet, którzy tak wpłynęli na dalszy rozwój dziejów, nie zawierają ani odrobiny prawdy. Zresztą musimy przyznać, że rzeczywiste ich życie obchodzi nas bardzo mało. Wielcy ludzie należą do nas w tej postaci, jaką nadały im legendy stworzone przez wyobraźnię tłumu.
Legendy nie są, niestety, niezmienne. Wyobraźnia tłumu ciągle je przekształca, ciągle są one dla mas plastycznym materiałem. Przekształcanie to zależy od charakteru danej rasy i od wymagań epoki. Bardzo jest daleko od krwiożerczego biblijnego Jehowy do Boga miłości św. Teresy, a Budda wielbiony w Chinach nie ma nic wspólnego z Buddą wielbionym w Indiach, chociaż zasadniczo jest to jedna i ta sama postać. Na przeobrażenia te miała decydujący wpływ wyobraźnia tłumu, która może dokonać zasadniczych zmian nawet w ciągu kilkunastu lat. W naszych czasach legenda o jednym z największych WT dziejach bohaterów została przekształcona kilka razy w przeciągu 50 lat. Za panowania Burbonów uważano Napoleona za jakąś postać wziętą z sielanki, nazywano go filantropem i liberałem, opiekunem maluczkich, którzy zgodnie ze świadectwem poetów przechowują o nim pamięć pod swymi strzechami. W 30 lat później uważano go za krwiożerczego tyrana, który zagarnąwszy władzę, stłumił wolność i dla dogodzenia swej ambicji poprowadził na rzeź 3 miliony ludzi. Obecnie legenda ta uległa nowemu przekształceniu. Wobec tych najrozmaitszych legend uczeni za kilka stuleci zwątpią może o istnieniu Na-poleona, tak jak obecnie nie dowierzają istnieniu Buddy. Uważać go będą za jakiś mit słoneczny lub nową wersję legendy o Heraklesie. Nasuwające się wątpliwości rozwieje zapewne dokładniejsza znajomość psychologii tłumów, która ich pouczy, iż historia uwiecznia tylko legendy.


§ 3. Przesada i prostota w uczuciach tłumu. Charakterystycznymi cechami uczuć tłumu, bez względu na to, czy uczucia te są dobre czy złe, są następujące: wielka prostota i wielka przesada. Jednostka, jako cząstka tłumu, upodabnia się pod tym względem — jak zresztą i pod wielu innymi — do ludzi pierwotnych. Jej umysł jest w stanie pojmować tylko całościowo, nigdy nie potrafi zagłębiać się w odcienie i etapy przejściowe. Przesadne uczucia tłumu potęguje jeszcze ta okoliczność, że jakiekolwiek objawione uczucie zdobywa szybko uznanie wszystkich — na mocy prawa zaraźliwości i sugestii — co zwiększa w dwójnasób jego siłę. Dzięki prostocie i przesadzie jego uczuć niedostępne są dla tłumu wątpliwości i niepewność. Tłum z jednej krań-cowości zbyt szybko przerzuca się w drugą. Każde podejrzenie staje się dlań natychmiast pewnikiem nie do odparcia; najmniejszy uśmiech czy pogardliwe spojrzenie wywołuje u niego wściekłą nienawiść, podczas gdy u jednostki nie będącej cząstką tłumu pozostałoby to bez jakiegokolwiek wpływu.
Gwałtowność uczuć jest jeszcze spotęgowana, zwłaszcza w tłumie heterogenicznym, przez brak odpowiedzialności. Pewność bezkarności, wzrastająca w miarę wzrostu liczebności tłumu, oraz świadomość chwilowej potęgi, którą czerpie on właśnie ze swej liczebności, tworzą warunki do powstawania w tłumie takich uczuć i czynów, na które nigdy by się nie zdobyła jed-nostka. W tłumie nieuk, głupiec i człowiek, zawistny nie odczuwają swej bezsilności i nicości, a w ich miejsce pojawia się poczucie brutalnej siły, chociaż nietrwałej, ale za to potężnej.
Przesada ta dotyczy zwłaszcza złych uczuć — tego reliktu atawistycznego instynktów człowieka pierwotnego, które jednostka potrafi przytłumić z obawy przed karą. Dlatego tłum tak łatwo dokonuje złych czynów. Tłum umiejętnie prowadzony jest zdolny do bohaterskich czynów i najpiękniejszych poświęceń, przy czym stopień natężenia tych zdolności jest u niego o wiele większy aniżeli u jednostki. Do sprawy tej powrócę przy rozważaniu moralności tłumu.
Tłum, sam będąc przesadny w swych uczuciach, jest nadzwyczaj czuły na przesadę i mówca, gdy chce go porwać, musi używać bardzo często silnych określeń. Przesada, bezwarunkowe twierdzenie, powtarzanie tego samego po kilka razy, niezagłębianie się w logiczne dowody — oto sposoby zdobycia i opanowania duszy tłumu, znane ludziom występującym na zgromadzeniach ludowych.
Tej samej przesady w uczuciach domaga się tłum od swych wybrańców. Ich zalety i cnoty zawsze muszą być nadzwyczajne. W teatrze od bohaterów sztuki tłum domaga się takich zalet, takiej moralności i męstwa, jakie w życiu nigdy nie istnieją. Dlatego słusznie mówi się o specjalnej optyce teatralnej, której prawa nie mają po największej części nic wspólnego z logiką i prawami zdrowego rozsądku. Umiejętność mówienia do tłumu jest bez wątpienia sztuką niższego rzędu, ale wymaga specjalnych zdolności. Gdy się czyta niektóre sztuki, w żaden sposób nie można zrozumieć ich nadzwyczajnego powodzenia na scenie. Dyrektorzy teatrów, przyjmując jakąś sztukę, często nie są pewni jej powodzenia na scenie, gdyż aby je przewidzieć, musieliby oceniać ją nie ze stanowiska fachowca, ale ze stanowiska tłumu. Gdybym mógł tej sprawie poświecić w niniejszej pracy więcej miejsca, z łatwością wykazałbym działanie potężnego wpływu rasy, bo faktem jest, że sztuka, którą w jednym kraju zachwycają się tłumy, w drugim me ma najmniejszego powodzenia, nie uruchamia bowiem tych podniet, jakie są konieczne do poderwania nowej publiczności.
Przesada w tłumie dotyczy tylko uczuć, w żadnym zaś razie inteligencji. Dlatego jednostka należąca do tłumu cofa się w swym rozwoju intelektualnym, co wykazałem powyżej. Do tego samego wniosku doszedł Tarde. Tylko zatem w sferze uczuć tłum może wznieść się bardzo wysoko albo bardzo nisko upaść. 


§ 4. Nietolerancja, autorytaryzm i konserwatyzm tłumu. Tłum, będąc zdolnym do uczuć tylko prostych i przesadnych, przyjmuje lub odrzuca sugerowane mu poglądy, wierzenia i idee albo jako absolutną prawdę, albo jako absolutną nieprawdę. To tyczy się przede wszystkim wierzeń, które nie powstają drogą rozumowania, lecz są narzucone za pomocą sugestii. Każdy wie dobrze, jak nietolerancyjne są wierzenia religijne i jak przemożny wpływ wywierają na duszę tłumu. Opierając się ha owym poczuciu swej siły i na braku wątpliwości, co jest prawdą, a co nieprawdą, tłum jest w tym samym stopniu autorytarny, co nietolerancyjny. Jednostka może uzmwać zdania przeciwne i nawet podejmować decyzję, tłum zaś nie czyni tego nigdy. Na zgromadzeniach ludowych najmniejsze wystąpienie przeciw tłumowi zostaje przyjęte z wściekłością i gwałtownymi obelgami, po których szybko dochodzi do rękoczynów i dany mówca musi chyłkiem czmychać z zebrania, jeżeli nie potrafi w odpowiedni sposób odwrócić uwagi tłumu w innym kierunku. Niezależnością swych poglądów mówca najczęściej naraża się tłumowi, a nieraz tylko dzięki ochronie władz bezpieczeństwa uchodzi z życiem.
Autorytaryzm i nietolerancja to cechy wspólne wszystkim kategoriom tłumów, chociaż natężenie tych cech bywa różne, w czym zasadniczą rolę odgrywa rasa, jako władczyni wszystkich uczuć i myśli człowieka. Autorytaryzm i nietolerancyjność rozwinięte są w bardzo wysokim stopniu u tłumów pochodzenia romańskiego; rozwój ten doszedł do takiego stopnia, że zabił w nich wszelkie poczucie osobistej niezależności, owego zasadniczego rysu duszy anglosaskiej. Tłum romańskiego pochodzenia jest wrażliwy tylko na niezależność odłamu społeczeństwa, do którego sam należy, przy czym z ową niezależnością łączy on dążność do natychmiastowego i bezwzględnego narzucenia swych przekonań wszystkim innym grupom. W tym tkwi źródło wielkiej ekspansywności narodu francuskiego i francuskiej kultury. W powyżej opisany sposób pojmują wolność jakobini ludów romańskich, poczynając od czasów inkwizycji, aż po dzień dzisiejszy.
Autorytaryzm i nietolerancja są uczuciami dla tłumu jasnymi, tak że skwapliwie on je przyjmuje i dąży do jak najszybszego ich urzeczywistnienia. Wobec siły tłum staje się potulny, a na uczucie dobroci jest zupełnie niewrażliwy, gdyż dobroć uważa za objaw słabości. Tłum nigdy nie wielbił dobrych władców; kochał na ogół okrutników, którzy uciskali go z całą bez-względnością. Srogim tyranom tłum buduje okazałe pomniki, a upadłego tyrana chętnie i z lubością depce nogami, gdyż ten po upadku znowu zasila szeregi słabych, których tłum nienawidzi lub nimi pogardza, albowiem nie czuje przed nim trwogi. Cesarz jest typem bohatera uwielbianym przez tłum po dzień dzisiejszy. Jego kołpak nadal oczarowuje, jego władza wzbudza poszanowanie, a jego miecz sieje postrach.
Tłum jest zawsze gotów powstać przeciw słabej władzy, a niewolniczo gnie swe kolana przed władzą silną. Jeżeli zaś siła, będąca na usługach władzy, ciągle się zmienia, tłum, ulegając zaw7sze krańcowym uczuciom, przechodzi od anarchii do uległości i od uległości do anarchii.
Zupełnie mylnie pojmowalibyśmy psychologię tłumu, gdybyśmy wyrobili sobie przekonanie, że w tłumie przeważają instynkty rewolucyjne. Gwałtowność tłumu jest bardzo zwodnicza. Jego buntownicze wybuchy i dążność do niszczenia są bardzo krótkotrwałe. Tłumem zbyt despotycznie władają bodźce nieświadome, zbyt silnie ulega on wpływom odwiecznej dziedziczności, co wywołuje w jego duszy tendencję do konserwatyzmu. Pozostawiony samemu sobie, zbyt łatwo idzie w niewolę, gdyż w zbyt krótkim czasie znuży go własna popędliwość. Na przykład najzacieklejsi Jakobini z całą mocą popierali Napoleona, gdy ten swą żelazną ręką tłumił swobody z okresu Rewolucji.
Kto nie potrafi się wczuć w te konserwatywne instynkty mas, ten nie zrozumie należycie historii, zwłaszcza historii ruchów ludowych. Masy zmieniają tylko nazwy najrozmaitszych instytucji społecznych; do tych nic nie znaczących zmian dążą nieraz zbyt gwałtownymi środkami. Ale instytucje społeczne są aż nadto w swej istocie wyrazem dziedzicznych potrzeb danej rasy, aby do tych instytucji nie powracać. Tłum jest zmienny wobec rzeczy błahych i powierzchownych, ale zasadniczo posiada w swej duszy silny konserwatyzm, co upodabnia go do ludzi pierwotnych. Tłum z nadzwyczajnym uwielbieniem czci tradycję i czuje głęboki, podświadomy wstręt do wszelkiego nowatorstwa, gdyż drży przed jakąkolwiek zmianą wa-runków swego materialnego bytu. Gdyby demokracja w epoce wynalezienia warsztatów mechanicznych, maszyn parowych i kolei żelaznej miała taką władzę jak obecnie, to wprowadzenie tych wynalazków w życie byłoby niemożliwe albo doszłoby do skutku w drodze rewolucji. Szczęście postępu i cywilizacji polega na tym, że tłum stojący u władzy nie miesza się w wielkie odkrycia na polu nauk i przemysłu. 


§ 5. Moralność tłumu. Jeżeli przez moralność rozumieć będziemy ciągłe przestrzeganie pewnych norm społecznych i ustawiczne przeciwstawianie się egoistycznym popędom, to jasne będzie, że tłum jest zbyt zmienny i nazbyt gwałtowny, by mógł być moralny. Jeśli jednak do tego pojęcia włączymy przejawy takich cech, jak poświęcenie, bezinteresowność, ofiarność, prawość, to można powiedzieć, że tłum zdobywa się nieraz na bardzo wzniosłe czyny moralne.
Niektórzy psychologowie, badając tłum z punktu widzenia jego czynów przestępczych i zwracając uwagę przede wszystkim na ich częstość, stwierdzili, że poziom moralny tłumu jest bardzo niski. Nie da się zaprzeczyć, że często twierdzenie to jest słuszne. Ale dlaczego? Po prostu dlatego, że w duszy każdego człowieka drzemią instynkty burzycielskie i zdolność do okrucieństwa, będące pozostałością epoki pierwotnej. Jednostka zdaje sobie sprawę, że danie posłuchu tym instynktom może wprowadzić na niebezpieczną drogę, ale kiedy znajdzie się w nieodpowiedzialnym tłumie, który zapewnia jej bezkarność, wówczas nie dba o ich stłumienie. Okrucieństwo tłumu i upodobanie do myślistwa mają wspólne źródło. Tłum, mordując swą bezbronną ofiarę, daje dowód nikczemnego okrucieństwa. Okrucieństwo to jest w oczach człowieka myślącego blisko spokrewnione z okrucieństwem myśliwych, którzy się zbierają, by z przyjemnością przyglądać się rozdzieraniu nieszczęśliwego jelenia przez zażarte psy.
Tłum, będąc zdolny do mordu, podpalenia i każdej innej zbrodni, równocześnie jest w stanie wytężyć swe siły dla dokonania czynów wzniosłych i bezinteresownych, o wiele wspanialszych od tych, na jakie może się zdobyć jednostka. Każde odwołanie się do miłości Ojczyzny, do uczuć religijnych, do poczucia honoru oddziałuje na tłum, który jest zdolny do bezgranicznych poświęceń. W dziejach ludzkości mamy wiele przykładów podobnych do wypraw krzyżowych i do ochotni-ków z roku 1793.
Jedynie zbiorowości są zdolne do wielkiego poświęcenia i wysoce bezinteresownych czynów. Ile tłumów zginęło bohatersko w obronie wierzeń oraz idei, haseł, których często prawie nie rozumiały one. Tłum strajkujący czyni lo raczej z posłuszeństwa wydanemu hasłu niż dla uzyskania podwyżki zarobków. U jednostki interes osobisty jest najczęstszym bodźcem postępowania, w tłumie zaś odgrywa on bardzo nieznaczną rolę. Przecież trudno wyobrazić sobie, by osobiste względy wiodły tłum na krwawe wojny, których celów na ogół nie rozumiał, chociaż dał się mordować tak łatwo jak skowronek zahipnotyzowany przez lusterko myśliwego.
Nawet największy nicpoń, gdy stanie się cząstką tłumu, staje się na ten czas zwolennikiem bardzo surowych zasad moralnych. Taine opowiada, że uczestnicy band mordujących w pamiętnym wrześniu 1793 r. oddawali do rąk komitetów rewolucyjnych portfele i klejnoty znalezione przy mordowanych ofiarach, chociaż bezkarnie mogli je ukryć. Tłum nędzarzy zdobywający w czasie rewolucji 1848 r. pałac Tuileries nie zagarnął ani jednego z klejnotów, które przecież mogły go olśnić, a jeden taki klejnot wystarczyłby dla zabezpieczenia bytu na wiele lat.
Ta moralność jednostki w tłumie wygląda na pozór fantastycznie, a jednak jest prawdziwa. Owo umoralnienie jednostki przez tłum nie jest regułą, niemniej występuje, i to nieraz w bardziej błahych wypadkach niż przytoczone powyżej. Powiedziałem poprzednio, że w teatrze tłum żąda, aby bohaterowie sztuki posiadali nadzwyczajne zalety. Nawet widownia niskiego pochodzenia okazuje się często bardzo purytańska. Zawodowy pijak, sutener i ulicznik okazują swe niezadowolenie wobec dwuznacznego dowcipu i drastycznej sytuacji na scenie, chociażby były wprost niewinne w porównaniu z ich codziennymi rozmowami.
Zatem tłum albo ulega niskim instynktom, albo błyszczy czynami nadzwyczaj moralnymi. Jeżeli bezinteresowność, bezwzględne oddanie się w służbę ideału rzeczywistego lub nierzeczywistego stanowią cnoty narodu, to musimy przyznać, że tłum często posiada te cnoty w takim stopniu, jaki rzadko osiągali najwięksi mędrcy. Moralność tłumu jest nieświadoma, co jednak nie zmienia postaci rzeczy. Gdyby tłum rozumiał i kierował się swym bezpośrednim interesem, to możliwe, że na Ziemi nie powstałaby żadna cywilizacja i ludzkość nie miałaby swej historii.
1 Ludność Paryża podczas oblężenia go przez Prusaków miała wiele dowodów na ową łatwowierność tłumu, zwłaszcza wtedy, kiedy chodziło o wydarzenia nieprawdopodobne. Światełko, które ukazało się na piątym piętrze, brano za znak dany Prusakom, choć odrobina rozwagi musiałaby naprowadzić na myśl, że światełka tego nie można było dostrzec z odległości kilkunastu kilometrów.

2 „Eclair" z 21 kwietnia 1895 r.
3 Wątpię, czy znamy prawdziwy opis choć jednej bitwy. Zasadniczo wiemy tylko, która strona zwyciężyła, a która została pobita. To. co d'Harcourt, uczestnik i świadek bitwy pod Soiferino, mówi o niej, można odnieść do wszystkich bitew: „Jenerałowie, naturalnie opierając się na setkach świadectw, składają swe urzędowe raporty, oficerowie przyboczni zmieniają te dokumenty i redagują nieco zmieniony projekt, który znowu zmienia szef sztabu. Marszałek znowu redaguje rzecz na nowo. i dzięki temu z pierwotnego projektu nic nie po/ostaje11. D'Harcourt przytacza to na dowód, że z zeznań ludzi nie nożna się dowiedzieć prawdy nawet o wydarzeniach dokładnie obserwowanych.

Rozdział trzeci
Idee, rozumowanie i wyobraźnia tłumu
§ 1. Idee tłumu — Idee zasadnicze i idee przejściowe — Jak mogą współistnieć idee przeciwne? — Przemiany, jakie musza przejść idee wyższe, zanim staną się przystępne dla tłumu — Społeczna rola idei jest niezależna od stopnia prawdy w nich zawartej — § 2. Jak tłum rozumuje? — Tłum nie ulega wpływom rozumowania — Rozumowanie tłumu jest bardzo prymi-tywne — Łączenie idei następuje albo drogą analogii, albo drogą następstwa — § 3. Wyobraźnia tłumu — Potęga wyobraźni tłumu — Tłum myśli obrazami, przy czym obrazy te nie wiążą się ze sobą — Tłum jest podatny w pierwszym rzędzie na cudowność — Rzeczy nadzwyczajne i legendy są rzeczywistą podstawą cywilizacji — Wyobraźnia tłumu zawsze była podstawą siły mężów stanu — Jakie fakty potrafią przemówić do wyobraźni tłumu?

§ 1. Idee tłumu. W jednej ze swych prac nad znaczeniem idei w rozwoju narodów wykazałem, że każda cywilizacja czerpie swe siły z kilku zaledwie zasadniczych idei, które są bardzo rzadko odnawiane. Wyka-załem też, jak idee wrastają w duszę tłumu, z jaką trudnością do niej docierają i jaką mają moc, skoro raz nią owładną. Wykazałem wreszcie, że wszelkie przewroty historyczne mają najczęściej swe źródło w zmianach dokonanych w tych zasadniczych ideach.
Nie będę omawiać po raz drugi tych kwestii, wspomnę tylko, jakie idee są dostępne dla tłumu i pod jaką postacią może je on przyjmować.
Idee można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej zaliczymy idee przypadkowe i przejściowe, powstające pod wrażeniem chwili, np. pod wpływem jakiejś jednostki bądź teorii. Do grupy drugiej zaliczymy idee zasadnicze, którym otoczenie, dziedziczność i opinia
przydają cech niezmienności. Niegdyś takimi ideami były wierzenia religijne, a dziś idee demokratyczne i społeczne.
Idee zasadnicze możemy sobie przedstawić jako wielką, powoli toczącą swe wody rzekę. Idee przejściowe to drobne fale, ciągle się zmieniające, poruszające powierzchnię rzeki i chociaż nie posiadające realnego znaczenia, to jednak bardziej rzucające się w oczy aniżeli bieg rzeki.
Idee zasadnicze, którymi żyli nasi ojcowie, zostały w obecnej epoce mocno zachwiane. Straciły swą trwa-łość, a dzięki temu i instytucje opierające się na nich zostały nadwerężone. Stwierdzamy, że co dnia poja-wia* się wiele idei przejściowych, ale tylko niektóre z nich stają się silne i zdobywają znaczne wpływy.
Każda idea, aby zawładnęła tłumami, musi im być podana w formie bardzo obrazowej i nadzwyczaj pro-stej. Idee przemienione w obrazy nie są ze sobą połączone żadnym logicznym związkiem analogii bądź następstwa i mogą następować jedna po drugiej jak szkła w czarnoksięskiej latarni, wyjmowane jedno po drugim z kasety, do której je włożono. To nam tłumaczy owo równoczesne istnienie w duszy tłumu najsprzeczniejszych idei. Od przypadku zależy, które z idei ożywią się w duszy tłumu; z tego też wynika, że tłum jest zdolny do dokonania czynów najbardziej sprzecznych, a brak krytycyzmu nie pozwala mu za-uważyć tej sprzeczności.
Zresztą nie jest to wyłącznie własnością tłumu. Możemy to zauważyć i u jednostek będących cząstką tłumu, których umysł niedaleko odbiegł od umysłu człowieka pierwotnego; tyczy się to przede wszystkim zagorzałych zwolenników jakiejś sekty, chociażby to byli ludzie wykształceni. Obserwowałem takie zjawisko u Hindusów wykształconych na naszych europejskich uczelniach, na których też uzyskiwali dyplomy. Na niewzruszony grunt ich dziedzicznych idei religijnych i społecznych nałożyła się bez żadnego dla tamtych uszczerbku warstwa idei zachodnioeuropejskich, które z tymi pierwszymi nie mają nic wspólnego. U danego osobnika przeważały to jedne, to drugie, zależnie od okoliczności; w ten sposób jedna i ta sama osoba popadała w skrajne sprzeczności. Na ogół sprzeczności te są bardziej pozorne aniżeli rzeczywiste, ponieważ tylko idee dziedziczne mogą się stać pobudkami postępowania jednostki. Tylko w tych wypadkach czyny człowieka mogą rzeczywiście przedstawiać sprzeczności, kiedy dana jednostka wskutek skrzyżowania różnych ras odziedziczy różnorodne idee zasadnicze. Nie będę się dłużej zastanawiał nad tymi zjawiskami, chociaż moim zdaniem mają one wielkie znaczenie z punktu widzenia psychologii. Sądzę, że należyte ich zrozumienie wymaga bardzo wielu lat podróży i obserwacji.
Idee, aby mogły się stać własnością tłumu, winny otrzymać jak najprostszą formę; dzięki temu uprosz-czeniu ulegają one gruntownym przekształceniom Wielkość tych zmian, jakim ulega idea, zanim wrośnu w duszę tłumu, daje się stwierdzać zwłaszcza wtedy.. kiedy chodzi o wznioślejsze idee filozoficzne i naukowe. Przekształcenia te zależą przede wszystkim od rasy, do której dany tłum należy; ogólną ich właściwością jest uproszczenie i pomniejszenie idei. Dlatego z punktu widzenia społecznego nie istnieje w rzeczywistości żaa-na hierarchia idei, tzn. nie ma idei wyższych lub niższych. Już sam fakt przedostania się idei do tłumu dowodzi, że pozbawiona została ona tego wszystkiego, co stanowiło jej podniosłość i wielkość.
Zaznaczam, że ze społecznego punktu widzenia hierarchiczna wartość idei nie ma znaczenia. Należy mó-wić o ich wpływie, a nie o ich wartości. Chrześcijaństwo wieków średnich, idee demokratyczne ubiegłego stulecia oraz współczesne idee społeczne nie są zapewne zbyt podniosłe. Z punktu widzenia filozofii należy je uznać za marne złudzenia, a mimo to ich wpływ był bardzo znaczny i jeszcze przez długi czas będą one zasadniczymi pobudkami postępowania.
Idea dopiero wtedy owłada tłumem, kiedy po owych przekształceniach, dzięki którym staje się dlań do-stępna, o czym mówić będę na innym miejscu, przeniknie w nieświadomość tłumu i w sferę jego uczuć, A na to potrzeba zawsze dłuższego czasu.
Trudno zresztą sądzić, że wykazanie słuszności jakiejś idei wystarczy, by oddziaływała ona odpowiednio na umysły, choćby wykształcone Możemy się o tym przekonać, gdy zwrócimy uwagę na to, że najoczywistsze dowody wywierają mały wpływ na większość ludzi. Chociaż niejeden nie odmówi im słuszności, to jednak pod działaniem nieświadomych czynników swej duszy szybko powróci do poprzednich zapatrywań. Gdybyśmy go, zobaczyli w kilka dni później, wysunie na nowo swe stare argumenty i tak samo nawet będzie je wypowiadał. Znajduje się bowiem pod wpływem swych wcześniejszych idei, które przekształciły się j u? w uczucia i kierują jego słowami i czynami.
Idea, która na mocy różnorodnych przekształceń przeniknęła w końcu duszę tłumu, osiąga olbrzymią moc i popycha tłum do odpowiednich czynów. Idee filozoficzne, których wynikiem była Wielka Rewolucja Francuska, potrzebowały całego stulecia, zanim zagnieździły się w duszy tłumów. Gdy owładnęły duszą
tłumu, działały z nieprzezwyciężoną siłą. Zapał tłumów, chcących równości społecznej, urzeczywistnienia wyśnionych praw i prawdziwej wolności, nadwerężył trony i przekształcił cały świat zachodni. Przez 20 lat narody gryzły się nawzajem, a Europa była widownią tak krwawych walk, jak za czasów Dżyngis-chana lub Tamerlana. Nigdy tak oczywiste nie były skutki władztwa krańcowych idei nad tłumem.
Przyznać trzeba, że idee bardzo powoli i z wielkim trudem wrastają w duszę tłumu; ale też nie szybciej i nie łatwiej uwalniają jego duszę ze swej władzy. Dlatego pod względem idei tłum zawsze stoi o kilka pokoleń niżej od uczonych i filozofów. Dfatego mężowie stanu wiedzą obecnie, że odrętwienie idei zasad-niczych jest chwilowe, lecz wpływ tych idei jest tak wielki, że muszą zasady rządzenia do nich dostosowy-wać.

§ 2. Jak tłum rozumuje? Nie można twierdzić, że tłum w ogóle nie rozumuje ani nie ulega wpływowi rozumowania. Dowody, które tłum podaje i które potrafią go przekonać, są z punktu widzenia logiki tak płytkie, że jedynie na mocy. dość naciągniętej analogii możemy je zaliczyć do zakresu rozumowania.
Rozumowanie tłumów z pewnością opiera się na kojarzeniu pojęć, podobnie jak się ma rzecz z prawdzi-wym rozumowaniem. Ale idee, które kojarzy wyobraźnia tłumu, łączą się tylko pozornie, na podstawie analogii lub następstwa. Tak rozumuje np. Eskimos, który wiedząc z doświadczenia, że lód jest przezroczysty i topnieje w ustach, może być przekonany, że i szkło winno się w ustach topić, ponieważ jest również przezroczyste; albo dziki, gdy zjada serce mężnego wroga, myśląc, że przejmie jego męstwo, lub też robotnik wyzyskiwany przez swego pracodawcę, gdy wysnuwa z tego wniosek, że wszyscy pracodawcy są wyzyskiwaczami.
Kojarzenie rzeczy zupełnie niepodobnych, połączonych tylko pozornymi więzami, i natychmiastowe uogólnianie poszczególnych wypadków — oto co charakteryzuje rozumowanie tłumów. Takim też rozumowaniem muszą posługiwać się ci, którzy chcą wszczepić w tłum pewne poglądy, bo inaczej nie zdobędą nań wpływu. Rozumowanie według prawideł logiki byłoby dla tłumu czymś obcym i niezrozumiałym. Na tej podstawie można twierdzić, że tłum nie rozumuje, albo rozumuje błędnie, i nie poddaje się żadnemu rozumowaniu.
Zgłębiając mowy, które wywarły wielki wpływ na słuchaczy, możemy dziwić się słabości ich rozumowania; nie wolno jednak zapominać o tym, że przemówienie nie jest przeznaczone na lekturę ludzi uczonych, ale na porwanie słuchających. Mówca znający duszę tłumu potrafi za pomocą kilku zdań opanować silniej tłum aniżeli olbrzymie tomy napisanych mów, których argumentacja nie popada w zatarg z prawami logiki.
Ta niezdolność do poprawnego rozumowania łączy się u tłumu z brakiem wszelkiego krytycyzmu, t j. bra-kiem umiejętności wyczuwania, co jest prawdą, a co fałszem, i z niezdolnością do wydawania trafnego sądu o jakimkolwiek czynie czy przedmiocie. Tylko sąd narzucony tłumowi znajdzie u niego uznanie, nigdy zaś sąd będący wynikiem skrupulatnych badań i roztrząsań. Pewne opinie jedynie dlatego zbyt szybko się rozpowszechniają, że większość ludzi woli bez dowodu przyjąć gotowy już sąd od drugich, aniżeli zastanawiać się i formułować własny sąd.

§ 3. Wyobraźnia tłumu. Podobnie jak istoty niezdolne do rozumowania, tłum ma nadzwyczaj wrażliwą wyobraźnię. Każdy obraz powstający w jego duszy, czy to pod wpływem jakiegoś zdarzenia czy osoby, ma barwy tak żywe, jak gdyby był rzeczywisty. Możemy pod tym względem porównać tłum ze śpiącym człowiekiem, którego umysł, chwilowo nieaktywny, wytwarza tak żywe obrazy, jakby się wszystkie działy na jawie; jednak zastanowienie się rozwiewa tę ich moc. Tłum nie jest zdolny ani do rozumowania, ani do zastanawiania się; nie istnieją dlań rzeczy nieprawdopodobne. Wiemy jednak, że najbardziej pociągające są właśnie rzeczy najmniej prawdopodobne. Dlatego tłum chętniej zajmuje się tym, co jest nieprawdopodobne i legendarne. W istocie niezwykłość i legenda są prawdziwym źródłem cywilizacji. W historii większą rolę odgrywają zmyślenia niż rzeczywistość. Wyżej stawia się ułudę nad rzeczywistość.
Tłum umie myśleć wyłącznie obrazami i jest bardzo wrażliwy na obrazowe przedstawienie danego faktu lub rzeczy. Tylko za pomocą takiego przedstawienia można tłum porwać i pobudzić go do działania.
Wiemy, że przedstawienia teatralne mają wielki wpływ na tłum, ponieważ dają obraz w formie najbardziej jasnej. „Panem et circenses" — chleba i igrzysk — domagał się tłum rzymski, i zdaje się, że ten ideał mi-mo upływu czasu nie uległ zbytniej zmianie. Nic bardziej nie przemawia do wyobraźni tłumu niż sztuka teatralna. Wszyscy zebrani w teatrze doznają w jednym czasie prawie jednakowych uczuć, które jedynie dlatego nie zamieniają się w czyny, że najgłupszy nawet widz wie, iż to tylko złudzenie, że zmyślone sytuacje wywołały jego śmiech lub płacz. Może się jednak zdarzyć, że uczucia wywołane przez te rozmyślnie w tym celu zmyślone obrazy stają się tak silne i gwałtowne, iż szukają ujścia w czynach. Znana jest po-wiastka o pewnym teatrze ludowym, w którym po skończonym przedstawieniu trzeba było pilnować artystę grającego rolę zdrajcy, ażeby go uchronić przed gniewem widzów oburzonych na jego
rzekome zbrodnie. .To nam określa łatwość, z jaką tłum poddaje się sugestii, i charakteryzuje dosadnie jego stan umysłowy.
Urojenie działa na tłum z nie mniejszą siłą niż rzeczywistość. Tłum ma wyraźną skłonność do mieszania tych sprzecznych rzeczy.
Na wyobraźni mas zasadza się potęga zdobywców i siła państw. Kto chce porwać tłum, musi na niego oddziaływać. Wielkie wydarzenia historyczne, np. powstanie buddyzmu, chrześcijaństwa, islamu, reformacja, Rewolucja Francuska, a obecnie groźny zalew socjalizmu — oto bezpośrednie skutki potężnych wrażeń, jakie wywołano w wyobraźni tłumu.
Dlatego wielcy mężowie stanu, we wszystkich krajach i we wszystkich okresach, łącznie z najbezwzględniejszymi despotami, uważali wyobraźnię mas za podwalinę swej władzy. Nigdy nie próbowali pójść przeciw nim. „Zostałem katolikiem — oświadczył Napoleon w Radzie Stanu — aby ukończyć wojnę w Wandei, jako muzułmanin podbiłem Egipt, a jako ultramontanin pozyskałem duchowieństwo we Włoszech. Gdybym był królem żydowskim, to przede wszystkim odbudowałbym świątynię Salomona".
Czy istnieją metody, za pomocą których można oddziaływać na wyobraźnie tłumu? Tym zajmę się poniżej. Na razie zaznaczę, że metody te nie polegają na oddziaływaniu na inteligencję i rozsądek. To nie za pomocą uczonej retoryki poderwał Antoniusz lud rzymski przeciw mordercom Cezara, lecz przeczytaniem jego testamentu i pokazaniem zwłok.
Aby wpłynąć na wyobraźnię tłumu, należy mu przedstawić żywy i jasny obraz, bez jakichkolwiek dodatko-wych interpretacji, ale zawierający nadzwyczajne fakty, np. doniosłe zwycięstwo, wielki cud, straszliwą zbrodnię lub powabną nadzieję. Ważną rzeczą jest przedstawiać pewną całość spraw, lecz nigdy nie do-ciekać ich źródeł. Setki mniej znaczących przestępstw lub wypadków nie potrafią do tego stopnia poruszyć duszy tłumu, jak jedna wielka zbrodnia lub pojedyncza katastrofa, chociażby jej skutki były o wiele słabsze od skutków tych drobnych wypadków razem wziętych. Epidemia grypy, na którą w ciągu kilku tygodni zmarło w Paryżu około 5000 osób, nie wywarła żadnego wrażenia na ludności, albowiem odbywało się to powoli, bez jakichkolwiek większych wstrząśnień. * Ta prawdziwa hekatomba nie ujawniła się w jednym wyraźnym fakcie — jeno w tygodniowych sprawozdaniach. Wypadek natomiast, powodujący śmierć nie 5000, ale 500 osób, lecz tego samego dnia, na placu publicznym i wskutek wyraźnej przyczyny, np. runię-cia wieży Eifla, wywołałby olbrzymie wrażenie. Myśl o możliwej stracie parowca transatlantyckiego, o którym nie było przez dłuższy czas wiadomości, niepokoiła silnie przez osiem dni wyobraźnię tłumów. Tymczasem urzędowe statystyki wskazują, że w tym samym roku zatonęło około tysiąca wielkich okrętów. Ale stopniowymi tymi stratami, choć w sumie o wiele większymi z powodu zaginionych istnień ludzkich i zniszczonych towarów, tłumy ani przez chwilę się nie interesowały.
Nie od charakteru faktów, lecz od sposobu, w jaki dochodzą do wiadomości ogółu, zależy ich wpływ na wyobraźnię tłumów. Oddziałują one na nią silnie, gdy przez swe nagromadzenie wywołują jaskrawe, opanowujące umysły ludzkie, obrazy. Kto umie działać na wyobraźnię tłumów — umie nimi rządzić.

Rozdział czwarty
Religijne formy przekonań tłumu
Co to jest uczucie religijne? — Jest ono niezależne od uwielbienia dla jakiegoś bóstwa — Jego cechy charakterystyczne — Potęga przekonań przyjmujących formę religijną — Przykłady — Bogowie ludu ciągle istnieją — Nowe formy, pod którymi się odradzają — Religijne formy ateizmu — Waga tych pojęć z historycznego punktu widzenia — Reformacja, Noc św. Bartłomieja, Terror i inne podobne wydarzenia są konsekwencją religijnych uczuć tłumu, a nie uczuć jednostek 

Wykazałem, że tłum nie rozumuje, że idee przyjmuje albo odrzuca bez dyskusji i wątpliwości, że sugestia opanowuje całą jego umysłowość i może się zamienić w czyn. Wykazałem też, że tłum odpowiednio poprowadzony potrafi oddać swe życie za ideały, które nie sam sobie wytworzył, ale zostały mu podsunięte. Mówiłem też o tym, że uczucia tłumu są gwałtowne i krańcowe, że sympatia przeradza się w uwielbienie, a antypatia w nienawiść. Na podstawie tych ogólnych wskazówek możemy bez wielkiego trudu przewidzieć, jakie będą przekonania tłumu.
\Badanie przekonań tłumu wykazało nam, że we wszystkich epokach, czy to fanatyzmu religijnego, czy wielkich przewrotów politycznych, przybierają one pewną charakterystyczną formę, której treść najlepiej oddamy określeniem: uczucia religijne.
Ich cechy charakterystyczne są nadzwyczaj proste: uwielbienie dla najwyższej istoty, obawa przed potęgą jej przyznawaną, bezwzględne posłuszeństwo jej nakazom, niemożność dyskutowania dogmatów, pragnienie ich upowszechnienia, uważanie za wroga każdego, kto tych prawd nie uznaje. Każde uczucie, bez względu na to, czy odnosi się do Boga niewidzialnego czy kamiennego lub drewnianego bożka, do bohatera lub jakiejś idei, jeżeli tylko ma wyżej podane cechy, należy zaliczyć do uczuć religijnych, gdyż w swej istocie pozostaje ono zawsze religijne i zawiera również pierwiastki nadprzyrodzoności i niezwykłości. Tłum przyznaje te samą moc cudowną zarówno ideom, jak i zwycięskiemu wodzowi, który potrafi w odpowiednim momencie opanować jego duszę
Człowiek jest religijny nie tylko wtedy, kiedy żywi uwielbienie dla jakiegoś bóstwa, ale także wtedy, kiedy wszystkie zasoby umysłu, całą swą wolę i cały fanatyczny zapał oddaje w służbę sprawy lub istoty, które stały się celem i drogowskazem jego uczuć i działań.
Nieuniknioną właściwością ludzi o silnie rozwiniętym uczuciu religijnym jest fanatyzm i brak tolerancji, wierzą oni bowiem, że tylko oni są w posiadaniu klucza do rajskich bram przyszłego żywota. Myślą, że w ten sposób zaciągają się na wierną służbę uwielbianemu bóstwu, które — ich zdaniem — domaga się od nich złożenia sobie w ofierze wszystkich myśli i czynów. Każda jednostka będąca cząstką tłumu ma te dwa wyżej wspomniane, charakterystyczne rysy, gdy tylko uczucia tłumu zostaną w odpowiednim stopniu roznamiętnione. Jakobini z okresu Terroru byli w zasadzie nie mniej religijni niż katolicy z czasów inkwi-zycji, a ich okrutny zapał miał to samo źródło.
Powyżej wyłuszczone właściwości nadają wszelkim wierzeniom tłumu postać religijną. Jednostka ciesząca się uznaniem tłumu może stać się dlań bóstwem. Takim bóstwem tłumu przez lat piętnaście był Napoleon1; żaden inny bohater nie miał tak gorących clcicieli, żaden też równie łatwo nie posyłał ludzi na niechybną śmierć. Bóstwa pogańskie czy chrześcijańskie nie miały bardziej odeń absolutnej władzy nad duszami ludzkimi. Na wzbudzaniu fanatyzmu, dzięki któremu jednostka znajduje szczęście w posłuszeństwie i uwielbieniu, twórcy nowych religii i przekonań społecznych budowali przyszłość swych poglądów. Kozfanatyzowana jednostka jest zdolna do oddania życia za swe bożyszcze. Pogląd ten okazuje się słuszny po dzień dzisiejszy. Fustel de Coulanges w pracy swej o Galii za panowania rzymskiego słusznie powiada, że Rzymianie dzierżyli swą władzę nie siłą, lecz dzięki religijnemu uwielbieniu, jakie potrafili dla siebie wzbudzić.
„Jest to bowiem — jak się zdaje — jedyny przykład w dziejach ludzkości, by władza znienawidzona przez ludy trwała niezachwianie przez pięć wieków... Nie da się w inny sposób wytłumaczyć faktu, że 30 legionów rzymskich utrzymywało w karbach 100 milionów wrrogiego sobie ludu. Ubóstwienie cesarza, który uosabiał wielkość Rzymu, było przyczyną tego władztwa. W całym państwie rzymskim powstała religia, w której bogami byli sami cesarze. Przed zapanowaniem chrześcijaństwa 60 plemion galijskich wybudowało wspólnie w okolicy Lyonu świątynię ku czci Augusta... Kapłani tej świątyni, wybrani przez zgromadzenie plemion galijskich, zajmowali pierwsze miejsca w kraju... Służalstwem i bojaźnią nie można tych Taktów tłumaczyć, albowiem służalczość nie cechowała narodu galijskiego, który nie był zdolny do zginania karku przez trzy wieki. Nie tylko pretorianie ubóstwiali cesarzy, ale Rzym cały, a z nim Galia, Hiszpania, Grecja i Azja".
Chociaż władcy dusz ostatnich wieków nie posiadają świątyń, to jednak mają swe posągi i obrazy, a cześć dla nich bardzo mało się różni od czci z wieków ubiegłych. Kto chce zrozumieć filozofię historii, musi uchwycić ten rys psychologii tłumu: trzeba dlań być bóstwem albo niczym.
Nie są to przesądy dawnych wieków, którym kres położył rozum. W swej odwiecznej walce z rozumem uczucie nie zostało nigdy pokonane. Tłumy nie chcą dziś słyszeć o bóstwach i religii, którym tak długo ule-gały. Nigdy jednak nie stawiano tylu pomników co w ostatnim stuleciu. Ruch ludowy znany pod nazwą bulanżyzmu wykazał, jak łatwo odradzają się instynkty religijne tłumów. Nie było oberży wiejskiej, w której by nie było portretu bohatera. Przypisywano mu moc zaradzenia wszelkim niesprawiedliwościom i niedomaganiom. Tysiące były gotowe dać życie za niego. Jakież-by zajął on miejsce w historii, gdyby jego charakter wytrzymał ciężar legendy?
Dlatego powtórzę tu znany truizm, że tłum potrzebuje religii. Poglądy bowiem, czy tyczyć się będą kwestii politycznych, społecznych, czy religijnych, wtedy dopiero zostaną przyjęte przez tłum, kiedy przybiorą formę religii, dzięki której nie będą mogły podlegać dyskusji. Nawet ateizm, gdyby się stał własnością tłumu, byłby fanatycznie nietolerancyjny jak religia, a w swej formie zewnętrznej wkrótce stałby się kultem. Rozwój niewielkiej sekty pozytywistów może posłużyć tu za przykład. Bardzo ładny przykład z tej dziedziny podaje nam pisarz rosyjski, Dostojewski. Mówi on o pewnym nihiliście, który do tego stopnia przejął się owymi doktrynami, że pewnego dnia zniszczył obrazy świętych zdobiące kaplicę i pogasił świece; po dokonaniu tego ozdobił kaplicę dziełami kilku filozofów ateistycznych, m. in. Biichnera i Moleschotta, przed którymi znowu zapalił niedawno pogaszone świece. Treść i forma pozostały bez zmiany, chociaż przedmiot kultu został zmieniony.
Zdanie sobie sprawy z tej religijnej formy, jaką przybierają przekonania tłumu, wskaże nam właściwą dro-gę do zrozumienia wielu wydarzeń historycznych, i to najważniejszych. Istnieją zjawiska społeczne, które należycie zrozumiemy badając je raczej pod kątem psychologii niż z punktu widzenia nauk przyrodni-
czych. Wybitny historyk Taine badał dzieje Rewolucji Francuskiej z punktu widzenia nauk przyrodniczych, dlatego nie potrafił wykryć źródła wielu znamiennych faktów. Przyznać mu trzeba, że umiał doskonale obserwować fakty, ale nie znając psychologii tłumu, nie potrafił dać właściwego ich wyjaśnienia. Przerażony krwiożerstwem, anarchią i okrucieństwem tych wydarzeń, w bohaterach tej epoki widział tylko dzikie hordy epileptyków, którzy nie kładą hamulca swym rozbestwionym instynktom. Gwałty Rewolucji, jej okrucieństwa i propaganda, wypowiadanie wojny niemalże wszystkim królom wtedy dopiero znajdą należyte wyjaśnienie, gdy zrozumiemy, że był to okres ustalania się nowych wierzeń w duszy tłumu. Noc św. Bartłomieja, wojny religijne, reformacja, inkwizycja, Terror — oto przejawy tego samego uczucia, nazwanego przez nas religijnym, które zmusza swych wyznawców do wytępienia bez litości, ogniem i mieczem, wszystkiego, co staje na przeszkodzie w ustanowieniu tej nowej wiary. Metody z okresu inkwizycji i Terroru to metody prawdziwych żarliwców. Nie byłoby żarliwców, gdyby inne były metody.
Przewroty, o których wyżej wspomniałem, rodzą się z duszy tłumu. Najgorsi despoci nie potrafiliby ich wywołać, dlatego śmieszne się nam wydaje twierdzenie niektórych historyków, że Noc św. Bartłomieja była dziełem króla. Historycy nie mają pojęcia ani o psychologii tłumów, ani o psychologii królów. Ani Noc św. Bartłomieja, ani wojny religijne nie były dziełem królów, podobnie jak ani Robespierre, ani Danton, ani Saint-Just nie stworzyli Terroru. Wypadki te zrodziła dusza tłumu, odpowiednio opanowanego przez narzucone mu idee.
1 Z bogatej literatury o Napoleonie wybija się na czoło powieść Emila Ludwiga pt. Napoleon, przełożona na język polski. W powieści tej zaznajomił się Czytelnik dokładnie z tą wielką postacią wodza i polityka (przyp. tlum.).

KSIĘGA DRUGA – Wierzenia i poglądy tłumu
Rozdział pierwszy
Czynniki mające pośredni wpływ na wierzenia tłumu
Czynnik: przygotowujące wierzenia tłumów — Rozwój wierzeń tłumów jest konsekwencją uprzednich przygotowań — Badanie różnych czynników warunkujących te wierzenia — § 1. Rasa — Jej przemożny wpływ — Przedstawia ona wpływy przodków — § 2 Tradycja — Jest ona syntezą duszy rasy — Społeczne znaczenie tradycji — W czym jest ona konieczna, a kiedy szkodliwa? — Tłum zachowuje najbardziej tradycyjne idee — § 3. Czas — Stopniowo ugruntowuje on wierzenia, a na-stępnie je niszczy — Dzięki niemu po chaosie następuje porządek — § 4. Instytucje polityczne i spoleczne — Błędny pogląd na ich rolę — Ich wpływ jest nadzwyczaj słaby — Są one skutkami, nigdy zaś przyczynami — Ludzie nie potrafią dobierać instytucji, które by wydawały się im najlepsze — Instytucje są tylko etykietą, pod tym samym tytułem chronią najrozmaitsze rzeczy — Jak powstają konstytucje? — Nieod-zowność pewnych instytucji teoretycznie złych, takich jak centralizacja — § 5. Oświata i loychowanie — Błędne przekonanie o wpływie wrychowania na tłum — Wskazania statystyki — Demoralizujący wpływ wychowania klasycznego — Wpływ, jaki oświata mogłaby wywierać — Przykłady wzięte z życia różnych narodów

Dotychczas zbadaliśmy strukturę psychologiczną tłumów. Zdajemy sobie sprawę z ich sposobu odczuwa-nia, myślenia i rozumowania. Teraz zajmiemy się powstawaniem i krystalizowaniem się ich poglądów i wierzeń. Czynniki, od których poglądy te i wierzenia zależą, możemy podzielić na dwie grupy: czynniki bezpośrednie i pośrednie.
Naprzód omówimy Wpływy pośrednie. Czynią one tłum zdolnym do przyjmowania pewnych przekonań, a odrzucania innych. One jakby przygotowywały grunt, na którym nagle wyrastają nowe idee, przygniatające wszystko swą siłą i skutkami, lecz pozornie tylko spontaniczne. Powstawanie nowych idei oraz ich urzeczywistnianie przebiegają w tłumie niejednokrotnie z piorunującą gwałtownością. Ale poza tymi objawami kryje się długa praca przygotowawcza.
Wpływy bezpośrednie są tylko jakby uzupełnieniem poprzednich. Bez nich wpływy pośrednie nie mogłyby wywrzeć najmniejszego skutku. Wpływy bezpośrednie ^oprowadzają w czyn przekonania tłumu, tzn. nadają ideom formy realne, z wszystkimi ich konsekwencjami. Dzięki tym wpływom tłum podejmuje owe decyzje, które zmuszają go do gwałtownych czynów; one to f wywołują
rozruchy i strajki, one obalają rządy i wynoszą na boski piedestał ulubieńców. Działanie tych dwóch grup czynników możemy stwierdzić we wszystkich wielkich wydarzeniach historycznych. W Rewolucji Francuskiej, żeby poprzestać na tym najbardziej znamiennym przykładzie, do czyn-ników pośrednich należy zaliczyć pisma filozofów, nadużycia starego reżymu, rozwój myśli naukowej. Duszę tłumu, należycie przygotowaną przez powyższe bodźce, z łatwością opanowały bodźce bezpośrednie, np. mowy trybunów ludowych i opór dworu królewskiego wobec proponowanych reform. Wśród bodźców pośrednich znajdujemy niektóre o charakterze ogólnym, które i łatwo odszukać we wszystkich wierzeniach i poglądach > tłumów. Do nich zaliczamy: rasę, tradycję, czas, insty-i tucje i wychowanie. Zbadamy obecnie ich rolę.

§ 1. Rasa. Rasa jest tym czynnikiem, który należy po-I stawić na pierwszym miejscu, albowiem wpływem,
jaki wywiera, przewyższa ona wszystkie inne czynniki. j Rasą zajęliśmy się dokładnie w innej pracy, dlatego nie będziemy tu powtarzać zawartych tam tez. Wy-I kazaliśmy, co należy rozumieć przez rasę historyczną i w jaki sposób, po ustaleniu się jej cech, wierzenia, instytucje, sztuka, jednym słowem — wszystkie elementy cywilizacji, stają się zewnętrznym wyrazem jej duszy. Wykazaliśmy też, że potęga rasy jest tak wielka, iż żaden przejaw cywilizacji jednego narodu nie da się żywcem przenieść z jednego narodu do drugiego bez dokonania głębokich i zasadniczych zmian.
Środowisko, okoliczności, wydarzenia — to społeczne sugestie danego czasu. Ich znaczenie może być nieraz wielkie, ale działanie ich jest doraźne i nie potrafi wywrzeć znaczniejszego wpływu, jeżeli odważy się pójść przeciw wpływom rasy.
Do wpływu rasy powracać będziemy niejednokrotnie w niniejszej pracy. Wykażemy, że jest on tak potężny, iż potrafi usunąć na plan drugi wszystkie specyficzne cechy duszy tłumu. Rasa tłumaczy nam ową rozmaitość dążeń i sposobów postępowania różnych ludów, jak również to, że pewne okoliczności silniej oddziałują na jeden lud, a słabiej na drugi.

§ 2. Tradycja. Przez tradycję pojmuję idee, potrzeby i uczucia przeszłości. Tradycja jest syntezą rasy i przytłacza nas swym ciężarem. Skoro pogląd ten zostanie rozpowszechniony, nauki historyczne ulegną przeobrażeniom takim jak nauki biologiczne, kiedy embriologia wrykazała decydujący wpływ przeszłości na rozwój istot. Podane określenie tradycji nie ma szerszego uznania i wielu ludzi na kierowniczych stanowiskach uznaje pogląd naukowców zeszłego wieku, według których społeczeństwo może zerwać ze swą przeszłością i oprzeć swą przebudowę na przesłankach podyktowanych przez rozum.
Naród 1 to synteza nie będąca tworem tylko teraźniejszości, lecz także i minionych stuleci; naród, po-dobnie jak i organizm, może się zmieniać jedynie przez powolne kumulowanie tego, co dziedziczne. Gwałtowny skok w rozwoju narodu może przyprawić go o zgubę, nigdy zaś nie przyczynił się do jego dobra 2.
Prawdziwymi przewodnikami ludów są ich tradycje. Jak to niejednokrotnie powtarzałem, łatwo zmieniają się tylko zewnętrzne formy tradycji. Tradycja to — że tak powiem — dusza narodu, bez której nie jest mo-żliwa żadna cywilizacja.
Niemal każdy czyn człowieka będącego cząstką tłumu zależy w pierwszym rzędzie od tradycji, a chociaż zewnętrzny wyraz jego postępowania może ulegać częstym zmianom, to jednak podstawa pozostaje zasadniczo nie zmieniona. Tego stanu rzeczy nie należy żałować, bo bez tradycji nie byłoby ani ducha narodowego, ani cywilizacji. Dlatego człowiek od zarania swego istnienia dążył do wytworzenia sobie tradycyjnych zwyczajów, z którymi dopiero wtedy zaczynał walkę, gdy albo treść społeczna nie mogła się w nich pomieścić, albo gdy zaczęły hamować dalszy rozwój. Bez tradycji nie ma cywilizacji, bez powolnego niszczenia tradycji nie ma postępu. Trudność cała polega na znalezieniu równowagi pomiędzy stałością i zmiennością. Rozwiązanie tego zadania jest nadzwyczaj trudne, ale naród, który je znalazł, dowodzi swej tężyzny.
Jeżeli naród dopuści do tego, że pewne zwyczaje, panujące w niezmiennej formie przez wiele pokoleń, zbyt głębokie zapuszczą korzenie, nie może się rozwijać i stanie się na wzór Chin niezdolny do postępu. Rewolucje, nawet bardzo gwałtowne, nie przynoszą pożądanego skutku, gdyż po ich uciszeniu albo następuje powrót do poprzedniego stanu, tak że na nic się one nie przydały, albo jedność narodowa zostaje rozbita, a po burzliwym okresie zaczyna się początek końca.
Naród zatem powinien dążyć do tego, by przestrzegając tradycyjnych instytucji, poddawać je powolnym, a mało znacznym przekształceniom. Osiągnięcie tego jest rzeczą nadzwyczaj trudną i zdaje mi się, że tylko Rzymianie w starożytności, a Anglicy w czasach współczesnych prawie że spełnili to zadanie.
Najgorętszymi zwolennikami tradycji są te zbiorowości ludzi, które oznaczamy mianem kast; one z największym uporem przeciwstawiają się wszelkim nowościom godzącym w tradycję. Mówiłem już kilkakrotnie o konserwatyzmie tłumu oraz wskazywałem, że najzacieklejsze przewroty kończą się jedynie zmianą nazw. W czasie Rewolucji Francuskiej zburzono wiele kościołów, wygnano lub ścięto wielu księży; zdawało się, że przez te powszechne prześladowania Kościół katolicki upadnie, a miejsce kultu religijnego zajmie kult rozumu. Po upływie jednak kilku zaledwie lat na powszechne żądanie musiano odbudować kościoły i z powrotem wprowadzić religię katolicką.
Przykład ten dowodzi, że tradycja wywiera potężny wpływ na duszę tłumu. Świątynie nie chronią najgroźniejszych bóstw, ani pałace nie ustrzegą najbardziej despotycznych tyranów; w przeciągu jednej chwili mogą ulec całkowitemu zniszczeniu. Ale te nieuchwytne moce, które rządzą duszą tłumu, drwią z wszelkiej rewolucji, a tylko powolna działalność czasu potrafi zdruzgotać ich potęgę.

§ 3. Czas. Jednym z najsilniejszych bodźców nie tylko W rozwoju biologicznym, ale i społecznym, jest czas. Ma on siłę twórczą i niszczącą. Potrafi z ziarnek piasku ^budować górę i podnieść do godności człowieka nieznaną komórkę z wczesnych okresów rozwoju. Działalność wieków przemienia zjawiska nie do poznania. Słusznie powiedziano, że gdyby mrówka miała dość czasu, potrafiłaby rozkruszyć Mont-Blanc. Istota posiadająca moc zmieniania czasu według własnego uznania miałaby moc i władzę Boga.
Omówię teraz wpływ czasu na powstawanie poglądów tłumu. Rola tego czynnika jest ogromna. Bez współpracy z czasem nie mogą ustalać się cechy rasowe. Czas daje życie i moc wierzeniom, następnie potrafi je zniszczyć i pogrzebać. Pod działaniem czasu kształtują się przede wszystkim poglądy i wierzenia tłumu, tzn. zostaje przygotowany grunt pod ich rozrost. Dlatego słusznie mówi się, że niektóre idee mogły żyć w pewnej epoce, a w innej muszą zamrzeć. Czas bowiem gromadzi pozostałości wierzeń i myśli, zamieniając je w podłoże nowych idei. Powstanie jakiejkolwiek idei nie jest dziełem przypadku lub losu; jej korzenie sięgają daleko w przeszłość. Siłę swą i znaczenie zawdzięcza idea dodatnim wpływom czasu, a jej źródeł należy szukać w dawno minionych wiekach. Idee to córy przeszłości i matki przyszłości, zawsze zaś niewolnice czasu.
Czas jest panem wszystkiego, a jego działalność potrafi przekształcić każdą rzecz nie do poznania. Czasy obecne płyną pod znakiem obaw z powodu nieraz groźnych żądań tłumów, ich wywrotowych dążeń i niszczycielskiej aktywności. Tylko czas może przywrócić tu równowagę. „Żaden ustrój — powiada słusznie Lavisse — nie został wykuty w ciągu jednego dnia. Organizacje polityczne i społeczne to wytwory stuleci. Feudalizm trwał całe wieki w chaosie i nieokreślonej formie, zanim przybrał znamionujące go formy. Podobnie minęło wiele stuleci i nastąpiło wiele wstrząsów, zanim monarchia absolutna wytworzyła sobie właściwy sposób władania, stały system rządzenia".

§ 4. Instytucje polityczne i społeczne. Bardzo wielu ludzi jest przekonanych, że instytucje mogą wyrów-nać braki spotykane w społeczeństwach, że postęp narodów polega na doskonaleniu się konstytucji i rządów i że nakazami prawnymi można dokonać przeobrażeń społecznych. Przekonania te były punktem wyjścia dla Rewolucji Francuskiej, a wiele współczesnych teorii społecznych przyjmuje je za swe kryterium i punkt oparcia.
Doświadczenie nie potrafiło podważyć tych niebezpiecznych a złudnych przekonań i nie wykazali ich bezzasadności historycy ani filozofowie. Nietrudne im jednak było dowieść, że instytucje są wytworem idei, uczuć i obyczajów, a sama zmiana prawa nadanego nie jest w stanie przeobrazić owych idei, uczuć i obyczajów. Słuszne okazało się powiedzenie: „Życie złamie niezgodną z nim ustawę". Naród nie może według własnego kaprysu wybierać instytucji, podobnie jak jednostka nie może dobierać sobie barwy oczu czy włosów. Instytucje i rządy to wytwory rasy. Nie one tworzą epoki w dziejach narodu, ale same są ich wytworem. Rodzaj rządu nie zależy od zmiennego kaprysu teraźniejszych pokoleń, ale od ich charakteru. Na ustrój polityczny danego narodu składa się praca wszystkich minionych stuleci, a do jego przemiany potrzeba upływu wieków. Instytucje same w sobie nie są ani złe, ani dobre. Dana instytucja może być dobra dla jednego narodu w pewnej epoce, a zła dla drugiego.
Bez współpracy czasu żaden naród nie potrafi dokonać istotnego przeobrażenia swych instytucji. Może wprawdzie, za pomocą gwałtownych rewolucji, pozmieniać im nazwy, ale ich treść pozostanie ta sama. Nazwa zaś to tylko nic nie znacząca etykieta, którą historyk winien odrzucić, jeśli chce dotrzeć do istoty rzeczy. Na przykład Anglia jest najbardziej demokratycznym krajem na świecie, chociaż posiada ustrój monarchiczny 3, a republiki hispanoamerykańskie, chociaż rządzą się republikańskimi konstytucjami, znajdują się pod rżą-darni bardzo despotycznymi. Los narodu zależy od jego charakteru, nie zaś od formy rządu. Pogląd ten uzasadniłem w innej mej pracy, w której też podałem przekonywające przykłady.
- Fabrykowanie wiec wszelkiego rodzaju konstytucji należy uważać za dziecinadę, za wystawianie się na pośmiewisko. Prawdziwa znajomość życia nakazuje pozostawić to dwom czynnikom: konieczności i czasowi. Tą drogą kroczyła Anglia, a zdania o tym wypowiedzianego przez wielkiego historyka Macaulaya niechaj politycy nauczą się na pamięć. Wykazuje on, ile dobrego mogą przynieść ustawy uchodzące ze stanowiska czystego rozumu za błahostki lub zbieraninę sprzeczności i absurdów. Przytacza on szereg konstytucji zniszczonych podczas przewrotów, porównując je z konstytucją angielką, która podlegała tylko bardzo powolnym przekształceniom, pod wpływem konieczności życiowych, nigdy zaś za sprawą spekulatywnego rozumowania. „Nie dbaj o symetrię, a bacz pilnie na użyteczność; nie należy usuwać rzeczy anormalnych jedynie dlatego, że są anormalne; nowości należy tylko wtedy zaprowadzać, kiedy czuje się pewne braki, przy czym należy tylko tyle ich wprowadzić, ile potrzeba; podany projekt winien tyczyć się tylko tego wypadku, dla którego został stworzony, bo szablon w myśleniu jest rze-czą najstraszniejszą" — oto zasady, którymi od czasów Jana bez Ziemi po dzień dzisiejszy kierowało się 250 parlamentów angielskich.
Należałoby zbadać wszystkie instytucje i prawa każdego narodu, aby wykazać, do jakiego stopnia wyrażają one potrzeby rasy, wskutek czego nie można ich wystawiać na próby gwałtownych przewrotów. Na przykład można się sprzeczać na temat zalet i wad centralizacji, ale gdy widzimy, że naród złożony z różnorodnych ras potrafi łożyć swe tysiącletnie wysiłki w ich powolne scentralizowanie, i gdy następnie stwierdzimy, że gwałtowna rewolucja, mająca za hasło usunięcie wszystkich instytucji przeszłości, musiała poddać się tej centralizacji, a nawet ją wzmocniła, wówczas musimy się zgodzić, że jest ona dzieckiem potężnej konieczności, podłożem bytu danego narodu, i ubolewać nad ograniczonością rozumu polityków mówiących o jej zniesieniu, a zaprowadzeniu w jej miejsce autonomii. Zrealizowanie ich programu wznieciłoby straszną anarchię, której wynikiem byłoby wytworzenie się nowej centralizacji, jeszcze dotkliwszej niż poprzednia 4. Z powyższego wynika, że instytucje nie mogą ucho-zić za sposób oddziaływania na duszę tłumu. Niektóre raje, np. Stany Zjednoczone, cudownie prosperują | demokratycznymi instytucjami, podczas gdy republiki spano-amerykańskie, posiadające te same instytucje, 'wegetują w najbardziej godnej pożałowania anarchii. Los narodu zależy od jego charakteru, a instytucje nie będące wytworem tegoż charakteru są tylko przejściową maskaradą, w dodatku w pożyczonych strojach. Historia uczy nas, że przeszłość nie była wolna od krwawych wojen i wstrząsających rewolucji, których „przyczyną były dążenia do narzucenia narodom obcych instytucji, a w przyszłości będzie to samo, jeżeli ludzie u władzy stojący nie zrozumieją, że chcąc stworzyć jakąś instytucję, muszą naprzód przyłożyć ucho do łona przeszłości narodu. Może ktoś powiedzieć, że jednak instytucje oddziałują na duszę tłumu, ponieważ są zdolne do wywołania silnych odruchów. W rzeczywistości jednak nie działają instytucje, lecz złudzenia i słowa. Przede wszystkim zaś słowa, owe łudzące a potężne słowa, których przeolbrzymią władzę nad duszą tłumu wkrótce poznamy.

§ 5. Oświata i wychowanie. Pierwsze miejsce wśród dominujących idei w naszej epoce zajmuje obecnie następująca idea: oświata ma czynić ludzi lepszymi, a nawet może ich uczynić równymi. Pogląd ten przez samo powtarzanie go stał się uświęconym i niezachwianym dogmatem demokracji.
Jednakże pod tym względem, jak i pod wieloma innymi, istnieje głęboki rozziew między ideami demo-kratycznymi a danymi psychologii i doświadczenia. Herbert Spencer i wielu innych wybitnych myślicieli wykazali bez trudu, że oświata ani nie umoralnia ludzi, ani ich nie uszczęśliwia, ani wcale nie zmienia ich odziedziczonych po przodkach instynktów i namiętności — a nawet gdy jest źle pokierowana, może stać się szkodliwa i często zgubna. Statystyka w wielu wypadkach popiera wyżej przedstawione wnioski; wyka-zuje ona, że podnoszeniu się poziomu oświaty, przynajmniej pewnego jej typu, towarzyszy wzrost prze-stępczości i że najwięksi burzyciele porządku społecznego — anarchiści — pochodzą często spośród naj-zdolniejszych uczniów; wykazano też, że każda utalentowana jednostka traci swą młodość na najrozmait-szych rozdrożach, zanim zawróci albo przepadnie dla rozwoju cywilizacji swego narodu. Adolf Guillot stwierdził, że wśród przestępców jest obecnie 3000 osób umiejących czytać i pisać oraz 1000 analfabetów, a także wykazał, iż w przeciągu pięćdziesięciu lat liczba przestępców na 100 000 ludności wzrosła z 227 do 552, tzn. zwiększyła się o 133%. Zaobserwował również wraz ze swymi kolegami, że przestępczość szerzy się przede wszystkim wśród młodzieży, której bezpłatna i obowiązkowa szkoła zastąpiła praktykę i naukę w handlu i rzemiośle.
Nie wolno jednak twierdzić, że oświata dobrze zorganizowana i dostosowana do potrzeb społeczeństwa nie przynosi pożytku. Dobra oświata jest największą potęgą, na jaką może się zdobyć naród; zła oświata to do-browolna trucizna wsączana w łono własnego narodu Możemy tu przytoczyć przykład szkół francuskich, które w wielu wypadkach chcą kształtować dusze interesowi narodowemu, w wyniku czego do-staczają
dobrego rekruta najgorszym kierunkom socjalistycznym. Najkardynalniejszym błędem obecnego systemu wychowania jest jego fałszywa postawa psychologiczna, która przyjmuje, że mechaniczne wbijanie w pamięć całych podręczników rozwija inteligencję; należy zatem, według powyższego poglądu, uczyć
"się najwięcej. Od szkoły powszechnej do ukończenia uniwersytetu dziecko uczy się tylko na pamięć treści podręczników, ani chwili zaś nie poświęca na kształcenie swego umysłu i zdolności samodzielnego myśle-nia. Nauka szkolna to posłuszeństwo połączone z kuciem na pamięć. W podobny też sposób określił dzisiejszą oświatę były jej minister, Juliusz Simon. Mówi on, że taka oświata obniża tylko poziom naszej umysłowości.
Niebezpieczeństwo tego systemu nie polega tylko na bezmyślnym wykuwaniu genealogii rodu Chlotara, walk Neustrii z Austrazją czy systematyki zwierząt, lecz na wywołaniu apatii i niezadowolenia. Robotnik już nie chce być dalej robotnikiem, chłop nie chce być chłopem, a najuboższy kupiec marzy o karierze urzędniczej dla swych synów. Widzimy więc, że szkoła nie wychowuje ludzi samodzielnych, ale kastę urzędniczą, w której można się piąć do góry bez zdolności i inicjatywy. U dołu drabiny społecznej powstaje w ten sposób armia niezadowolonych ze swego losu robotników i chłopów, zdolnych zawsze do buntu. U góry tej drabiny znajduje się beztroska kasta urzędnicza, która bezmyślnie ufa opatrznościowej roli państwa, nie chcąc mu ze swej strony w niczym dopomóc, albowiem i błędy swe zwala na państwo, i bez nakazu z góry nie zdobędzie się na samodzielny krok.
Państwo, które wychowuje tak wielką liczbę ludzi z dyplomami, tylko nieznacznej części daje posady, a resztę z konieczności pozostawia bez pracy. Żywi jednych, a czyni swymi wrogami drugich. Łatwo stwierdzić, że każda wolna posada jest przedmiotem pożądania setek dyplomowanych kandydatów. Za to firma handlowa nie znajduje pracowników. Pewnego roku w departamencie Sekwany było 20 000 nauczy-cielek bez posad, a równocześnie trzeba było sprowadzać z zagranicy siłę roboczą do handlu, przemysłu i roli. Liczba wybrańców jest ograniczona, natomiast bardzo wielu jest ludzi niezadowolonych. Ci ludzie stają się rekrutami wywrotowych ugrupowań. Wystarczy przyjrzeć się agitatorom socjalistycznym, a szybko przekonamy się, że większość z nich to ludzie niedouczeni, ale posiadający ambicje ponad stan. Dać człowiekowi oświatę, której nie będzie mógł twórczo zużytkować, to znaczy zniszczyć jego duszę i zrobić zeń buntownika. Doświadczenie życiowe — ten największy nauczyciel narodów — pokazuje nam skutki złej oświaty. Uczy nas ono, że należy skierować młodzież do handlu, do przemysłu, do roli i do przedsiębiorstw kolonialnych. To kształcenie, jakie panuje obecnie, musi być usunięte na rzecz powyżej opisanego, bo wtedy rozwinie się w pełni przedsiębiorczość i samodzielność narodu, zdolne podbić cały świat.
Książkę należy uważać za słownik, do którego zagląda się w razie potrzeby. Taine wykazał niezbicie, że wykształcenie zawodowe bardziej rozwija inteligencję aniżeli wychowanie tak zwane klasyczne.
„Idee — powiada on — powstają tylko w naturalnym i normalnym otoczeniu. Kiełkują one wśród tych niezliczonych wrażeń, które chłopak odbiera w czasie dnia w warsztacie, w kopalni, w sądzie, w szkole, w magazynie towarów, w szpitalu, w czasie przypatrywania siq pracy w najrozmaitszych gałęziach przemysłu. Te wrażenia łączą się nieświadomie, organizują się w duszy i wytwarzają sposób myślenia chłopca, który nierzadko prowadzi do ulepszenia/wynalazku i oszczędności. Skoro chłopca w tym najbardziej chłonnym wieku pozbawi się tych bodźców przez zamknięcie go w czterech ścianach szkoły, to nie tylko że nie korzysta on z cudzego doświadczenia, ale nie może zdobyć się na własne. Dziewięćdziesięciu na stu traci w ten sposób młodość i czas, które są przecież tak ważne dla życia. Zauważmy bowiem, że połowa lub dwie trzecie chcących zdawać egzamin nie zostaje dopuszczonych; ze z dopuszczonych zdaje połowa lub dwie trzecie, z których znowu połowa lub dwie trzecie nie przedstawiają żadnej wartości z powodu przemęczenia umysłowego i niedorozwiniącia sił życiowych, ponieważ przez wiele lat odgrywali tylko rolę chodzącej encyklopedii wszystkich gałęzi wiedzy — naturalnie bez ich przemyślenia. Faktem jest, że wielu ludzi po upływie miesiąca po egzaminie nie potrafiłoby zdać go po raz drugi- -Złamano bowiem dzielność umysłu i wyczerpano soki życiowe. Człowiek uzyskujący dyplom to człowiek skończony, zdolny jedynie do zdobycia stanowiska, ożenienia się i zasklepienia się w ramach swego urzędu. Staje się wzorowym urzędnikiem, ale nic ponadto. A taki plon nie tylko nie przynosi dochodu, ale nie równoważy poczynionych nakładów".
Znakomity ten historyk wykazał następnie wielkość systemu anglosaskiego, który nie tworzy zbyt wielu specjalnych szkół, lecz każe uczyć się z życia. Inżynier uczy się więcej w fabryce aniżeli w szkole, dzięki czemu powinien otrzymać takie stanowisko, na jakie wyniosą go jego zdolności. U nas zaś kariera wielu ludzi zależy od kilku chwil egzaminu, jaki niemal każdy składa między 18 a 20 rokiem życia.
„W młodym wieku każdy powinien odbyć praktykę w tym zawodzie, któremu zamierza się poświęcić. Na wstępie powinien odbyć krótkie studia ogólne, których celem winno być rozszerzenie horyzontu myślowego. Praktyczny umysł winien być rozwijany drogą naturalną, i to w tym stopniu, na jaki pozwalają zdolności; kierunek winien być taki, jakiego wymagać będzie w przyszłości zawód, do którego każdy powinien się przygotować możliwie jak najwcześniej. Dzięki zastosowaniu metody tej w Anglii i Stanach Zjednoczonych A. P. młody człowiek zdobywa dla siebie to, do czego jest uzdolniony. Począwszy od 25 roku życ.a, a często wcześniej, o ile posiada ku temu środki, staje się i ie tylko wykonawcą narzuconych mu myśli, ale samodzielnym przemysłowcem, nie tylko kółkiem machiny, ale jej siłą napędową. We Francji zaś, w której system wychowania coraz bardziej pachnie chińszczyzną, ilość zmarnowanych sił jest zastraszająca".
Na tym rozumowaniu opiera myśliciel swe zdanie o rosnącej rozbieżności między wychowaniem romańskim a potrzebami życia:
„Na wszystkich trzech szczeblach naszego systemu szkolnego: w szkole powszechnej, średniej i wyższej, nauczanie abstrak-cyjne trwa zbyt długo i zanadto przemęcza umysł uczącego się; a celem jedynym tego uczenia jest świstek papieru zwany dyplomem. Aby osiągnąć ten cel:,' stosuje się najzgubniejsze metody, sprzeczne z naturą człowieka i wypaczające zmysł społeczny: zbytnie opóźnianie nauczania praktycznego, system internatowy oddzielający młodzież od życia, sztuczne ćwiczenia i przyzwyczajanie do mechanicznego spełniania nałożonych obowiązków, przeciążanie pracą bez względu na potrzeby wieku. Zapomina się o wprawianiu młodzieży w obowiązki wobec życia, zdaje się ją w późniejszych latach na łaskę losu, a kiedy spotka się ona z walką o byt, nie ma ani hartu, ani broni, by wytrwać i zwyciężyć. Nasze szkoły nie dają siły ani zdrowemu rozsądkowi, ani woli, ani nerwom, pozbawiają więc swych wychowanków tego, bez czego w życiu zwyciężyć nie można. Nie przygotowani wstępują oni w życie, a pierwsze ich kroki przynoszą im ból i rozczarowanie, które obezwładniają nieraz na długi czas, a często odbierają na zawsze zdolność życiową.
Straszna to próba i niebezpieczna, bo bez zabezpieczenia naraża na walkę moralną i nadweręża umysłową równowagę, która raz zwichnięta, nieszybko powraca do normalnego stanu. Przychodzi rozczarowanie, które zbyt głębokie orze bruzdy w duszy, gdyż było zbyt silne i ponad miarę przepojone goryczą" 5. Mógłby kto nam zarzucić, że w wywodach tych odbiegliśmy od naszego tematu, od psychologii tłumu. Ale tak nie jest. Jeśli chcemy zrozumieć idee i wierzenia, które wszczepiają się w tłum, by następnie wydać owoce, musimy zaznajomić się z gruntem, który jest dla nich przygotowywany.
Po sposobie nauczania panującym w danym kraju możemy oceniać jego przyszłość, a wychowanie, jakim karmimy obecne pokolenie, musi budzić w nas grozę. Od sposobu krzewienia oświaty i wychowania zależy w dużym stopniu uszlachetnienie lub zwyrodnienie charakteru wychowanków, a tym samym i duszy tłumu. Dlatego musieliśmy się nieco bliżej przyjrzeć obecnemu sposobowi kształcenia, który obojętne i spokojne masy zamienia w armię niezadowolonych buntowników, słuchających pustych słów marzycieli i mówców. Szkoła, wychowując ludzi niezadowolonych i anarchistów, przygotowuje ludom romańskim szybki upadek.
1 Autor używa tu terminu le peuple (= lud), który ma szersze znaczenie niż zastosowane w przekładzie polskim pojęcie „naród". Jednakże słowo „naród" wydaje się lepiej oddawać istotę rozważań niż węższe znaczeniowo w języku polskim słowo „lud" (przyp. red. poi.).
2 Należyte oświetlenie znaczenia patologicznego przejawu życia społecznego, tj. rewolucji, znajdzie Czytelnik w pracy S. Grabskiego pt. Rewolucja, Warszawa 1921 (przyp, tłum.).
7 Psychologia tłumu 97
3 Uznają to nawet najzagorzalsi republikanie w Stanach Zjednoczonych A. P., a ich poglądy sformułowało amerykańskie pismo „Forum" (zob. „Review of Reviews", grudzień 1894):
„Nie wolno o tym zapominać, a odnosi się to do najza-cieklejszych wrogów arystokracji, że Anglia jest obecnie najbardziej demokratycznym krajem na świecie, w którym jednostka ma największą wolność i największe poszanowanie swych praw".
4 Porównując wielkie spory religijne i polityczne, które dzielą Francję na wrogie obozy, z tendencjami separatystycznymi objawiającymi swą siłę w czasie Wielkiej Rewolucji Francuskiej i zarysowującymi się ponownie pod koniec wojny francusko-pruskiej, musimy stwierdzić, że różne rasy zamieszkujące Francję nie stopiły się jeszcze w jeden naród Energiczna centralizacja i stworzenie sztucznych deparlamentów, mających na celu przemieszanie ludności dawnych prowincji — to jedne z najużyteczniejszych zarządzeń Rewolucji. Decentralizacja, o której dziś tyle mówią umysły płytkie, doprowadzi do rozbicia narodu na szereg żrących się ple-mionek. Ten tylko naród stopi się w jedną całość, który zniszczy siły decentralistyczne działające w imię plemiennej autonomii.
5 H. Taine Le regime modernę, t. II. 1894. Są to niemal ostatnie słowa Taine'a. Są one wynikiem wieloletniego do-świadczenia wielkiego myśliciela, ale niestety, nie znalazły posłuchu u naszych pedagogów. Wychowanie to niemal jedyny środek pewnego oddziaływania na duszę narodu, a tym smutniejsze jest. że nie ma we Francji człowieka, który by rozumiał, że obecny system wychowania, zamiast wychowywać, demoralizuje i wypacza charaktery.
Warto porównać przytoczone myśli Taine'a z poglądami o wychowaniu amerykańskim, które zestawił Paul Bourget w książce pt. Outremer. Stwierdza on, że nasza szkoła kształci tylko albo bezmyślnego mieszczucha, albo zdecydowanego anarchistę — ,,dwa zabójcze dla cywilizacji typy, które trwając albo w niewolniczym poniżeniu, albo w niszczycielskim obłędzie nie dają nic twórczego''. Przeprowadza on następnie porównanie między średnią szkołą francuską, kształcącą dekadentów, a szkołą amerykańską, przygotowującą jednostkę do życia. Tu poznajemy ową wielką różnicę, zachodzącą między narodami prawdziwie demokratycznymi a narodami, dla których demokracja jest tylko pustym frazesem i płaszczykiem.

Rozdział drugi
Czynniki mające bezpośredni wpływ na poglądy tłumu
§ 1. Obrazy, slowa i hasla — Magiczna siła słów i haseł — Siła słów polega na wywoływanych przez nie obrazach, którym przypisuje się treść realną — Obrazy te zmieniają się zależnie od epoki i rasy — Zużywanie się słów — Przykłady ważnych
zmian znaczenia kilku najczęściej używanych słów — Polityczna korzyść z nadawania nowych nazw starym rzeczom, gdy ich dotychczasowe nazwy wywierają złe wrażenie na tłumie — Zmiana znaczenia słów w zależności od rasy — Istotna różnica słowa „demokracja" w Europie i Ameryce — § 2. Zlu-dzenia — Ich znaczenie — Są one podstawą każdej cywilizacji — Społeczna konieczność złudzeń — Tłum stawia je wyżej od prawdy — § 3. Doświadczenie — Tylko doświadczenie może ustanowić w duszy tłumu prawdy, które stały się nieodzowne, i zniszczyć niebezpieczne złudzenia — Ciągłe powtarzanie jest koniecznym warunkiem doświadczenia — § 4. Rozum — Brak jego wpływu na tłum — Rola logiki w historii — Utajone przyczyny nieprawdopodobnych wydarzeń

Dotychczas omówiliśmy czynniki pośrednie i przygotowawcze, które czynią duszę tłumu wrażliwą na pewne wpływy i wytwarzają podatny grunt dla pojawiania się pewnych uczuć oraz idei. Teraz zajmiemy się omówieniem czynników bezpośrednich, a następnie przekonamy się, jak winny być użyte, by wywarły dodatni wpływ.
W pierwszej części niniejszej pracy zbadaliśmy idee, uczucia i rozumowanie mas, a otrzymane na podstawie tych badań wyniki pozwalają nam na ogólne określenie sposobów oddziaływania na duszę tłumu. Wiemy, co wpływa na jego wyobraźnię, zaznajomiliśmy się ze znaczeniem sugestii i zarażliwości, zwłaszcza w tych wypadkach, kiedy łączą się z przedstawieniem obra-
zowym. Ponieważ źródła sugestii mogą być najrozmaitsze, przeto i bodźce posiadające siłę oddziaływania na duszę tłumu mogą być też różnorodne. Zbadamy więc każdy z tych czynników oddzielnie, a praca ta z pewnością wyda dobre owoce. Tłum bowiem można porównać do starożytnego sfinksa: jeżeli człowiek nie rozumie zagadki jego duszy, stanie się jego ofiarą.

§ 1. Obrazy, słowa i hasła. Badania nad wyobraźnią tłumu wykazały nam, że oddziałuje się na nią zwłaszcza obrazami, jeżeli zaś nie dysponujemy obrazami, należy, celem osiągnięcia tego samego skutku, użyć odpowiednich słów i haseł. Zastosowane zręcznie, mają one naprawdę tajemniczą i cudowną moc, jaką je już przed l laty obdarzali zwolennicy magii. Słowa i hasła mogą \ wzniecić najgroźniejszą burzę w duszy tłumu, potrafią też go uspokoić; z kości ludzi, którzy padli ofiarą tej mocy słów i haseł, można by usypać o wiele większą górę niż piramida Cheopsa.
Moc słów ściśle łączy się z wywołanymi przez nie obrazami i nie zależy od ich rzeczywistego znaczenia. Słowa o jak najbardziej nieokreślonym znaczeniu oddziałają z o wiele większą siłą aniżeli te, których znaczenie dokładnie pojmujemy. Tak np. słowa: demokracja, socjalizm, równość, wolność itd. oddziałują bardzo silnie, chociaż ich znaczenie jest tak niejasne i nieuchwytne, że na ich określenie potrzeba by spisywać całe tomy. A przecież każdy dziś wie, że słowa te "mają moc magiczną, jak gdyby ich użycie rozwiązywało za jednym zamachem wszystkie dręczące zagadki. Słowa te stanowią syntezę wszystkich nieświadomych dążeń i nadzieję ich urzeczywistnienia; przy czym dążenia te są zazwyczaj narzucane tłumowi.
Rozumowani i najsilniejsza argumentacja tracą swą moc w walce z pewnymi słowami i hasłami. Wobec tłumu wymawia się te słowa z pewnym namaszczeniem, co tłum w mgnieniu oka podchwytuje i przybiera postawę pełną szacunku. Są i tacy, którzy słowom tym przypisują moc nadprzyrodzoną; wywołują one w duszach obrazy niejasne, która to niejasność potęguje ich tajemniczą moc. To jakby bóstwa ukryte w świą-tyni, do których zwykły śmiertelnik nie przystępuje bez drżenia.
Obrazy wywołane przez niektóre słowa nie zależą od ich znaczenia; przy zachowaniu tej samej formy zmieniają się z pokolenia na pokolenie i są różne w różnych krajach. Słowo to tylko bodziec wywołujący w duszy pewne wyobrażenia, których treść zależy w pierwszym rzędzie od sposobu i siły wypowiedzenia.
Nie każde słowo i .nie każde hasło łączy w sobie te moc wywoływania obrazów. Niektóre słowa z powodu zbyt częstego używania stają się zanadto powszednie i tracą swą moc. Zamieniają się w puste dźwięki, a jedynym pożytkiem z nich płynącym jest tylko uwalnianie od myślenia tego, kto ich używa. Kilka zdań, haseł i frazesów wbitych w głowę w młodości wystarczy, by przejść przez życie bez najmniejszego zasta-nawiania się.
Badania nad mową poszczególnych narodów wykazują, że słowa ją tworzące bardzo powoli zmieniają się na przestrzeni wieków, ale za to wyobrażenia, które one wywołują, i nadawane im przez nas znaczenia zmieniają się bardzo często. Na tej podstawie wykazałem w jednej ze swych poprzednich prac, że dokładne zrozumienie języka martwego jest rzeczą niemożliwą. Cóż bowiem robimy, gdy odpowiednim wyrazem francuskim zastępujemy wyraz grecki, łaciński lub sans-krycki, albo gdy staramy się zrozumieć książkę napisana w ojczystym języku sprzed kilkuset lat? Po prostu zastępujemy treść i wyobrażenia, które istniały
w duszy narodu w czasach starożytnych, treścią i wyobrażeniami z życia współczesnego. Sprawcy Wielkiej Rewolucji w ten właśnie sposób naśladowali Greków i Rzymian, wtłaczając w ich wyrażenia takie znaczenia, które nigdy nie istniały w duszach tych narodów. Jakiż w końcu istnieje związek między instytucjami Greków a tymi, które oznaczamy dziś odpowiednimi słowami? Przecież republika była wtedy instytucją czysto arystokratyczną, układem sił małych i większych despotów władających tłumami
niewolników, którzy nie mieli prawa rozporządzać nawet swym życiem. Z tym, że bez tych niewolniczych rzesz owe gmino-władne arystokracje nie mogłyby istnieć.
A słowo „wolność" w czasach, kiedy nie domyślano się jej nawet i gdy niezgadzanie się z panującymi instytucjami i nakazami było największą zbrodnia, cóż może mieć wspólnego ze znaczeniem, jakie obecnie mu przypisujemy? Ateńczyk lub Spartanin przez „ojczyznę" pojmował jedynie Ateny lub Spartę, a nie całą Grecję, rozbitą wówczas na drobne państewka, skłócone i wojujące ze sobą. Jakież znaczenie nadawali temu słowu Gallowie, rozbici na wrogie sobie plemiona, różniące się ponadto rasą, mową i religią, dzięki czemu Cezar z łatwością mógł ich podbić, albowiem wygrywał jedno plemię przeciw drugiemu? Rzym, dając Galiom jedność polityczną i religijną, stworzył im ojczyznę. Wiemy, że jeszcze przed dwustu laty książęta francuscy zawierali sojusze z obcymi mocarstwami przeciw własnemu królowi; słowo „ojczyzna" miało u nich inne znaczenie, aniżeli ma je obecnie. Inaczej też pojmowali to słowo ci, którzy w imię ho-noru walczyli przeciw Francji, sami będąc Francuzami; prawo feudalne łączyło wasali z suwerenem, nie z ziemią, a ich ojczyzna była tam, gdzie był suweren.
Bardzo wiele jest takich słów, które nie do poznanią zmieniły swe znaczenie w ciągu wieków; poprzed-nie ich znaczenie możemy uchwycić dopiero po dłuższym wysiłku. Słusznie ktoś stwierdził, że chcąc zrozumieć takie wyrazy jak „król" i „rodzina królewska" w ich znaczeniu przed wiekami, musimy bardzo dużo przeczytać na ten temat. A cóż dopiero mówić o słowach bardziej zawikłanych!
Słowa zmieniają swe znaczenie tak w ciągu wieków, jak i wśród różnych narodów. Chcąc zatem wymową oddziałać na tłum, musimy poznać to znaczenie, jakie dany wyraz posiada dla niego w danej chwili, a nie wolno wkładać weń znaczenia, które posiadał niegdyś lub ma obecnie dla ludzi o innej konstytucji psychicznej. Jeśli więc wskutek przewrotów i zmian w wierzeniach tłum ma wstręt do wyobrażeń wywoływanych przez pewne słowa, prawdziwy mąż stanu użyje innych słów, chociaż istotną treść pozostawi nietkniętą, gdyż ta istotna treść jest dziedzictwem po przodkach zbyt silnie związanym z duszą, by lada podmuch mógł je gruntownie przeobrażać.
Słusznie zauważył Tocqueville, że Konsulat i Cesarstwo główny swój wysiłek włożyły w zmienianie nazw większości dawnych instytucji; usuwały w ten sposób słowa budzące przykre wspomnienia w duszy tłumów, zastępując je wyrazami nie budzącymi grozy. Na przykład zachowano wszystkie dawniejsze podatki, a nawet nałożono nowe, ale ludność ze spokojem je znosiła, albowiem nadano im inne nazwy.
Każdy mąż stanu powinien rzeczom, których tłumy nie mogą ścierpieć, a których istnienia dla dobra narodu nie da się wyrugować, nadawać nowe nazwy i dbać, by były popularne lub przynajmniej obojętne. Moc słów jest tak wielka, że nawet najbardziej znienawidzona rzecz, skoro otrzyma nową, powabną nazwę, zostanie radośnie przyjęta.
Taine słusznie stwierdza, że w imię wolności i braterstwa — słów ukochanych przez tłumy — udało się Jakobinom „zaprowadzić taki despotyzm, jaki jest możliwy jedynie w Dahomeju, stworzyć najkrwawszy trybunał i uśmiercać tysiące ludzi tak, jak to robiono w starożytnym Meksyku". Sztuka rządzenia, podobnie jak i sztuka obrońców sądowych, polega przede wszystkim na doborze odpowiednich słów; trudność polega na tym, że te same słowa w jednym społeczeństwie mają różne znaczenie dla różnych warstw społecznych. Różne warstwy społeczne używają wprawdzie tych sa-mych słów, ale ich mowa nierzadko się różni.
W przytoczonych przykładach kładłem nacisk na czas, który zmienia znaczenie przypisywane tym samym słowom. Jeżeli uwzględnimy jeszcze rasę, przekonamy się, że u narodów należących do różnych ras, chociaż będących na jednakowym poziomie cywilizacji, te same słowa posiadają często odmienne znaczenie. Przede wszystkim podróżnicy dobrze podchwytują te różnice. Dla przykładu przytoczę słowa: demokracja i socjalizm,' które różne narody różnie pojmują, nie mówiąc już o różnym pojmowaniu tych słów przez różne warstwy społeczne. Tak np. u narodów pochodzenia ro-mańskiego demokracja oznacza podporządkowanie dążeń jednostki dążeniom ogólnym, jakie reprezentuje państwo. Do tego rozumienia demokracji odwołują się nieustannie stronnictwa o sprzecznych programach, np. socjaliści i monarchiści. U narodów anglosaskich, zwłaszcza w Ameryce, demokracja oznacza pełny rozwój jednostki, z ograniczaniem wpływu państwa, któ-v re powinno kierować jedynie policją, armią i dyplomacją.
Widzimy więc, że to samo słowo u jednych narodów oznacza podporządkowywanie się jednostki ogółowi i ograniczenie inicjatywy jednostki na rzecz państwa, u drugich zaś wysuwanie interesu jednostki przed interes ogółu i inicjatywy jednostki przed inicjatywę państwa 1. To samo słowo ma jeszcze dziś u obydwu narodów krańcowo przeciwne znaczenie.

§ 2. Złudzenia. Od zarania cywilizacji tłum ulegał złudzeniom, a twórcom tych złudzeń budował wspaniałe świątynie, pomniki i ołtarze. Niegdyś panowały złudzenia religijne, dziś zaczynają władać duszą tłumu złudzenia natury filozoficznej i socjologicznej. W każdej cywilizacji, jakie istniały na Ziemi, mamy do czynienia z owymi groźnymi władcami. W imię złudzeń powstały świątynie Chaldei i Egiptu oraz kościoły w wiekach średnich; one przyniosły w wieku ubiegłym przebudowę Europy, a niemal cała nasza twórczość w dziedzinie artystycznej, politycznej czy społecznej nosi na sobie ich piętno. Potrzeba nieraz krwawego przewrotu, by wydrzeć z duszy tłumu jakieś złudzenie po to tylko, aby powstało nowe. Bez pomocy złudzeń człowiek nie potrafiłby wyjść ze stanu dzikości, do którego by powrócił, gdyby je wszystkie utracił. Są one tworami wyobraźni pokoleń, którym narody zawdzięczają wspaniałość sztuki i wielkość cywilizacji.
„Gdyby w muzeach i bibliotekach zniszczono lub usunięto wszystkie dzieła i pomniki sztuki, które powstały z natchnienia religijnego, to cóżby pozostało z wielkich marzeń ludzkości? Uzasadnieniem wierzeń religijnych, czci bohaterów i poezji jest właśnie to, że budzą w duszy nadzieję i złudzenia, bez których człowiek nie mógłby istnieć. Wprawdzie zdawało się przez lat pięćdziesiąt, że zadanie to wzięła na siebie nauka, w sercach tłumu straciła ona wiarygodność, gdyż me poobiecywać i nie umie kłamać"2.
Mimo wspaniałego swego rozwoju filozofia nie potrafiła dać tłumom ideału, który by zdołał nimi zawładnąć. Tłum potrzebuje złudzeń, którym poddaje się instynktownie, podobnie jak o owady w dążeniu swym do światła, dlatego daje się opanowywać mówcom, którzy właśnie niosą mu upragnione ideały. Czynnikiem rozwoju narodów były złudzenia, a nie rzeczywistość. Siłę socjalizmu w obecnej epoce stanowi to, że jest on jedynym żywotnym jeszcze złudzeniem. Pomimo dowodów naukowych zbijających i wykazujących niesłuszność socjalizmu, rośnie on nadal w siłę, a najlepszą jego bronią jest to, że prawią o nim umysły, które do tego stopnia nie znają rzeczywistości, iż odważają się obiecywać szczęście całej ludzkości. Na gruzach przeszłości rozsiadły się złudzenia społeczne, do których należeć będzie przyszłość. Tłum nie pożąda prawdy i gardzi rzeczywistością, ubóstwia natomiast zwodnicze złudzenia. Kto potrafi omamić tłum, ten łatwo nim zawładnie; kto zaś stara się go rozczarować, padnie jego ofiarą.

§ 3. Doświadczenie. O doświadczeniu można powiedzieć, że jest jedynym skutecznym sposobem, za po-mocą którego można wszczepić w duszę tłumu jakąś prawdę lub rozwiać nazbyt niebezpieczne złudzenie. Aby to było możliwe, doświadczenie musi się ustawicznie powtarzać i trwać bardzo długo. Doświadczenie jednego pokolenia nie wywiera wpływu na następne pokolenia, dlatego też przytaczanie faktów historycznych jako dowodów nie przedstawia wielkiej wartości dla tłumu. Fakty historyczne o tyle tylko mają swe znaczenie, o ile płynące z nich doświadczenie powtarza się przez życie wielu pokoleń; wtedy dopiero wywrą wpływ na duszę tłumu i potrafią usunąć z niej głęboko zakorzenione złudzenia.
Stulecie ubiegłe i obecne będą z pewnością przytaczane w przyszłości przez historyków jako okres cie-kawych doświadczeń.
Do największych doświadczeń należy zaliczyć Rewolucję Francuską. Aby przekonać się, że przy pomocy wskazań czystego rozumu nie można gruntownie przekształcić społeczeństwa, trzeba było dokonać mordu na wielu milionach ludzi i zachwiać podwalinami życia społecznego nie tylko Europy, ale i całego świata. Na przykład, aby w narodzie francuskim wytworzyć przekonanie, że olbrzymia armia niemiecka nie jest, jak to mówiono w 1870 r., czymś w rodzaju nieszkodliwej Gwardii Narodowej, potrzeba było straszliwej wojny, której skutki odczuło niejedno pokolenie 3. Aby przekonać się, że protekcjonizm potrafi nierzadko zrujnować narody, które go przyjmują, potrzeba będzie wielu długich lat doświadczeń.

§ 4. Rozum. Mówiąc o czynnikach oddziałujących na duszę tłumu, można by zupełnie pominąć rozum, gdyby nie zachodziła potrzeba wykazania negatywnej wartości jego wpływu.
Pokazałem już, że dowodzenie rozumowe nie oddziałuje na tłum, który pojmuje tylko bardzo pierwotne kojarzenie pojęć. Dlatego ci, którzy rozumieją duszę tłumu, odwołują się jedynie do jego uczuć, nigdy zaś do rozsądku. Tłum z logiką ma niewiele wspólnego 4. Aby przekonać tłum, należy wyczuć nurtujące go uczucia, następnie udawać, że się też je podziela, a dopiero wtedy można dążyć do ich zmiany, podsuwając za pomocą bardzo prymitywnych skojarzeń pewne sugestywne obrazy; jeżeli od frazu się to nie uda, należy powtarzać kilkakrotnie, przy czym pierwszym warunkiem jest wyczuwanie uczuć panujących w tłumie. Konieczność ciągłej zmiany sposobu przemawiania, aby był zgodny ze zmiennymi nastrojami tłumu, czyni bezowocnymi mowy wcześniej przygotowywane. Mówca bowiem nie może podążać za własną myślą, ale za myślą tłumu, w przeciwnym bowiem razie nastąpi wzajemne niezrozumienie. Umysły logiczne, uznając tylko rozumowe uzasadnianie, stosują ten sam sposób dowodzenia, gdy przemawiają do tłumu, a następnie dziwią się, że tłum ich nie zrozumiał.
,,Wnioskowanie matematyczne oparte praktycznie na sylogizmach i polegające na kojarzeniu tożsamości — pisze pewien logik — jest konieczne... Nawet ciała nieorganiczne, gdyby były zdolne zrozumieć ową tożsamość, musiałyby bez,varunkowo na wnioski te się zgodzić". Bez wątpienia. Lecz nie można tego odnieść do tłumu, który nie potrafi zrozumieć czystego rozumowania. Gdybyśmy chcieli za pomocą
rozumowania przekonywać człowieka dzikiego albo dziecko, szybko zobaczylibyśmy, że sposób ten niewielką ma wartość.
Zresztą nie potrzeba szukać człowieka pierwotnego, aby przekonać się o słabości rozumowania w walce z uczuciem. Wystarczy uprzytomnić sobie żywotność na przestrzeni wieków wielu przesądów religijnych sprzecznych z elementarnymi zasadami logiki. Prawie przez dwa tysiące lat najtęższe umysły musiały chylić czoła przed tymi przesądami, a dopiero w czasach najnowszych odważyła się ludzkość poddać krytyce ich wiarygodność. Nie da się zaprzeczyć, że wieki średnie i wiek Odrodzenia miały wiele światłych umysłów, ale nie znalazł się ani jeden, który by za pomocą rozumowania wykazał śmieszność tych zabobonów i odważył się zwątpić o prawdziwości występków szatana lub o konieczności palenia czarownic na stosie.
Można zapytać, czy należy boleć nad tym, że rozum nie był przewodnikiem tłumów. Twierdzę, że rozumowi ludzkiemu z pewnością nie udałoby się poprowadzić
ludzkości ku rozwojowi cywilizacji z takim samozaparciem, z jakim zrobiły to owe urojenia. Twory nieświadomości, które nami władają, były bez wątpienia potrzebne. Każda rasa w swej strukturze psychicznej zawiera prawa swych przeznaczeń i możliwe, że w tych nieświadomych porywach, pozornie nierozumnych, działał instynkt, który nakazał podporządkować się owym prawom. Mimo woli nasuwa się pogląd, że narody pozostają pod władzą tajemnych sił, podobnych do tych, dzięki którym żołądź przekształca się w dąb, a kometa biegnie po swej orbicie. O siłach tych mało możemy powiedzieć, a rozwiązania tej zagadki należy doszukiwać się w ogólnym biegu rozwoju narodów, a nie w pojedynczych procesach, chociażby wydawało się, że one właśnie są początkiem tego rozwoju. Na rozważaniu tylko poszczególnych zdarzeń poprzestać nie można, albowiem cały bieg dziejów byłby zdany na los nieprawdopodobnych przypadków. Wtedy nie moglibyśmy zrozumieć, w jaki sposób syn cieśli z Nazaretu stał się wszechmocnym Bogiem, pod którego tchnieniem zrodziły się wspaniałe cywilizacje. Nie mo-glibyśmy też zrozumieć, że garść Arabów, wyruszy-" wszy ze swych pustyń, podbiła przeważającą część starożytnego świata grecko-rzymskiego i stworzyła większe imperium od państwa Aleksandra Macedoń-skiego. Nie moglibyśmy także zrozumieć, w jaki sposób W starej, hierarchicznej Europie zwykły porucznik artylerii stał się władcą tylu narodów i tylu królów. Rozum pozostawmy myślicielom, a we władaniu duszami nie dawajmy mu wielkiego udziału. Nie rozum, lecz uczucie, często wbrew rozumowi, wytworzyło takie pojęcia, jak: honor, samozaparcie, wiara, miłość ojczyzny i sławy, które okazały się podstawowymi filarami wszystkich cywilizacji.
1 W pracy pt. Psychologia rozwoju narodów dokładniej omówiłem różnicę znaczenia demokracji w pojęciu ludów romańskich i anglosaskich. Bourget w swej książce pt. Outre-mer niezależnie ode mnie dochodzi do tych samych wniosków.
2 Daniel Lesueur.
3 Przekonanie tłumu w podanym wydarzeniu powstało w drodze prymitywnych skojarzeń rzeczy niepodobnych do siebie, których mechanizm wyjaśniłem w poprzednich rozdziałach. Ponieważ francuskiej Gward:i Narodowej, nie po-siadającej najmniejszej karności, nie można było brać na serio, przeto i wszystko, czemu nadano podobny nazwę, wywoły-wało takie same wyobrażenia i nie budziło żadnych obaw. Owo fałszywe przekonanie mas podzielali również ich przywódcy. Wystarczy przytoczyć pogląd Thiersa, który ciągle powtarzał, że Prusy poza armią równającą się francuskiej mają gwardię narodową podobną też do francuskiej, a więc nie przedstawiającą wartości. Twierdzenie tego męża stanu było tak słuszne, jak i jego przypuszczenie co do miernej przyszłości kolei żelaznej.
4 Pierwsze przypuszczenia tyczące się sztuki przemawiania do mas i bezpożyteczności logiki w tych przemówieniach poczyniłem w czasie oblężenia Paryża. Widziałem, jak rozwścieczony tłum prowadził do Luwru, gdzie miał wówczas siedzibę rząd, marszałka V..., który rzekomo zdradził plany fortyfikacji Prusakom. Członek rządu G. P., świetny mówca, nie bronił wcale marszałka, nie mówił, że był on twórcą owych planów, które sprzedawano zresztą we wszystkich księgarniach. Ku memu wielkiemu zdziwieniu tak przemówił on do tłumu żądającego natychmiastowej . egzekucji więźnia: „Sprawiedliwości stanie się zadość, a sprawiedliwość ta nie będzie znała litości. Pozostawcie rządowi obrony narodowej przeprowadzenie dalszego śledztwa, a tymczasem zatrzymajmy oskarżonego w więzieniu". Uspokojony tłum rozszedł się, a w kilka chwil później uwolniony marszałek powrócił do swego domu. Byłby niewątpliwie rozszarpany, gdyby mówca przy pomocy rozumowania chciał " przekonać tłum o jego niewinności. Zaznaczam, że w młodości uważałem rozumowanie za najlepszy środek perswazji.

Rozdział trzeci
Przywódcy tłumu i ich metody przekonywania
§ 1. Przywódcy tlumów — Instynktowna potrzeba tłumu, aby słuchać przywódców — Psychologia przywódców — Tylko oni mogą tchnąć wiarę i nadać organizację tłumom — Despotyczna siła przywódców — Klasyfikacja przywódców — Rola woli
— § 2. Metody dzialania przywódców — Twierdzenie, powtarzanie, zaraźliwość — Jak zaraźliwość przechodzi z niższych warstw społecznych do wyższych? — Opinia tłumu staje się wkrótce opinią powszechną — § 3. Prestiż — Definicja i klasyfikacja — Prestiż nabyty i prestiż osobisty — Przykłady — Jak gaśnie prestiż?
Zaznajomiliśmy się z konstytucją psychiczną tłumu, poznaliśmy też bodźce oddziałujące na jego duszę. Te-raz zbadamy, jak należy stosować owe bodźce i kto potrafi skutecznie nimi się posługiwać.

§ 1. Przywódcy tłumów. Kiedy pewna liczba istot połączy się w grupę, bez względu na to, czy to będzie tłum ludzi, czy stado zwierząt, instynktownie dążyć będą one do poddania się władzy jakiegoś autorytetu.
Faktem jest, że w tłumie ludzkim przywódca często odgrywa wielką rolę. Jego wola jest jądrem, wokół którego kształtują się i do którego się upodabniają poglądy innych. On jest zaczątkiem organizacji tłumu heterogenicznego, a także sekt. Zanim narzuci tłumowi pewne formy organizacyjne, staje się jego panem. Tłum bowiem, to stado niewolników, które nigdy nie obejdzie się bez pana.
Przywódca początkowo bywa tylko cząstką takiego niewolniczego tłumu i naprzód jest zahipnotyzowany pewną ideą, zanim stanie się jej krzewicielem. Idea ta do tego stopnia owłada jego duszą, że poza nią nic nie widzi, a każda myśl z nią niezgodna uchodzi w jego oczach za błąd i zabobon. Typowym przykładem był Robespierre, który przejął się gorliwie ideałami filozoficznymi Rousseau, ale w propagowaniu tych idei stosował środki niegodne człowieka.
Przywódcami tłumu są najczęściej ludzie czynu, nie zaś myśliciele. Człowiek czynu jest mało przenikliwy, a nawet — rzec by można — taki być musi, ponieważ przenikliwość rodzi nierzadko zwątpienie, które pro-wadzić może do bezczynności. Przywódcami tłumu stają się też ludzie o starganych nerwach lub na pół obłąkani, którym niedaleko już do zupełnego obłędu. "Niezależnie od tego, jak śmieszną jest idea, którą propagują, lub cel, do którego dążą, wszelkie rozumowanie okazuje się bezsilne wobec ich przekonania. Pogarda i prześladowanie nie potrafią ich odstraszyć od owych idei, a często nawet dodają im sił do walki. Dla swych przekonań poświęcają oni swe osobiste cele i rodzinę, a nawet instynkt samozachowawczy zdaje się u nich zanikać. Jedyną nagrodą, jakiej pragną, jest śmierć z zadanych mąk. Potężna wiara tych apostołów nadaje ich słowom wielką moc sugestywną. Masy są zawsze posłuszne człowiekowi obdarzonemu silną wolą i umiejącemu narzucać swe przekonania. Jednostki tworzące tłum zatracają poczucie własnej woli i bezwiednie ulegają temu, kto potrafi narzucać ją innym.
Narodom nigdy nie brakowało przywódców, ale tylko ci z nich stali się apostołami pewnych idei, którzy zdobyli się na bardzo silne przekonania. Wśród przywódców można spotkać szczwanych demagogów, którzy jedynie o własny interes dbają, a w tłumie rozbudzają tylko niskie instynkty. Wpływ ten może być wielki i wydawać odpowiednie owoce, ale zawsze będzie przemijający. Wielcy fanatycy, którzy władali duszą tłumu jak własną wolą, np. Piotr Pustelnik, Luter, Savonarola, przywódcy Rewolucji Francuskiej, zanim owładnęli duszą tłumu, sami naprzód ulegli pewnej idei i dopiero wtedy rozpoczęli swą krzewicielską pracę, budząc w duszach ową groźną potęgę, nazwaną wiarą, która zamienia człowieka w niewolnika własnych przekonań.
Rola wielkich przywódców polega przede wszystkim na budzeniu wiary, czy to religijnej, politycznej lub społecznej, czy wreszcie wiary w jakieś dzieło, w człowieka bądź w ideę. Dlatego ich wpływ jest zawsze bardzo wielki. Wiara była zawsze największą z tych potęg, którymi rozporządza człowiek, i dlatego Pismo Święte z zupełną słusznością powiada, że wiara może przenosić góry. Wzbudzić w duszy człowieka wiarę, to pomnożyć jego siły dziesięciokrotnie. Sprawcami wielkich wydarzeń historycznych byli często wierzący maluczcy, którzy nie mieli nic prócz wiary. Wielkie religie, które zawładnęły światem, rozległe imperia rozciągające swe obszary na obie półkule, nie zostały stworzone ani przez uczonych i filozofów, ani tym bardziej przez tych, których dusze ogarnęło zwątpienie.
Powyższe przykłady odnoszą się do tych przywódców tłumu, którzy pojawiają się tak rzadko, że może ich wyliczyć bez najmniejszego trudu historia. To najpotężniejsze postacie w owym nieprzerwanym łańcuchu, od wielkich władców duszy człowieczej począwszy, a kończąc na robotniku, który w zadymionym lokalu związkowym fascynuje swych współtowarzyszy kilkoma hasłami, dla niego samego niejasnymi, ale które wprowadzone w czyn zapewnią, jego zdaniem, urzeczywistnienie wszystkich marzeń i nadziei.
W każdej warstwie społecznej, z chwilą gdy przestajemy żyć w odosobnieniu, poddajemy się władzy ja-kiegoś przywódcy. Faktem jest, że olbrzymia większość ludzi, zwłaszcza wśród mas ludowych, poza swa specjalnością zawodową nie posiada żadnych opartych na rzeczywistości poglądów i nie potrafi sobą pokierować. Przywódca służy im za przewodnika. Od biedy mogą go zastąpić okresowe publikacje, które na użytek czytelników tworzą szablonowe poglądy i dostarczają gotowych frazesów, zwalniających od wysiłku rozumowania.
Autorytet przywódców bywa absolutny, dzięki czemu idee przez nich głoszone utwierdzają swą potęgę. Łatwo można stwierdzić, że bez wielkiego wysiłku potrafią oni nakazać posłuszeństwo najbardziej niesfor-
nym masom robotniczym, chociaż nie mają żadnych danych na poparcie swej władzy. Oni wyznaczają czas pracy, stopę zarobkową, decydują o strajku, każą go zaczynać i kończyć w określonym czasie.
Przywódcy coraz częściej zastępują obecnie władzę państwową, gdy traci ona na znaczeniu. Dzięki swej bezwzględności ci nowi panujący zmuszają tłum do tak wielkiego posłuszeństwa, jakiego nie wywalczył sobie dotychczas żaden rząd. Kiedy przywódca usunie się lub zostanie usunięty, a nowy nie pojawi się, tłum zamienia się z powrotem w chaotyczne zbiorowisko, nie mogące stawić najmniejszego oporu. Na przykład w czasie jednego strajku tramwajarzy w Paryżu aresztowano dwóch głównych przywódców i strajk natychmiast się zakończył.
Duszą tłumu nie kieruje bowiem potrzeba wolności, lecz potrzeba uległości Pragnienie posłuszeństwa każe tłumowi poddać się instynktownie każdemu, kto chce być jego panem.
Przywódców tłumu można podzielić na dwie różne grupy. Do jednej zaliczymy ludzi energicznych, o sil-nej, lecz zmiennej woli. Do drugiej, mniej licznej niż poprzednia, należą ludzie o silnej i wytrwałej woli. Pierwsi charakteryzują się gwałtownością, odwagą i przedsiębiorczością. Mają oni szczególne pole do działania wtedy, kiedy chodzi o jakiś napad, o pociągnięcie tłumu w niebezpieczne przedsięwzięcie lub kiedy potrzeba prowadzić rekruta do bohaterskiej bitwy. Ney i Murat byli takimi przywódcami w okresie pierwszego Cesarstwa. Taki był też Garibaldi, natura żądna przygód, o miernych zdolnościach, ale nadzwyczaj energiczny, bo z garścią ludzi zdobywający Królestwo Neapolu, które do obrony posiadało stałe wojsko.
Energia tych przywódców jest wielka, lecz niestała, i znika wraz z bodźcem, który ją wywołał. Ludzie ci, wracając do zwykłego życia, jak np. wyżej wspomniani, dają często dowody wielkiej słabości, chociaż był czas, że siłą swą porywali tłumy. Okazują się niezdolni do wybrnięcia z nieco zawikłanej sytuacji ży-ciowej, mimo że potrafili dawać sobie radę w sprawach o wiele bardziej powikłanych. Przywódcy ci umieją spełnić swą rolę wtedy, kiedy im samym ktoś przewodzi i dodaje sił, kiedy ponad nimi jest inny człowiek lub idea, co zmusza ich do kroczenia po dokładnie wytkniętej drodze.
Przywódcy należący do drugiej grupy to ludzie o woli wytrwałej, którzy mimo skromniejszych form wywierają na duszę tłumu wpływ o wiele trwalszy. Są to np. założyciele religii i twórcy ponadczasowych dzieł: św. Paweł, Mahomet, Krzysztof Kolumb, Lesseps. Do tych ludzi, niezależnie od stopnia ich rozwoju umysłowego, należy nieraz cały świat. Wytrwała wola, nie znająca przeszkód i zwątpień, jest ich charakte-rystyczną właściwością. Nie zawsze potrafimy uświadomić sobie w należytym stopniu to, czego może do-konać wytrwała i potężna wola; nic się jej nie oprze — przyroda, bogowie, ludzie. Przykład, co zdziałać może wytrwała i silna wola, dał nam ów znakomity inżynier, który rozdzielił dwa lądy i zrealizował plany będące przedmiotem troski najpotężniejszych władców w ciągu trzech tysięcy lat. Wprawdzie zawiodło go drugie podobne przedsięwzięcie, ale to starość zniszczyła jego siły i wolę.
Aby przekonać się o potędze woli, wystarczy zaznajomić się bardziej szczegółowo z przeszkodami, jakie napotykała myśl budowy Kanału Sueskiego. Naoczny świadek, dr Cazalis, w kilku wzruszających zdaniach oddał dzieje tego wiekopomnego dzieła, zgodnie z opowieścią wielkiego jego twórcy, Lessepsa.
„Opowiadał on dokładnie dzieje kanału. Mówił o wszystkim, co musiał przezwyciężyć, o niemożliwościach, które pokonał, o przeciwieństwach i intrygach, które przeciw niemu knuto, o bólu swym i o niepowodzeniach. Mimo to nie stracił ani odwagi, ani chęci zrealizowania wielkiego planu. Musiał ciągle prowadzić walkę z Anglią, która nie dała mu ani chwili spokoju. Przeżywał ciągłe wahania Egiptu i Francji, opór, jaki mu stawił konsul francuski, przeszkody, które mu podkładano na każdym kroku, np. buntując mu robotników przez niedostarczanie im słodkiej wody do picia. Mówił o tym, że ministerstwo marynarki i inżynierowie, przecież ludzie światli i pełni doświadczenia, wyszydzali jego projekty i na naukowej podstawie pewni jego niepowodzenia, obliczali dzień i godzinę jego zguby, niczym astronomowie zaćmienie Słońca".
Dzieło traktujące o życiu wielkich przywódców ludzkości niewiele by zawierało nazwisk, ale nazwiska te przewodziłyby najważniejszym wydarzeniom w dziejach cywilizacji i historii.

§ 2. Metody działania przywódców: twierdzenie, powtarzanie, zaraźliwość. Chcąc owładnąć tłumem i pchnąć go do spełnienia jakiegoś czynu, np. by spalił pałac, ginął na barykadach lub w obronie zagrożonej barykady, musimy go możliwie szybko zasugerować. Pożądany skutek odnosi też przykład. Potrzeba jednak, aby tłum był już nieco podniecony przez pewne okoliczności i żeby jednostka, która chce opanować duszę tłumu, miała pewną-właściwość, którą omówię poniżej, nazywając ją prestiżem.
W celu przygotowania podatnego gruntu w duszach mas pod pewne idee i poglądy, np. pod współczesne teorie społeczne, przywódcy stosują różne metody postępowania. Odwołują się wtedy do trzech następują-cych metod: twierdzenia, powtarzania i zaraźliwości. Wpływ tych czynników na duszę tłumu jest dość po-wolny, ale raz osiągnięty skutek jest trwały.
Najlepszą metodą wszczepiania jakiejś idei w duszę tłumu jest twierdzenie, wolne od wszelkiego rozumo-wania, pozbawione wszelkich dowodów i nie liczące się nawet ze znaną tłumowi rzeczywistością. Im myśl zawarta w twierdzeniu jest bardziej zwięzła, im bardziej pozbawiona nawet pozorów uzasadnienia i do-wodu, tym większy zdobędzie autorytet, tym silniej oddziała na uczucia tłumu. Tą drogą postępowały
wszelkie religie i kodeksy. Wartość twierdzenia zna dobrze każdy mąż stanu powołany do obrony pewnych spraw i każdy przemysłowiec reklamujący swe towary.
Twierdzenie dopiero wtedy wywrze pożądany wpływ, kiedy będzie ustawicznie powtarzane w tej samej formie. Napoleon mówił, że jest tylko jedna dobra figura retoryczna: powtarzanie.
Dzięki powtarzaniu wypowiadane poglądy przenikają do duszy tłumu, a w końcu, czy są rozumiane, czy nie, zostają uznane za prawdę nie podlegającą dyskusji. Jeżeli dostrzegamy, jaki wpływ ma powtarzanie na ludzi wykształconych, to jasno zdamy sobie sprawę z tego wpływu na tłum. Dzieje się tak dlatego, że metodą ciągłego powtarzania dany pogląd wrasta głęboko w te sfery nieświadomości, w których powstają motywy naszego postępowania. Po 'pewnym czasie zaczynamy wierzyć w ustawienie słyszane zdanie, bez względu na to, czy wypowiedział je człowiek światły czy głupi. W tym też leży źródło wielkiej potęgi ogłoszeń w dziennikach. Kiedy ciągle czytamy, że np.
czekolada X jest najlepszej jakości, to bez spróbowania jej w końcu uwierzymy, że tak jest w rzeczywistości, *1 zdawać się nam będzie, iż pogląd ten podziela wielu "ludzi. Kiedy ciągle będziemy czytać, że mączka Y wyleczyła wielu znanych ludzi z uporczywych chorób, to gdy i nas spotka podobna choroba, bez namysłu zażądamy tego preparatu. Czytając ciągle w jakimś dzienniku, choćby to było najbezczelniejsze oszczerstwo, że A jest skończonym łajdakiem, a B bardzo "porządnym człowiekiem, w końcu uwierzymy w prawdziwość tych twierdzeń, naturalnie pod warunkiem, "że nie czytamy innego dziennika, piszącego coś wręcz przeciwnego. Tylko twierdzenie i ciągłe powtarzanie t są dość silne, aby mogły wzajem się zwalczać. l Skoro pewne twierdzenie powtórzono odpowiednią | ilość razy, zwłaszcza gdy to powtarzanie zyskuje zgodę f większości zainteresowanych, wówczas powstaje tak | zwana opinia publiczna, pojawia się potężny mechanizm zaraźliwości. Idee, uczucia, wierzenia, poglądy itd:, nurtujące tłum, mają taką zaraźliwą moc jak najbardziej złośliwe bakterie. Zjawisko to obserwujemy r już u zwierząt, gdy są w gromadzie. Kiedy jeden koń \ zaczyna w stajni gryźć żłób, wszystkie inne zaczynają i wkrótce czynić to samo, a niepokój, jaki ogarnia kilka owiec, szybko opanowuje całe stado. To samo odnosi się i do tłumu ludzkiego, w którym wszystkie uczucia stają się bardzo szybko zaraźliwe; na tej podstawie tłumaczymy nagłe wybuchy paniki, powstające często bez żadnego powodu. Zaburzenia psychiczne, takie jak obłęd, są też zaraźliwe. Wiadomo przecież każdemu, że lekarze chorób nerwowych bardzo często zapadają na nerwy. Stwierdzono też niedawno, że niektóre choroby psychiczne, np. lęk przestrzeni, przenoszą się z człowieka na zwierzę. Aby zaraźliwość opanowała daną gromadę, niekonieczne jest przebywanie jednostek w jednym i tym samym miejscu. Zaraźliwość działa też na odległość, np. wtedy, kiedy ludzie pod wrażeniem jakiegoś wydarzenia zaczynają zwracać swoje umysły w jednym kierunku; wówczas, mimo braku jedności miejsca, stają się tłumem, zwłaszcza gdy czynniki pośrednie — powyżej omówione — przygotowały grunt. Typowym na to przykładem jest wybuch rewolucji w r. 1848, która zaczęła się w Paryżu, a gwałtownie opanowała większą część Europy i zachwiała niejednym królestwem 1.
Najoczywistszym skutkiem zaraźliwości jest naśladownictwo, któremu w dziedzinie życia społecznego przypisuje się bardzo wielkie znaczenie. Powtórzę tu mój pogląd na naśladownictwo, który wypowiedziałem przed osiemnastu laty, a który potwierdzili inni pisarze:
„Podobnie jak zwierzęta, człowiek obdarzony jest z natury popędem do naśladowania. Naśladownictwo jest potrzebą duszy, jednak pod warunkiem, że nie wymaga zbytniego wysiłku. Tej właśnie potrzebie zawdzięcza swój potężny wpływ moda. Bardzo niewielu jest ludzi, którzy jej nie ulegają, zwłaszcza gdy dotyczy ona pewnych idei, form literackich i strojów. Tłum daje się prowadzić nie argumentom, lecz wzorom. W każdym okresie historii nieliczna garść ludzi wyciska swe piętno na całej epoce, a podane przez nich wzory służą nieświadomej masie do naśladowania. Dzieje się to pod warunkiem, że te nowo ukute wzory zbytnio nie zbaczają od powszechnie przyjętych, bo w przeciwnym razie byłyby trudne do naśladowania, a tym samym ich wpływ okazałby się znikomy. Na tej też podstawie ludzie, którzy zbytnio wyrosną nad swe otoczenie, pozostają nie zrozumiani i zapomniani, albowiem przepaść dzieląca ich od otoczenia jest zbyt wielka. Dlatego kultura europejska, mimo olbrzymiej swej wyższości, ma bardzo mały wpływ na ludy Afryki i Azji, ponieważ różnice są za wielkie i zbyt zasadnicze. Naśladownictwo i tradycja upodabniają ludzi z jednego Jtraju i jednej epoki do tego stopnia, że nawet ci, którzy powinni opierać się tym wpływom, np. myśliciele, uczeni i pisarze, nabierają pewnych swoistych cech, a po ich sposobie myślenia i stylu łatwo można orzec, do jakiego narodu i do Jakiej epoki należą"2.
Zaraźliwość jest czymś tak potężnym, że nie tylko narzuca pewne poglądy, ale i uczucia. Poglądy i przekonania tłumu szerzą się jedynie metodą zaraźliwości, nifc zaś metodą rozumowania. Gospoda i domy związków zawodowych tworzą poglądy robotników, które dzięki zaraźliwości stają się własnością tłumu i przeradzają się niekiedy w niszczycielskie wybuchy. Renan słusznie porównał twórców chrystianizmu do „robotników o socjalistycznych przekonaniach, którzy krzewili swe idee od gospody do gospody". Pogląd, który, opanował warstwy ludowe, dzięki tej samej zaraźliwości zaczyna przenikać i do wyższych warstw społeczeństwa. Dowodem na to są poglądy socjalistyczne,
które od mas zaczynają przechodzić do tych, co w razie ruchawek pierwsi padną ich ofiarą. Siła zaraźliwości jest tak wielka, że gdy ona jest u głosu, milknie nawet interes osobisty.
To wyjaśnia nam fakt, że każda idea żyjąca w duszy tłumu po pewnym czasie z wielką siłą narzuca się wyższym warstwom społecznym, chociażby godziła w najżywotniejsze interesy tych warstw. Oddziaływanie warstw niższych na warstwy wyższe jest tym ciekawsze, że poglądy tłumu biorą swój początek we wzniosłej idei, którą wytworzyła jednostka należąca często do tych wyższych warstw, a która wtedy nie wywarła najmniejszego wpływu na otoczenie. Przywódcy tłumu, przywłaszczywszy sobie taką ideę, zwykle ją zniekształcają i tworzą sektę, która znowu zniekształca na swój sposób już zdeformowaną ideę i coraz bardziej zniekształconą wszczepia w tłum. Kiedy idea la stanie sit; prawdą dla tłumu, wraca w pewnym sensie do swego źródła i wtedy oddziałuje na wyższe warstwy narodu. Możemy zatem wysunąć twierdzenie, że światem rządzi myśl, ale rządzi nim z daleka. Twórcy idei dawno zamienili się w proch, gdy ich idee, przeszedłszy wyżej opisany proces, zapanowuja nad światem.

§ 3. Prestiż. Ideom rozszerzanym za pomocą twierdzenia, powtarzania i zaraźliwości niezwykłą moc nadaje owa tajemna siła, nazwana prestiżem. Cokolwiek kieruje światem, czy to idea czy człowiek, władzę swą zdobywa dzięki niepokonanej sile swej atrakcyjności. Pojęcie prestiżu rozumiemy wszyscy, ale podać jego określenie jest rzeczą niezbyt łatwą, albowiem używa się go bardzo rozmaicie. Może ono obejmować takie uczucia, jak podziw i strach. Nierzadko uczucia te są podstawą prestiżu, czasem zaś nie zawiera on żadnego z nich. Nieraz osoby zmarłe mają większy prestiż od żywych, chociaż nie trzeba się ich bać, np. Aleksander, Cezar, Mahomet, Budda. Są też pewne istoty lub złudzenia, których ani nie wielbimy, ani nie boimy się, chociaż mają wielki prestiż, np. potworne bóstwa podziemnych świątyń w Indiach.
Prestiż jest swoistego rodzaju fascynacją, jaką wywiera na nasz umysł istota, dzieło lub idea. To zafascy-nowanie zabija W nas zdolność do krytycyzmu i wzbudza w naszej duszy cześć i podziw. Uczuć tak wzbu-dzonych nie sposób wyjaśnić, podobnie jak wszelkich innych uczuć, ale są one tego samego rodzaju co su-gestia, której ulega człowiek zamagnetyzowany. Prestiż to najsilniejsza podpora każdej władzy. Bogowie, królowie i kobiety bez jego pomocy nie osiągnęliby takiej władzy, jaką posiadają.
Wszystkie rodzaje prestiżu można sprowadzić do dwóch zasadniczych form: prestiż nabyty i prestiż oso-bisty. Prestiż nabyty może mieć swe źródło w nazwisku, majątku, sławie. Może on być niezależny od pres-tiżu osobistego. Prestiż osobisty jest czymś indywidualnym, co może wprawdzie współistnieć z nazwiskiem, majątkiem lub sławą, a nawet potęgować się dzięki nim, ale może też doskonale istnieć niezależnie od tych czynników. Z prestiżem nabytym, czyli sztucznym, mamy o wiele częściej do czynienia Każda jednostka dzięki stanowisku społecznemu, jakie zajmuje, cieszy się odpowiednim prestiżem, chociażby jej wartość wewnętrzna równała się zeru. Wojskowy w mundurze, sędzia w todze zawsze mają pewien prestiż. Pascal domagał się dla sędziów specjalnego stroju i peruki, gdyż — jego zdaniem — bez tego tracą oni połowę swej powagi. Najzacieklejszy socjalista czuje wzruszenie na widok księdza lub hrabiego. Tytuły wystarczają, by wyłudzić od kupca wszelki żądany towar 3.
Prestiż, o którym mówiliśmy, mają ludzie. Obok niego istnieje prestiż niektórych poglądów, utworów literackich, dzieł artystów itd. Rodzi się on dzięki ustawicznemu powtarzaniu pochlebnych o nich sądów. Albowiem dzieje powszechne, dzieje literatury i sztuki polegają na ogół na powtarzaniu jednych i tych samych poglądów, których prawdziwość bada najwyżej garstka uczonych profesjonalistów, a tłum bezkrytycznie wierzy w ich nietykalność. W naszych czasach czytanie Homera jest rzeczą bardzo nudną, ale zdania tego nikt nie odważy się wypowiedzieć głośno. Świą-tynie starożytnej Grecji są dziś nędznym tylko zbiorowiskiem gruzów, pozbawionym wszelkiej wartości, ale cieszą się olbrzymim uznaniem dzięki połączeniu owych ruin ze wspomnieniami historycznymi. Jest bowiem właściwością prestiżu, że nie pozwala nam patrzyć na rzeczy z krytycyzmem i bezstronnie; prestiż zabija też wszelki niezależny sąd. Powodzenie gotowych poglą-dów, bez względu na ich związek z prawdą, zależy od ich prestiżu. Tłum bowiem zawsze, a jednostka dość często, potrzebuje gotowych poglądów. Z natury swej tłum nie lubi rozważań naukowych, a jednostka też niezbyt chętnie się nimi przejmuje 4.
Omówię teraz prestiż osobisty. Jego charakter jest zupełnie różny od prestiżu nabytego, o którym mó-wiłem powyżej. Prestiż osobisty nie zależy ani od nazwiska i władzy, ani od majątku. Posiadają go tylko nieliczne jednostki, wywierające czar prawdziwie magnetyczny na swe otoczenie, nawet na równych sobie. Jednostki te narzucają mu pewne idee i uczucia; otoczenie ulega tak ich władzy, jak ulega dzikie zwierzę pogromcy, którego przecież w każdej chwili może unicestwić. Wielcy przywódcy tłumów, np. Budda, Jezus, Mahomet, Joanna d'Arc, Napoleon, mieli właśnie prestiż, który był źródłem ich potęgi. Bogowie, bohaterzy i dogmaty nie przekonują, lecz narzucają się; gdyby z
nich uczyniono przedmiot publicznych roztrząsań, pozbawiono by je prestiżu, a tym samym wyschłoby źródło ich potęgi.
Wielkie jednostki, zanim osiągnęły swą władzę, musiały roztoczyć swój urok, bo tylko pod jego wpływem mogły przygotować sobie grunt do działania. Napoleon u szczytu sławy miał wielki prestiż dzięki swej potędze. Miał go już jednak w wielkim stopniu w początkach swej kariery. Kiedy jako młody, nieznany generał objął dowództwo nad armią francuską we Włoszech, starzy, doświadczeni generałowie postanowili odpowiednio przyjąć narzuconego im przez Dyrektoriat intruza. Ale od pierwszej chwili, bez jakichkolwiek słów, gestów i gróźb, jednym spojrzeniem wyrugował on z ich duszy te zamiary. Na podstawie współczesnych pamiętników Taine w następujący sposób przedstawia nam to spotkanie:
„Generałowie dywizji, wśród nich Augereau, żołnierz dzielny, lecz bez jakiejkolwiek ogłady, dumny ze swej odwagi i postawy, wchodzą do głównej kwatery bardzo źle usposobieni do młokosa, przysłanego z Paryża. Augereau, znając Bonapartego z opowiadań, z góry postanawia nie słuchać tego ulubieńca Barrasa, tego generała wyniesionego przez rewolucję i ulicę, niezgrabnego niedźwiedzia, milczącego, zawsze zamyślonego, niskiego wzrostu, posiadającego piętno matematyka i marzyciela. W głównej kwaterze Bonaparte każe na siebie czekać. Wreszcie zjawia się w kapeluszu na głowie, ze szpadą u boku, wydaje rozkazy i w końcu zezwala generałom rozejść się.
Augereau osłupiał, po chwili dopiero przyszedł do siebie, klął datej, a musiał zgodzić się z Masseną, że ten młokos wzbudził w nim strach i przytłoczył go jakimś dziwnym urokiem już przy pierwszym wejrzeniu".
Kiedy Napoleon stał się wielkim człowiekiem, jego prestiż rósł razem ze sławą, aż w końcu został uznany prawie za bóstwo. Generał Yandamme, stary żołnierz Rewolucji, bardziej brutalny i energiczny niż Auge-reau, rzekł pewnego razu w 1815 r. do marszałka d?Or-nano, gdy podążali razem do Tuileries:
„Mój drogi, ten diabeł wywiera na mnie urok, z którego w żaden sposób nie mogę zdać sobie sprawy. Ja, który nie boję się ani Boga, ani szatana, kiedy zbliżam się do niego, drżę jak dziecko, a na jego rozkaz skoczyłbym w ogień lub przełazi-bym przez ucho igielne".
Podobny czar wywierał Napoleon na wszystkich, którzy się z nim zetknęli 3.
Davoust w ten sposób określił swoje i Mareta przywiązanie do Cesarza:
„Gdyby Cesarz rzekł do nas: moja polityka wymaga zburzenia Paryża, przy czym ani jedna osoba nie może ujść cało, jestem pewny, że Maret dochowałby tajemnicy, zdradzając ją tylko przed swą rodziną, by ją ocalić. Ja zaś nie zwierzyłbym się nikomu i .nie oszczędzałbym nawet własnej żony i własnych dzieci".
Nie wolno zapominać o tym wielkim uroku, jaki wywierał Napoleon, chcąc należycie zro/.umieć jogo powrót z Elby i gwałtowny podbój Francji, mimo że miał przeciwko sobie zorganizowane siły całego kraju, który mógł mieć dosyć jego tyranii. Dość było, by spojrzał na generałów wysłanych przeciw niemu. Wszyscy przysięgali, że go schwycą i doprowadzą do Paryża, a kiedy go ujrzeli, poddali mu się bez oporu.
„Napoleon — pisze generał angielski Wolseley — wylądował we Francji prawie sam jeden; ten zbieg z małej wysepki zdołał w ciągu kilku tygodni opanować bez rozlewu krwi całą Francję, całą zorganizowaną władzę w kraju rządzonym przez prawowitego króla. Historia nie zna drugiego równie zdumiewającego przykładu osobistego prestiżu. W czasie tej kampanii, która była jego ostatnią, podbił swym urokiem także i przeciwników orężnych, zmuszając ich do trzymania się jego planów, i jak niewiele brakowało, żeby ich i tym razem pokonał".
Prestiż ten przeżył samego Napoleona i rósł na sile po jego śmierci. Dzięki temu prestiżowi bratanek Bo-napartego został cesarzem. Kto bowiem posiada odpowiednio wielki prestiż i nie dopuści do jego obniżenia, ten może pogardzać ludźmi, może ich mordować milionami, może narazić kraj na niebezpieczeństwa grożące z zewnątrz, a wszystko mu ujdzie bezkarnie.
Omówiłem tu zupełnie wyjątkowy przykład. Uczyniłem tak dlatego, że aby zrozumieć potęgę wielkich religii, doktryn i imperiów, należy ciągle mieć przed oczyma tego człowieka. Potęga prestiżu w oczach tłu-mu jest w stanie wytłumaczyć nam przytoczone fakty.
Prestiż nie musi wypływać z osobistych zalet, ze sławy wojennej lub religijnej obawy. Może on mieć inne, bardziej skromne źródła, a mimo to posiadać wielkie znaczenie. Wiek nasz dostarcza nam wielu charakte-
rystycznych przykładów. Jednym z nich są dzieje owego wielkiego człowieka, który zmienił powierzchnie Ziemi i stosunki handlowe narodów przez rozdzielenie dwóch lądów. Powodzenie swe zawdzięczał ten mąż nieugiętej woli i urokowi, jaki wywarł na współczesnych. Chwila rozmowy wystarczała mu, aby przeciwnika zmienić w przyjaciela. Anglicy zwalczali jego projekt do upadłego, ale skoro zjawił się w Anglii, zespolił wszystkie głosy. Później, gdy przejeżdżał przez Southampton, na powitanie biły wszystkie dzwony.
„Zwyciężywszy wszystko, ludzi i rzeczy, bagna, skały i piaski", nie wierzył już w żadne przeszkody i chciał to samo co w Suezie uczynić w Panamie. Zaskoczyła go jednak starość, a zresztą wiara, która przenosi góry, tylko wtedy potrafi je przenieść, kiedy nie są zbyt wysokie. Góry stawiły opór, a późniejsza katastrofa zniszczyła do reszty jego już nadwerężoną sławę. Przykład ten pokazuje nam, jak prestiż rośnie i blednie. Człowieka uchodzącego za największego bohatera uznano na podstawie wyroku sędziów za zbrodniarza, a jego pogrzeb odbył się wśród powszechnej obojętności. Tylko władcy zagraniczni oddali hołd jego pamięci
Przykłady, które powyżej przytoczyłem, przedstawiają nam przypadki krańcowe. Aby poznać psycho-logię prestiżu, należy zbadać wszystkie jego przejawy, wszystkich ludzi, którzy kiedykolwiek otoczeni byli prestiżem, począwszy od wielkich założycieli religii i imperiów, a skończywszy na modnisiu chcącym olśnić otoczenie swym strojem lub ozdobami.
Krańcowe te formy mogą zawierać wszystkie przejawy prestiżu w różnych składnikach cywilizacji: naukach, sztuce, literaturze itd. Nietrudno zobaczyć, że prestiż jest podstawowym elementem przekonywania tłumu. Istota, idea lub rzecz cieszące się prestiżem zyskują na mocy zaraźliwości natychmiastowych naśladowców i wyciskają swe znamię na myślach i uczuciach całego pokolenia. Naśladownictwo jest najczęściej nieświadome, dzięki czemu staje się ono nieraz
wprost doskonałe. Wielu współczesnych malarzy, kopiując wyblakłe barwy prymitywistów, nie domyśla się źródła swego natchnienia i sądzi, że ich twórczość jest samodzielna. Tymczasem, gdyby jakiś mistrz wrócił do tej dawnej formy sztuki, widziano by w niej tylko naiwność i niedorozwój. Ci zaś, którzy naśladują sławnego nowatora i zalewają swe płótna fioletem, wcale nie widzą w przyrodzie więcej tej barwy, aniżeli widziano przed 50 laty, ale są pod urokiem mistrza, który zdobył tak wielki prestiż. Podobne przykłady można przytoczyć ze wszystkich dziedzin cywilizacji. Z tego, co powyżej powiedziałem, widzimy, że na prestiż składa się wiele elementów, z których najważniejsze jest zawsze powodzenie. Człowiek, który osiągnął sukces, idea, która się narzuca, nie podlegają w oczach tłumu krytyce. Dowodem, że powodzenie stanowi źródło prestiżu, jest to, że skoro opuści człowieka powodzenie, gaśnie też jego urok. Bohater mający dziś powszechne uznanie, zostanie wyśmiany w razie najmniejszego niepowodzenia i im większy miał prestiż, tym większego dozna poniżenia. Tłum bowiem mści się na upadłym bohaterze, przed którym niegdyś zginał kolana. Robespierre, skazując na śmierć swych współkolegów i wielu współczesnych, cieszył się wielkim prestiżem. Ale skoro utracił władzę, tłum poprowadził go na śmierć z takimi samymi obelgami, jak poprzednio jego ofiary.
Powodzenie stwarza prestiż, niepowodzenie go niszczy. Krytyka może również nadwerężyć siłę prestiżu, ale jej działanie jest powolne, chociaż w skutkach bardzo trwałe. Kiedy prestiż stanie się przedmiotem dyskusji, traci swą moc. Bogowie i ludzie, jak długo nie dopuszczali do poddawania dyskusji swego prestiżu, tak długo posiadali moc i znaczenie. Kto chce, aby tłum go uwielbiał, musi go trzymać z dala od siebie.
1 Por. moje prace: Psychologię politiąue Opinions et croyan-ces, Róvolution franęaise.
2 Gustaw Le Bon L'homme et les societes, 1881, t. 2, s. 116,
3 Nawet w narodach o Wysokim poczuciu osobistej godności tytuły, mundury i ordery mają wielkie znaczenie. Przytaczam tu urywek książki pewnego podróżnika, mówiący o prestiżu, jakim cieszą się pewne osobistości w Anglii:
„Najrozsądniejsi nawet Anglicy doznają szczególnego oczarowania na widok lorda. Jeżeli tylko utrzymuje się on na wysokości swego tytułu, wszyscy korzą się przed nim, bez względu na jego wartość, znoszą jego kaprysy i dziwactwa. Kiedy zbliża się do nich, drżą z radości, a kiedy do nich mówi, niezwykły blask ich oczu wyraża niemy zachwyt. We krwi Anglika — że tak powiem — tkwi lord, jak we krwi Hiszpana taniec, Niemca — muzyka, a w duszy Francuza rewolucja. Nawet zamiłowanie do koni i ukochanie Szekspira nie jest u Anglików tak wielkie jak uwielbienie dla tytułu lorda, który schlebia ich dumie i wprawia w stan zadowolenia oraz radości. Księga Parów jest w Anglii bardzo poczytna, a znaleźć ją można, podobnie jak i Biblię, w najuboższym nawet domu".
4 Wyjątek stanowią jednostki o specjalnym zamiłowaniu lub szczególnych uzdolnieniach.
5 Napoleon, świadom swej potęgi, zwiększał ją jeszcze traktując jak sługi wielkie osobistości w swym otoczeniu, m. in. będących postrachem Europy członków Konwentu, Współcześni mu opowiadają różne tego typu fakty. Razu jednego na posiedzeniu Rady Stanu Napoleon ofuknął grubiańsko Beugnota i potraktował go jak podrzędnego lokaja. Następnie podszedł do niego i powiedział: „I cóż, głupcze, czy przyszedłeś już do siebie?" Na te słowa Beugnot, odznaczający się
bardzo wysokim wzrostem, schylił się bardzo nisko, a Cesarz chwycił go za ucho. „Był to znak wielkiej łaski — pisze Beugnot — ulubiony gest Cesarza, gdy był w dobrym humorze".
Przykład ten daje nam wyobrażenie o płaszczeniu się, jakie powoduje często czyjś prestiż. Wyjaśnia nam też nienawiść i ogromną pogardę, jaką żywi każdy despota dla otaczających go ludzi, których uważa za godnych jedynie śmierci na polu walki.

Rozdział czwarty
Granice zmienności wierzeń i poglądów tłumu
§ 1. Wierzenia stale — Niezmienność .pewnych powszechnych wierzeń — Są one drogowskazem cywilizacji — Trudności w ich wykorzenieniu — Absurdalność filozoficzna pewnych powszechnych wierzeń nie jest przeszkodą w ich propagowaniu — § 2. Zmienne opinie tłumu — Krańcowa zmienność poglądów, które nie mają źródła w powszechnych wierzeniach — Pozorne zmiany idei i wierzeń — Rzeczywiste granice tych zmian — Elementy, których dotyczy owa zmienność — Obecny zanik powszechnych wierzeń i ogromna popularność prasy sprawiają, że poglądy stają się coraz bardziej zmienne — W jaki sposób poglądy tłumu zmierzają w wielu kwestiach do zobojętnienia — Bezsilność rządów w kierowaniu po dawnemu opinią publiczną — Obecne rozdrobnienie poglądów zapobiega ich tyranii

§ 1. Wierzenia stałe. Nie można zaprzeczyć istnieniu ścisłego związku pomiędzy cechami anatomicznymi istot a ich cechami psychicznymi. Niektóre pierwiastki cech anatomicznych są niezmienne lub tak mało zmienne, że trzeba całego okresu geologicznego, aby uległy zmianom. Oprócz tych cech niezmiennych każdy organizm ma cechy zmienne, które nawet pod wpływem krótkotrwałych bodźców ulegają zmianom.
Te zmienne cechy przy powierzchownym badaniu zasłaniają cechy stałe, zwane też podstawowymi. Zjawisko to odnosi się też do cech moralnych. Obok stałych elementów rasowych spotykamy w nich elementy zmienne i niestałe. Dlatego badając wierzenia i poglądy jakiegoś narodu, dochodzimy zawsze do wniosku, że na bardzo stałym i twardym gruncie tworzą się poglądy lotne jak piach pokrywający skały.
Poglądy i wierzenia tłumu tworzą zatem dwie różne grupy. Z jednej strony widzimy wierzenia niezmienne, trwające długie wieki i będące podstawą całej cywilizacji. Takimi niegdyś były: feudalizm, idee chrześcijaństwa i reformacja; takimi są obecnie: idee narodowo, idee demokratyczne i społeczne. Z drugiej zaś strony mamy przekonania chwilowe i zmienne, wywodzące się na ogół z; idei powszechnych, których powstawanie i gaśniecie obserwować można w każdym stuleciu. Do tej grupy należy zaliczyć teorie artystyczne i literackie, np. te, które dały początek romantyzmowi, naturaliz-mowi, mistycyzmowi itd. Ich cechą jest powierzchowność i zmienność — podobne są więc do mody i zmieniają się jak drobne fale, powstające i zanikające na powierzchni wody.
Wielkie powszechne wierzenia są bardzo nieliczne. Ich powstanie i zanik stanowią dla każdej rasy historycznej okresy zwrotne w jej dziejach. O nich można powiedzieć, że są budulcem cywilizacji. Opinię powierzchowną bardzo łatwo wytworzyć, gdyż tłum jest zawsze na nią podatny, ale utrwalić całe wierzenia to rzecz bardzo trudna; z większym jeszcze trudem przychodzi wykorzenienie pewnej idei z duszy tłumu, gdy raz obrała sobie w niej siedzibę. Można to uczynić jedynie za pomocą gwałtownych zaburzeń, ale tylko pod warunkiem, że idee te straciły swą władzę nad duszą tłumu. Przewrót czy rewolucja wyrzuca tylko to, co już zostało porzucone, a pozorne życie zawdzięczało jedynie sile nawyku. Rewolucja obalająca pewne wierzenia zaczyna się zwykle wtedy, kiedy straciły one swą władzę nad duszami i poczęły się chylić do upadku. Łatwo) jest rozpoznać moment, w którym stałe wierzenie :zaczyna chylić się ku upadkowi; momentem tym jest czas, kiedy wartość danego wierzenia zostaje poddana dyskusji. Ponieważ każde powszechne wierzenie czerpie swe soki żywotne z jakiegoś złudzenia, dlatego tak długo będzie żywotne, jak długo nie zostanie poddane egzaminowi.
Kiedy pewne wierzenie zaczyna upadać, nie pociąga ono za sobą upadku instytucji, które dzięki niemu powstały; instytucje te zachowują swą moc i tylko powoli ustępują miejsca innym. Jeżeli zaś dane wie-rzenie upadnie w zupełności, to upadek ten pociąga za sobą ruinę wszystkiego, co ono podtrzymywało. Nie udało się dotychczas żadnemu narodowi zmienić swych wierzeń, aby nie był równocześnie zmuszony do najszybszego przekształcenia wszystkich elementów swej cywilizacji. To przekształcenie trwa dopóty, dopóki naród nie wytworzy sobie nowych wierzeń, które by potrafiły owładnąć duszami wszystkich i
uwolnić umysły od chaosu, w jakim przebywać muszą z powodu braku stałych wierzeń. Wierzenia trwałe i powszechne są prawdziwą ostoją cywilizacji. Nadają one kierunek ideom i jedynie one są w stanie tchnąć w tłumy wiarę i poczucie obowiązku.
Narody instynktownie wyczuwały ten wielki pożytek, jaki płynie z posiadania powszechnych wierzeń, rozumiejąc zbyt dobrze, że z zanikiem tychże nadchodzi dla nich samych czas upadku. Dzięki fanatycznemu kultowi Rzymu podbili Rzymianie cały świat, a kiedy upadła ta wiara, Rzym musiał upaść. Barbarzyńcy, którzy zniszczyli cywilizację rzymską, wtedy dopiero osiągnęli pewien stopień spójności i uwolnili się od panującej anarchii, kiedy połączyły ich wspólne wierzenia.
W imię spoistości wewnętrznej narody broniły zaciekle swych wierzeń, nie pozwalając na krzewienie się innych wierzeń. Brak tolerancji w życiu narodu uznać musimy za cnotę bardzo pożyteczną, chociaż z punktu widzenia filozofii jest czymś złym. Dla wytworzenia lub obrony powszechnych wierzeń wieki
średnie tyle wzniosły stosów, a tylu wynalazców i no-watorów umarło w rozpaczy, o ile udało się im uniknąć tortur. W obronie tych wierzeń świat podlegał wielu przewrotom, a miliony ludzi padły i padną jeszcze na polu walki.
Ustalenie tych powszechnych wierzeń wymaga wielkiego trudu. Ale skoro raz wtargną do duszy, będą władać losami narodów przez długie wieki, ogarniając nawet najbardziej światłe umysły, chociaż z punktu widzenia filozofii nie będą przedstawiały żadnej wartości. Z chwilą gdy nowe wierzenie zakorzenia się W duszy narodu, staje się ono inspiratorem jego instytucji, sztuki i życia społecznego. Władza nowego wie-\ rżenia nad duszą tłumu nie zna ograniczeń. Ludzie czynu marzą o jego urzeczywistnieniu, prawnicy kierują się nim w formułowaniu ustaw, a myśliciele, artyści i literaci starają się przedstawić je w najrozmaitszych formach.
l Z powszechnych wierzeń mogą wypływać pewne Idee chwilowe i drugorzędne, na których zawsze wy-ciska swe piętno źródło, z którego biorą początek. Cywilizacja egipska, cywilizacja europejska wieków średnich, cywilizacja muzułmańska Arabów itd. mają swe źródła w niewielkiej liczbie wierzeń religijnych, które nawet na najdrobniejszych przejawach życia wycisnęły swe piętno i można je od razu rozpoznać.
Dzięki powszechnym wierzeniom każdy okres dziejów tworzy przeogromną tradycję, tworzy poglądy i obyczaje, naginając do ich wymagań całe społeczeństwo, dzięki czemu ludzie są zawsze nieco podobni jedni do drugich, albowiem wierzenia i obyczaje powstające na podstawie tych wierzeń są wspólne i są najwyższą instancją kierowniczą wszystkich czynów ludzkich. One określają nawet najdrobniejsze przeja-wy naszego życia, a nawet umysły najbardziej wolne i naprawdę twórcze nie potrafią uwolnić się od ich wpływu. Najgroźniejszy jest ten despotyzm, który nieświadomie zawłada duszami, gdyż nie można znaleźć sposobu zwalczenia go. Tyberiusz, Dżyngis-chan, Napoleon byli niewątpliwie wielkimi tyranami, ale Moj-żesz, Chrystus, Budda, Mahomet i Luter mają o wiele groźniejszą władzę nad duszami, chociaż żaden z nich nie żyje. Spisek dokonany przez garstkę ludzi może zniszczyć największego władcę, ale okaże się bezsilny wobec wierzeń tkwiących w duszy tłumu. Wielka Rewolucja Francuska rozpoczęła zażartą wojnę z Kościołem katolickim i pomimo pozornego poparcia mas, pomimo rozszalałego terroru została pokonana, a katolicyzm wyszedł zwycięsko. Cienie zmarłych to najgroźniejsi despoci, których siła władcza może być porównana z władztwem złudzeń przez ludzi do życia powołanych.
Filozoficzna niedorzeczność tych wierzeń nie stanowi przeszkody w ich tryumfie. Przeciwnie, ich władza zdaje się być wtedy najsilniejsza, kiedy wykazują one przynajmniej pewną tajemniczą niedorzeczność. Nieudolność doktryn socjalistycznych nie przeszkodzi im w zwycięstwie, jeżeli pozwoli się im zakorzenić w duszy tłumu.
Niższość doktryn socjalistycznych w porównaniu z wierzeniami religijnymi polega na tym, że podczas gdy ideał szczęścia, który obiecywały religie, miał się urzeczywistnić dopiero w życiu przyszłym i nikt nie miał podstaw do zaprzeczenia temu twierdzeniu, to ideał szczęścia socjalistycznego ma być urzeczywistniony tu, na Ziemi. Przy pierwszej próbie wprowadzenia w życie ideału socjalistycznego okaże się jego fikcyjność, przez co wiara w niego zostanie mocno nadwerężona. Potęga socjalizmu będzie wzrastać tylko do chwili jego zwycięstwa, do czasu, w którym poglądy
swe zechce on zrealizować. Ta nowa religia mas odgrywa wprawdzie na wzór innych religii rolę sił nisz-czących, ale nie potrafi odegrać następnie roli twórczej.

§ 2. Zmienne opinie tłumu. Dotychczas omawialiśmy znaczenie i potęgę wierzeń powszechnych i stałych. Oprócz nich znajduje się w duszy tłumu cała warstwa przekonań, idei i myśli ciągle powstających i ciągle zamierających. Jedne z nich żyją zaledwie dzień, a najznaczniejsze nie przeżywają niekiedy nawet jednego pokolenia. Mówiłem już o tym, że przeobrażenia, którym podlegają te poglądy, są jedynie powierzchowne, nigdy bowiem nie unikną właściwości danej rasy. Badając na przykład instytucje polityczne we Francji, stwierdziłem, że grupy pozornie najsprzeczniejsze, jak monarchiści, radykałowie, socjaliści itd., mają na różne sprawy wiele poglądów jednakowych, albowiem poglądy te zależą od konstytucji psychicznej naszej
rasy; pod podobnymi nazwami znajdujemy nieraz w innych krajach poglądy wręcz przeciwstawne. Pomiędzy monarchistą francuskim a monarchistą niemieckim istnieje większa przepaść aniżeli np. między monarchistą francuskim i francuskim socjalistą. Nazwy bowiem albo złudne ich pozory nigdy nie zmienią istoty rzeczy. Mieszczanie za czasów Rewolucji Francuskiej, przesączeni rzymską literaturą i wpatrzeni w starożytny Rzym, przyjęli wprawdzie jego ustawy, jego rózgi liktorskie i. togi oraz starali się naśladować jego instytucje i życie, ale nigdy nie stali się przecież Rzymianami, albowiem robili to jedynie pod wpły-wem potężnej sugestii historycznej.
Zadaniem myśliciela jest odnaleźć owe pozostałości starożytnych wierzeń pod rzekomymi zmianami i od-różnić, które poglądy są wytworem powszechnych wierzeń i duszy rasy. Bez poznania duszy rasy można by sądzić, że tłumy często i chętnie zmieniają swe przekonania społeczne i religijne. Pogląd taki potwierdzają pozornie sztuka, literatura oraz historia powszechna.
Rozważmy na przykład krótki okres naszej historii w latach 1790-1820, tj. okres, jaki przyjmuje się dla życia jednego pokolenia. Masy z początku monarchiczno zamieniają się w rewolucyjne, następnie przechodzą do imperializmu^ aby z powrotem wrócić do monarchizmu. W wierzeniach religijnych w tym samym czasie przechodzi tłum od katolicyzmu do ateizmu, następnie do deizmu, z którego powraca ze skruchą na łono Kościoła katolickiego. Tyczy się to nie tyiko tłumów, ale i tych przywódców, którzy wówczas wskazywali masom drogę. Ze zdziwieniem należy patrzeć na wybitnych członków Konwentu, wrogów monarchii, nie uznających ani Boga w niebie, ani bogów na ziemi, jak w kilka lat później pokornie służą Napoleonowi, a następnie ze świecami w ręku biorą udział w uroczystych procesjach za Ludwika XVIII.
W następnych siedemdziesięciu latach wiele nowych jeszcze zmian zaszło w poglądach mas. „Wiarołomny Albion" z początku ubiegłego stulecia staje się za panowania dziedzica spuścizny Napoleona sprzymierzeń-cem Francji; Rosja, z którą Francja prowadziła dwie wojny i która radowała się z powodu naszych niepo-wodzeń, staje się nagle przyjaciółką Francji.
W dziedzinie sztuk pięknych i filozofii zmiany poglądów są jeszcze szybsze. Artysta lub pisarz mający dziś wielki poklask u tłumu zostaje następnego dnia porzucony, a gdy próbuje z powrotem opanować duszę mas, zostaje wyśmiany i wzgardzony. Poglądy literackie rodziły się i umierały jeden po drugim: roman-tyzm, naturalizm, mistycyzm itd.
Cóż nam przynosi dokładne badanie tych pozornie głębokich zmian? Wszystko, co jest sprzeczne z po-wszechnymi wierzeniami i uczuciami rasy, istnieje bardzo krótko, a pęd do życia i rozwoju, po przemi-jającym wyłamaniu się z wiążących go praw, wraca wkrótce na normalne tory. Przekonania nie opierające się na jakimś wierzeniu powszechnym, niezgodne z uczuciami rasy, nie osiągną nigdy stałości, natomiast w zupełności są zaane na łaskę przypadku albo zależą od nieznacznych zmian zachodzących w duszy tłumu. Powstają one dzięki sugestii i zarażliwości, a ich istnienie jest bardzo nietrwałe. Ich życie można porównać do piaszczystych ławic nad brzegiem morza, które lada wiatr potrafi zniszczyć.
W obecnych czasach poglądy tłumów zmieniają się bardzo szybko. Trzy są przyczyny tego zjawiska. Po pierwsze, dotychczasowe wierzenia tracą swą moc; nie potrafią już z taką siłą oddziaływać na zmienne opi-nie, jak to czyniły niegdyś, i nie potrafią nadać życiu duchowemu jakiegokolwiek kierunku. Z zanikiem po-wszechnych wierzeń powstaje mnóstwo wierzeń cząstkowych, nie posiadających ani przeszłości, ani przy-szłości.
Drugą przyczyną jest rosnąca potęga mas, której nie przeciwstawia się żadna moc, dzięki czemu zmiana poglądów może się dokonywać z nadzwyczajną szybkością, bo właśnie cechą mas jest ciągła zmienność. Trzecią wreszcie przyczyną jest wielki rozwój prasy, która ciągle wikła się w najsprzeczniejszych poglą-dach. Gdy jeden dziennik poddaje pewną sugestię, drugi ją niszczy, a wskutek tego wszystkie poglądy są skazane na bardzo krótkie życie i nie osiągają nigdy powszechnego uznania. Wytwarza to nowre zjawisko w dziejach ludzkości, tak charakterystyczne dla naszego wieku — bezsilność rządu w kierowaniu opinią publiczną. Obecnie choćby najmniej zdolny redaktor uchodzi — w oczach własnych — za kierownika opinii publicznej.
Opinia tłumu staje się bardzo często najważniejszym motorem polityki. Znamienne są dla obecnego okresu owe ciągłe wywiady z kierownikami najrozmaitszych dziedzin życia społecznego, w których przedkładają oni swe zdanie pod sąd opinii publicznej. Można było niegdyś mówić, że polityka nie jest zależna od uczucia. Dziś jednak powiedzenie to nie ma znaczenia, gdyż polityką kierują popędy zmiennego tłumu, nie idące w parze z rozumem i znajdujące się jedynie pod władzą uczucia.
Prasa, niegdyś decydująca o opinii, musiała — podobnie jak rządy — ustąpić przed potęgą tłumu. Jej wpływ jest jedynie dlatego znaczny, że jej poglądy są wiernym odbiciem ciągłej zmienności poglądów tłumu. Prasa stała się obecnie tylko agencją informacyjna i nie myśli o narzucaniu tłumom jakiejś idei. Stara się jedynie wyczuwać opinię publiczną, gdyż w razie niezgody z panującymi poglądami straci
czytelników. Treścią dzienników są informacje, zabawne kroniki, wydarzenia z wielkiego i małego świata lub reklama handlowa. Redaktorzy pism wolą nie wypowiadać swych zapatrywań, gdyż grozi to albo utratą posady, albo zniszczeniem pisma. Nawet krytyka nie może decydować o wylansowaniu książki lub sztuki teatralnej; może im zaszkodzić, ale nie potrafi pomóc. Dzienniki, zdając sobie sprawę z bezużyteczności wszelkiej krytyki i osobistych poglądów, zaczynają coraz bardziej ograniczać te działy, zamieniać je co najwyżej w reklamę albo, co niestety ma często miejsce, w osobiste intrygi.
Zadaniem prasy i rządów jest śledzenie opinii publicznej. Każdy rząd dba o wrażenie, jakie wywiera wydarzenie, mowa czy projekt ustawy. Wyczuwanie
opinii publicznej jest rzeczą bardzo trudną, bo nie ma nic bardziej niż ona zmiennego. Brakowi jakiegokol-wiek kierunku w opinii publicznej towarzyszy upadek , dotychczasowych wierzeń, a w konsekwencji zniszczenie wszelkich przekonań i wszczepienie masom obojętności na wszystko, co tylko nie dotyczy ich materialnego interesu. Współczesne doktryny, takie jak socjalizm, znajdują swych krzewicieli wśród tych ludzi, którzy nie zdają sobie dokładnie sprawy, o co właściwie chodzi, zwłaszcza wśród górników i robotników przemysłowych. Drobnomieszczaństwo i robotnicy, którzy zdobyli jakieś wykształcenie, stali się aż nadto sceptyczni. Socjalizm obecnie głęboko wtargnął do duszy mas, rozbijając społeczeństwo jakby na dwa obozy: jedni idą zgodnie z prawami psychologicznymi rządzącymi społeczeństwami; drudzy, tj. socjaliści, starają się zawsze tak tłumaczyć fakty i zjawiska dnia powszedniego, by zaćmić prawdę i wykoślawić to, co interpretują.
Powyżej nakreślony rozwój, dokonany w ciągu ostatnich dziesiątków lat, uderza swym zasięgiem i szyb-kością tempa. W okresie poprzednim poglądy miały jeszcze pewien kierunek, gdyż czerpały swe siły z ja-kiegoś podstawowego wierzenia. Na przykład przez fakt należenia do stronnictwa monarchistów musiało się z konieczności posiadać pewne ściśle określone idee, tak w kwestiach historycznych, jak i naukowych. Republikanin znowu miał wprost przeciwne poglądy. Monarchista wiedział na pewno, że człowiek nie pochodzi od małpy, podczas gdy republikanin twierdził z nie mniejszym uporem, że istnieje jakieś powinowactwo człowieka z małpą. Monarchista wyrażał się o rewolucji z oburzeniem, podczas gdy republikanin z poważaniem. Zależnie od stronnictwa, do którego kto należał, mówił o znanych w historii nazwiskach z lekceważeniem lub uwielbieniem. Ten naiwny sposób pojmowania historii wtargnął nawet do Sorbony.
W obecnych czasach, które nazwać możemy czasami dyskusji i badań, wszystkie opinie tracą prestiż, zatracają swą siłę i tylko niektóre z nich potrafią porwać nas na niezbyt długi czas. Obojętność coraz silniej opanowuje duszę współczesnego człowieka. Opinia publiczna staje się coraz płytsza, co dowodzi, że życie niektórych narodów stoi pod znakiem upadku. WprawT-dzie liczni krzewiciele nowych idei, ludzie o głębokich przekonaniach, mają w społeczeństwie większą siłę niż zwolennicy negacji, krytyki, indyferentyzmu, ale nie wolno nam zapomnieć o tym, że przy współczesnym znaczeniu mas opinia, zyskując prestiż i podbijając w zupełności duszę tłumu, staje się bezwzględnym dyktatorem, przed którym korzy się wszystko, a którego pierwszą ofiarą będzie swoboda myśli i wolność przekonań. Tłum może być spokojnym władcą, ale pod wpływem groźnej idei może się zamienić w tyrana i zażądać urzeczywistnienia swych szalonych kaprysów. Kiedy okoliczności poruczą losy cywilizacji w ręce tłumu, staje się ona pastwą przypadku i musi chylić się ku upadkowi. Czas zupełnego jej zrujnowania odwlec może tylko nadzwyczajna zmienność opinii tłumu i wzrastająca obojętność na ogólnie obowiązujące poglądy.

KSIĘGA TRZECIA Klasyfikacja i opis różnych kategorii tłumów
Rozdział pierwszy
Podział tłumów
Podział tłumów — § 1. Tłumy heterogeniczne — Czym się one różnią? — Wpływ rasy - - Dusza tłumu jest o tyle słabsza, o ile silniejsza jest dusza lasy — Dusza rasy reprezentuje cywilizację, a dusza tłumu barbarzyństwo — § 2. Tłumy homogeniczne — Podział tłumów homogenicznych — Sekty, kasty i klasy

W poprzedzających rozważaniach poznaliśmy ogólne właściwości, wspólne wszystkim tłumom psychologicznym. Teraz zajmę się właściwościami szczególnymi, które występują obok tych ogólnych, zależnie od rodzaju zbiorowości.
Naprzód zaznajomimy się z podziałem tłumów. Zaczniemy od najprostszej zbiorowości, która składa się z jednostek należących do różnych ras. Jedyne, co łączy te jednostki w organiczną całość, to mniej lub bardziej szanowana wola przywódcy. Typowym przykładem takiej zbiorowości są barbarzyńcy z najrozmaitszych ras, którzy podbili Imperium Rzymskie. Wyżej od tych luźnych zbiorowości stoją te, które dzięki wpływowi pewnych stałych czynników nabrały cech wspólnych i utworzyły rasę. Chociaż w niektórych przypadkach będą one okazywać specyficzne właściwości tłumu, to jednak zawsze w większym lub mniejszym stopniu, zależnie od układu sił, górować będą cechy rasowe.
Różne kategorie tłumów możemy ująć następująco:

A. Tłumy heterogeniczne
1. Bezimienne (np. tłum uliczny, gromada gapiów) 
2. Nieanonimowe (parlament, ława przysięgłych)

B. Tłumy homogeniczne
1. Sekty (religijne, polityczne) 
2. Kasty (wojskowa, kapłańska, robotnicza itd.)
3. Warstwy (mieszczaństwo, chłopi itd.)

Pokrótce opiszemy zasadnicze różnice, na podstawie których możemy oddzielić jedną kategorię od drugiej.

§ 1. Tłumy heterogeniczne. Tłumy heterogeniczne są właśnie tymi zbiorowościami, których ogólne właściwości były przedmiotem badań niniejszej pracy. Składają się one z bardzo różnorodnych jednostek, tak pod względem zawodowym, jak i pod względem rozwoju umysłowego.
Stwierdziliśmy powyżej, że sam fakt stanowienia tłumu wyciska na duszy zbiorowej pewne cechy, których nie posiadają jednostki znajdujące się poza tłumem. Wykazałem, że inteligencja w tłumie nie odgrywa żadnej roli, albowiem tłum działa pod wpływem nieświadomych uczuć.
Opierając się na jednym z głównych czynników, decydujących o charakterze tłumu, t j. na rasie, możemy tłumy heterogeniczne podzielić na wyraźnie odrębne grupy. Zwracałem już uwagę na wielkie znaczenie rasy; wykazałem też, że jest ona jednym z najpotężniejszych czynników, od których zależy niejednokrotnie postępowanie ludzi. Znaczenie rasy uwidocznia się też przy badaniu właściwości tłumu. Tłum składający się z Anglików lub Chińczyków — mam zawsze na myśli tłum heterogeniczny — różni się bardzo od tłumu złożonego też z różnorodnych jednostek, ale należących do rozmaitych narodowości: Rosjan, Francuzów, Polaków. Kiedy dzięki pewnym warunkom jedna zbiorowość połączy w sobie jednostki należące do różnych narodowości w stosunku mniej więcej równym, to natychmiast w uczuciach i zapatrywaniach ludzi wystąpią głębokie różnice, które wywołuje przekazana dziedzicznie konstytucja psychiczna; dzieje się tak nawet wtedy, kiedy wspólny interes połączył je pozornie w jeden tłum.
Wiemy, że dążenie socjalistów do połączenia na wielkich kongresach przedstawicieli robotniczych rożnych krajów zawsze prowadzi do gwałtownych starć.
Tłum romański, czy będzie miał dążności rewolucyjne czy konserwatywne, w celu urzeczywistnienia swych żądań zawsze odwoła się do pomocy państwa, ma on bowiem tendencję do centralizacji i zwykł oglądać się na cesarza. Tłum zaś anglosaski pomija państwo i odwołuje się do inicjatywy jednostki. Najwyższym ideałem tłumu francuskiego jest równość, a tłumu anglosaskiego wolność. Te różnice, wypływające z charakteru narodowego, sprawiają, że na przykład mimo walki socjalizmu z ideami narodowymi istnieje tyle odmian socjalizmu i tyle zapatrywań na demokrację, ile jest narodów.
Dusza rasy panuje wszechwładnie i niepodzielnie nad duszą tłumu. Rasa jest tym potężnym motorem, który zakreśla granice rozwoju całej konstytucji psychicznej tłumu.
Zaryzykuje tu twierdzenie: Niskie instynkty tłumu występują tym słabiej, im wyraźniej zaznacza się dusza rasy. Władza tłumu to panowanie barbarzyństwa lub powrót do barbarzyństwa. Rasa to wyzwolenie się spod bezmyślnej przewagi tłumu i kształtowanie cywilizacji, ale tylko w miarę zdobywania niezależnej, potężnej i twórczej organizacji duchowej.
Drugim ważnym podziałem tłumów heterogenicznych będzie podział na tłumy bezimienne, np. tłum uliczny, i na tłumy o określonej nazwie, np. zgromadzenie Ustawodawcze lub ława przysięgłych. Te dwie wyżej
wymienione grupy różnią się tym, że pierwsza nie ma żadnego poczucia odpowiedzialności, druga zaś posiada poczucie odpowiedzialności silnie rozwinięte, co nadaje znamienny kierunek ich działalności.

§ 2. Tłumy homogeniczne. Tłumy homogeniczne dzielimy na: sekty, kasty i warstwy.
Sekta przedstawia pierwszy stopień organizacji tłumów homogenicznych. Obejmuje ona jednostki często różniące się wychowaniem, pochodzeniem i wykształceniem; łączy je tylko wspólna wiara lub wspólny cel, np. w sektach religijnych i partiach politycznych.
Kasta jest najwyższym stopniem organizacji, jaką tłum może wytworzyć. Podczas gdy sekta łączy ludzi o różnym poziomie wykształcenia i pochodzących z rozmaitych warstw i zawodów, to kasta łączy jednostki jednego i tego samego zawodu, pochodzące na ogół z tych samych sfer i wykazujące mniej więcej jedna-kowy stopień inteligencji, np. kasta wojskowa lub kapłańska.
Warstwa łączy jednostki różnego pochodzenia, zbliżone do siebie wspólnotą zajęć, podobieństwem spo-sobu życia i warunków otoczenia, jak np. mieszczaństwo, chłopi itd.
Niniejszą pracę poświęcam przede wszystkim tłumom heterogenicznym. Badaniem tłumów homogenicz-nych (sektami, kastami, warstwami) zajmę się później, dlatego też nie będę dłużej tu o nich mówił. Na za-kończenie mych dociekań nad tłumem heterogenicznym podaję niżej krótką charakterystykę kilku jego odmian.

Rozdział drugi
Tłum zwany zbrodniczym
Tłum zwany zbrodniczym — Tłum może być przestępczy z prawnego, lecz nie z psychologicznego punktu widzenia — Zupełna nieświadomość czynów tłumów — Różne przykłady — Psychologia mordercy — Jego rozumowanie, wrażliwość, okrucieństwo i moralność 

Wydaje się, że nazwa „tłum zbrodniczy" nie jest właściwa dla zbiorowości, która po pewnym okresie podniecenia staje się automatem bez jakiejkolwiek świadomości, czułym na każdą sugestię. Fałszywą tę nazwę przyjmuję jedynie dlatego, że spotkałem się z nią w pracach wybitnych psychologów. Pewne czyny tłumu rozpatrywane same w sobie mogą otrzymać miano zbrodniczych, lecz z równą słusznością można nazwać zbrodniczym czyn tygrysa, kiedy pożera Hindusa, pozwoliwszy przedtem poigrać z nim tygrysiątkom.
Każda zbrodnia dokonana przez tłum jest najczęściej wynikiem jakiejś potężnej sugestii, a uczestniczące w niej jednostki działają w przeświadczeniu, że spełniają swój święty obowiązek. Tej zasadniczej cechy zbrodni dokonanej przez tłum nie spotykamy w zbrodni dokonanej przez zwykłego zbrodniarza. Dzieje zbrodni popełnionych przez tłum potwierdzają mój pogląd, na którego poparcie przytaczam typowy przykład zamordowania gubernatora Bastylii — de Launaya. Po zdobyciu tej twierdzy gubernator znalazł się pośrodku rozwścieczonego tłumu, który bił go do utraty przytomności. Chciano go powiesić, odrąbać mu głowę albo przywiązać go do końskiego ogona. Gubernator, broniąc się, kopnął jednego z obecnych. Wówczas kteś zaproponował, a tłum to skwapliwie przyjął, aby ten,
został kopnięty, odrąbał głowę gubernatorowi. Był to z zawodu kucharz bez pracy, jeden z gapiów, którzy przybyli pod Bastylię z ciekawości, chcąc zobaczyć, co się tam dzieje. Nie wiedząc, o co chodzi, sądził jednak, że skoro domaga się tego wola zgromadzonych, to zabijając gubernatora spełni on czyn patriotyczny, a może nawet zostanie odznaczony medalem. Wziął te-,dy podaną szpadę i uderzył w obnażoną szyję gubernatora, a ponieważ broń była źle wyostrzona, wyciągnął z kieszeni scyzoryk z czarną rączką i z wprawą zawodowego kucharza dokonał pomyślnej „operacji"!
Na przykładzie tym widzimy wyraźnie powyżej opisany mechanizm: działanie sugestii zbiorowej, przeko-nanie zabójcy, że spełnia dobry uczynek, ponieważ jest poparte jednomyślną decyzją wszystkich obecnych. Tylko prawo może uważać ten czyn za zbrodniczy, nigdy zaś psychologia.
Tłum nazwany zbrodniczym ma te same cechy, które stwierdziliśmy u wszystkich tłumów: poddawanie się sugestii, łatwowierność, zmienność, przesadę uczuć, tak dobrych, jak i złych, specyficzną moralność. Wszy-stkie te właściwości posiadał tłum, który we wrześniu 1792 r. wymordował więźniów, pozostawiając po sobie złowrogą pamięć. Oprę się tu na opisie Taine'a, który korzystał z pamiętników ludzi współczesnych.
Kto poddał myśl tłumowi, aby opróżnił więzienia i wymordował uwięzionych — dokładnie nie wiadomo. Zresztą jest rzeczą mało ważną, czy był nim Danton, co wydaje się prawdopodobne, czy kto inny. Nas ob-chodzi fakt potężnej sugestii, której poddał się tłum.
Tłum ten składał się mniej więcej z trzystu osób i był typowym tłumem heterogenicznym. Oprócz kilku zawodowych włóczęgów w jego skład wchodzili przekupnie, różnego rodzaju rzemieślnicy, prywatni urzędnicy, agenci handlowi itd. Ulegając potężnej sugestii, podobnie jak ów kucharz, byli święcie przekonani, ż<> spełniają obowiązek patriotyczny. Sami stali się sędziami i katami; trudno ich
uważać za zwykłych zbrod niarzy. Przeświadczeni o* świętości swego obowiązku, zaczynają od utworzenia pewnego rodzaju trybunału, po czym natychmiast bierze górę charakter pierwotnej umysłowości tłumu i jego poczucie sprawiedliwości. Aby nie sądzić każdego z osobna, z powodu wielkiej liczby więźniów, postanowiono wymordować wszystkie li szlachciców, księży, oficerów i służbę królewską, t j. tych, których zawód był wystarczającym dowodem winy w oczach tłumu. Po wyglądzie i zdaniu znajomych osądzono pozostałych. Takie postanowienie zadowoliło tłum, który ze spokojem przystąpił do rzezi, dając upust swemu okrucieństwu. Okrucieństwo nic przeszkadzało, co zresztą zdarza się w tłumie, występowaniu uczuć wręcz przeciwstawnych, np. tkliwości, która przecież krańcowo różni się od okrucieństwa „W zgromadzonym tłumie można było zauważyć objawy sympatii i czułości — owych zasadniczych, cech paryskiego robotnika. Jeden z przywódców, dowie-dziawszy się, że uwięzionym nie dano w ciągu dwudziestu sześciu godzin ani kropli wody, chciał zabić niedbałego dozorcę i byłby to zrobił, gdyby nie prośby samych więźniów. Każdego uwolnionego przez trybunał tłumu z uniesieniem i wśród oklasków witają zarówno strażnicy więzienni, jak i mordercy". W czasie tych scen panuje wesołość, chociaż równocześnie morduje się niewinne ofiary. Dookoła trupów rozlega się śpiew i odbywają się tańce; tłum kładzie specjalne ławki „dla pań", aby mogły przypatrywać się śmierci arystokratów. Tłum potrafi też dać dowody wyrafinowanej sprawiedliwości. Kiedy jeden z morderców użalał się, że kobiety dalej siedzące nie widzą dobrze i że tylko część obecnych ma przyjemność zadawania cio-
sów arystokratom, postanowiono, iż każdy skazany na śmierć musi podejść do wszystkich z osobna, przy czym nie wolno było uderzać ostrzem szabli, by nie tylko jeden miał przyjemność zabicia arystokraty. W więzieniu La Force skazańców rozbierano do naga, następnie męczono, a gdy się to tłumowi znudziło, zabijano.
Mordercy ci posiadają sumienie i moralność tłumu, o czym wyżej mówiłem. Faktem jest bowiem, że nikt nie zabierał sobie ani klejnotów, ani pieniędzy ofiar, lecz wszystko składano w ręce władzy.
Wszystkie te czyny są wynikiem rozumowania cechującego duszę tłumu. Po morderstwie dokonanym na 1500 wrogach ludu ktoś zauważył, co też zyskało aplauz tłumu, że i w innych więzieniach należy uczynić to samo, ponieważ siedzący w więzieniu to darmozjady. Zresztą i między nimi znajdują się wrogowie ludu, jak np. pani Delarue, wdowa po trucicielu: „Ona się wścieka ze złości, że jest w więzieniu; gdyby mogła, spaliłaby Paryż. Myślała o tym, zdaje się, że to powiedziała, na pewno to powiedziała. Jest więc wrogiem ludu, należy zatem ją zabić".
Po takim dowodzeniu tłum zaczyna nowe mordy, nie szczędząc nawet kilkudziesięciorga dzieci w wieku od 12 do 17 lat, albowiem i one — według przekonania tłumu — z pewnością staną się wrogami ludu, a za-tem w imię dobra publicznego należy je zabić. Po kilku dniach tych strasznych mordów zabójcy uspokoili się i zaczęli myśleć o odpoczynku. Byli przekonani, że wiernie służyli ojczyźnie, zgłosili się do władz po nagrodę, a najzacieklejsi domagali się orderów. W dziejach Komuny z roku 1871 mamy wiele faktów po-dobnych, a takie same przykłady, może nieraz i gorsze, będą się powtarzały w miarę wzrostu znaczenia tłu-mów i w miarę ustępliwości władz wobec żądań tłumu.

Rozdział trzeci

Sądy przysięgłych
Sądy przysięgłych — Ogólna charakterystyka tych sądów — Statystyka wykazuje, że wyroki nie zależą od składu sądu — Co wywiera wpływ na sędziów? — Znikome działanie rozumu — Jakimi metodami przekonują znakomici obrońcy? — Przestępstwa, wobec których sędziowie są pobłażliwi bądź surowi — Użyteczność instytucji sędziów przysięgłych i nie-bezpieczeństwo, jakie wynikałoby z zastąpienia ich przez sędziów zawodowych

Nie mogąc omawiać tu wszystkich rodzajów sądów, zajmę się tylko badaniem najważniejszych z nich, tj. sądów przysięgłych. Stanowią one znakomity przykład tłumu heterogenicznego o określonej nazwie. Cechują się podatnością na sugestie, przewagą uczuć nieświadomych, małą zdolnością rozumowania, wpływem przywódców itd. Zbadanie tej grupy tłumów da nam sposobność poznania niektórych błędów, jakie popełniają osoby nie znające psychologii zbiorowości.
W sądzie przysięgłych mamy przede wszystkim dobry przykład tej roli, jaką WT postanowieniach odgrywa stopień rozwoju umysłowego elementów tworzących tłum. Wiemy już, że jakieś zgromadzenie, które ma wydać opinie w kwestii nie tyczącej jego zawodu, nigdy nie kieruje się rozumem, a inteligencja nie odgrywa tu żadnej roli. Uczeni i artyści tworzący zbiorowość nie potrafią w kwestiach ogólnych wydać lepszego sądu niż zbiorowość murarzy i szewców. Przed rokiem 1848 władza wykonawcza dobierała starannie osoby mające tworzyć sąd przysięgłych i szukała ich przede wszystkim w sferach wykształconych: wśród profesorów,
urzędników, lekarzy itd. Obecnie sądy te tworzą głównie drobni kupcy i przedsiębiorcy oraz urzędnicy. Statystyka wykazuje jednak, że mimo zasadniczych różnic w składzie osobowym wyroki sądów przysięgłych są prawie jednakowe. Ujął to w następujący sposób w swych Pamiętnikach były prezes sądu, Bćrard des Glajeux:
„Obecnie dobór ławy przysięgłych spoczywa w rzeczywistości w ręku radców miejskich, którzy jedynie zgodnie ze swym upodobaniem wpisują na listę lub skreślają pewne jednostki, zależnie od potrzeb swej polityki i wyborów... Większość tak skombinowanej listy stanowią drobni kupcy, których dawniej nie wybierano, i urzędnicy z podrzędnych biur... Na ławie przysięgłych zacierają się różnice przekonań i zawodów, ponieważ większość osób przejmuje się swoją rolą sędziego z za-pałem świeżo nawróconych, co ujednostajnia uczucia i poglądy na przedstawioną im sprawę; wskutek tego jedność werdyktów jest prawie niezmienna".
Zapamiętajmy z przytoczonego ustępu bardzo słuszny wniosek, a odrzućmy dowodzenie, ponieważ nie wytrzymuje ono krytyki. Niechaj nie dziwi nas słabość tego dowodzenia, ponieważ psychologia tłumów, a więc i sądów przysięgłych, jest nie znana zarówno sędziom, jak i obrońcom. Na poparcie tego twierdzenia przytoczę fakt, którego opis znajduje się w Pamiętnikach wyżej wspomnianego autora. Mówi on, że Lachaud, jeden z najtęższych obrońców francuskich, korzystał z przysługującego mu prawa i systematycznie wykreślał z listy kandydatów na sędziów przysięgłych wszystkie jednostki inteligentne. Doświadczenie jednak pouczyło go o bezcelowości tych wykreśleń. Obecnie zarówno obrońcy, jak i prokuratorzy, przynajmniej w Paryżu, nie korzystają z przysługującego im prawa, a mimo to wyroki sędziów przysięgłych „ani się nie polepszyły, ani się nie pogorszyły".
Podobnie jak każdy tłum, sędziowie przysięgli są przede wszystkim pod wpływem uczuć, a nie rozumowania. „Na nich najsilniej działa — pisze pewien obrońca — widok kobiety z dzieckiem przy piersi albo sieroca dola". „Piękna kobieta, która potrafi oddziałać na zmysły, z pewnością zdobędzie sobie łaskawość ławy przysięgłych".
Jako jednostki potępiają oni pewne zbrodnie i domagają się surowego ich ukarania, będąc zaś przy-sięgłymi z nadzwyczajną wyrozumiałością mówią o tych zbrodniach, uważając, że ich źródłem są na-miętności. Bardzo rzadko są surowi wobec dziewcząt oskarżonych o dzieciobójstwo, a jeszcze rzadziej wobec porzuconej dziewczyny, która kwasem żrącym oblała twarz swego uwodziciela. Jakby instynktownie wyczuwali, że takie zbrodnie zbytnio nie szkodzą społeczeństwu, a w kraju, w którym ustawa nie bierze w opiekę uwiedzionej dziewczyny, podobne samosądy odbywać się muszą; dziewczyna ta, wykonując samosąd, spełnia raczej czyn pożyteczny aniżeli szkodliwy, gdyż daje dobrą lekcję przyszłym uwodzicielom.
Sądy przysięgłych, podobnie jak każda inna zbiorowość, ulegają wszelkiemu prestiżowi, a prezes Glajeux słusznie powiada, że chociaż w składzie demokratyczne, to jednak mają one skłonności arystokratyczne. „Nazwisko, urodzenie, majątek, sława, obecność znakomitego obrońcy, słowem wszystko, co potrafi ich olśnić, decyduje o tym, jaki zapadnie wyrok". Dlatego każdy dobry obrońca oddziałuje przede wszystkim na uczucia przysięgłych, nie siląc się zbytnio na rozumowe dowody. Jeden ze znanych adwokatów londyńskich, który zawsze odnosił zwycięstwo przed sądami przysięg-łych, następująco opisał cały sposób postępowania:
„Podczas obrany śledziłem pilnie sędziów przysięgłych. Dzięki wielkiej wprawie czytałem na ich twarzach wrażenia, jakie wywierało każde me zdanie, z czego wysnuwałem od-
powiednie wnioski. Dzieliłem przysięgłych na dwie grupy: jedną, już pozyskaną dla oskarżonego i drugą, którą należało pozyskać. Następnie, jeżeli znalazł się przysięgły źle usposobiony do oskarżonego, starałem się wybadać przyczyny tego złego nastawienia. Jest to najważniejsze zadanie obrońcy, gdyż zasądzenie człowieka może wyniknąć nie tylko z poczucia sprawiedliwości, ale i z innych powodów".
Określa to dobrze znaczenie sztuki krasomówczej i wskazuje, że z góry przygotowane mowy nie wywierają pożądanego skutku na tłum. Mówca powinien zmieniać swą mowę zależnie od wrażenia, jakie wywarły poprzednie jego zdania na słuchaczach.
Obrońcy wystarcza przekonać tylko tych przysięgłych, którzy nadają ton opinii ogółu, albowiem w gronie przysięgłych, jak w każdej zbiorowości, tylko jedna lub dwie jednostki kierują resztą. „Na podstawie doświadczenia twierdzę — powiada tenże obrońca — że przed wydaniem opinii należy mieć po swej stronie dwóch lub trzech przysięgłych". Tych właśnie należy pozyskać za pomocą
sugestii. Obrońca musi się podobać, bo wtedy ma doskonale przygotowany grunt pod sugestywne działanie swych słów. W ciekawej pracy o adwokacie Lachaud, znalazłem następujące opowiadanie.
„W czasie swej mowy obrończej Lachaud zwracał szczególną uwagę na jednego lub dwóch przysięgłych, których intuicyjnie uważał za duchowych przywódców całej ławy. Zazwyczaj udawało mu się przeciągnąć ich na swą stronę. Pewnego razu znajdował się wśród sędziów kupiec, przed którym na próżno przez trzy kwadranse roztaczał wytrwale najlepsze swe argu-menty. Wtedy Lachaud nagle przerwał swe przemówienie i zwrócił się do przewodniczącego trybunału: «Panie prezydencie, proszę kazać opuścić zasłonę w oknie, gdyż słońce prawie że oślepia tego pana». Kupiec ten uśmiechnął się i podziękował. Już był po stronie obrońcy".
Wielu poważnych pisarzy wystąpiło w ostatnich czasach przeciw sądom przysięgłych, domagając się, by sędziów przysięgłych wybierano tylko z warstw wykształconych. Wiemy jednak, że to nie wpłynie na jakość wydawanych orzeczeń. Niektórzy pisarze domagają się zniesienia sądów przysięgłych, popierając swe twierdzenie częstymi omyłkami, jakie popełniają powyższe sądy. Niechaj ci pisarze nie zapominają o tym, że błędy, które zarzuca się sędziom przysięgłym, są po prostu wynikiem błędów popełnionych przedtem przez sędziów zawodowych, gdyż oskarżony, stając przed sądem przysięgłych, został już poprzednio uznany za winnego przez sędziów śledczych i prokuratora. Oskarżony ten, stając przed trybunałem składającym się tylko z sędziów zawodowych, straciłby możność zostania uniewinnionym, a dowody jego braku winy z góry byłyby uważane za zmyślone. Niechaj duszę człowieka, jego dalszą drogę życia osądza sumienie, nigdy zaś zimne kodeksy i zawodowa rutyna.
Pamiętamy ów słynny proces lekarza X..., oskarżonego przez obłąkaną dziewczynę, że za 30 franków wywołał u niej sztuczne poronienie. Śledztwo prowadził dość ograniczony sędzia, wskutek czego lekarz został skazany na galery. Dopiero dzięki interwencji opinii publicznej został on uwolniony od kary na mocy łaski prezydenta Republiki. Poważanie, jakim cieszył się ów lekarz wśród publiczności, dowodziło prawdziwości tej strasznej omyłki. Nawet sędziowie zawodowi nie zaprzeczali jego niewinności, ale wiedzeni duchem kastowości starali się przeszkodzić w podpisaniu aktu łaski. W podobnych wypadkach sędziowie błądzą wśród najrozmaitszych domysłów, wikłają się w zbędne szczegóły, wskutek czego ulegają sugestii publicznego oskarżyciela lub prywatnego obrońcy; ich sumienie zostaje jednak uspokojone, albowiem sprawa, zanim doszła do nich, została przecież dokładnie zbadana przez doświadczonych sędziów zawodowych.
Tłum powinien mimo wszystko bronić sądów przysięgłych, albowiem jest to jedyna instytucja, której żadna indywidualność nie potrafi zastąpić. Szablonowe stosowanie ustaw i surowych kodeksów karnych, bez wniknięcia w duszę oskarżonego, może złagodzić jedynie ława przysięgłych. Stąd częste pienienie się prokuratorów na orzeczenia sędziów przysięgłych. Zawodowy sędzia, wierzący ślepo w słowa ustawy, stosuje ją jednakowo zarówno wobec wyrafinowanego zbrodniarza, jak i nieszczęsnej, uwiedzionej dziewczyny, którą zawód miłosny i nędza pchnęły do dzieciobójstwa lub morderstwa uwodziciela. Sędziowie przysięgli instynktownie odróżniają winę mordercy od winy uwiedzionej dziewczyny i nie potrafią zastosować do obydwu kategorii przestępstw jednakowego wymiaru kary.
Znając dobrze psychikę kast i psychikę innych rodzajów tłumu, w każdym przypadku, gdybym był niesłusznie oskarżony, wolałbym być sądzony przez ławę przysięgłych aniżeli przez sędziów zawodowych. Słuszna jest obawa przed rosnącą potęgą tłumu, ale groźniejsza jest potęga pewnych kast. Tłum bowiem można za pomocą odpowiednich działań przekonać i opanować, kasty zaś prawie że nigdy.

Rozdział czwarty

Tłum wyborczy
Ogólna charakterystyka tłumu wyborczego — Jak można go przekonać? — Zalety, jakie powinien posiadać kandydat — Dlaczego robotnicy i chłopi tak rzadko wybierają kandydatów spośród siebie? — Oddziaływanie słów i formułek na wyborców — Charakterystyka psychiki wyborców — Jak kształtuje się opinia wyborców? — Potęga komitetów — Stanowią one najgorszą formę tyranii — Komitety rewolucyjne — Mimo małej wartości psychologicznej powszechne głosowanie nie może być niczym zastąpione

Tłum wyborczy, to znaczy zbiorowość powołana do wyboru przedstawicieli do pewnych ciał z władzą wy-konawczą lub prawodawczą, należy do kategorii tłumów heterogenicznych. Jego działalność polega na wy-borze kandydatów, cechują go zatem właściwości powyżej opisane, a mianowicie: zanik zdolności rozumo-wania, brak krytycyzmu, drażliwość, łatwowierność i prostota uczuć. Ulega on przemówieniom swych
przywódców, którzy ciągle jedno i to samo powtarzają, stawiają nie udowodnione twierdzenia, otaczają się prestiżem i liczą na działanie zaraźliwości.
Zbadajmy sposoby, mocą których można tłum ten opanować, a zrozumiemy dokładnie jego psychikę.
Najważniejszą właściwością, jaką powinien posiadać kandydat, jest prestiż. Ani zdolności, ani nawet talent nie zastąpią potęgi osobistego prestiżu. Mając prestiż, kandydat wprost narzuca się tłumom bez jakiejkolwiek dyskusji. Tłumy wyborcze, których większość stanowią chłopi i robotnicy, rzadko wybierają przedstawicieli ze swej warstwy społecznej, ponieważ nie mają oni żadnego prestiżu. Kiedy zaś wybierają przedstawiciela ze swego łona, to jedynie pod naciskiem rygorystycznych partii, zwących się chłopsko-robotniczymi,
albo w imię chwilowego złudzenia, że w ich ręku spoczywają losy dalszego rozwoju społeczeństwa.
Sam prestiż jednak nie zapewni kandydatowi po-i wodzenia. Trzeba schlebiać próżności tłumu i pragnie-niom wyborców, trzeba nadskakiwać każdemu wyborcy i nie żałować najbardziej fantastycznych obietnic; trzeba umieć grać na niskich instynktach, trzeba prawie zawsze licytować się „w dawaniu" ze swymi prze-ciwnikami. Jeżeli wyborca jest robotnikiem, należy wszczepiać w jego duszę jad przeciw pracodawcy. Przeciwnika musi kandydat odzierać ze czci i powtarzać, że jest on łotrem, a jego nieprawości są znane światu; ciągłe powtarzanie tych twierdzeń odniesie pożądany skutek. Fakty mające udowodnić te twierdzenia są zbyteczne. Jeżeli przeciwnik nie zna psychologii tłumu, będzie starał się odeprzeć kłamliwe twierdzenia przez dostarczanie należytych dowodów, zamiast zbijać je równie oszczerczymi twierdzeniami, bo jedynie ten sposób zapewnia szansę wygrania.
Pisany program kandydata nie powinien być zbyt kategoryczny, bo to daje broń do ręki przeciwnikowi w późniejszych walkach; nie powinien on natomiast szczędzić ustnych obietnic; może bez obawy obiecywać największe reformy. Przesadne te obietnice robią na razie pożądane wrażenie, a nie wiążą na przyszłość. Wyborcy naprawdę nie troszczą się o spełnienie obietnic wybranych przez siebie posłów.
Widzimy, że do tłumu wyborczego odnoszą się te same metody przekonywania, o których mówiliśmy w poprzedzających rozdziałach. To samo tyczy się słów i haseł, których tajemniczą władzę już wykazaliśmy. Mówca, umiejący ich używać, bez trudu poprowadzi tłum, dokąd uzna za stosowne. Takie powiedzenia, jak brudny kapitał, nikczemni wyzyskiwacze, zasługujący na podziw robotnik itd., chociaż nieco wytarte, po trafią zawsze oddziaływać na masy. Kandydat, który ujmie swój program w mgliste formuły, gdzie będzie wszystko i nic, ma zapewnione powodzenie. Krwawa rewolucja hiszpańska w 1873 r. została wywołana przez takie właśnie twierdzenia. Przytoczę tu opis wybuchu tej rewolucji przez jednego ze współczesnych:
„Radykałowie dokonali nagle odkrycia, że republika unitarna to zamaskowana monarchia. Kortezy, chcąc pójść na rękę radykałom, proklamowały jednomyślnie republikę federalną, chociaż większość głosujących nie zrozumiała znaczenia słów «republika federalna». To nowe hasło opanowało wszystkich. Zdawało się, że na Ziemi nastąpi okres szczęścia i cnoty. Pewien republikanin czuł się śmiertelnie obrażony, kiedy jego przeciwnik odmówił mu tytułu federalisty. Na ulicach pozdrawiano się: «Niech żyje republika federalna!» 1. Cóż to właściwie było, owa «republika federalna»? Niektórzy rozumieli przez nią usamodzielnienie się poszczególnych krajów, na wzór Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej, inni pełną decentralizację administracji i sądownictwa, inni znowu zniesienie wszelkiej władzy, początek wielkiego przewrotu społecznego. Socjaliści z Barcelony i Andaluzji żądali pełnej niezależności gmin, chcąc podzielić Hiszpanię na 10 tysięcy niezależnych okręgów, które by same stanowiły dla siebie prawa, przy czym naprzód miano znieść armię, żandarmerię i więzienia. Na Południu powstał bunt, który opanował wsie i miasta. Każda wieś niszczyła w pierwszym rzędzie telegrafy i koleje żelazne, aby w ten sposób uniezależnić się od sąsiadów i Madrytu. Najmniejsza wioska dążyła do udzielności. Zamiast federacji autonomicznych krajów nastąpił gwałtowny rozkład całego państwa na drobne okręgi, szerzące mord i pożogę, a cały kraj stał się widownią krwawych ofiar'*.
Zaznajomienie się ze sprawozdaniami ze zgromadzeń wyborczych da nam jasne pojęcie o małym wpływie, jaki wywiera na tłum rozumowanie. Nie znajdujemy w nich nic poza miotanymi obelgami i gołosłownymi twierdzeniami. Z wielkiej liczby podobnych sprawozdań w dziennikach, przytaczam następujące: „Kiedy jeden z organizatorów zgromadzenia wzywa do wyboru przewodniczącego zgromadzenia, zrywa się straszna burza. Anarchiści opanowują scenę i chcą przemocą zdobyć prezydium. Socjaliści w ogólnym rozhoworze nie ustępują anarchistom. Rozpoczyna się bójka; jedni drugich nazywają zdrajcami — chociaż nie wiedzą, co zostało zdradzone... jakiś obywatel z podbitym okiem wyrywa się z tłumu. Wreszcie wśród ogólnego zamieszania potrafiono wybrać przewodniczącego, którym został towarzysz X. Przemówienie swe zaczyna on atakiem na socjalistów, którzy przerywają mu okrzykami: «Kretyn! Bandyta! Kanalia!», na co przewodniczący odpowiada krótkim wywodem, że socjaliści to «blagierzy i idioci»".
„Pewne stronnictwo robotnicze zwołało do sali przy ulicy Faubourg-du-Temple zgromadzenie w celu omówienia spraw związanych z obchodem pierwszego maja. Zalecano zachowanie zimnej krwi podczas obrad. Na wstępie jeden ze zgromadzonych nazwał socjalistów «kretynami» itp. Rozpoczęła się wrzawa i obopólne miotanie obelg, a w końcu przyszło do bójki. Zaczęto rzucać krzesłami, ławkami, stołami itd."
Nie należy mniemać, że tego rodzaju dyskusje są właściwe tylko pewnej określonej klasie wyborców i zależą od ich pozycji społecznej. W każdym zgromadzeniu bezimiennym dyskusja przybiera te same formy. Mówiłem już o tym, że w tłumie poziom umysłowy jednostek wyrównuje się, przy czym równanie następuje do inteligencji przeciętnej jednostki. Jako przykład przytoczę sprawozdanie z zebrania studentów, zamieszczone w „Temps" z 13 lutego 1895 r.:
„Hałas ciągle wzrastał i żaden mówca nie mógł wypowiedzieć dwóch zdań, żeby mu nie przerwano. Co chwila rozlegały się donośne krzyki ze wsze-ch stron. Słychać było oklaski i gwizdy oraz gorące dyskusje, jakie toczyli między sobą zgromadzeni. Potrząsano laskami i walono w podłogę i ławki. W ogólnym rozhoworze nie można było się zorientować, kto co chce".
Można zapytać, w jaki sposób w tych warunkach może sobie wyborca wytworzyć jakikolwiek sąd. Pytanie takie dowodziłoby jednak złudzenia co do stopnia swobody, z jaką tłum może sobie tworzyć poglądy. Poglądy tłumu są zawsze narzucane przez ludzi przedstawiających pewną ideę, nigdy zaś wyrozumowane i oparte na bezstronnym rozważaniu faktów. W przypadkach, o których tu mówimy, poglądy i głosy wyborców są kierowane przez komitety wyborcze, w których rej wodzą szynkarze i jednostki spod ciemnej gwiazdy, mające wielki wpływ na masę robotników albo dzięki wielkiemu zadłużeniu tychże, albo dzięki płytkiej demagogii i faktom zmyślonym przez chorą wyobraźnię. Schćrer, jeden z szermierzy współczesnej demokracji, w ten sposób określa komitet wyborczy: „Jest to sprężyna wszystkich naszych instytucji, najgłówniejsza część naszej machiny politycznej. Komitety wyborcze rządzą obecnie Francją" 2. Dlatego nietrudno jest je opanować, byle tylko zastosować odpo-wiednie środki. Taka jest psychika tłumu wyborczego; niczym nie różni się ona od psychiki innych tłumów, nie jest od niej ani gorsza, ani lepsza.
Nie chcę wysnuwać tu wniosków przeciw powszechnemu prawu wyborczemu. Ale niedomagania i błędy powszechnego głosowania są nazbyt widoczne, aby można było je pominąć. Jest pewne, że cywilizacja jest dziełem mniejszości ludzi światłych, stanowiących wierzchołek piramidy, której stopnie w miarę obniżania się wartości umysłowych rozszerzają się, obejmując coraz niższe warstwy narodu. Panowanie warstw niż szych, posiadających jedynie liczebną przewagę, nie może przyczyniać się do rozwoju cywilizacji; twierdzę, że w powszechnym prawie wyborczym tkwi wielkie niebezpieczeństwo dla cywilizacji. Sprowadziło ono już na nas parę najazdów nieprzyjacielskich, a przygotowując zwycięstwo socjalizmu, każe nam drogo zapłacić za chore urojenia wszechwładnych mas.
Zarzut ten, słuszny z teoretycznego punktu widzenia, w praktyce nie posiada zbytniego znaczenia, jeżeli przypomnimy sobie niezwyciężoną potęgę idei przekształconych w dogmaty. Dogmat wszechwładzy mas także ze stanowiska filozofii nie wytrzymuje krytyki. Nie można jednak zaprzeczyć, że ma on wielką moc, nie mniejszą od posiadanej przez dogmaty religijne. Wyobraźmy sobie współczesnego wolnomyśliciela przeniesionego raptownie w pełne średniowiecze. Trudno przypuścić, by otoczony potęgą idei religijnych — próbował je zwalczać lub oskarżony o kontakty z diabłem oraz udział w sabatach czarownic, za co groziło spalenie na stosie — przeczył istnieniu diabła i sabatów.
Z wierzeniami mas nie dyskutuje się, jak nie dyskutuje się z huraganem. Dogmat powszechnego prawa wyborczego posiada obecnie taką samą moc, jaką w średniowieczu miały dogmaty religijne. O powszechnym głosowaniu mówi się dziś z większym pochlebstwem, aniżeli mówiło się niegdyś do Ludwika XIV. Tylko czas jest zdolny je przezwyciężyć.
Zwalczanie tego dogmatu byłoby i z tego powodu bezcelowe, że „w epoce równości — jak powiada słusznie Tocqueville — ludzie na mocy swego podobieństwa nie mają wzajemnego zaufania do swych sądów. Ale to podobieństwo budzi w nich prawie nieograniczoną wiarę w trafność sądu ogółu. Sądzą bowiem, że skoro wszyscy są w stanie wydać słuszny sąd, to prawda musi być po stronie większości.
Nie przypuszczam, by przy ograniczeniu powszechnego prawa wyborczego, np. przez cenzus naukowy, można było osiągnąć lepsze wyniki. Nie mogę na to się zgodzić z powodów, które przedstawiłem powyżej, mówiąc o umysłowej niższości każdego tłumu, bez względu na jego skład. Tłum obniża poziom umysłowy jednostek na czas, w którym są jego członkami, a decyzja 40 członków Akademii Francuskiej w sprawach niefachowych nie będzie inna niż decyzja 40 woziwodów. Sama znajomość greki lub matematyki, architektury, medycyny lub praw nie daje nikomu należytego poglądu na kwestie społeczne. Gdyby ci ludzie, posiadający rozległą wiedzę fachową, sami byli wyborcami, ich decyzje nie byłyby lepsze od uchwalanych przy powszechnym prawie wyborczym. Kierowaliby się oni jedynie uczuciami i duchem swego stronnictwa.
Można by więc łatwo wpaść w tyranię kast. Powszechne prawo wyborcze, obojętnie jakie będzie, we wszystkich państwach, bez względu na ich ustrój, ma ten sam charakter i jest wyrazem potrzeb oraz nieuświadomionych dążeń danej rasy. Przeciętna wybranych jest w każdym narodzie wyrazem duszy rasy i z pokolenia na pokolenie nie ulega wielkim zmianom, chociażby pozornie dokonany większy przewrót wskazywał na zupełnie co innego.
Wróciliśmy więc powtórnie do tego zasadniczego pojęcia rasy, z którym spotykaliśmy się już dość często, oraz do wysnuwanego zeń wniosku, że instytucje i rządy są jej pochodną, a nawet chwilowe pójście przeciw tendencjom rasy zmusi je do powrotu, gdyż o losach narodu stanowi przede wszystkim dusza rasy, tzn. owe odziedziczone tradycje i charakter, składające się na tę duszę. Rasa i splot wymagań codziennego życia — oto potężne, a tajemnicze władze, w których ręku spoczywa los każdego narodu i każdej jednostki.
1 Salud y republica federal!
2 Komitety, bez względu na swą nazwę, czy to będą kluby, syndykaty itd., stanowią jedno z największych niebezpieczeństw potęgi tłumu. Będąc bezosobowe, są najbardziej dotkliwą formą tyranii. Przywódcy komitetów są wolni od wszelkiej odpowiedzialności, ponieważ każde ich słowo, każdy czyn są kierowane w imieniu komitetu. Na j okrutniejszy tyran nie podpisałby tylu wyroków śmierci co francuskie komitety rewolucyjne. Panowanie tłumów to rządy komitetów, demagogów, a rządy komitetów to oddanie władzy w ręce płytkich demagogów. Nie można sobie wyobrazić dzikszego despotyzmu.

Rozdział piąty

Zgromadzenie parlamentarne
Tłum parlamentarny ma większość cech tłumu heterogenicznego nieanonimowego — Uproszczenie opinii — Podatność na sugestie i jej granice — Opinie niezmienne a opinie ulegające zmianie — Dlaczego przeważa niezdecydowanie? — Rola przywódców — Źródła ich znaczenia — Ich władza jest absolutna — Składniki ich sztuki krasomówczej — Słowa i obrazy — Psychologiczna konieczność: przywódcy muszą być na ogół przekonani i ograniczeni — Mówca nie cieszący się prestiżem nie może wyłożyć swoich racji — Przesada uczuć, dobrych lub złych, na zgromadzeniach — Niejednokrotnie cechuje je automatyzm — Istota zgromadzenia parlamentarnego — Kiedy różni się ono od zwykłego tłumu? — Wpływ fachowców na kwestie zasadnicze — Poglądy stałe i poglądy niestałe w zgromadzeniach parlamentarnych — Przywódcy stronnictw winni mieć prestiż i znać potęgę słów i haseł — Zgromadzenia parlamentarne pilnie strzegą jedynie, by jawnie nie występowano przeciwko uświęconym hasłom i słowom

Zgromadzenia parlamentarne należą do grupy tłumów heterogenicznych, o określonej nazwie. Mimo że sposób ich wyboru różni się stosownie do epoki i narodu, mają one wiele podobnych właściwości. Działanie rasy potęguje lub łagodzi niektóre z tych właściwości, ale nie może ich całkowicie usunąć. Zgromadzenia parlamentarne tak różnych krajów, jak Grecja, Włochy, Portugalia, Hiszpania, Francja, Ameryka, wykazują w swych dyskusjach i uchwałach wielkie podobieństwo i sprawiają władzy wykonawczej jednakowe trudności.
Ustrój parlamentarny jest ideałem niemal wszystkich narodów cywilizowanych, a moc swą czerpie z błędnego, ale powszechnie przyjętego poglądu psychologicznego, że znaczne grono ludzi posiada więcej kwalifikacji do powzięcia uchwały rozumnej i niezależnej aniżeli szczuplejsza garstka.
Zgromadzenia parlamentarne mają wszystkie charakterystyczne właściwości tłumu: prostotę poglądów, drażliwość, podatność na sugestie, przesadę w uczuciach i decydujący wpływ przywódców. Dzięki specyficznemu swemu składowi przedstawiają one pewne różnice, które omówię poniżej.
Najważniejszą właściwością tych zgromadzeń, szczególnie w narodach romańskich, jest to, że chciałyby za pomocą najprostszych zasad abstrakcyjnych i ogólnych praw rozwiązywać najzawilsze kwestie społeczne; nie liczą się one z praktycznym zastosowaniem powziętych uchwał.
Każda partia ma, co jest oczywiste, odrębne zasady; ale każda partia, wskutek tego, że stanowi zbiorowość, ocenia przesadnie wartość swych zasad, a nierzadko posuwa się do ostateczności. Dlatego charakterystyczną cechą wszystkich parlamentów jest wydawanie opinii krańcowych.
Typowym przykładem tego prymitywizmu byli Jakobini z epoki Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Dogmatyczni i logiczni, z umysłami pełnymi nieokreślonych ogólników, zajmowali się tylko
stosowaniem swych zasad, bez liczenia się z biegiem wypadków. Słusznie powiedziano o Jakobinach, że przeszli oni przez Rewolucję, nie widząc jej wcale. Jakobini wyobrażali sobie, że przy pomocy swych zasad potrafią przekształcić całe społeczeństwo i pierwotną fazą rozwoju społecznego zastąpić wyrafinowaną cywilizację. Środki, jakich używali do urzeczywistnienia swych fantazji, były nie mniej fantastyczne. Dodać należy, że Żyrondystów, Górali itd. ożywiał ten sam duch.
Zgromadzenia parlamentarne cechuje wielka podatność na sugestie i prestiż, jakim się cieszą przywódcy. Lecz ta podatność na sugestie ma w nich bardzo wyraźne granice. W sprawach dotyczących lokalnych interesów każdy członek zgromadzenia ma stałe i niezmienne zdanie, którego nie zmieni nawet pod wpływem najsilniejszych argumentów. Talent nowego Demostenesa nie potrafiłby wpłynąć na głosowanie w sprawach takich jak ochrona celna lub przywileje producentów moszczu winnego, jeśli stanowią one żądania wpływowych wyborców. Uprzednia sugestia tych wyborców neutralizuje wszelkie inne, późniejsze wpływy.
W kwestiach ogólnych, jak zmiana ministerstwa, nałożenie nowego podatku itd., nie ma też stałości poglądów; tu otwiera się pole działania dla przywódców. Jest ono jednak odmienne aniżeli w zwykłym tłumie. Każda partia ma swych przywódców; jeśli zdarzy się, że mają oni jednakowy wpływ na całe zgromadzenie, wówczas poseł, ulegając ciągle sprzecznym sugestiom, będzie zawsze niezdecydowany. To nam wyjaśnia fakt, że wielu posłów w ciągu bardzo krótkiego czasu zmienia swe poglądy i głosuje za dodaniem do dopiero co uchwalonej ustawy takiej noweli, która radykalnie zmienia jej znaczenie. Na przykład odbiera się przemysłowcom prawo dobierania sobie i usuwania robotników, a w kilka godzin później uchwala się nowelę, która znowu przywraca poprzedni stan.
W każdym zgromadzeniu parlamentarnym obok poglądów stałych znajdujemy poglądy niezdecydowane. Ponieważ spraw ogólnych jest więcej, przeważa niestałość, podsycana ciągłą zmianą zapatrywań wyborców, których sugestie potrafią nieraz zrównoważyć wpływ przywódców stronnictw. Oni zaś decydują o poglądach członków swych ugrupowań we wszystkich tych przypadkach, kiedy posłowie nie mają wyrobionego zdania. Przywódcy stronnictw to faktyczni przywódcy zgromadzenia parlamentarnego, albowiem ludzie połączeni w tłum nie mogą obejść się bez pana. Dlatego uchwały przedsiębrane nieraz olbrzymią większością są wyrazem tylko nieznacznej mniejszości.
Przywódcy w działalności swej bardzo rzadko uciekają się do rozumowania, liczą natomiast na swój prestiż, od którego zależy ich wpływ w parlamencie. Pozbawienie przywódcy prestiżu równa się jego politycznemu bankructwu.
Prestiż przywódców jest na ogół ich zasługą osobistą i nie zależy ani od nazwiska, ani od sławy, arii też od wykonywanego zawodu. Juliusz Simon, mówiąc o wybitnych członkach Zgromadzenia Narodowego z 1848 r., podaje kilka ciekawych przykładów:
„Ludwik Napoleon był niczym — w dwa miesiące później był wszechmocny".
„Wiktor Hugo nie cieszył się powodzeniem. Słuchano go tak jak Feliksa Pyat, który jednak otrzymywał więcej oklasków. «Nie zgadzam się z jego poglądami — rzekł do mnie Yaulabelle, mówiąc o Feliksie Pyat — jest to jednak jeden z największych pisarzy i największych mówców Francji». Na Edgara Quineta, umysł rzadki i potężny, nie zwracano wcale uwagi; był w pewnym stopniu popularny przed otwarciem zgromadzenia; potem tracił znaczenie".
„Zebranie polityczne, to jedyne miejsce na Ziemi, gdzie geniusz lub wielka indywidualność mają jak najmniejsze zna-czenie. Liczy się tylko odpowiednia elokwencja, zasługi oddane nie Ojczyźnie, ale własnemu stronnictwu. Tylko w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa uznano w 1848 r. Lamartine'a. a w 1871 r. Thiersa, Gdy niebezpieczeństwo minęło — zapomniano o strachu, ale i o wdzięczności".
Tłum, który by rozliczał swych przywódców za zasługi położone dla Ojczyzny lub stronnictwa, straciłby swój specyficzny charakter. Słuchając przywódcy, tłum poddaje się tylko jego prestiżowi, ale nie łączy z tym żadnego interesu czy wdzięczności.
Przywódca cieszący się wystarczającym prestiżem w tłumie ma nad nim prawie nieograniczoną władzę.
Wiadome jest, jak wielkie znaczenie, dzięki swemu prestiżowi, miał przez długie lata pewien poseł, dopóki nie stracił go wskutek wydarzeń natury finansowej. Jednym gestem obalał on ministerstwa. „Dzięki jego wpływom zapłaciliśmy za Tonkin potrójną cenę i tylko połowicznie opanowaliśmy Madagaskar, dobrowolnie wyzbyliśmy się całego państwa nad dolnym Nigrem, straciliśmy dotychczasową pozycję w Egipcie. Przez jego poglądy i dyletanckie teorie polityczne straciliśmy więcej obszarów aniżeli przez klęski Napoleona I". Ale chociaż zbyt drogo on nas kosztował, nie można mieć doń zbyt wielkiej pretensji. Jego wpływ polegał przede wszystkim na tym, że był wiernym wyrazicielem opinii publicznej, która w sprawach kolonialnych zgoła była różna od dzisiejszej. Przywódca rzadko wyprzedza opinię. Zazwyczaj dostosowuje się do jej błędów.
Oprócz prestiżu, przywódcy stronnictw parlamentarnych mają jeszcze inne, omówione już sposoby przekonywania tłumu. Przywódca, chcąc ich używać należycie, musi mieć choćby intuicyjną znajomość psychologii tłumów. Przede wszystkim powinien znać ów potężny wpływ pewnych haseł, słów i obrazów, musi przemawiać językiem pełnym stanowczych twierdzeń — dowody są zbyteczne. Jego styl musi być obrazowy, rozumowanie zamknięte w granicach kilku ogólnych pojęć. Tego rodzaju krasomówstwo panuje we wszystkich ciałach ustawodawczych, nie wyłączając parlamentu angielskiego, który uchodzi za najznamienitszy. „Cała dyskusja w angielskiej Izbie Gmin — pisze filozof angielski Maine — polega na wymianie nieokreślonych ogólników z jednej strony i dość gwałtownych atakach oso-bistych z drugiej strony. Nieokreślone ogólniki wywierają wprost magiczny wpływ na wyobraźnię szczerze demokra-tyczną. Porywająca forma jest o wiele ważniejsza dla tłumu aniżeli treść włożona w tę formę; porywających ogólników posłowie nie sprawdzają, lecz przyjmują je jako dogmaty".
Wskazywałem już nieraz na potęgę doboru słów, które muszą u słuchających wywoływać jak najżyw-sze obrazy. Jako przykład takiego krasomówstwa przytoczę tu zdanie wyjęte z przemówienia jednego z przywódców parlamentu francuskiego:
„W dniu, w którym ten sam okręt powiezie ku malarycznym okolicom naszych kolonii karnych przekupnego polityka oraz zbrodniczego anarchistę, nawiążą oni ze sobą rozmowę i ukażą się sobie nawzajem jak dwa dopełniające się aspekty jednego i tego samego porządku społecznego".
W przemówieniu tym zawiera się groźba dla wszystkich przeciwników mówcy. Przed oczyma słuchających zjawia się malaryczny kraj i okręt, który w razie czego może wywieźć każdego ze słuchających. Mimo woli budzi się głucha obawa, którą zapewne czuli członkowie Konwentu, kiedy Robespierre we właściwy sobie, nieokreślony sposób groził przeciwnikom ścięciem, zmuszając ich w ten sposób do uległości.
W interesie mówców leży popadanie w jak największą przesadę. Mówca, z którego przemówienia przytoczyłem powyższe zdanie, pozwolił sobie na powiedzenie, które nie wywołało zbyt gorących protestów, że anarchiści są na żołdzie księży i bankierów, a właściciele wielkich przedsiębiorstw zasługują na takie same kary jak anarchiści i wszyscy gwałciciele porządku społecznego. Przemówienia takie nie przemijają bez echa, byleby mówiący w twierdzenia swe wkładał sporą dozę groźby. Wtedy wzbudzi obawę wśród słuchających, którzy jedynie dlatego nie odważą się prote-gować, że boją się, by nie osądzono ich jak zdrajców ub podejrzanych wspólników.
Tego rodzaju krasomówstwo panuje w każdym zgromadzeniu parlamentarnym, szczególnie w okresach przełomowych dla narodu. Pouczające są w tym względzie mowy przywódców Rewolucji Francuskiej. Czytając je, stwierdzamy, że mówca często przerywa przemówienie, by napiętnować jakąś zbrodnię lub wielbić czyjąś cnotę rewolucyjną, albo ni stąd, ni zowąd miota przekleństwa na warstwy rządzące lub zaklina się, że woli śmierć nad niewolę. Po każdym takim
padzie rozlegają się huczne oklaski, mówca odpoczywa i dalej prawi frazesy.
Zdarzają się przywódcy wykształceni i inteligentni, ale te przymioty umysłu nie przynoszą pożytku. Inteligencja bowiem, wykazując złożoność zjawisk, tłumacząc je i wyjaśniając, czyni człowieka pobłażliwym i w dużym stopniu przytępia ekspansywność przekonali i gwałtowność uczuć, bez których żaden apostoł jakiejś idei obejść się nie może. Mowy Robespierre'a uderzają brakiem logicznego związku do tego stopnia, że czytając je możemy co najwyżej dziwić się, iż tak płytki umysł wywarł tak wielki wpływ.
Przerażenie ogarnia mnie na myśl o potędze, jaką człowiekowi otoczonemu prestiżem daje siła przekonań w połączeniu z ciasnotą poglądów. Są to wszakże niezbędne warunki, by umieć chcieć i nie lękać się przeszkód.
W zgromadzeniach parlamentarnych wpływ mówcy zależy prawie wyłącznie od jego prestiżu, nie zaś od dowodów, które przytacza. Nieznany mówca przytaczający szereg trafnych dowodów i faktów nie będzie słuchany. Były deputowany i bystry psycholog, Descubes, w następujący sposób scharakteryzował posła n K posiadającego prestiżu:
„Wszedłszy na mównicę, wyciąga z teki zwój papieróu systematycznie je rozkłada i z pewnością siebie zaczyna mówić Na wstępie stwierdza, że potrafi przekonać wszystkich słuchających. Głęboko bowiem zastanowił się nad swymi dowodami; cały jest jakby naszpikowany dowodami i liczbami i wierzy, że ma słuszność. Nikt nie potrafi przeciwstawić się jego rzeczowemu dowodzeniu. Wierzy, że koledzy pochwala go, gdyż przedmówcy nie powiedzieli jeszcze nic konkretnego, a dopiero on przedstawi istotę rzeczy. Wkrótce poczyna go dziwić i niepokoić jakiś ruch na sali i hałas. Dziwi się, że jedni nie słuchają go wcale, inni rozmawiają półgłosem, inni znowu przechodzą z miejsca na miejsce. Mówca niepokoi się, marszczy brwi i przerywa na chwilę. Marszałek zachęca go, a on podniesionym głosem ciągnie rzecz dalej. Nie słuchają go. Natęża głos, rzuca się na mównicy, lecz hałas rośnie. Zamieszanie potęguje się, grozi przerwanie posiedzenia. Wrzask staje się nieznośny".
Zgromadzenia parlamentarne odznaczają się przesadą uczuć; są zdolne do największego bohaterstwa, a zarazem i do najgorszych wybryków. Jednostka przestaje panować nad sobą, jest zdolna głosować za tym, co sprzeciwia się nie tylko jej przekonaniom, ale także jej najżywotniejszym interesom.
Dzieje Rewolucji Francuskiej wykazują, do jakiego stopnia zebrania parlamentarne mogą ulegać nieświa-domym popędom i sugestiom, godzącym w ich interesy. Przecież zrzeczenie się przywilejów ze strony szlachty było wielkim poświęceniem, a jednak nie zawahała się ona spełnić je w ową słynną noc na posiedzeniu Konstytuanty. Członkom Konwentu zrzeczenie się prawa nietykalności stawiało ciągle przed oczyma widmo śmierci, a mimo to nie zawahali się to uczynić i dziesiątkowali się wzajemnie, wiedząc dobrze, że gilotyna, na którą posyłali swych kolegów dziś, grozi im samym dniu jutrzejszym. Były to bowiem automaty, które mogły oprzeć się hipnotyzującym je sugestiom. Dosadnie scharakteryzował nam to w swych pamiętnikach Billaud Varennes, członek Konwentu: ,,Uchwał, powodu których spotykają nas zarzuty, po największej części nie życzyliśmy sobie w przeddzień lub dwa dni przedtem. Wywołał je tylko kryzys". I to było prawdą. Podobne objawy nieświadomych czynów zauważyć można w ciągu wszystkich posiedzeń Konwentu.
„Członkowie Konwentu — pisze Taine — przyjmowali i zatwierdzali uchwały, które w nich budziły wstręt, zdobywali się nie tylko na głupstwa, ale i na zbrodnie, gdyż skazywali na śmierć ludzi niewinnych i własnych przyjaciół. Jednomyślnie i z całkowitym aplauzem lewica złączona z prawicą posyła na szafot Dantona, swego przywódcę i wielkiego wodza Rewolucji. Jednomyślnie, przy ogromnych brawach, prawica złączona z lewicą uchwala najgorsze dekrety rządu rewolucyjnego. Jednogłośnie, wśród okrzyków uwielbienia i objawów sympatii dla Collota d'Herbois, Couthona, Robespier-re'a, Konwent, uzupełniając się kilkakrotnie za pomocą kooptacji, utrzymuje nadal rząd morderców, którego «Dolina» nienawidzi za jego mordy, a «Góra» dlatego, że ją dziesiątkuje. «Dolina» i «Góra», większość i mniejszość, godzą się wreszcie pomagać własnemu zniszczeniu. Ósmego Termidora po raz drugi podpisują wyrok śmierci dla siebie, wysłuchawszy przez kwadrans mowy Robespierre'a".
Opis ten, chociaż wydaje się zbyt ponury, jest jednak prawdziwy. Zgromadzenie parlamentarne zahip-notyzowane pewną ideą staje się niespokojnym stadem, idącym za każdą podnietą. Dobry opis zgromadzenia parlamentarnego z 1848 r. dał nam Spuller, którego trudno podejrzewać o poglądy demokratyczne. Znajdujemy tam wszystkie owe przesadne uczucia tłumu i tę nadzwyczajną ruchliwość, dzięki której można przechodzić od jednej krańcowości do drugiej. „Kłótnie, zawiść i podejrzliwość z jednej strony, z drugie; zaś bezgraniczna ufność i niepohamowana nadzieja doprowadziły stronnictwo republikańskie do upadku. Naiwnośr i prostota ducha republikanów była tak wielka jak ich nit ufność. Nie mieli ani poczucia prawa, ani karności, jedyni-albo bali się, albo łudzili się, podobnie jak chłopię, u któreg< spokój walczy z niecierpliwością, a dzikość idzie w parzt z powolnością. Te właściwości cechują charaktery surowe i nieokrzesane, których nic nie zadziwi, a wszystko może wprowadzić w stan osłupienia. Drżą ze strachu i pemi są trwóg albo stają się nieustraszeni i bohaterscy; potrafią rzucić si<. w ogień, a równocześnie cofną się przed lada cierpieniem.
Nie pojmują ani skutków rzeczy, ani ich wzajemnych związków, sięgają albo zbyt wysoko, albo zbyt nisko, nigdy zaś tam, gdzie potrzeba*, i nie potrafią zachować należytej miary. Są ruchliwsi od wody, odbijają w sobie wszelkie barwy i przybierają wszystkie formy. Czyż więc mogą suv stać podstawą jakiegokolwiek trwałego rządu?!"
Na szczęście omówione powyżej cechy tłumu nie zawsze przejawiają się w zgromadzeniach parlamentarnych; występują tylko w pewnych momentach W wielu przypadkach jednostki wchodzące w skład tłumu nie tracą swej indywidualności i dlatego zgromadzenie może też wydawać doskonałe ustawy. Twórcami takich ustaw są nieliczne jednostki, które kują daną ustawę w zaciszu swego gabinetu; w ten sposób ustawa uchwalona przez parlament jest w rzeczywistości dziełem pojedynczego człowieka lub znikomej garstki. Ustawy te są najlepsze, jeżeli szereg zgubnych poprawek, wniesionych przez pospólstwo parlamentarne, nie zabije w nich ducha włożonego przez twórców. Twór tłumu jest zawsze gorszy od tworu jednostki. Tylko specjaliści potrafią uchronić zgromadzenia parlamentarne od działań zbyt niepowściągliwych i niedoświadczonych. W takich chwilach fachowiec staje się przywódcą zgromadzenia, nie poddaje się nikomu i zmusza wszystkich do uległości.
Mimo wad i niedomagań zgromadzenia parlamentarne są dla narodów zachodniej Europy najlepszą formą rządu, gdyż zabezpieczają je od jarzma tyranii jednostek.
Są one ideałem rządów dla filozofów, myślicieli, literatów, artystów i uczonych, dla ludzi stojących na najwyższym stopniu cywilizacji.
Tkwi w nich tylko dwojakie niebezpieczeństwo, a mianowicie: wymuszone marnotrawienie grosza pu-blicznego i wzrastające ograniczanie swobód indywidualnych.
Pierwsze niebezpieczeństwo wynika z zadań i braku przezorności tłumów wyborczych. Jeżeli np. jeden z posłów wystąpi z projektem pozornie odpowiadającym programowi demokratycznemu, przypuśćmy — zażąda emerytur dla wszystkich robotników lub podwyższenia poborów kolejarzy, nauczycieli ludowych itd., to inni posłowie, bojąc się wyborców, nie ośmielą się dać powodów do
posądzeń, że lekceważą wyborców, gdyby odrzucili wniesiony projekt, chociaż dokładnie zdają sobie z tego sprawę, iż zaciąży on na budżecie, a zupełne jego pokrycie będzie wymagać nałożenia nowych podatków. Nowy podatek nie zostanie tak podchwycony przez wyobraźnię tłumu jak fakt, że demokratyczni posłowie nie idą po linii interesów szerokich mas.
Do tej pierwszej przyczyny wzrostu wydatków przyłącza się druga — konieczność uchwalania wszelkich wydatków na cele lokalne. Nie sprzeciwi się im żaden poseł, są to bowiem żądania wyborców. A żądaniom wyborców swego okręgu może poseł zadośćuczynić jedynie wtedy, gdy dopomaga do tego samego reszcie posłów.
Drugie wspomniane niebezpieczeństwo, chociaż mniej rzuca się w oczy, ma jednak znaczenie bardzo doniosłe. Wynika ono z niezliczonych ustaw — każda ustawa godzi przede wszystkim w jednostkę — które zgromadzenia parlamentarne uchwalają, gdyż prostota ducha nie pozwala im przewidzieć następstw i sięgnąć okiem w najbliższą przyszłość społeczeństwa. Niebezpieczeństwo to jest zdaje się nie do uniknięcia, ponieważ nie uniknęła go nawet Anglia, która ma względnie doskonały rząd, czerpiący swą siłę z parlamentu, a poseł najmniej zależy tam od wyborcy. Herbert Spencer już w jednej ze swych dawniejszych prac wykazał ciągłe zmniejszanie się rzeczywistej wolności. Mówiąc o tej sprawie w swej książce pt. „Jednostka przeciw państwu", w ten sposób wyraża się on o parlamencie angielskim:
„Od tego czasu ustawodawstwo poszło wskazaną powyżej drogą. Rozmaite rozporządzenia wkraczające w każdą dziedzinę życia stale dążyły do ograniczenia swobód indywidualnych, i to w dwojaki sposób: z jednej strony wydawano przepisy liczniejsze z roku na rok i nakładające różnego rodzaju przymus na obywatela w takich sprawach, w których do niedawna mógł działać z pewną swobodą. Rozporządzenia te zmuszały obywatela do wykonywania takich czynności, które dawniej zależały od jego woli. Z drugiej znowu strony coraz to większe ciężary publiczne, zwłaszcza na potrzeby lokalne, krępowały coraz bardziej wolność obywatela; zabierana mu część dochodów ciągle się powiększała, nie mógł nią dobrowolnie rozporządzać, za to sposób wydania jej zależał w dużym stopniu od kaprysów urzędników, nie kontrolowanych przez tych, którzy złożyli dane sumy".
Wymienione powyżej ograniczenia osobistej wolności mają we wszystkich krajach specyficzne przejawy, o których Spencer nie wspomina. Sprawa ta przedstawia się następująco: wydawanie niezliczonej ilości przepisów, mających powszechnie charakter ograniczający, powiększa zakres władzy i wpływ urzędników, których obowiązkiem jest przestrzeganie wykonywania tych przepisów. Urzędnicy ci często stają się
[wprost udzielnymi władcami w danej dziedzinie życia. J Ich potęga rośnie zwłaszcza wtedy, kiedy przy ciągłych [zmianach rządów rząd boi się wytrawnych urzędników, f gdyż tylko oni są stałym elementem władzy wykonawczej; ponadto kasta urzędnicza nie odpowiada przed nikim, jest bezosobowa i nieprzemijająca. Te właściwości mogą ją zamienić w despotę.
Ciągłe tworzenie, z iście bizantyńskim formalizmem, i ustaw i ograniczających przepisów, ujmujących i kierujących najdrobniejszą czynnością człowieka, zacieśnią coraz bardziej i coraz fatalniej sferę, w której obywatel może się swobodnie poruszać. Społeczeństwa opanowało dziwne złudzenie, że tworzenie coraz to liczniejszych ograniczeń przyczynia się do rozwoju wolności i równości; w imię tego złudzenia narody nakładają na siebie z dnia na dzień coraz silniejsze okowy. Przyzwyczajają się dobrowolnie do chodzenia w jarzmie, w końcu same go szukają, wyzbywają się wszelkiej samodzielności i energii, aż zamienią się w niezdolne do oporu automaty, bez woli i siły.
Jednostka wyzbyta własnej inicjatywy musi jej szukać gdzie indziej. Obywatel zamieniony w powolny automat, nie orientujący się w panujących przepisach i ich zastosowaniach, traci bez reszty energię do walki z przeszkodami na drodze do jego celów, co zmusza państwo do powiększenia zakresu swej działalności. Rząd musi posiadać te zalety i przymioty, z których wyzuto obywateli; rząd musi posiadać ducha inicjatywy, przedsiębiorczości i przewodnictwa. Mózgiem każdego przedsięwzięcia staje się tylko państwo, musi się ono wszystkim opiekować i wszystkim kierować. Państwo staje się wszechmogące i wszechmyślące, mimo nauk wysnutych z przeszłości, że władza takich bogów nie była nigdy ani długotrwała, ani nadzwyczaj silna.
Niektóre narody łączą zupełne ograniczenie swobody działań z zewnętrznym głoszeniem pełnej wolności, która jedynie dla tłumów innych narodów może być zarzewiem ciągłych zaburzeń; jest to następstwem ich zgrzybiałości i złej formy rządu; są to znamiona nadchodzącego upadku, którego dotąd nie potrafiła uniknąć żadna cywilizacja.
Opierając się na wskazaniach przeszłości i na objawach rzucających się w oczy, dojdziemy do przekonania, że dla wielu współczesnych narodów nadeszła już jesień, która poprzedza ich upadek.
Pewne drogi rozwoju zdają się nieuniknione dla pewnych narodów, powtarzają się one bowiem niejednokrotnie w ciągu dziejów. Nietrudno wskazać poszczególne fazy tego rozwoju. Wskazaniem tych faz zakończymy naszą pracę.

Zakończenie
Ujmując jednym rzutem oka wszystkie najważniejsze okresy rozwoju i upadku dawniejszych cywilizacji, stwierdzamy u ich zarania garstkę ludzi różnego pochodzenia, zgromadzonych na jednym miejscu przypadkowo, czy to skutkiem emigracji, najazdu czy podboju. Ludzi tych, różniących się pochodzeniem, wiarą i językiem, łączą tylko więzy wspólnego posłuszeństwa dla na wpół uznanego zwierzchnika. W tych mieszaninach odnajdujemy jednak nadzwyczaj wyraźne cechy psychiczne tłumu: jego przelotną spójność, jego bohaterstwo i bezsiłę, jego gwałtowność i impulsyw-ność. Nie ma w nich żadnej stałości; są to hordy barbarzyńców.
Czas dokonuje swego dzieła i powoli zaczynają uwidaczniać się skutki jednostajnego otoczenia, ciągłego krzyżowania i wymagań wspólnego życia. Mieszaniny te, złożone z niepodobnych do siebie jednostek, poczynają się stapiać w jedną całość i wytwarzają rasę, tj. zawiązek posiadający wspólne cechy i uczucia, które dziedziczność coraz bardziej utrwala. Tłum zamienia się w naród i zaczyna dzięki temu wychodzić z okresu barbarzyństwa.
Ale wtedy dopiero wydobędzie się z niego, kiedy wśród bezustannych walk i niezliczonych prób wytworzy sobie pewien ideał. Jaki będzie ten ideał — czy będzie nim kult Rzymu, czy potęga Aten, czy zwycięstwo Chrystusa — rzecz to obojętna; w każdym razie da on wszystkim jednostkom, będącym cząstkami powstającej rasy, zupełną jedność myślenia i uczuć; w ten sposób jego zadanie zostanie spełnione.
Wtedy dopiero może rozwinąć się nowa cywilizacja, posiadająca własne instytucje i wierzenia, własną sztukę, naukę i specyficzne zapatrywania na poszczególne kwestie. Dążąc do urzeczywistnienia swego ideału, rasa osiąga stopniowo wszystkie warunki świetności, siły i rozwoju. Nadejdą też dla niej krótkie chwile, w których z pełnego tężyzny narodu zamieni się w tłum, uległy choćby złemu panu, ale i wtedy na dnie zmiennych cech tłumu znajdzie się granitowe podłoże, tj. dusza rasy, która zadecyduje o granicach owych oscylacji i ureguluje działania przypadku.
Po twórczej jednak działalności czasu nastąpi jego niszczycielska praca, której oprzeć się nie mogą ani bogowie, ani ludzie. Po osiągnięciu pewnego stopnia potęgi i złożoności budowy, cywilizacja zaczyna kostnieć, a następnie poczyna chylić się ku upadkowi. Nadchodzi dla niej jesień, za którą czai się zimna śmierć.
Oznaką tej ostatniej fazy jest powolny zanik ideału, który był sokiem ożywczym duszy rasy. W miarę jak ginie ten ideał, chwieją się w duszach wszystkie wierzenia religijne, polityczne i społeczne, które z niego czerpały swą moc.
Wraz z zanikaniem ideału i zdrowej myśli naród zatraca swą spójność, jedność i siłę. Jednostki mogą wprawdzie rozwijać swą indywidualność i inteligencję, ale równocześnie zbiorowy egoizm rasy zostaje zastąpiony przez wybujały egoizm jednostek, którego najważniejszym skutkiem jest wypaczanie charakterów i zanik zdolności do bezinteresownych czynów.
Jednolita całość zamienia się znowu w luźne zbiorowisko jednostek, utrzymujących się tylko sztucznie przez pewien czas dzięki tradycjom i instytucjom. Rozdarci przez najsprzeczniejsze interesy, nie potrafią sami sobą rządzić; domagają się, by ktoś kierował nawet najdrobniejszymi ich czynami.
Wraz z ostatecznym zatraceniem ideału umiera bezpowrotnie dusza rasy. Zamienia się wtedy w bezduszne zbiorowisko jednostek i staje się tym, czym była na początku — tłumem. Cywilizacja zachwiana u swych źródeł staje się pastwą losu i przypadku. Rozpoczynają się rządy tłumów, a u wrót państwa pojawiają się hordy barbarzyńców.
Mimo to cywilizacja długi jeszcze czas może błyszczeć pozorami świetności, może nawet wpływać na nowo rodzące się cywilizacje, w których w czasach ich siły każdy wyczuje, co jest naleciałością z zamarłej cywilizacji. Ale robactwo stoczyło już ten wspaniały gmach, który zawali się przy pierwszej burzy.
Każdy więc naród w pogoni za ideałem przechodzi od barbarzyństwa do cywilizacji, a z chwilą upadku ideału umiera. Tak wygląda bieg jego żywota.


Ważne linki dotyczące autora:
Książki Le Bone'a do kupienia na Amazonie

Bibliografia:
1. Brown R. W. Mass phenomena. W: G. Lindzey (red.) Social psychology. T. II. Cambridge (Mass.) 1954, Addison-Wesley.
2. Billig M. Fascists: a social psychological view of the National Front. London, New York 1978, Harcourt, Brace, Jo-vanovich.
3. Festinger L., Pepitone A., Newcomb T. Some conseąuences o/ deindividuation in a group. „J. of Abnormal and Social Psychology" 1952, vol. 47, s. 382 - 389.
4. Freud Z. Psychologia zbiorowości i analiza ego. W: Z. Freud Poza zasadą przyjemności. Warszawa 1975, PWN.
5. Gergen K. J., Gergen M. M. Social psychology. New York 1981, Harcourt, Brace, Jovanovich.
6. Le Bon G. Bezwiedne tradycje ludzkości, studyum z psychologii historyi. „Ateneum" 1880. Podaję za J. Ochorowiczem
7. Le Bon G. Psychologia rozwoju narodów. Warszawa b. r., Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego. Z przedmową J. Ochorowicza.
8. Le Bon G. Psychologia tłumu. Lwów 1899,. Altenberg.
9. Le Bon G. Psychologia tłumu. Przekład B. Kaprockiego. Lwów 1930, Księgarnia L. Igła.
10. Le Bon G. Psychologia wychowania. Warszawa b. r., Gebeth-ner i Wolff.
11. Mackiewicz Cat. S. Europa, in flagranti. Warszawa 1975, Instytut Wydawniczy „Pax".
12. Mika S. Psychologia społeczna. Wyd. 2. Warszawa 1982, PWN.
13. Miller N. E., Dollard J. Social learning and imitation. New Haven 1941, Yale LJniversity Press.
14. Milgram S., Toch H. Crowds and social movements. W: G. Lindzey, E. Aronson (red.) The handbook of social psycho-logy. Reading Mass, Menlo Park, London 1969, vol. IV.
15. Mintz A. Non-adaptive group behavior. „J. of Abnormal and Social Psychology" 1951, vol. 46, s. 150 - 159.
16. Szacki J. Historia myśli socjologicznej. Warszawa 1983, PWN, t. I.
17. Turner R. H., Killian L. M. Collective behavior. Englewood Cliffs (N. Y.) 1957, Prentice-Hall.
18. Zimbardo P. G. The human choice: individuation, reason and order versus deindividuation, impulse and chaos. W: W. J. Arnold, D. Levine (red.) Nebraska Symposium on motiva-tion. Vol. 16. Lincoln 1969, Univ. of Nebraska Press.

Literatura uzupełniająca:
Grupy - Psychologia społeczna - książka nie o myśleniu w tłumie a o myśleniu grupowym
O myśleniu grupowym w Wikipedii

Multimedia:
Film: Crowd Psychology Manipulation na you tube





Zachęcamy do dyskusji na temat podanych w artykule treści
oraz wklejania linków do materiałów multimedialnych.
Redakcja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz