Nauka NDO w ramach cylku zderzającego ze sobą wierzenia religijne z wiedzą naukową, ma zaszczyt przedstawić obszerne fragmenty jednej z najważniejszych książek popularnonaukowych traktujących o ewolucji - Na Początku Był Wodór, Hoimara Von Ditfurtha. Jest to prawdopodobnie najlepszy tekst opisujący powstanie życia na ziemi jaki możecie przeczytać w ogóle - nie tylko naukowo dogłębny i mądry, ale i napisany fascynującym i żywym językiem. Książkę tą pochłania się jak kryminał. Rozdziały prowadzone są niemal jak zagadki szpiegowskie, odkrywając przed nami krok po kroku tajemnice, których rozwiązania wprost nie możemy się doczekać. Wiedza z tej książki płynąca jest wprost nieoceniona.
Hoimar Von Ditfurth był niemieckim lekarzem - profesorem psychiatrii i neurologii na Uniwersytecie w Heidelbergu jednak od pocztku lat siedemdziesiątych poświęcił się popularyzacji nauki. Napisał szereg książek poświęconych ewolucji, powstawanniu życia na ziemi i świadomości. Był redaktorem naczelnym periodyku naukowego "Apollo". Prowadził też, bardzo popularne za naszą zachodnią grnicą, programy telewizycjne "Eksperymenty z życiem" i "My i Kosmos".
Książka "Na Początku Był Wodór" - jest najlepszą publikacją populrnonaukową w całym jego dorobku. To w niej zawiera autor tak świetnie poprowadzoną odpowiedź na twierdzenia kreacjonistów, mówiące że życie w takiej formie w jakiej je znamy nie mogło powstać z przypadku, bowiem prawdopodobieństwo jego powstania jest porównywalne do tego, z jakim stado małp stukających w maszynę do pisania przypadkowo napisze sztukę Szekspira. To w niej zawiera autor opowieść o stopniowym, acz przypadkowym powstawaniu takich narządów jak oko, w którym to procesie każda z kolejnych form daje minimalną przewagę jej posiadaczowi na przeżycie (a zatem przekazanie genów), nad innymi osobnikami. To tutaj możecie przeczytać o pierwszych eksperymentach nad tworzeniem "czegoś z niczego" - czyli życia z materi nieożywionej. I to tutaj możecie obserwować proces zupełnie przypadkowego powstawania organizmów wielokomórkowych, pojawiających się najpierw jako skupiska komórek, a potem jako komórki z niemal całkowicie odrębnymi komórkami w ich środku.
Czy powstanie życia na Ziemi było, w oparciu o tą całą znaną nam wiedzę, równie przypadkowe co i konieczne? Czy wręcz przeciwnie - potrzebna była do jego powstania jakaś nadnaturalna przyczyna? Już we wstępie książki autor rozwiewa nasze antropocentryczne wątpliwości. Czy nie myślimy tu przypadkiem przez analogię? Czy gąsienicy Atakusa Edwardsa tak sprytnie chroniącej się przed drapieżnikami, działającej niemal z celowym zamiarem oszukania przeciwnika, nie przypisujemy antropomorficznych właściwości?
Zapraszamy do wspaniałej, niezwykkle ciekawej, pełnej pasji i tajemnic, podróży po świecie przyrody - od tej nieożywionej do tej posadającej samoświadomość. Jedna z najlepszych książek tego typu, teraz przed wami na nauce NDO.
A oto przedstawienie wszystkich części cyklu zderzającego wierzenia z wiedzą naukową. Będą się one sukcesywnie na Nauce pojawiały:
Spis treści:
I. Czysty i skażony rozum:
błędy w myśleniu indywidualnym i grupowym:
- Richard Dawkins - Wrogowie Rozumu - Niewolnicy Zabobonu
- Gustave Le Bon - Psychologia Tłumu
- Pogromycy duchów - James Randi - Psychic Investigator i inne filmy
II. Jak powstał świat, człowiek i cała reszta -
co mówi religia (religie):
- Mieczysław Künstler - Mitologia Chińska
-
co mówi nauka:
- Hoimar Von Ditfurth - Na Początku Był Wodór
III. Dlaczego ludzie wierzą - przyczyny powstawania religii
IV. Wirus wiary? - czy religia może być szkodliwa?
- czy nauka może być szkodliwa?
ps. Istotnym elementem całego cyklu jest
Nauka Poprawnego Myślenia - Narcyza Łubnickiego - tekst ważny dla wielu dziedzin naszego życia - został
więc
wyjęty z ram powyższego cyklu i umieszczony jako osobny artykuł. Jeśli chcesz w łatwy, ciekawy i wciągający sposób zobaczyć jak często ulegasz prostym pułapkom myślowym prowadzącym cię do fałszywych wniosków i nauczyć się jak logicznie (i bez ciągłych wpadek) myśleć - to książka dla ciebie.
----------------------------------------------------------------
II.
Jak powstał świat, człowiek i cała reszta - co mówi nauka:
Tekst: Hoimar von Ditfurth - Na Początku Był Wodór
PIW, 1981
Przed około dwudziestu laty genialny amerykański reżyser Orson Welles wyprodukował film przygodowy, który kończył się pointą najbardziej oryginalną, jaką kiedykolwiek widziałem w filmach tego typu. W czasie wielkiego "showdown", ostatecznej rozgrywki, superłotr - Orson Welles sam grał tę rolę - staje wobec swego śmiertelnego wroga w wygodnej odległości strzału, w jasny dzień, bez żadnej osłony, a pomimo to w praktyce jest nieosiągalny.
Scena rozgrywa się bowiem na terenie wesołego miasteczka, a dowcip na tym polega, że granemu przez Wellesa gangsterowi udaje się przywabić swego przeciwnika do gabinetu luster. Tam ścigany staje przed swoim prześladowcą, nieustraszony, w pełni widoczny, ale nie w jednej postaci, lecz wielokrotnie powtórzony w lustrzanych ścianach owego wyrafinowanego labiryntu optycznego.
Pojedynek kończy się tak, jak należało się spodziewać w tych okolicznościach. Prześladowca w bezsilnej złości strzela raz za razem w odbicia swej ofiary. (...)
Gdziekolwiek natrafiamy na takie sztuczki, kiedykolwiek sami dajemy się nabrać przez taki manewr mylący, zakładamy, że przyczyną jest zachowanie kierowane inteligencją. Sądzimy, że wykombinowane i celowe posunięcia strategiczne tego i innego rodzaju mogą być jedynie wynikiem świadomego i bystrego rozmysłu. Tymczasem rozumowanie to wywodzi się z pewnego przesądu. (...)
Zaczniemy od przykładu służącego za dowód: w północno-wschodnich Indiach, w Asamie, żyje gąsienica motyla, która przekształcając się w poczwarkę chroni się przed swymi pożeraczami przez zastosowanie dokładnie tego samego triku, który stanowi pointę wzmiankowanego filmu. Mowa jest o gąsienicy atakusa Edwardsa, zwanego atlasem, a przez lepidopterologów - Attacus edwardsii. Podobnie jak większość gąsienic motyli, ta również osnuwa się oprzędem, gdy nadchodzi czas jej przepoczwarczenia. Ponadto owija się jeszcze liściem.
Już sam sposób, w jaki to robi, wydaje się świadczyć o podziwu godnej i świadomej celu zdolności przewidywania. Zielony soczysty liść bowiem jest niezbyt elastyczny i sprężysty, aby gąsienica potrafiła go zwinąć w kształt nadający się na powłokę ochronną. Rozwiązuje zatem pierwszy nasuwający się problem w sposób możliwie najprostszy i najbardziej celowy: przegryza ogonek liścia (jednakże przedtem osnuwa go, przymocowując starannie do gałęzi, aby nie odpadł!). Nieuchronnym skutkiem jest powolne więdnięcie liścia. Innymi słowy: liść usycha, a uschnięty zwija się. Dzięki temu gąsienica po kilku godzinach rozporządza znakomitą liściową rurką, do której może wpełznąć. Tymczasem tyle. Ale jest to dopiero początek całej opowieści, który przecież już jest dostatecznie zdumiewający.
Gdy się bowiem zastanowimy nad sytuacją, w jaką do tej pory wprowadził się owad, aby możliwie bezpiecznie przebyć stadium poczwarki, natrafiamy natychmiast na pewien problem. Wprawdzie zwiędły liść jako "opakowanie" poczwarki chroni ją, czyniąc niewidzialną, ale jasne jest, że jeden suchy liść pośród pozostałych zielonych musi rzucać się w oczy. A ponieważ istnieją pewne drapieżniki, szczególnie ptaki, które przez cały dzień nie zajmują się prawie niczym innym, jak tylko poszukiwaniem pożywienia, zwłaszcza gąsienic motyli, całość mogłaby się właściwie kończyć tragicznie. Prędzej czy później jakiś ptak nieuchronnie zabierze się do zbadania takiego suchego liścia i natrafi na smakowitą poczwarkę. (...)
Co właściwie powinna zrobić gąsienica dla uniknięcia tej groźby, zanim w swojej kryjówce podda się odrętwieniu fazy poczwarczej? (...)
Sedno zastosowanego przez nią rozwiązania sprowadza się do tej samej pointy, którą znalazł przed dwudziestu laty Orson Welles na zakończenie swego filmu. Gąsienica po prostu przegryza ogonki jeszcze dalszych pięciu czy sześciu liści i przytwierdza te liście obok tego, do którego sama chce się wprowadzić jako poczwarka. Tak więc w końcu na jednej gałęzi wisi sześć lub siedem suchych, zwiniętych liści obok siebie. Jeden tylko spośród nich zawiera poczwarkę jako potencjalną zdobycz, tamte są puste. Grają rolę atrapy.
Przyjmijmy teraz, że jakiś ptak zwróci uwagę na sześć zwisających obok siebie suchych liści i zaczyna je badać. Jego szansa znalezienia poczwarki przy pierwszej próbie wynosi l : 5. Tego rzędu ubezpieczenie od ryzyka stwarza dla unieruchomionej i pozbawionej przytomności poczwarki motyla decydującą wręcz przewagę w wielkiej grze o przetrwanie. Przy każdym następnym pustym liściu ptak coraz bardziej traci ochotę do zajmowania się w przyszłości zwiędłymi liśćmi. (...)
Tego rodzaju wymądrkowana taktyka samoobrony nawet u człowieka wydawałaby się szczególnie wyrafinowanym fortelem, zdradzającym pokaźny zasób inteligencji. Jak jest możliwe, że gąsienica potrafi się w ten sposób chronić, pomimo że budowa jej centralnego układu nerwowego, a także jej zachowanie każą wnioskować, że nie wykazuje ona inteligencji, że z całą pewnością nie ma umiejętności przewidywania ani wyciągania logicznych wniosków?
Nic dziwnego więc, że przyrodnicy starej daty wobec takich obserwacji wierzyli w "cud". Że sądzili, jakoby tutaj niczego nie można było wytłumaczyć ani zbadać, skoro najwyraźniej sam Pan Bóg wpoił swoim stworzeniom potrzebną wiedzę, troszcząc się ojcowsko o ich dobro. Jednakże takim postawieniem sprawy poddawali się jako przyrodnicy.