Unifikacja praw fizyki, wiele wymiarów i teoria strun w artykule Leszka Sokołowskiego podane są w sposób zrozumiały i przystępny. Gorąco polecam wszystkim fascynatom fizyki - szczególnie tej jej najciekawszej strony.
Citronian-Man
----------------------------------------------------------------
W przeszłości rzadko się zdarzało, by poszukiwania jednolitego opisu fundamentalnych sił przyrody były przez wiele lat skupione wokół jednej wyraźnie określonej idei. W latach 1980-90 wiodącą ideą w badaniach podstawowych była koncepcja zunifikowania oddziaływań cząstek elementarnych za pomocą teorii opisującej świat, który ma więcej niż cztery wymiary. Wysiłki te nie przyniosły dotąd pożądanych wyników, odsłoniły za to wiele nowych zagadnień i są spektakularnym przykładem tego, co Einstein nazwał metodą fizyki teoretycznej.
Aby zrozumieć, co zafascynowało fizyków-teoretyków w
minionej dekadzie, zaczniemy od pojęcia wymiaru. Wymiarem przestrzeni (czyli
liczbą jej wymiarów) nazywamy liczbę parametrów koniecznych do jednoznacznego
zidentyfikowania każdego jej punktu. Do wskazania miejsca, w którym się
znajduję, potrzeba trzech liczb: długości i szerokości geograficznej oraz
wysokości nad poziom morza, zatem przestrzeń, w której żyjemy, jest
trójwymiarowa (ma 3 wymiary). Z dobrą dokładnością przestrzeń ta jest znaną ze
szkolnej matematyki przestrzenią Euklidesa. Własności przestrzeni euklidesowej
najwygodniej opisywać za pomocą prostokątnego układu współrzędnych,
wprowadzonego przez Kartezjusza w XVII w. Bierzemy trzy osie (prostoliniowe
sztywne pręty) wzajemnie prostopadłe, przecinające się w jednym, dowolnie
wybranym punkcie 0 (zwanym początkiem układu współrzędnych) i dowolnie
zorientowane w przestrzeni (ryc. 1). Układów kartezjańskich jest nieskończenie
wiele. Osie układu tradycyjnie oznaczamy x, y i z. Dowolnemu punktowi
przypisujemy współrzędne w tym układzie, rzutując go prostopadle na osie,
współrzędna x-owa równa jest odległości rzutu P na oś x od 0, podobnie wylicza
się współrzędne y-ową i z-ową. Fakt, że wystarczą trzy osie, czyli że każdy
punkt identyfikujemy z trójką liczb (x, y, z) w danym układzie, wyrażamy
stwierdzeniem, że przestrzeń ma trzy wymiary (dwie współrzędne, np. x i y,
określają nie jeden punkt, lecz linię równoległą do osi zx)
Zjawiska fizyczne opisujemy podając, gdzie zachodzą, jakie
siły działają oraz z jakimi prędkościami poruszają się poszczególne ciała. Siła
czy prędkość jest wektorem przedstawianym w postaci strzałki, jej długość
odpowiada wartości prędkości, a kierunek jest kierunkiem prędkości. Wektory
również opisujemy w kartezjańskim układzie współrzędnych. Dany wektor F
przesuwamy równolegle tak, by jego początek znalazł się w początku układu 0,
wtedy jego koniec jest w Q: współrzędne kartezjańskie punktu
Q nazywamy składowymi wektora F i oznaczamy Fx, Fy
i Fz W przestrzeni Euklidesa nie ma większej różnicy między punktem
i wektorem. W rzeczywistości różnica ta jest istotna i ujawnia się w
przestrzeniach zakrzywionych; dla naszych celów nie ma ona znaczenia.
Przestrzeń fizyczną pojmujemy jako ogół relacji dotyczących
wzajemnego rozmieszczenia ciał. Euklides rozpoczyna XI księgę „Elementów"
definicją: „bryłą jest, co ma długość, szerokość i grubość". Innymi słowy
przestrzeń ma trzy wymiary. Poglądy starożytnych w tej kwestii najpełniej
wyraził Klaudiusz Ptolemeusz z Aleksandrii, pisząc cały traktat
„Peridiastaseos" (O wymiarze), który niestety zaginął.
 |
Ryc. 1. Współrzędne kartezjańskie punktu są równe
długościom odcinków powstałych wskutek prostopadłego
rzutowania tego punktu na osie układu. Liczba współrzędnych
jest wymiarem przestrzeni. Podobnie konstruuje się składowe
wektora; jest ich tyle, ile wymiarów. |
O dziele tym wiemy jedynie z krótkiej notatki neoplatonika
Simplikiosa (VI w.), zawartej w jego komentarzach do traktatu „O niebie"
Arystotelesa. Warto ją zacytować w całości': „Utalentowany Ptolemeusz w księdze
O wymiarze wykazał, że nie ma więcej niż trzy wymiary: bowiem wymiary muszą być
określone i określone wymiary są wzdłuż prostopadłych linii prostych, a nie
jest możliwe znaleźć więcej niż trzy linie proste ustawione wzajemnie do siebie
pod kątami prostymi, dwie z nich wyznaczają płaszczyznę, a trzecia mierzy
głębokość; dlatego też, gdyby dodać jeszcze jakiś wymiar poza tymi trzema, to
byłby całkowicie niemierzalny i nieokreślony". Twierdzenie, że przestrzeń
fizyczna ma trzy wymiary, nosi nazwę prawa Ptolemeusza. Jest ono tak oczywiste,
tak rudymentarne dla naszego sposobu widzenia świata, że fizycy najczęściej
zapominają w ogóle wymienić je wśród fundamentalnych praw przyrody! A jest ono
jedynym uniwersalnym prawem fizyki, które przetrwało od czasów greckich. Reszta
fizyki starożytnych (z wyjątkiem elementów mechaniki maszyn prostych i
hydrostatyki — Archimedes) rozsypała się na progu ery nowożytnej. Za prawem
Ptolemeusza stoi nie tylko bezprecedensowo długa i dostojna tradycja, stoi za
nim całość — bez wyjątku — eksperymentów fizyki współczesnej. Paradoksem wydaje
się zatem, że w naszym stuleciu niektórzy fizycy zakwestionowali je. Pomysł
ten, tylko pozornie — jak zobaczymy dalej — sprzeczny z doświadczeniem, jest
zgodny z metodą fizyki teoretycznej.
Nie ma powodów, by w matematyce ograniczać się do
przestrzeni o trzech wymiarach. Linia ma wymiar jeden, a płaszczyzna jest
dwuwymiarowa. Analogicznie można skonstruować przestrzeń euklidesową
n-wymiarową, gdzie n jest dowolną liczbą naturalną. Z definicji jest to
przestrzeń, w której istnieją kartezjańskie układy współrzędnych; każdy z nich
ma n osi, zatem w danym układzie punkt utożsamiamy z ciągiem (xl, X2,..,Xn)
jego współrzędnych, a odległość dwu punktów obliczamy za pomocą ich
współrzędnych z twierdzenia Pitagorasa. Wektory w tej przestrzeni mają tyle
składowych, ile jest wymiarów, czyli n. Matematycy poszli dalej. Kolejno
powstały geometrie nieeuklidesowe (Mikołaj Łobaczewski 1826-30), Janos Bolyai
1832), potem Bernhard Riemann wprowadził w 1854 r. ogólne n-wymiarowe
przestrzenie zakrzywione, będące uogólnieniem na dowolną liczbę wymiarów
zwykłych powierzchni, takich jak sfera, torus czy hiperboloida; wreszcie pod
koniec XIX w. pracach Riemanna i Poincarego narodziła się topologia, w której
przestrzeń jest obiektem abstrakcyjnym, zwykle bardzo odległym od intuicji
geometrycznej. W tych dziwacznych „nie- geometrycznych" przestrzeniach nie
ma kartezjańs- kich układów współrzędnych, czy da się więc określić ich wymiar?
Zadanie okazało się tak trudne, że wielki Henri Poincare (1854-1912) nie dał mu
rady.
Wskazówki, gdzie szukać topologicznej definicji wymiaru,
mamy już u Euklidesa, który pisze: „linii końce, czyli granice, są punktami"
(1.2), „powierzchni końcami, czyli granicami, są linie" (1.6) oraz
„granicami bryły są powierzchnie" (XI.2). Przełożenie tych pozornie
banalnych spostrzeżeń na precyzyjny język topologii wymagało wielu lat pracy
wybitnych matematyków. W latach 1910-50 Holender Luitzen Brouwer, Francuz Henri
Lebesque, Rosjanin Paweł Urysohn, Niemiec Karl Menger i Czech Eduard Cech
sformułowali podstawy teorii wymiaru. Zdaniem wielu matematyków problemy
dotyczące wymiaru należą do najważniejszych nie tylko w topologii, lecz w całej
matematyce. Topologiczna definicja wymiaru jest trudna; złożona i dla bardzo
ogólnych przestrzeni — niejednoznaczna. Ważnym i niebanalnym faktem jest to, że
dla przestrzeni euklidesowych definicja ta sprowadza się do zwykłego opisu za
pomocą współrzędnych.
Jeszcze na początku naszego wieku panowało przekonanie, że
przestrzeń fizyczna jest dokładnie euklidesowa. Pogląd ten odrzucił Einstein w
ogłoszonej w 1915 r. ogólnej teorii względności, utożsamiającej siły ciążenia z
krzywizną czasu i przestrzeni. Według niego fizyczna przestrzeń jest
przestrzenią Riemanna, czyli trójwymiarowym analogonem dowolnie zakrzywionej
dwuwymiarowej powierzchni w przestrzeni Euklidesa. Teoria grawitacji Einsteina
jest doświadczalnie dobrze potwierdzona i wynikająca z niej identyfikacja
przestrzeni fizycznej z trójwymiarową przestrzenią Riemanna jest dziś
powszechnie przyjęta. Pozwala ona odpowiedzieć na pytanie, które dotąd nie
zostało rozstrzygnięte w eksperymencie. Prawo Ptolemeusza bez wątpienia jest
słuszne w obrębie Układu Słonecznego. A co dalej? Czy przestrzeń wokół galaktyk
oddalonych o setki milionów lat świetlnych jest też trójwymiarowa? Aktualne
doświadczenia z cząstkami elementarnymi nie sięgają na odległości dużo mniejsze
niż promień protonu, nie wiemy więc, jaki wymiar ma przestrzeń w tak małych
obszarach. Jeżeli ogólna teoria względności jest słuszna zarówno dla
największych odległości (w co mało kto wątpi), jak i dla najmniejszych (tutaj
trzeba być ostrożnym — kwantowa grawitacja może wprowadzić radykalne zmiany),
to twierdzimy, że przestrzeń ma trzy wymiary wszędzie — w najdalszych
galaktykach i w obszarach miliony razy mniejszych od protonu.
Zgodnie z topologiczną definicją wymiaru i teorią grawitacji
Einsteina, wymiar przestrzeni jest jedną z podstawowych jej charakterystyk,
toteż liczba trzy — wymiar
przestrzeni fizycznej — jest najważniejszą liczbą opisującą świat, w którym
żyjemy. Nie jest to wcale twierdzenie banalne. Zauważmy bowiem, że drugą obok
prawa Ptolemeusza oczywistością, z którą mamy stale do czynienia w życiu
codziennym i technice, jest rozróżnienie między kierunkami pionu i poziomu. Nie
wątpimy w praktyczną doniosłość tego rozróżnienia, a przecież nie kryje się za
nim nic fundamentalnego. Kierunek pionu jest tylko lokalnym kierunkiem do środka
Ziemi i zmienia się zależnie od miejsca, w którym jesteśmy. Z dala od ciał
ciężkich (planety, gwiazdy) pojęcia pionu i poziomu tracą sens. Doniosłość
prawa Ptolemeusza wynika nie z jego praktycznej użyteczności, lecz z rangi,
jakiej pojęciu wymiaru nadaje matematyka.
Cała historia fizyki to dzieje wysiłków, by nieprzeliczoną
rozmaitość zjawisk przyrody wyprowadzić z możliwie najmniejszej liczby praw
uniwersalnych, z kilku, a w końcowym etapie z jednego, najbardziej
fundamentalnego. Zaczęło się od Newtona, który wprowadzając zasady dynamiki i
prawo powszechnego ciążenia, obowiązujące jednakowo ciała niebieskie i przedmioty
ziemskie, odrzucił arystotelesowski podział na fizykę świata translunarnego i
świata sublunarnego. Przez następne trzy stulecia proces unifikacji przebiegał
nieprzerwanie, mimo że fizycy wielokrotnie wchodzili w ślepe zaułki;
najsłynniejsze były tu trwające trzydzieści lat i całkowicie bezskuteczne próby
skonstruowania jednolitej teorii pola grawitacyjnego i elektromagnetycznego,
podejmowane przez Einsteina. Chyba najbardziej pomysłową ideą unifikacji
oddziaływań cząstek elementarnych była idea połączenia ich nie w naszym
trójwymiarowym świecie, lecz w przestrzeni o większej liczbie wymiarów.
Co ma wymiar do unifikacji? Wyjaśnimy to na przykładzie
pierwszej i jak dotąd jedynej udanej unifikacji za pomocą wyższych wymiarów.
Jej owocem jest elektrodynamika, czyli teoria zjawisk elektromagnetycznych.
Mamy zjawiska elektryczne i magnetyczne, najwygodniej opisywać je wprowadzając
pola elektryczne i magnetyczne. W każdym punkcie przestrzeni mamy zatem
określone dwa wektory: natężenia pola elektrycznego E i magnetycznego H. Wiemy
też, że pola te są ze sobą dynamicznie związane. Oprócz indukcji
elektromagnetycznej (Michael Faraday, 1831), w której zmienne pole magnetyczne
wzbudza pole elektryczne, mamy proces odwrotny: zmienne pole elektryczne
wzbudza pole magnetyczne. Najbardziej dobitnym przejawem wzajemnego wzbudzania
obu pól są fale elektromagnetyczne (Heinrich Hertz, 1886). Nie ma więc sensu mówić
o dwu odrębnych polach — fizycznie istnieje jedno pole elektromagnetyczne,
które w pewnych zjawiskach przejawia się jako pole elektryczne, a w innych jako
magnetyczne. Zarazem pole to opisujemy za pomocą dwu matematycznie niezależnych
wielkości — wektorów E i H. Unifikacja polega na tym, że pole to opiszemy jedną
wielkością. W przestrzeni trójwymiarowej jest to niemożliwe: nie istnieje żaden
pojedynczy wektor (ani inny obiekt matematyczny), który wyrażałby własności
tego pola, czyli zastępował oba te wektory. Dzieje się tak dlatego, że dotąd
braliśmy pod uwagę tylko zależność przestrzenną pól E i H. Gdy uwzględnimy
zależność pola elektromagnetycznego od czasu, unifikacja staje się możliwa.
Każde zdarzenie określamy podając miejsce i moment zajścia.
Czas jest więc jakby czwartą współrzędną i wraz z przestrzenią fizyczną tworzy
cztero- wymiarową przestrzeń, zwaną czasoprzestrzenią. Do końca XIX w. fizycy i
filozofowie zgodnie twierdzili, że jest to konstrukcja formalna i sztuczna;
uważano, że czas jest czymś istotnie odmiennym od przestrzeni i nie można go na
trwałe z nią kojarzyć. Dopiero rok 1905, ów annus mirabilis, jak go później
nazwali historycy nauki, obalił te poglądy. Istotą szczególnej teorii
względności jest nadanie fizycznej realności czterowymiarowej czasoprzestrzeni.
Tak jak pola elektryczne i magnetyczne są dwoma aspektami jednego obiektu
fizycznego — pola elektromagnetycznego, tak czas i przestrzeń są przejawami
jednego bytu — czasoprzestrzeni. Czas jest naprawdę czwartą współrzędną
fizycznego tworu, jakim jest czasoprzestrzeń. Historycznie rzecz biorąc, w
artykule Einsteina z 1905 r. zawarta jest tylko fizyczna treść idei
czasoprzestrzeni. Matematycznie kompletny opis czasoprzestrzeni sformułowany
został niebawem w 1908 r., przez matematyka z Getyngi, Hermana Minkowskiego. Na
jego cześć czasoprzestrzeń ta zwana jest przestrzenią Minkowskiego.
Pole elektromagnetyczne opisane jest w czasie i przestrzeni
za pomocą sześciu funkcji czterech zmiennych x, y, z i t. W czterowymiarowej
czasoprzestrzeni funkcje te tworzą zespół składowych jednego obiektu
matematycznego przedstawiającego to pole — tzw. tensora natężenia pola
elektromagnetycznego. Tensory są obiektami blisko spokrewnionymi z wektorami.
Ich definicja jest dość abstrakcyjna i w odróżnieniu od wektorów, które dają
się zobrazować w postaci strzałki, nie mają prostej interpretacji geometrycznej
(użycie tensorów nie jest cechą wyróżniającą świat czterowymiarowy. Pojęcie to
wprowadzono dla potrzeb mechaniki ośrodków rozciągłych: w teorii sprężystości
tensor deformacji opisuje odkształcenia bryły elastycznej pod działaniem sił
zewnętrznych, a w hydrodynamice tensor napięć określa rozkład ciśnień w
płynącej cieczy).
Niepoglądowość tensora nie stanowi dla fizyków większej
trudności. Ważne jest, że daje jednolity opis elektryczności i magnetyzmu:
jeden obiekt matematyczny, tensor natężenia pola, przedstawia jeden obiekt
fizyczny. Istotne jest, że tensor ten określony jest w czasoprzestrzeni, a nie
w samej przestrzeni. Gdy w czasoprzestrzeni wybierzemy pewien inercjalny układ
odniesienia, to sześć składowych tensora natężenia pola można w nim
zidentyfikować jako składowe wektorów E i H. Przypisanie poszczególnych
składowych tensora do wektorów zależy od układu odniesienia. Jeżeli przejdziemy
do innego układu odniesienia, przyporządkowanie to zmieni się: pola elektryczne
i magnetyczne zmienią kierunek i wartość (długość wektora). Relatywistyczny,
czyli zgodny ze szczególną teorią względności opis pola elektromagnetycznego
powinien być niezależny od wyboru inercjalnego układu odniesienia. Do tego
nadaje się jedynie tensor natężenia tego pola, on zatem jest pojęciem
fundamentalnym, a nie wektory E i H.
Powstanie elektrodynamiki, zunifikowanej teorii sił
elektrycznych i magnetycznych, dzięki przejściu od trzech do czterech wymiarów
wywarło silne wrażenie na ówczesnych i zainspirowało próby pójścia dalej tą
drogą. Już na początku tego wieku fizycy doszli do wniosku (głównie dzięki
Einsteinowi), że fundamentalne siły przyrody to pola fizyczne opisywane
rozmaitymi wektorami i tensorami. Im więcej wymiarów ma przestrzeń, tym więcej
składowych mają w niej wektory (tyle, ile jest wymiarów) i tensory, zatem kilka
tensorów opisujących różne pola fizyczne w czterowymiarowej czasoprzestrzeni
można by oklejać" w jeden tensor w wielowymiarowej czasoprzestrzeni. To
właśnie jest istotą idei unifikacji za pomocą wyższych wymiarów. Oczywiście
unifikacja nie kończy się na tym, nie wystarczy sprawdzić, czy liczba
składowych „unifikującego" tensora w n wymiarach równa jest łącznej liczbie
składowych unifikowanych pól w czterech wymiarach. Jądro trudności tkwi w tym,
by skonstruować sensowną teorię dynamiczną (na wzór np. elektrodynamiki czy
ogólnej teorii względności) dla unifikującego pola w n wymiarach i aby z niej w
sposób logiczny i jednoznaczny wynikały teorie dla poszczególnych pól w
czterowymiarowej czasoprzestrzeni. Badania w tym kierunku trwają już trzy
czwarte wieku i pomimo zaangażowania się w nie najwybitniejszych fizyków,
którzy wymyślali coraz bardziej pomysłowe teorie, wyniki są wciąż
niezadowalające.
Pierwszą próbę podjął już w 1914 r. znany fizyk fiński
Gunnar Nordstrom. Usiłował on połączyć w jedno pole te oddziaływania
elementarne, które wówczas znano, czyli grawitację i elektromagnetyzm. Do tego
celu potrzebował polowej i relatywistycznej teorii grawitacji (w owym czasie
nadal stosowano teorię Newtona, według której siły ciążenia nie są przenoszone
przez fizyczne pole, ale działają natychmiastowo na odległość). Nordstrom
opracował taką teorię. Pomysł, chociaż całkowicie chybiony, jest na tyle prosty,
że pozwala zrozumieć metodę unifikacji.
Z fizyki szkolnej wiemy, że pole elektrostatyczne i pole
ciążenia najwygodniej opisywać nie wektorem natężenia, lecz funkcją, zwaną
potencjałem. Potencjał istnieje również dla dowolnego pola
elektromagnetycznego, z tym że jest on dany nie jedną, lecz zespołem czterech
funkcji, które w czasoprzestrzeni są składowymi wektora, zwanego czterowektorem
potencjału (wektory w przestrzeni Minkowskiego nazywamy czterowektorami).
Potencjał elektromagnetyczny nie ma bezpośredniego sensu fizycznego (nie jest
mierzalny w doświadczeniu), za to da się z niego skonstruować w sposób
jednoznaczny wielkość mierzalną — tensor natężenia pola. Nordstrom przyjął, że
teoria grawitacji jest podobna do elektrodynamiki, tyle że prostsza: pole ciążenia
opisane jest potencjałem złożonym z jednej funkcji, która spełnia równanie
podobne do tych, jakim podlega potencjał elektromagnetyczny (równań Maxwella).
Następnie zaproponował, by wziąć przestrzeń pięciowymiarową (czas i cztery
wymiary przestrzenne) i w niej rozważać pole elektromagnetyczne opisane
pięciowektorem potencjału. Piątą składową potencjału utożsamił z potencjałem
grawitacyjnym pola ciążenia w czterech wymiarach (w pięciowymiarowej
czasoprzestrzeni grawitacji nie ma). Z punktu widzenia naszego
czterowymiarowego świata ta pięciowymiarowa elektrodynamika rozszczepia się na
zwykłą elektrodynamikę i teorię grawitacji Nordstróma. Unifikacja obu pól
została dokonana. Nordstrom nie wyjaśnił jednak, jaki sens ma piąty wymiar i
dlaczego świat postrzegamy jako czterowymiarowy.
W tym czasie Einstein kończył konstruowanie ogólnej teorii
względności, teorii grawitacji bez porównania doskonalszej od teorii
Nordstróma. Pomysły tego ostatniego zlekceważył zupełnie (podobno ich stosunki
osobiste nie były najlepsze); w rezultacie praca Nordstróma została na
kilkadziesiąt lat zapomniana.
Możemy teraz uściślić to, co powiedzieliśmy wcześniej.
Według teorii grawitacji Einsteina, czas i przestrzeń tworzą jeden obiekt
fizyczny, czasoprzestrzeń, która jest czterowymiarową zakrzywioną przestrzenią
Riemanna (ryc. 2). Krzywizna czasoprzestrzeni jest miarą sił ciążenia: im
większa krzywizna, tym silniejsze pole ciążenia, płaska czasoprzestrzeń oznacza
brak grawitacji. Trzeba dodać, że krzywizna przestrzeni jest jej cechą
wewnętrzną. Nie należy wyobrażać sobie, że zakrzywiona czasoprzestrzeń jest
czterowymiarową „powierzchnią" zanurzoną w innej, więcej-wymiarowej
przestrzeni (np. euklidesowej). Przestrzeń zanurzająca jest zbędna i nie ma
sensu fizycznego.
 |
Ryc. 2. Czasoprzestrzeń według teorii Einsteina.
Przedstawiamy tu ważny dla kosmologii zamknięty
wszechświat Friedmana. Dwa wymiary przestrzenne zostały
pominięte. Przestrzeń jest zamknięta i zobrazowana w
postaci okręgu. Czasoprzestrzeń ma wtedy kształt lejka.
Wierzchołek lejka jest „osobliwością": cała przestrzeń
jest skurczona do punktu. Przestrzeń „wybucha" z
osobliwości (Big Bang), od której zaczynamy rachubę
czasu (początek wszechświata). Przestrzeń rozszerza się
z upływem czasu, bowiem promień okręgu w chwili t2 jest
większy od promienia w chwili t,. Nazywamy to ekspansją
wszechświata. Zakrzywienie lejka jest największe przy
wierzchołku, czyli zaraz po Big Bangu; z czasem lejek
wypłaszcza się i upodabnia do stożka. |
Ogólna teoria względności szybko zdobyła uznanie i sławę. W
kwietniu 1919 r. matematyk z Królewca, Theodor Franz Eduard Kaluza, przesłał
Einsteinowi projekt unifikacji einsteinowskiej grawitacji z elektrodynamiką w
świecie pięciowymiarowym. Praca Nordstróma była już zapomniana i powszechnie
uznano Kaluzę za twórcę idei świata wielowymiarowego; trzeba przyznać, że
pomysł Kaluzy był dużo lepszy i jego praca zawierała większość koncepcji, które
później rozwinięto. Einstein odniósł się życzliwie do samej idei, zarazem miał
zastrzeżenia do sposobu jej prezentacji. Po dłuższych wahaniach i kilkukrotnej
wymianie listów przedstawił ją Pruskiej Akademii Nauk i artykuł Kaluzy ukazał
się w Sprawozdaniach Akademii w 1921 r. (w latach osiemdziesiątych praca ta
stała się bardzo sławna i niemal każdy autor piszący o świecie wielowymiarowym
czuł się zobowiązany ją zacytować. Zarazem niemal nikomu nie chciało się
zajrzeć do oryginału i odnośnik do niego przepisywano z artykułów
współczesnych. W jednej z wcześniejszych prac zrobiono błąd drukarski w
odsyłaczu (w rezultacie komiczną pomyłkę powielono setki razy).
W pięć lat później Szwed Oskar Klein rozwinął i zmodyfikował
koncepcje Kaluzy (do podobnych wniosków doszedł niezależnie w tym samym czasie
H. Mandel z Petersburga); odtąd przyjęło się wszystkie sposoby unifikacji pól
fizycznych za pomocą wyższych wymiarów nazywać teoriami Kaluzy-Klejna (sława
Kaluzy sprawiła, że w Polsce jego nazwisko pisano „Kałuża". Sam Kaluza był
świadom swego słowiańskiego rodowodu i swoje nazwisko wymawiał nie po niemiecku
— „Kaluza". Od 1935 r. do śmierci w roku 1954 był profesorem matematyki w
Getyndze. Nie ma podstaw do tego, by dopatrywać się w nim Polaka).
Według Kaluzy i Kleina czasoprzestrzeń ma pięć wymiarów i
jest zakrzywiona. Przestrzeń jest cztero- wymiarowa i przypomina powierzchnię
cylindra (ryc. 3). Linia na powierzchni równoległa do osi walca reprezentuje
zwykłe trzy wymiary, natomiast okrąg prostopadły do osi to czwarty wymiar.
Założenie, że w czwartym wymiarze przestrzeń zamyka się w okrąg, jest bardzo
ważne. Krzywizna czasoprzestrzeni oznacza, że mamy w niej pole grawitacyjne.
Dodajmy bowiem, że ogólna teoria względności może być słuszna w przestrzeni
Riemanna o dowolnym wymiarze i teza, że wymiar wynosi cztery, jest postulatem
zaczerpniętym z doświadczenia; postulat ten wolno zastąpić innym, głoszącym, że
jest pięć lub więcej wymiarów. W pięciu wymiarach jest tylko grawitacja, nie ma
innych sił. Korzystając z faktu, że piąty wymiar jest okręgiem, Kaluza i Klein
wykazali, że z punktu widzenia czterowymiarowego świata „zewnętrznego"
pięciowymiarowa grawitacja einsteinowska rozszczepia się na zwykłą grawitację i
teorię elektromagnetyzmu. Przechodząc od pięciu wymiarów do czterech, kreujemy
z grawitacji pole elektromagnetyczne! Powtórzmy: w pięciu wymiarach jest
materia, która oddziałuje tylko grawitacyjnie, nie ma ładunków elektrycznych
ani światła. Gdy zmniejszymy liczbę wymiarów, pojawi się nowe oddziaływanie,
bowiem materia otrzymuje ładunki elektryczne. „I stała się światłość..."
 |
Ryc. 3. Czterowymiarowa przestrzeń ma kształt cylindrycznej
rury. Czas nie jest zaznaczony. Każda linia na rurze
równoległa do osi przedstawia zwykłe trzy wymiary, zwane
„przestrzenią zewnętrzną". Przekrój rury prostopadle do osi
daje okrąg, czyli w czwartym wymiarze przestrzeń zwija się
w okrąg. Dodatkowe wymiary przestrzeni nazywamy
„przestrzenią wewnętrzną", jest ona zawsze zamknięta i ma
znikomy rozmiar. W najprostszej wersji teorii Kaluzy-Kleina
przestrzeń wewnętrzna jest okręgiem. Gdy rozmiar ciała jest
większy od promienia okręgu, może się ono poruszać tylko
równolegle do osi, zas okrąg przestaje dla niego praktycznie
istnieć. Dla ciał odpowiednio dużych przestrzeń jest zawsze
efektywnie trójwymiarowa. |
Klein miał nadzieję, że piąty wymiar ma coś wspólnego z
efektami kwantowymi, których istnienia wymagała powstająca w tym czasie
mechanika kwantowa. Georg Uhlenbeck, odkrywca (wraz z S. Goudsmitem) spinu
elektronu, wspominał po latach: „Pamiętam, że wiosną 1926 r., gdy Oskar Klein
powiedział nam o swej idei unifikacji..., która ponadto uwzględniała teorię
kwantów, wpadłem w zachwyt! Teraz rozumiemy świat!".
W rzeczywistości zachwyceni byli nieliczni. Ogół fizyków
pasjonował się mechaniką kwantową, która wspaniale objaśniała nieprzebrane
mnóstwo zjawisk świata atomowego. Teoria Kaluzy-Kleina miała dwie wady.
Nadzieja, by piąty wymiar związać z teorią kwantów, szybko upadła (z tego
właśnie powodu Einstein, który kilka razy przekonywał się i zniechęcał do tej
teorii, ostatecznie zarzucił ją po 1940 r.). Interpretacja fizyczna piątego
wymiaru była niejasna. Jeszcze szybciej okazało się, że tego wymiaru nie da się
utożsamić z którąkolwiek ze znanych wielkości fizycznych (tak jak czwarty
wymiar utożsamiono z czasem). Jeżeli wymiar ten ma sens wyłącznie geometryczny,
jak pozostałe trzy przestrzenne, to czemu go nie widać? Większość badaczy z
okresu międzywojennego przyjmowała więc, że piąty wymiar jest trickiem
matematycznym, a nie wielkością mierzalną. Z dzisiejszego punktu widzenia
pozbawiało to teorię Kaluzy-Kleina treści fizycznej i zamieniało ją w doktrynę
filozoficzną.
Po drugie, unifikacja w stylu Kaluzy-Kleina miała wyłącznie
walory estetyczne. Nie wynikało z niej nic nowego, czego nie znalibyśmy już z
ogólnej teorii względności i elektrodynamiki. Przypomnijmy, że unifikacja
elektryczności z magnetyzmem zaowocowała przewidzeniem istnienia fal
elektromagnetycznych, a więc wyjaśniła, czym jest światło. Teoria Kaluzy-Kleina
nie dawała żadnych prognoz.
Przed ponad pół wieku istnienia teoria Kaluzy- -Kleina
tkwiła na dalekich peryferiach fizyki teoretycznej, przyćmiona sukcesami fizyki
kwantowej. Powszechnie uznano ją za ideę fałszywą. Tymczasem jej wielkie dni
miały dopiero nadejść.
W połowie naszego wieku stało się jasne, że istnieją cztery,
a nie dwa rodzaje sił fundamentalnych. Oprócz grawitacyjnych i
elektromagnetycznych są to oddziaływania silne, wiążące protony i neutrony w
jądra atomowe oraz oddziaływania słabe, odpowiedzialne za rozpady nietrwałych
cząstek elementarnych. Przez długi czas opis teoretyczny tych nowych sił był
marny. Sytuacja zmieniła się pod koniec lat sześćdziesiątych. Powstaje wtedy
jednolita teoria oddziaływań elektromagnetycznych i słabych, zwana modelem
Weinberga-Salama sił elektrosłabych. Idea, którą się ci badacze posłużyli, tzw.
pola cechowania, jest na tyle ogólna, że od razu nasunęła się myśl, by
zastosować ją do sił jądrowych. Pomysł okazał się sukcesem i od połowy lat
siedemdziesiątych dysponujemy zadowalającą teorią tych sił, zwaną
chromodynamiką kwantową. Podobieństwo obu teorii jest tak uderzające, że stara,
przez dziesięciolecia lekceważona idea Einsteina, by zunifikować oddziaływania
fundamentalne, ożyła z wielką siłą. W latach 1978 — 79 opracowana zostaje
„wielka unifikacja" oddziaływań elektrosłabych z silnymi. Ku powszechnemu
zaskoczeniu, po raz trzeci sukcesu na tej samej drodze odnieść się nie udało.
„Wielka unifikacja" nie potwierdziła się w doświadczeniu. Pozostała za to
wiara w sensowność unifikacji. Fizycy uznali, że musi ona obejmować wszystkie
siły fundamentalne, z grawitacją włącznie, i że dokonać jej trzeba metodami
bardziej wyrafinowanymi. I wtedy na scenę weszły nowoczesne teorie
Kaluzy-Kleina.
Pomimo złej reputacji badania teorii wielowymiarowych nigdy
nie zamarły. Wyjaśniła się kwestia fizycznego sensu piątego wymiaru (i
ewentualnych wyższych). Według nowoczesnej fizyki nie istnieją obiekty
dokładnie punktowe, nawet cząstki elementarne mają małe, lecz różne od zera
rozmiary. Spójrzmy na ryc. 3. Aby wykryć „wewnętrzny okrąg", trzeba albo
metodą Ptolemeusza ustawić wzdłuż niego sztywny pręt, albo poruszać się po nim.
Będzie to niemożliwe, jeżeli okrąg będzie bardzo mały, mniejszy od cząstek
elementarnych. Wówczas „przestrzenna rurka" praktycznie przestanie być
rurką i stanie się „linią", czyli efektywnie utraci jeden wymiar i dla
ciał fizycznych dostępne będą tylko trzy wymiary. Jeżeli promień rurki jest
bliski długości Plancka, 10 ~ 33 cm, to nie można poruszać się w poprzek rurki,
a tylko wzdłuż niej, zatem dodatkowy wymiar jest niewidzialny i prawo
Ptolemeusza jako prawo czysto empiryczne zachowuje swą moc (dodajmy dla
ścisłości, że wymiar „wewnętrzny" nie jest absolutnie niewidzialny. Mogą
się w nim poruszać fotony mające gigantyczną energię, nieosiągalną przy obecnym
poziomie techniki. Zatem wewnętrzny wymiar w zasadzie jest wykrywalny, jeżeli
istnieje, i to jest konkretnym przewidywaniem teorii Kaluzy-Kleina, tyle że
nieprędko będziemy w stanie wykonać odpowiedni eksperyment). Mamy więc zgodność
z doświadczeniem, a zarazem fizycznie istniejący dodatkowy wymiar zapewnia
unifikację.
W 1963 r. Bryce De Witt z Uniwersytetu Północnej Karoliny
zauważył, że jeśli unifikacja ma objąć oddziaływania silne i słabe, to piąty
wymiar nie wystarczy i potrzeba więcej ukrytych wewnętrznych wymiarów;
otworzyło to nowe perspektywy dla teorii. Warto tu wspomnieć o udziale polskich
badaczy. W 1965 r. Jerzy Rayski z Uniwersytetu Jagiellońskiego badał pewną
wersję teorii pięciowymiarowej, a Ryszard Kerner i Andrzej Trautman z
Uniwersytetu Warszawskiego zainicjowali w latach 1968-70 badania matematycznej
struktury teorii wielowymiarowej. W latach siedemdziesiątych coraz więcej
fizyków zajmowało się teorią Kaluzy-Kleina i nastąpił wyraźny postęp.
Lata 1980-90 można bez przesady uznać za dekadę wyższych
wymiarów. Zapoczątkowały ją dwie ważne prace. Edward Witten z Uniwersytetu w
Princeton wykazał, że realistyczna unifikacja, łącząca einsteinowską grawitację
z teorią oddziaływań elektrosłabych i chromodynamiką kwantową, wymaga siedmiu
wymiarów wewnętrznych, czyli czasoprzestrzeń ma aż jedenaście wymiarów. Liczba
11, skądinąd nieciekawa liczba pierwsza, nabrała nagle fundamentalnego
znaczenia. Peter Freund i Mark Rubin z Uniwersytetu Chicago udowodnili, że
jedenastowymiarowa teoria rzeczywiście dopuszcza sytuację, gdzie siedem
wymiarów dodatkowych zamyka się tworząc przestrzeń wewnętrzną o małym rozmiarze
podobną do siedmiowymiarowej sfery. Teraz runęła lawina prac. W 1984 r.
nastąpił doniosły zwrot: okazało się, że w przestrzeniach wielowymiarowych
zamiast teorii Kaluzy-Kleina lepiej jest rozpatrywać egzotyczne, nieznane w
naszym świecie obiekty, zwane super- strunami. Zapanował entuzjazm, na
konferencjach rozlegały się autorytatywne głosy, że oto rodzi się „ogólna
teoria wszystkiego" i fizyka dobiega końca. Entuzjazm był jednak
przedwczesny.
Słońce rzadko świeci w wyższych wymiarach. W drugiej połowie
dekady teorie superstrun, podobnie jak nieco wcześniej teorie Kaluzy-Kleina,
napotkały nieprzezwyciężone trudności. Nie sposób przedstawić je zrozumiałe dla
laika. Powiemy tylko, że teorie wielowymiarowe albo nie potrafiły prawidłowo
odtworzyć cząstek elementarnych takich, jakie znamy z doświadczenia, albo
dawały przewidywania tak ogólne, że świat realny okazywał się tylko jedną z
miliardów możliwości i nie było teoretycznych podstaw, by go właśnie wyróżnić.
Od 1987 r. nadzieje malały, a rozczarowanie rosło. Koniec dekady lat
osiemdziesiątych można też uznać umownie za koniec nadziei na stworzenie
jednolitej teorii cząstek elementarnych za pomocą świata wielowymiarowego.
Mamy rok 1992. Nadal ukazują się prace o światach
wielowymiarowych. Nikt bowiem nie udowodnił, że ta droga do unifikacji jest
definitywnie zamknięta. Jeżeli więc nie pojawi się nowy, całkiem odmienny
pomysł, jak do niej dojść, to pewna liczba fizyków będzie nadal poszukiwać
sposobów obejścia trudności i zbudowania jednolitej teorii w przestrzeni o więcej
niż czterech wymiarach. Zbyt wiele pięknych wyników uzyskali fizycy w teoriach
Kaluzy-Kleina i superstrun, by zgodzili się je porzucić, nie mając w zamian
innej, atrakcyjniejszej idei. Możliwości jest tu nadal wiele, potrzeba tylko
wyobraźni i intuicji. Światy wielowymiarowe odchodzą jednak tymczasem na
peryferie fizyki.
Nauka nowożytna zaczęła się od odrzucenia geocentrycznego
systemu Ptolemeusza. Przed kilku laty wydawało się, że druga, choć mniejsza od
kopernikańskiej rewolucja w fizyce zacznie się od zakwestionowania prawa
Ptolemeusza, Wprawdzie nadzieja ta jak dotąd nie sprawdziła się, nasuwa się
refleksja, że nauka dwudziestowieczna ma nieoczekiwane powiązania z pewnymi
postaciami z przeszłości.
Jakkolwiek potoczy się rozwój fizyki, jedno jest pewne,
problematyka wymiaru czasoprzestrzeni stała się obecnie nieusuwalnym
przedmiotem badań. Dlaczego bowiem prawo Ptolemeusza obowiązuje? Dlaczego
przestrzeń ma trzy, a nie pięć czy sto wymiarów? Wszystkie dotychczasowe
wytłumaczenia go są nieprzekonujące dla fizyka, są to próby usprawiedliwiania
ex post zaistniałego faktu. Przyszła jednolita teoria cząstek elementarnych i
ich oddziaływań powinna wyprowadzić prawo Ptolemeusza z zasad pierwszych. I w
tym sensie trwające niemal cały nasz wiek badania fizyki przestrzeni
wielowymiarowych nie poszły na marne.
Autor - Leszek M. Sokołowski
Ważne linki dotyczące autora:
Leszek M. Sokołowski - Elementy kosmologii: dla nauczycieli, studentów i dociekliwych uczniów
Leszek M. Sokołowski - Elementy analizy tensorowej
Literatura uzupełniająca:
Lisa Randall - Ukryte wymiary Wszechświata
Multimedia:
Ukryte wymiary i teoria strun
Jak wyobrazić sobie pięć wymiarów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz