Tytułem wstępu.

To nie blog. To portal. A właściwie część multiportalowej platformy o nazwie - "Nie Dla Opornych".
To nie blog, to komentarz - do rzeczywistości, przyspieszonej jakby chęć zatrzymania się nad czymkolwiek była efektem wewnętrznej słabości lub powodem do wstydu.
To nie lifestyle. To nauka, podana w taki sposób by była zrozumiała dla człowieka inteligentnego, laika choć zdolnego zrozumieć i zaciekawić się, czymś co rozumowi daje odzew.

Pamiętacie stare artykuły popularnonaukowe? Stare popularnonaukowe książki? Czasopisma? Ich serce biło powoli i z precyzją kwantowego zegara. Ich celem było rzeczowe i dogłębne wyjaśnienie omawianego problemu. Ich odbiorcą był inteligentny erudyta.
To wszystko znikło z otaczającej nas rzeczywistości.
Pismo "Problemy" padło w raz z nastaniem ery płatności za słowo. "Wiedza i życie" oraz "Świat Nauki" zmieniły się w kolorowe, lifestylowe gazetki zagubione w poszukiwaniu rynkowego sukcesu.
Pragnąc wskrzesić dawne podejście do popularyzowania nauki - rzeczowe, dogłębne, pełne szacunku dla czytelnika - uruchamiamy tą część większego projektu, która ma prezentować zapomniane już, ale wciąż AKTUALNE artykuły popularnonaukowe wydobyte z pożółkłych kartek wyżej wspomnianych czasopism.

Bliżniaczym naszym portalem jest Sztuka Nie Dla Opornych oraz strona na Facebooku zbierająca posty i komentarze z obu tych portali.
Mamy nadzieję, że w tym powolnym, pełnym refleksji nurcie znajdziesz miejsce dla siebie.
Miłego przepływu!



ps. Pod każdym z artykułów oprócz linków multimedialnych, znajduje się miejsce przeznaczone na promocję autora. Zachęcamy was do odwiedzania umieszczonych tam odnośników. Portal nie ma charakteru zarobkowego. Odwdzięczamy się więc autorom możliwością popularyzacji ich nazwiska i ich dzieł.
Ponadto nie wstawiamy samodzielnie materiałów filmowych i muzyki do internetu. Istniejące już w sieci materiały zostały jedynie przelinkowane tak by odnośniki nie straciły na aktualności.


Artykuły według kolejności:

wtorek, 9 października 2012

Dlaczego przegrali, czyli o grzechu pychy w polityce

Problemy 08/1992

W jaki sposób stu pięćdziesięciu ludzi mogło podbić 10-milionowe imperium? Swietny artykuł opowiadający historię poboju imperium Inkaskiego przez Hiszpanów.
Gorąco polecam.
Citronian-Man


----------------------------------------------------------------
       (...) aby dotrzeć do prowincji Cajamarca, gdzie rzeczony Atabalica przebywał, musieliśmy porzucić (główną) Drogę Królewską i pójść odgałęzieniem i wspięliśmy się po gołym zboczu,które miało ponad półtorej legua podejścia z bardzo trudnymi przejściami, takimi, że gdyby tenże Atabalica ustawił tam swych ludzi, nie dałoby się pójść dalej; jednakowoż jako że Pan Nasz dla Swej Chwały pragnął, iżby ziemia ta została podbita i podporządkowana, sprawił, że tenże (Atabalica) nie dostrzegł tego; co więcej, lekce nas sobie ważąc i nie sądząc, iżby stu pięćdziesięciu ludzi mogło mu zagrozić, pozwolił, że przebyliśmy to niebezpieczne przejście i wiele innych tak samo trudnych ..."
(Miguel de Estete, żołnierz Pizarra)

Część I - Cajamarca 1532 
Inkaskie Tawantinsuyu było państwem istniejącym na obszarze Andów Środkowych w okresie od ok.połowy XIV w. do 1572 r. W tak zwanej fazie imperialnej, to jest między połową XV w. a latami 1532 - 1536 obejmowało tereny górskie i wybrzeże głównej Kordyliery Andów oraz niezbyt dokładnie ustalony obszar wschodniego pogórza Andów, porośniętego dżunglą (selva). Rozciągało się od mniej więcej 1° szerokości geograficznej północnej (Rio Ancashmayu w dzisiejszej południowej Kolumbii) do 35° szerokości geograficznej południowej (Rio Maule w Środkowym Chile), czyli na terenach należących dziś do Ekwadoru, Peru (bez części departamentów amazońskich), Boliwii (Altiplano), północno-zachodniej Argentyny i północnego oraz środkowego Chile. W okresie maksymalnej ekspansji, tj. ok. 1525 r. Tawantinsuyu miało obszar ok. 1,5 min. km2, z ludnością szacowaną na około 10 milionów mieszkańców (ryc. 1).
Tawantinsuyu zostało podbite przez Hiszpanów w latach 1532-1539, przy czym ostatnia reduta inkaska, tzw. Państwo Vilcabamba, padła na przełomie czerwca i lipca 1572 r.
Dlaczego? W jaki sposób „stu pięćdziesięciu ludzi" mogło podbić 10-milionowe imperium? Już samo zestawienie tych liczb wydaje się fantastyczne w swej dysproporcji i było zresztą celowo uwypuklane w historiografii nie tylko dla podkreślenia zasług Pizarra i jego towarzyszy, ale również (a może przede wszystkim) dla wykazania wyższości cywilizacyjnej Europejczyków nad Indianami. Utrwalaniu takiej jednostronnie europocentrycznej wizji wydarzeń sprzyjało także bardzo selektywne sięganie o relacji drugiej strony, tj. samych Inków. Nie ułatwiał też sprawy fakt, że - w odróżnieniu od Meksyku - w Tawantinsuyu nie zachowały się dokumenty historyczne, z okresu przedhiszpańskiego czy z czasów Konkwisty, tej klasy co azteckie kodeksy. Wszystko, co mamy, to spisane już po Konkwiście relacje Indian i tych nielicznych Hiszpanów, których interesowało coś więcej niż tylko udział w łupach. Informacje są mocno fragmentaryczne, toteż po dziś dzień trwają spory między specjalistami dotyczące na przykład dokładnej chronologii Państwa Inków czy liczby panujących władców. Ten brak informacji nie powinien dziwić, jeśli zważymy, że obaj główni europejscy protagoniści zdarzeń, Francisko Pizarro (uhonorowany później tytułem Markiza) i Diego de Almagro, byli analfabetami...
Nim jednak przystąpimy do próby interpretacji zdarzeń, wypada przywrócić nieco proporcje liczbowe i zastanowić się nad tym, czy i w jakim zakresie władca Inków rzeczywiście dysponował siłą 10 milionów swych poddanych.
Jak już wspomniałem, Imperium Inków powstało w bardzo krótkim czasie, około 100 lat, w wyniku działania stosunkowo niewielkiej grupy etnicznej określającej siebie jako „Inka".
W początkach XVI w. Inkowie mieli swoje niewielkie „curacazgo", czyli państewko w dolinie Cuzco, i toczyli lokalne wojny z sąsiadami o przysłowiową miedzę. Przełom nastąpił z chwilą, gdy stanęli na czele koalicji, która zwycięsko oparła się najazdowi ze strony tzw. Konfederacji Chanca. Bardzo umiejętnie wykorzystali swój prymat w zwycięskiej koalicji, a uzyskane łupy posłużyły im do zainicjowania skomplikowanej sieci powiązań określanych w językach kiczua jako ayni albo mink'a z innym „curacazgos". „Ayni" znaczy dosłownie „wzajemność" i w swej formie symetrycznej oznacza tyle, że za dar lub świadczenie (albo doznaną krzywdę) należy się odwzajemnić dobro- lub złoczyńcy równoważnym darem, świadczeniem lub zemstą. W praktyce politycznej funkcjonowało jednak „ayni" asymetryczne, polegając na tym, że osoba (lub państwo) o pozycji silniejszej, pragnąc sobie zapewnić supremację nad jakimś podmiotem (osobą lub innym organizmem społeczno-politycznym), samo inicjowało powstanie relacji „ayni", wymuszając na słabszym partnerze przyjęcie daru i samemu ustalając pożądaną formę wzajemności. Oczywiście asymetria ta nie mogła być przesadna, a ponadto relacja ta musiała choćby symbolicznie być periodycznie odnawiana kolejną dystrybucją darów.

Ryc. 1. Terytorium Tawantinsuyu na tle
Ameryki Południowej. Strzałkami zaznaczono
miejsca i daty pierwszych kontaktów z
Europejczykami: 1526 - Pochwycenie żaglowej
tratwy handlowej jej załogi i ładunku przez
statek pilotowany przez Bartolome Ruiza;
1527/1528 - Pierwsze lądowanie Pizarrra w
Tumbez, wizyta wysokiego funkcjonariusza
inkaskiego na statku Hiszpanów.
Dalej ekspansja Państwa (a wkrótce Imperium) Inków potoczyła się lawinowo: kolejni pozyskani (mniej lub bardziej dobrowolnie) sojusznicy zasilali trybutem składy Inki oraz kontyngentami żołnierzy imperialną armię; oba te czynniki służyły Inkom do rozszerzania sieci powiązań i, co za tym idzie, obszaru Państwa
Dobra z imperialnych składów były m. in. wykorzystywane jako dary dla dotychczasowych oraz potencjalnych poddanych, przy czym imperialna armia była zawsze w pobliżu, gotowa do przekonania opornych, że bardziej opłaca się im dary (i zwierzchnictwo Inków) przyjąć, aniżeli je odrzucić, co było równoważne z wypowiedzeniem wojny.
W ten sposób w ciągu niespełna stulecia powstało Imperium będące prawdziwą mozaiką etniczno-społeczno-polityczną, na którą składały się, obok prymitywnych wodzostw z dżungli amazońskiej, również podporządkowane przez zwycięskich Inków państwa w rodzaju Królestwa Chimu z Północnego Wybrzeża
Peru czy potężnych „curacazgos" Lupaka i Colla na boliwijskim Altiplano.
Dominującą pozycję w tym szczególnym organizmie państwowym zajmowali „Inkowie krwi", wywodzący swe pochodzenie od legendarnych założycieli Cuzco, oraz tzw. Inkowie z przywileju, czyli, z grubsza rzecz biorąc, te grupy etniczne z doliny Cuzco, które stosunkowo wcześnie sprzymierzyły się z „Inkami krwi" w ich walce z Konfederacją Chanca i za to uzyskały wysoki status w hierarchi władzy.
Dla obu tych grup zarezerwowane były wszystkie ważniejsze stanowiska w administracji państwowej, Inkowie tworzyli także elitarne oddziały armii imperialnej, tzw. orejones (czyli „dłuogouchych"). Te dwie uprzywilejowane grupy etniczne stanowiły jednak zaledwie kilka procent ludności Imperium, której ogromną większość tworzyli nie-Inkowie, w różnym stopniu zintegrowani z tworzącym się dopiero organizmem państwowym i w różnym stopniu zainteresowani dalszym pozostawaniem w ramach tego państwa. W przypadku grup etnicznych czy państw wcielonych siłą w wyniku wyniszczających operacji wojennych posłuszeństw Sapań Ince trwało tak długo, jak długo trwała obawa przed interwencją armii imperialnej; każde, choćby chwilowe osłabienie władzy centralnej wywoływało natychmiast rewolty, zwłaszcza na obszarach peryferyjnych, najpóźniej podporządkowanych.

Ryc. 2. Pierwsze spotkanie Inków z Hiszpanami
wg późniejszej interpretacji indiańskiego
kronikarza z przełomu XVI i XVII w., Felipe
Guaman Poma de Ayala. Pytanie Inki:
Czy jecie złoto? Odpowiedź Hiszpana:
To złoto jemy.
Widzimy tu więc pewną analogię z sytuacją mieszkańców Tenochtitlan w relacji zarówno z innymi członkami Trójprzymierza, jak i reszty ludności Meksyku. Z tym, że w porównaniu z Państwem Azteków inkaskie Tawantinsuyu miało chyba jednak bardziej rozbudowaną i lepiej zorganizowaną administrację państwową i służby publiczne nieznane w Meksyku, jak np. instytucję „chasqui", czyli posłańców, system budowy i utrzymania dróg i składów na terenie Imperium czy rozbudowaną sieć lokalnych centrów administracyjno-religijnych.
Warto w tym miejscu uwypuklić dwie cechy funkcjonowania organizmu państwowego Imperium Inków, których uwzględnienie jest niezbędne dla właściwej interpretacji procesu Konkwist i rozpadu Tawantinsuyu:
- po pierwsze, cała struktura państw Inków opierała się, i to nie tylko w wymiarze rytualno- -symbolicznym, na zasadzie „ayni". Relacja ta musiała być periodycznie odnawiana w formie redystrybucji przez Sapań Inkę dóbr i świadczeń o charakterze prestiżowym (np. luksusowych szat, złotych naczyń itd.) na rzecz „curacas" (przywódców) podporządkowanych organizmów państwowych i grup etnicznych. Równie istotne były redystrybucje żywności ze składów imperialnych w sytuacji nieurodzaju. Tak więc instytucjonalizowana „szczodrość" Inki na rzecz wasali" była spoiwem całego organizmu państwowego, „spoiwo" to zaś zależało od „wypłacalności" aparatu imperialnego;
- po drugie, władca, Sapań Inka, był co prawda traktowany jako namiestnik Boga Słońca, Brat Boga Pioruna itd., ale Inkowie, jako naród wielce pragmatyczny, wymagali stale namacalnych dowodów, że „łaska boska" nie opuściła władcy. Jednym z tych „dowodów" musiały być sukcesy wojenne, tak więc jeśli oddziały dowodzone przez Sapań Inkę ponosiły klęski, oznaczało to, że należy władcę zmienić, co było tym prostsze, że władza w Imperium Inków nie była dziedziczona na sposób europejski, o czym dalej.
Wróćmy teraz do przebiegu samej Konkwisty, w której wyraźnie rysują się 4 etapy, przy czym w każdym z nich motywacje i działania poszczególnych stron (powiedzmy od razu, że było ich więcej niż dwie) były różne:
I    - od pierwszych kontaktów Hiszpanów z Tawantinsuyu w latach 1526/7 do uwięzienia Atawallpy przez Pizarra 16 listopada 1532 r.,
II    - okres korzystania przez Hiszpanów z wymuszonej pomocy uwięzionego Atawallpy, czyli od listopada 1532 r. do egzekucji Atawallpy 26 lipca 1533 r.;
III    - okres koalicji Hiszpanów z frakcją tzw. waskarystów, czyli od egzekucji Atawallpy do II połowy 1535 r.;
IV    - tzw. Rekonkwista, czyli próba pozbycia się zbyt już uciążliwych Hiszpanów, od II połowy 1535 r. do ostatecznej klęski armii inkaskich w końcu 1539 r.
Przedstawmy teraz skróconą chronologię zdarzeń etapu I, bowiem to one właśnie nadały bieg wszystkim późniejszym wypadkom:
Jesień 1526 r.: statek dowodzony przez pilota Bartolome Ruiza napotyka na pełnym morzu żaglową tratwę indiańską płynącą w rejsie handlowym. Zdobyte przez Hiszpanów dobra (tkaniny, ceramika, wyroby ze złota i srebra) są pierwszym namacalnym dowodem istnienia rozwiniętego kulturowo państwa gdzieś na południu. Kilku z pojmanych członków załogi stanie się później pierwszymi tłumaczami Hiszpanów w następnych kontaktach.
Przełom 1527/1528 r.: okręt dowodzony przez Pizarra dobija do brzegu w Tumbuz, pierwszym inkaskim centrum administracyjno-religijnym poznanym przez Hiszpanów. W czasie postoju Hiszpanie kontaktują się z miejscową ludnością oraz goszczą u siebie wysokiego rangą urzędnika aparatu imperialnego, „długouchego", czyli niewątpliwie cuzkeńczyka. Zadaje on Hiszpanom wiele bardzo wnikliwych pytań, jak powiada kronikarz Cieza de Leon: „(Indianin ten) tak szczegółowo przypatrywał się (statkowi) i tak dokładne pytania zadawał, że Hiszpanie byli zaskoczeni widząc tak bystrego i dociekliwego Indianina". Wymieniają dary, przy czym Pizarro wydaje swej załodze znamienny nakaz nie okazywać wobec Indian zaintresowania złotem, srebrem ani kosztownościami (sic!!!) oraz unikania jakichkolwiek zatargów z ludnością.
Po opuszczeniu Tumbez Hiszpanie płyną dalej na południe, aż na wysokość doliny Santa, lądując w kilku punktach wybrzeża, gdzie są bardzo gościnnie przyjmowani przez mieszkańców. Kilku (4 lub 5) Hiszpanów decyduje się pozostać na miejscu w oczekiwaniu powrotu Pizarra.
Połowa 1528 r.- 1531: po powrocie do Panamy Pizarro decyduje się szukać poparcia dla planów konkwisty Tawantinsuyu bezpośrednio w Hiszpanii, dokąd przybywa w lecie 1528 r. W czasie pobytu na dworze w Toledo kontaktuje się wielokrotnie z przebywającym tam wówczas Hernan Kortezem, zdobywcą Meksyku.
26 lipca 1529 r. Pizarro podpisuje z Królową tzw. capitulaciones de Toledo, dające mu uprawnienia do rozpoczęcia Konkwisty Tawantinsuyu. Wyposażony w te pełnomocnictwa wraca do Panamy, gdzie odnawia układ zawarty w 1526 r. z Diego de Almagro i Hernando de Luque, a dotyczący wspólnego sfinansowania podboju obszaru określanego jako „Biru" (z czasem „Peru"). Ekspedycja wyrusza z Panamy 27 grudnia 1530 r., ląduje jednak nie w Tumbez, lecz na wybrzeżu dzisiejszego Ekwadoru i dopiero stąd wyrusza drogą lądową w kierunku Tumbez. Przeprawa ta zajmuje Pizarrowi cały 1531 r. i część 1532.
W tym czasie zaszły poważne zmiany w Tawantinsuyu. Najpierw rozszalała się zaraza przywleczona z Europy, umiera na nią również Wayna Qhapaq i wyznaczony przez niego na następcę Nina Curi. Do walki o władzę przystępują dwaj inni synowie Wayna Qhapaqa, Atawallpa i Waskar.
Wokół powodów tej wojny narosło wiele nieporozumień i fałszywych interpretacji, do najpopularniejszych należy teza o tym, że Atawallpa był jakoby synem Wayny Qhapaqa i nie-inkaskiej księżniczki z Quito i że to Wayna Qhapaq dokonał podziału Imperium, przyznając Atawallpie tereny północne państwa, należne mu jakoby jako scheda po matce. Nic takiego nie miało miejsca, zarówno Atawallpa jak i Waskar byli cuzkeńczykami z urodzenia, ich matki były inkaskimi księżniczkami, z tym że wywodzącymi się z rywalizujących ze sobą frakcji metropolitalnej arystokracji.
Bezpośrednim powodem wojny domowej był szczególny rodzaj następstwa władzy w Imperium Inków, różny od obowiązującego w ówczesnej Europie.
Według obowiązującej w Tawantinsuyu wykładni religijnej, najwyższej władzy w Państwie nie dziedziczyło się podług starszeństwa, lecz w tzw. boskiej elekcji; przyszły Sapań Inka musiał udowodnić, że miał bezpośredni kontakt z bóstwami, w formie wizji lub snu: ,Jeśli jest jeden lub dwóch lub trzech, lub czterech synów mienionego Ynga Capac (władcy), trzeba, aby wyboru dokonało Słońce, żeby zobaczyć, którego z nich wybierze i wezwie Słońce, młodszego czy starszego. I jeśli wezwie młodszego, to ten nakłada opaskę (władcy): jest panem i królem, Capac Ynga. A pozostali (kandydaci) zostają (...) książętami ..." (Guaman Poma de Ayala). W rzeczywistości grupa kandydatów mogła obejmować nie tylko synów poprzedniego władcy, ale i dalszych krewnych. Oczywiście w praktyce na rezultat elekcji poważny wpływ mieli zarówno kapłani (przez których „przemawiało" bóstwo) jak i frakcje arystokracji inkaskiej, popierające tego czy innego kandydata. Trzeba bowiem pamiętać o tym,że przy praktykowanym przez Inków wielożeństwie liczyło się nie tylko to, że kandydat jest synem władcy (liczba dzieci mogła w takich przypadkach iść w setki), ale również (albo przede wszystkim) z którego z potężnych kuzkeńskich rodów, tzw. panaka, pochodzi matka kandydata. Sprawdzianem właściwego wyboru były też praktyczne umiejętności kandydata, zwłaszcza jako dowódcy.
A że nawet boska elekcja mogła być przez zazdrosnych rywali kwestionowana, przeto świeżo wybrany władca musiał pamiętać o pewnych dość smutnych, lecz koniecznych środkach ostrożności: „...weszli do świątyni Słońca, aby go (jednego z kandydatów) wybrał ich Ojciec, Słońce, na władcę, Capac Apo Yunga. Trzykrotnie przystępowali do ofiary, (ale Słońce) ich nie wezwało; za czwartym razem wezwało (jednego z nich) Słońce, ich Ojciec, i rzekło (mu) Guayna Qhapaq (Młody Władco - MZ). Wówczas ten (wybrany) wziął opaskę i inne regalia i powstał. Po czym polecił zgładzić (pozostałych) dwóch swoich braci i odtąd już go słuchano...". (Guaman Poma de Ayala)
Tak więc rozgrywka między braćmi była w pewnym sensie normalną w takich okazjach praktyką, z tym że w tym przypadku wyszła poza granice stolicy i intryg pałacowych, obejmując swym zasięgiem całe Imperium.
Atawallpa, przebywający w Quito, przejmuje dowództwo armii imperialnej, która towarzyszyła jego ojcu w podbojach na północnych rubieżach imperium (pogranicze dzisiejszego Ekwadoru i Kolumbii), natomiast Waskar montuje swą koalicję w stolicy państwa, Cuzco. Nie dysponując jednak oddziałami równie zaprawionymi w boju co armia rywala, ponosi klęskę za klęską, część jego dowódców przechodzi na stronę Atawallpy, musi on jednocześnie walczyć z potężną frakcją „pro-atawallpistyczną" w samym Cuzco.
Atawallpa też ma problemy, niezwykle krwawo pacyfikuje „curacaczgo" Cahari (w południowym Ekwadorze), które poparło Waskara. Pozostali przy życiu Cahari staną się niebawem najwierniejszymi sojusznikami Hiszpanów. Sytuacja jest niezwykle skomplikowana, poszczególni wasale opowiadają się (mniej lub bardziej dobrowolnie...) to za jednym, to za drugim pretendentem, inni, którzy mogą sobie na to pozwolić, zajmują postawę wyczekującą. Działania wojenne przesuwają się stopniowo w kierunku Cuz- co, którego zdobycie jest głównym celem Atawallpy.
W tym to czasie ekspedycja Pizarra dociera do Tumbez. Miasto jest zniszczone toczącą się od kilku lat wojną domową, nie ma śladów funkcjonowania imperialnej administracji Państwa. Rozczarowanie Hiszpanów jest ogromne.
Dopiero w połowie maja 1532 r., po uzyskaniu bardziej szczegółowych informacji o toczącej się wojnie domowej, decydują się wyruszyć z Tumbez i dotrzeć do Atawallpy. Po drodze zakładają pierwsze hiszpańskie miasto na terenie Tawantinsuyu, San Miguel de Piura. Nie niepokojeni, lecz przez cały czas bacznie obserwowani przez inkaskich zwiadowców, bez większych przeszkód Hiszpanie wkraczają do Cajamarca i zajmują przeznaczone dla nich kwatery w budynkach przy głównym placu. Dochodzi do pierwszego spotkania wysłanników Hiszpańskich (m. in. Hernando de Soto) z Atawallpą w obozie tego ostatniego, rozłożonym w pobliżu Cajamarca. Atawallpa zapowiada swe przybycie następnego dnia do Cajamarca. Jest piątek, 15 listopada 1532 r.
W sobotę, 16 listopada 1532 r. późnym popołudniem kilkutysięczny orszak Inki wkracza na plac w Cajamarca. Hiszpanie czekają ukryci w swych kwaterach, wysyłają z poselstwem do Inki ojca Valverde. Po znanym epizodzie z Biblią, odrzuconą jakoby przez rozgniewanego Atawallpę, Hiszpanie atakują, masakrując zupełnie zaskoczoną (i chyba nie uzbrojoną, co do tego są wątpliwości) świtę Inki i biorąc do niewoli samego władcę.
Tak wyglądają suche fakty, spróbujmy teraz pokusić się o ich interpretację.
Niewątpliwie najbardziej brzemiennym w skutkach wydarzeniem było uwięzienie Atawallpy przez Pizarra. Jak mogło do tego dojść? Dlaczego się z nimi spotkał? I jak tak doświadczony dowódca mógł się tak dać zaskoczyć garstce przeciwników?
Zacznijmy może od „oczyszczenia pola" dyskusji z kilku dość powszechnie do niedawna akceptowanych wyjaśnień; jedno z nich przypisuje bierność Atawallpy i Inków temu, że mieli oni, podobnie jak Montecuzoma w Meksyku, uznać Hiszpanów za istoty nadprzyrodzone, za wysłanników boga Wirakocha, stąd ich nazwa, jaką nadać im mieli Indianie: „viracochas". Jak wykazały badania historyczne, w tym m. in. polskiego badacza, dr. Marcina Mroza, cała sprawa z nadaniem Hiszpanom cech nadprzyrodzonych pojawia się wyraźnie dopiero w okresie II i jest, jak się wydaje, chwytem propagandowym wymyślonym przez sprzymierzonych z Hiszpanami „waskarystów" dla pozyskania zwolenników.
Natomiast Atawallpa i jego otoczenie nie mieli żadnych wątpliwości co do tego, że Hiszpanie są ludźmi. Przypomnijmy, że przecież wysoki funkcjonariusz administracji inkaskiej odwiedził okręt Hiszpanów w Tumbez w 1527 r., z czego niewątpliwie złożył zwierzchnikom relację, ponadto kilku Hiszpanów zostało na Wybrzeżu Peru, czekając na powrót Pizarra, niektóre relacje podają, że dwóch z nich miało nawet być wysłanych do Wayna Quito, ale zmarli lub zostali zabici po drodze.
Następnie, po przybyciu Pizarra w 1531 r., Inkowie mieli aż nadto czasu, żeby przypatrzeć się Hiszpanom, zwłaszcza że szpiedzy inkascy (i to, jak się wydaje, wysłani zarówno przez „waskarystów", jak i „atawallpistów") towarzyszyli im przez cały ten okres. Jeszcze przed rozpoczęciem marszu na Cajamarca, w trakcie postoju w Caxas, złożył Hiszpanom wizytę „orejon", bliski doradca Atawallpy.
Innym często wysuwanym argumentem tłumaczącym sukces Hiszpanów jest kwestia ich przewagi w uzbrojeniu i technice wojennej. Oczywiście, takowa istniała, ale nie należy jej przeceniać, zwłaszcza że nie przybrała ona takiej diametralnej opozycji jak ta, którą przedstawiają niektóre popularne opracowania: z jednej strony zakuci w stalowe zbroje konkwistadorzy, wyposażeni w armaty, z drugiej półnadzy dzikusi z drewnianymi pałkami i dzidami. Oddajemy głos Francisco de Jarez, sekretarzowi Pizarra, który tak przytacza relację jednego z indiańskich sprzymierzeńców Hiszpanów, wysłanego z poselstwem do obozu Atawallpy: „wyszedł do mnie jeden z wujów (Atawallpy) i spytał, jakimi ludźmi są chrześcijanie i jaką mają broń, powiedziałem mu, że są oni odważnymi i bardzo walecznymi mężami i że mają konie, które biegną jak wiatr i że ci, którzy na nich jeżdżą, mają długie dzidy, którymi zabijają wszystkich, których dosięgną, bowiem (konie) w dwóch skokach dogonią (każdego), a konie wielu zabijają kopytami i pyskiem. A chrześcijanie, którzy idą pieszo, są bardzo zręczni i mają na jednym ramieniu drewnianą tarczę, którą się bronią, i mocne zbroje pikowane bawełną, i ostre miecze, które od jednego uderzenia przecinają na dwoje człowieka, a owcy odrąbują łeb, i tymi mieczami przecinają każdą broń jaką mają Indianie, inni zaś mają kusze, którymi strzelają z daleka i jedną strzałą kładą trupem człowieka, (mają też) broń palną, która wystrzeliwuje ogniste kule, które zabijają wielu ludzi. Na co oni odrzekli mi, że to wszystko to nic, bo chrześcijan jest niewielu, a konie (same) nie mają broni, więc można będzie zabić je dzidami (...), powiedzieli też, że nie obawiają się broni miotającej ogień, jako że chrześcijanie mają jej tylko dwie sztuki...".
Jak widać, dowódcy Atawallpy bardzo dobrze zdawali sobie sprawę z jakości uzbrojenia Hiszpanów, ale nie wydawali się nim być przestraszeni. Pamiętajmy też, że Hiszpanów było tylko niespełna dwustu, a zaprawiona w bojach armia Atawallpy liczyła kilkadziesiąt tysięcy żołnierzy, których sprzymierzeńcem był ponadto sam teren. Cytowany na wstępie Miguel de Estete i inni uczestnicy wyprawy Pizarra są zgodni co do tego, że gdyby tylko Atawallpa zdecydował się urządzić na Hiszpanów zasadzkę, w którymś z trudniejszych przejść, wyprawa zakończyłaby się dla Pizarra i jego ludzi druzgocącą klęską.
Ocenę tą w pełni potwierdzają zdarzenia z 1536 r., kiedy to gorzej uzbrojone, wyszkolone i mniej liczne oddziały inkaskie, wykorzystując sprzyjający teren, rozbiły w proch kilka ekspedycji hiszpańskich (o liczebności ogólnej równej oddziałowi Pizarra i lepiej od niego uzbrojonych) wysłanych z Limy na pomoc oblężonemu przez Manko Inkę Cuzco.
A więc wracamy do pytania wyjściowego: dlaczego Atawallpa pozwolił Hiszpanom dotrzeć do Cajamarca?

Ryc. 3. Spotkanie Hiszpanów z Atawallpą
w Cajamarca wg Felipe Guaman Pom
de Ayala. Inka siedzi na tronie, klęczą
przed nim Hiszpanie. Ojciec Valverde
trzyma Biblię, tłumaczy Filipillu (po lewej).
Scena ta nie odzwierciedla rzeczywistych
zdarzeń historycznych, lecz je syntetyzuje,
zgodnie z wizją kronikarza. Np. klęcząca
pozycja Hiszpanów symbolizuje ich funkcję
wysłanników Króla Hiszpanii, a więc w
sposób oczywisty pozycję hierarchicznie
znacznie niższą niż Atawallpy.
Trafną odpowiedź na to pytanie dał chyba cytowany żołnierz Pizarra, Miguel de Estete: Atawallpa Hiszpanów po prostu zlekceważył, bo, dodajmy, miał znacznie poważniejsze sprawy na głowie. Spróbujmy dokonać hipotetycznej oceny sytuacji z jego punktu widzenia. Atawallpa toczy od kilku lat wojnę ze swym bratem przyrodnim, Waskarem, o władzę w państwie, wojna ta właśnie weszła w decydującą fazę, obie strony szykują się do ostatecznej bitwy; rezultatem tej walki może być tylko śmierć jednego z kandydatów do władzy (vide supra system elekcji...). Równolegle do działań militarnych toczy się walka na płaszczyźnie „propagandowo-religijnej", w której każdy z rywali odwołuje się do poparcia ze strony bóstw, konsultowane są wyrocznie, składane ofiary, pilnie obserwuje się „znaki na niebie". Przedziwnym trafem w 1531 r. i 1532 r. widoczne są na niebie andyjskim dwie bardzo jasne komety (1531 - Halley, ale jaśniejsza od niej była kometa widoczna od sierpnia do grudnia 1532 r....); według inkaskiego światopoglądu oznacza zagrożenie życia kogoś z „wielkich panów". Takie zjawiska, traktowane jako poważne sygnały ostrzegawcze ze strony bóstw, wymagają natychmiastowej reakcji w postaci odpowiednich rytuałów, w tym bezwzględnego wielodniowego postu, któremu musi się poddać osobiście sam władca.
Atawallpa odprawiał taki post w momencie przybycia Hiszpanów, o czym pisze naoczny świadek zdarzeń, cytowany już Miguel de Estete.
Równolegle Atawallpa przygotowuje reformę religijną i zmianę struktury administracyjnej państwa, rozdziela funkcje, mianuje dowódców. Na tym tle informacje o ponownym pojawieniu się sygnalizowanych już przed kilku laty dziwnych barbarzyńców są wiadomością interesującą, ale na pewno o drugorzędnym znaczeniu.
Przybysze mają kilka ciekawych nowinek technicznych, trudno natomiast dociec dokładnego celu ich przybycia, bowiem towarzyszący im tłumacze, wywodzący się z niskich, nieinkaskich, a więc niewykształconych grup społecznych, mają spore trudności z przekazaniem słów swych panów. Tak czy inaczej, w państwie, w którym hierarchię mierzy się liczbą poddanych, człowiek mający niespełna dwustu podkomendnych jest mniej więcej na pozycji „curaca" wioskowego. Faktem jest, że z niezrozumiałych przyczyn upiera się on spotkać z Sapań Inka, co jest dowodem niesłychanego braku taktu i wychowania (powinien wszak poczekać na zaproszenie). Generalnie całe zachowanie przybyszów wskazuje na ich barbarzyńskie pochodzenie, niezależnie od takiej czy innej ciekawostki technicznej, ponadto zachowują się wręcz wyzywająco, grabiąc na przykład imperialne składy czy biorąc sobie na konkubiny kobiety z Domów Słońca, jeden z inkaskich arystokratów charakteryzuje ich krótko: to banda „ludzi luźnych, rabusiów".
W zasadzie można by się więc pozbyć natrętów, idąc za poradą jednego z dowódców, który zaproponował, że ze swym kilkutysięcznym oddziałem zastawi na nich pułapkę i przyprowadzi ich w pętach. Ale na to zawsze jest czas, cóż bowiem mogą ci barbarzyńcy dokonać wobec kilkudziesięciotysięcznej armii, w nie znanym sobie terenie i bez zaplecza? Lepiej ich przyjąć, ostatecznie można by ich wziąć do służby, no, przynajmniej niektórych z nich: „kowala, golibrodę i Hernanda Sanchez Morillo, który był znakomitym jeźdźcem..." (Diego de Trujilo).

Takim tropem mogło podążać rozumowanie Atawallpy i jego otoczenia. Znamienne jest przy tym, że w odróżnieniu od Motecuzomy w Meksyku - Atawallpa w żadnym momencie nie wykazywał obawy przed przybyszami i wymagał takiego samego zachowania się od swych żołnierzy: polecił wszak stracić cały oddział swej gwardii przybocznej, który cofnął się z przestrachu przed woltyżerskimi popisami Hernando de Soto w trakcie pierwszego spotkania z Hiszpanami w obozie Atawalpy pod Cajarmarca, 15 listopada 1532 r., wieczorem.
Na co liczył Pizarro, chcąc koniecznie spotkać się z Atawallpą? Tu wątpliwości są mniejsze: po prostu konsekwentnie próbował naśladować plan Korteza i uwięzić władcę Inków, tak samo jak Kortez uwięził Montecuzomę. Obie strony przygotowując się na spotkanie na placu Cajamarca w sobotę 16 listopada 1532 r., miały więc w stosunku do siebie dość podobne zamiary. Lepszym taktykiem okazał się jednak Pizarro: gdy zorientował się, że zawodzi jego pierwotny plan, polegający na zaproszeniu Inki do wejścia do jednego z zajmowanych przez Hiszpanów budynków i uwięzieniu go tam, wydał rozkaz do ataku i wzięcia Inki do niewoli na placu. Była to decyzja desperacka, ale, jak się okazało, skuteczna.
Atawallpa natomiast popełnił kapitalny błąd w ocenie sytuacji: ufny w liczebność swego dworu i towarzyszącej mu gwardii (nawiasem mówiąc zbrojnej raczej do parady niż do wojny) zakładał, że - zgodnie z ceremoniałem i andyjską praktyką polityczną - wobec takiej manifestacji potęgi Hiszpanie złożą mu hołd wasalny, a on zdecyduje o ich dalszym losie. Inka po prostu nie wyobrażał sobie, że ktoś może być na tyle szalony, żeby porywać się na niego mając u boku stu kilkadziesięciu ludzi.
Jeśli można sobie pozwolić na anachronizm, to sytuacja ta żywo przypomina intrygę przedstawioną w poczytnych „Psach wojny" Forsytha: grupka zdecydowanych na wszystko najemników atakuje z zaskoczenia bezpośrednio przywódcę państwa, nie napotykając prawie żadnego oporu ze strony jego zupełnie na to nie przygotowanej gwardii i w kilka chwil, opanowawszy główne centrum dyspozycyjne i środki komunikacji, stają się rzeczywistymi panami sytuacji. Teraz trzeba już tylko poszukać któregoś z miejscowych notabli, który zgodzi się pełnić funkcję marionetkowego władcy...
Wieczorem 16 listopada w swym więzieniu Atawallpa był milczący i zamyślony. Zapytany o powody, „odparł jakby żartując, że powodem jest to, iż to on chciał pojmać Gubernatora (Pizarro) a wyszło na odwrót".    □

Część II
„(Atabalipa) miał głowę swego brata, ze skórą, wysuszonymi mięśniami i włosami; ma ona zaciśnięte zęby, a w nich rurkę ze srebra, a na wierzchu głowy umocowany jest złoty puchar, z którego Atabalipa zwykł był pijać, gdy wspominał wojny, które z nim (ów) brat toczył..."
(Cristobal de Mena, żołnierz Pizarra)

Wieść o wydarzeniach w Cajamarca rozeszła się po Imperium, ożywiając nadzieję wśród przeciwników Atawallpy, stojących dotychczas, jak się wydawało, na definitywnie straconej pozycji; rozpoczął się II etap Konkwisty, w którym inicjatywę przejęli zwolennicy Waskara.
Atawallpa znalazł się w podwójnie trudnej sytuacji: sam będąc uwięzionym, musiał starać się utrzymać kontrolę nad nie całkiem jeszcze opanowanym państwem. Obiecuje Hiszpanom bogaty okup w zamian za wolność i wydaje polecenia dostarczenia go do Cajamarca. Równocześnie już ze swego więzienia rozkazuje zgładzić pojmanego przez jego oddziały Waskara i stara się terrorem zniszczyć wszelką „prowaskarystyczną" (a w tym momencie raczej „antyatawallpistyczną") opcję polityczną. Już wcześniej, tuż po zdobyciu Cuzco, z polecenia jego głównodowodzącego Cuxi Yupankiego:
„[...] na wzgórzu (koło Cuzco) zgładzono wśród tortur owych panów i panie (z rodu Waskara - MZ), którą to kaźń zwą oni chacnac, a po tych torturach zostali oni wszyscy zabici poprzez rozbicie głowy na kawałki siekierami zwanymi chambi [..j i w ten sposób zgładzono liczbę synów i córek Guayna Capaca i wielu głównych panów Cuzco i wszystkich synów i żony Guascara po czym [...] polecił Cuxi Yupanki rzucić ich zwłoki na pożarcie ptakom i lisom ...”
(Juan de Betanzos)
Mimo terroru i poniesionych strat przeciwnicy Atawallpy nie rezygnują: do Cajamarca przybywa potajemnie dwóch jego przyrodnich braci a zarazem jego śmiertelnych wrogów:
„...kiedy Gubernator (Francisco Pizarro) dowiedział się, że są oni synami Starego (władcy) Cuzco, przyjął ich z wielkimi honorami, albowiem po ich zachowaniu widać było, że są to synowie wielkiego pana. Spali oni (potem) w (kwaterze) Gubernatora, albowiem nie ośmielili się nocować w innym miejscu z obawy przed ich bratem (Atawallpą)"   
(Pedro Pizarro).
Jeden z przybyszów, Tupac Huallpa, „udawał, że jest chory przez cały czas, gdy Atabalipa był (przy życiu) i nie wychodził z budynku. Czynił tak z obawy, aby Atabalipa nie polecił go zgładzić jak pozostałych braci", (ibid.).
Wkrótce zaczynają się rozchodzić coraz bardziej alarmujące wieści o potężnej armii nadchodzącej, rzekomo z zamiarem uwolnienia Atawallpy. Fakt, że informacji tych dostarczają spontanicznie Indianie z grup wyraźnie Atawallpie niechętnych, jakoś umyka uwagi Hiszpanów; zaczynają czuć się osaczeni, czynią Atawallpie zarzuty zdrady, stają się w stosunku do niego agresywni. Atawallpa wypiera się jakiegokolwiek spisku, ale wobec nadchodzących coraz bardziej alarmujących doniesień Hiszpanie decydują się wysłać oddział rozpoznawczy. Zdjęci paniką, nie czekając nawet na powrót zwiadowców, po parodii procesu sądowego (niektórzy badacze sądzą nawet, że rzekoma rozprawa sądowa przeciw Atawallpie jest późniejszym wymysłem), 26 lipca 1536 r. dokonują egzekucji Atawallpy. Natychmiast też doprowadzają do mianowania jako Sapań Inki jednego z dwóch wspomnianych przybyszów, Tupac Huallpę. Kilka dni później powracają zwiadowcy, oznajmiając, że nie napotkali żadnych śladów rzekomo gotowej do ataku armii...
Cała sprawa okazuje się być najprawdopodobniej mistrzowską intrygą waskarystów, którzy wykorzystując i umiejętnie podsycając fałszywymi wieściami lęki Hiszpanów doprowadzili do wyeliminowania cudzymi rękoma znienawidzonego wroga, Atawallpy. Jego śmierć oznacza również utratę kontroli nad dotychczas posłusznymi Hiszpanami dowódcami armii Atawallpy, tym samym zmusza Pizarra do „zmiany frontu" i doprowadza do nowego przymierza, Hiszpanów z „waskarystami".
Z punktu widzenia taktycznego był to niewątpliwie polityczno-wojskowy majstersztyk waskarystów, jednakże w perspektywie długofalowej strategii oznaczało to, wbrew intencjom jego realizatorów, dalszy krok w kierunku rozpadu Imperium. Nie należy bowiem zapominać, że Hiszpanie bynajmniej nie czekali bezczynnie w Cajamarca przez osiem miesięcy, od uwięzienia Atawallpy do jego egzekucji. Przeciwnie, korzystając z ochrony, jaką zapewniała im przez cały ten czas armia ich jeńca, przeprowadzili rozpoznawcze ekspedycje, trzej Hiszpanie dotarli nawet do Cuzco, dzięki czemu uzyskali o wiele lepsze rozeznanie w sytuacji Tawantinsuyu. Nawiązali też cenne kontakty z przywódcami kilku nie-inkaskich ludów, między innymi z Wańkami, którzy ujrzeli w Hiszpanach potencjalnych sojuszników w przypadku buntu przeciw władzy Inków: pomoc ze strony tych ludów miała już niebawem okazać się niezwykle istotna. W tym też czasie, 14 kwietnia 1533 r., dotarł do Cajamarca Diego de Almagro z ponad 150 żołnierzami, co podwoiło siły Hiszpanów.
Na razie jednak wszystko rozgrywa się zgodnie z przewidywaniami frakcji „antyatawallpistycznej", która umiejętnie steruje poczynaniami Hiszpanów, nęcąc ich coraz to nowymi wieściami o skarbach, na drodze do których stoją rzecz jasna wojska „atawallpistów". Po nagłej śmierci Tupac Huallpy kolejnym Sapań Inką z „antyatawallpistycznej" frakcji zostaje jeszcze jeden przedstawiciel nadal licznej (mimo niedawnych wysiłków dowódców Atawallpy, vide supra...) progenitury Wayna Qhapaqa, Inka Manko. Przymierze zostaje przypieczętowane po drodze do Cuzco, w Jaquijahuana, spaleniem na stosie pojmanego podstępem kilka miesięcy wcześniej Czalcuchi- my, jednego z głównych doradców i „generałów" Atawallpy.
Manko Inka i Hiszpanie prawie bez walki odzyskują stolicę państwa, Cuzco, a następnie w ciągu 1534 r. wspólnie doprowadzają do całkowitego zniszczenia resztek tak do niedawna świetnej armii Atawallpy. Nie koniec na tym: mimo coraz większego rozpanoszenia się Hiszpanów i pojawiających się z różnych stron sygnałów ostrzegawczych, Manko Inka nie może się powstrzymać od posłużenia się tymi coraz trudniejszymi do kontrolowania sprzymierzeńcami, także do wyeliminowania kilku groźnych konkurentów do władzy:
J...) Inca poprosił pewnego Hiszpana, swego przyjaciela, aby ten udał się nocą do domu jednego z braci (Inki), który był wielkim panem, i zabił go, i tak też się stało ..."
(Cristobal de Molina „El Aimagrista")

Ryc. 5 Egzekucja Atawallpy w Cajamarca, wg
wizji Guamana Poma de Ayala. Ten indiański
kronikarz redagował swe dzieło w ponad 50 lat
po opisywanych wypadkach, toteż rysunek nie
jest w pełni wierny faktom historycznym:
Atawallpa nie został bowiem ścięty lecz
zgarotowany (uduszony), tak jak to przedstawia.
Manko Inka nie jest zresztą jedynym, który próbuje wykorzystać Hiszpanów do swoich celów i wnet zaczynają się tworzyć rywalizujące ze sobą hiszpań- sko-inkaskie frakcje:
„Inka strzegł się w nocy i sypiał z Hiszpanami z grupy Almagra, ponieważ jego stronnictwo z nim (Almagro) było sprzymierzone. (Natomiast) jeden z wujów Inki, zwący się Pasca, i inni bracia i indianie popierali grupę Pizarra..." (ibid.).
Stopniowo bieg zdarzeń zaczyna się wymykać spod kontroli Sapań Inki i aparatu imperialnego, przestają go słuchać potężni wasale, składy zaczynają świecić pustkami, ustaje produkcja w imperialnych manufakturach. Co gorsza, Hiszpanów przybywa coraz więcej, zakładają własne ośrodki administracyjne, miasta, rabują wszystkie wyroby ze szlachetnych kruszców, bezceremonialnie korzystają z topniejących zapasów imperialnych, nie dając niczego w zamian, i zupełnie otwarcie lekceważą imperialne prawo, ba, ośmielają się publicznie podnosić rękę na inkaskich dostojników, a nawet na samego władcę.

W tej sytuacji dochodzi do chwilowej ugody między częścią skłóconej elity inkaskiej i od mniej więcej połowy 1535 r. rozpoczyna się, z polecenia Inki, potajemne przygotowanie do „Rekonkwisty", czyli zepchnięcia Hiszpanów z powrotem do morza. Jak się wydaje, pierwszym pociągnięciem w kierunku pozbycia się Hiszpanów jest zachęcenie ich do rozdzielenia sił. Okazją do tego jest otwarty konflikt między Pizarro i Almagro, którego powodem jest to, że Almagro czuje się pokrzywdzony podziałem łupów i funkcji w dotychczas opanowanej części Tawantinsuyu. Pragnie on zdobyć swoje własne „gubernatorstwo", podległe tylko jemu jako namiestnikowi Króla Hiszpanii, gdzieś na południe od terenów przyznanych jako jurysdykcję Pizarrowi.

Rzc. 6 Śmierć Atawallpy wg wizji europejskiej z przełomu
XVI i XVII wieku. Oczywiście zarówno stroje przedstawionych
postaci jak i architektura są wytworem wyobraźni artysty.
(Rycina z „Wielkich Podróży" Theodora de Bry).
Manko Inka, bezbłędnie wykorzystuje nadarzającą się sposobność, oferując wszelką pomoc w tym przedsięwzięciu, przydziela ekspedycji Almagro kontyngent 12 tysięcy tragarzy i służących, co więcej, daje im też do towarzystwa dwóch najwyższych rangą dostojników: Arcykapłana Willaq Umu i swego brata (i jak się wydaje koregenta) Inka Paullu. Ekspedycja do Chile, w której bierze udział 570 świetnie uzbrojonych Hiszpanów, czyli około 3/4 wszystkich hiszpańskich sił w Cuzco, wyrusza 3 lipca 1535 r. ze stolicy i szybko dociera do dzisiejszej północno-zachodniej Argentyny, dzięki nieocenionej pomocy Willaq Umu, cieszącego się ogromnym autorytetem wśród podległych Ince ludów Qullasuyu (południowa część Tawantinsuyu). Epizod ten często był interpretowany przez historyków jako konkretny dowód trwałości sojuszu Manko Inki z Hiszpanami. Moim zdaniem chodziło w tym przypadku raczej o możliwie szybkie odciągnięcie ekspedycji Almagra jak najdalej od Cuzco i pozostawienie go bez pomocy w niegościnnym, trudnym topograficznie terenie. I rzeczywiście, gdy tylko cel ten zostaje osiągnięty, Willaq Umu nocą ucieka z obozu Hiszpanów i wraca w okolice Cuzco, gdzie potajemnie zajmuje się mobilizacją armii imperialnej. Almagro i jego ludzie zostają zdani sami na siebie na zupełnie nie znanym sobie obszarze, wszystko wskazuje na to, że żaden z nich nie zdoła dołączyć na czas do grupy Pizarra.
Pierwsza część inkaskiego planu „Rekonkwisty" zostaje tym samym pomyślnie zrealizowana. Teraz pozostaje do wykonania część druga, zakładająca wymknięcie się Manko Inki z Cuzco, spod kontroli Hiszpanów, i dołączenie do armii. Sprzyjająca dotychczas Fortuna odwraca się od Inków: pierwsza próba ucieczki, podjęta w listopadzie 1535 r., kończy się pojmaniem i uwięzieniem Manko Inki przez Hiszpanów. Dopiero po kilku miesiącach, w kwietniu 1536 r., udaje się Ince zmylić czujność braci Pizarro i tym razem bez większych problemów dołączyć do zmobilizowanego już i czekającego na jego rozkazy „pospolitego ruszenia". Ale to kilkumiesięczne opóźnienie okaże się niebawem fatalne w skutkach.
Tymczasem jednak w pierwszych dniach maja 1536 r. rozpoczyna się oblężenie Cuzco przez armię Manko Inki. Sytuacja pozostających w mieście 190 Hiszpanów oraz kilku tysięcy ich indiańskich sprzymierzeńców, składających się przede wszystkim z Cańarich oraz z oddziałów inkaskich (tak!) podległych dwóm braciom Manko Inki, śmiertelnie z nim skłóconym, wydaje się beznadziejna:
„Następnego dnia, w sobotę, na Świętego Jana Ante-Portam-Latinam (6 maja - MZ) forteca (Sacsayhuaman - MZ) była wzięta, a całe miasto ze wszystkich [...] stron otoczone, [...] jak potem ustalono, było 100 tysięcy (wrogich) Indian pod bronią i 80 tysięcy służby. Następnie od strony fortecy (Indianie) podpalili domy stojące na zboczu i tak, (idąc) wraz z pożarem, zdobywali teren, kopiąc na ulicach doły i ustawiając barykady. Zdarzyło się, że tego dnia wiał bardzo silny wiatr, a że strzechy były ze słomy, w pewnej chwili wydawało się, że miasto jest jednym płomieniem, a [...] taki był krzyk Indian i tak gęsty dym, że jedni drugich nie widzieli ani nie słyszeli". (Anonim, „Relacja z oblężenia Cuzco ...").
Indianie wykorzystali też skomplikowany system irygacyjny wokół Cuzco do zalania terenu dla utrudnienia działań konnicy hiszpańskiej:
„[...] po upływie sześciu dni (pełnych) trudów i niebezpieczeństw, nieprzyjaciele (Indianie) zajęli prawie całe miasto, albowiem Hiszpanie nie mieli (w swych rękach) nic poza placem i kilkoma budynkami wokół niego, wielu spośród obrońców wykazywało zmęczenie i doradzało Hernandowi Pizarro (Francisco przebywał wówczas w Limie - MZ) opuszczenie miasta i szukanie jakiegoś sposobu ujścia z życiem", (ibid.).
Z tym, że w odróżnieniu od sytuacji Korteza w Tenochtitlan (patrz artykuł R. Tomickiego) nie bardzo było dokąd z Cuzco uciekać ...
W tej zdawałoby się beznadziejnej sytuacji przyszedł Hiszpanom i ich sojusznikom z pomocą szczęśliwy traf: zupełnie niespodziewanie oddziały Manko Inki zaprzestały ataków i wycofały się, pozostawiając tylko straże i załogę w górującej nad miastem Świątyni-fortecy Sacsayhuaman. Dlaczego? Odpowiedź jest zarazem zaskakująca i prosta:
„[...] we wszystkich oblężeniach i wojnach, które prowadzą mają oni (Indianie) we zwyczaju zaprzestawać walki w okresie nowiu Księżyca i poświęcać się w tym czasie składaniu ofiar, i kiedy przerwali oblężenie, to właśnie w tym celu, albowiem jakkolwiek powiada się »przerwać oblężenie«, to rozumie się przez to, że wycofali się na 3-4 leguas (ok. 15-20 km - MZ), aby złożyć ofiary ..." (ibid.).
Dodajmy do tego, że z kolei pełnie Księżyca były przez Inków uważane za najpomyślniejsze momenty do działań wojennych, toteż chyba nie przypadkowo generalny atak na Cuzco rozpoczął się 6 maja rano; astronomiczna pełnia Księżyca miała wszak miejsce poprzedniego wieczoru ...
Ta cykliczność w działaniach armii inkaskiej okazała się zbawienna dla Hiszpanów, którzy wykorzystali już pierwszą okazję i po kilku dniach (18 lub 19 maja - nów astronomiczny wypadł 19 wieczorem - MZ) zażartych walk odbili fortecę Sacsayhuaman z rąk pozostawionego garnizonu inkaskiego. Jak przyznaje anonimowy świadek zdarzeń, był to niewątpliwie przełomowy moment oblężenia:
„[...] złożywszy ofiary (Indianie) wrócili oblegać miasto, ale zastawszy (naszą) załogę w fortecy nie mogli już tak mocno nacierać na nie jak za pierwszym razem ..." (ibid.).
Kolejne przerwy w walkach z okazji nowiu umożliwiły oblężonym wykonanie kilku szybkich wypadów, między innymi dla zaopatrzenia się w żywność; przy tej okazji rozpoczęto również stosowaną później na masową skalę akcję represyjną, polegającą na odcinaniu rąk wziętym do niewoli Indianom (tak mężczyznom jak i kobietom) i wypuszczaniu tak okaleczonych na wolność, aby ich widok działał zastraszająco na walczące przeciw Hiszpanom oddziały. Dodajmy, że armia Manko Inki składała się w większości ze świeżo zmobilizowanych chłopów, którzy otrzymali zaledwie podstawowe przeszkolenie wojskowe. Najlepsze oddziały „liniowe" i najlepsi dowódcy wyginęli przecież w bratobójczej wojnie Atawallpy z Waskarem, a następnie w wyniku kampanii odwetowych prowadzonych w 1534 i 1535 r. przez samego Manko Inkę, wspomaganego przez Hiszpanów.
Mimo szczęśliwego odparcia głównego ataku sytuacja oblężonych w Cuzco była nadal bardzo trudna, zwłaszcza że inna armia inkaska, dowodzona przez Quizu Yupankiego, odnotowała kilka znaczących sukcesów, likwidując po kolei wszystkie hiszpańskie punkty oporu leżące między Cuzco a Limą, jak również 3 ekspedycje wysłane z Limy. W starciach tych w pełni okazało się, jak potężnym sprzymierzeńcem może być dla Indian sam odpowiednio wykorzystany teren: Hiszpanie stracili blisko 200 ludzi i wiele koni, a z wysłanych ekspedycji wróciły do Limy tylko niedobitki czwartej. Francisco Pizarro słał z Limy alarmujące listy do Panamy i Santo Domingo z prośbą o posiłki i nadal pozostawał bez wieści o sytuacji Cuzco.
Manko Inka, zachęcony powodzeniem Quizu Yupankiego, wydał mu rozkaz zejścia na Wybrzeże i bezpośredniego ataku na Limę. Quizu Yupanki nie wydawał się zbyt przekonany do tego pomysłu, ale posłusznie go zrealizował. Obawiał się, i słusznie, że na równinie Hiszpanie

Ryc. 7. Nowy władca i sprzymierzeniec
Hiszpanów, Manko Inka na ushnu
(ceremonialna platforma schodkowa)
w Cuzco. (Guaman Poma de Ayala).
będą mogli wykorzystać swoją główną siłę, to jest konnicę, ponadto armia inkaska składała się z oddziałów o różnej wartości bojowej. Obok stosunkowo nielicznych elitarnych oddziałów kuzkeńskich „orejones" („długouchych") było tu i typowe „pospolite ruszenia", jak i kontyngenty nadesłane (mniej lub bardziej dobrowolnie) przez wasali, z których nie wszyscy chętnie widzieliby restytuowanie władzy Inków w dawnym imperialnym stylu. Szczególnie mało zapału w pomaganiu Inkom wykazywali Wankowie, którzy już w 1533 r. opowiedzieli się po stronie Hiszpanów. Ogółem armia Quizu Yupankiego liczyła około 20 tysięcy ludzi pod bronią, co jednak okazało się niewystarczające przeciwko około 500 dobrze uzbrojonym Hiszpanom i co najmniej 4 tysiącom ich indiańskich sprzymierzeńców. Na początku sierpnia 1536 r., po kilku dniach oblężenia, w trakcie zażartych walk o miasto ginie Quizu Yupanki, a resztki jego armii wycofują się w góry. Hiszpanie nadal nie są jednak w stanie wysłać odsieczy do Cuzco.
Dopiero w początkach listopada 1536 r., po nadejściu posiłków drogą morską, organizują potężną ekspedycję, dowodzoną przez Alonso de Alvarado. Liczy ona ponad 500 doskonale uzbrojonych Hiszpanów, w tym ponad stu konnych, oraz tysiące indiańskich sojuszników. Ekspedycja ta wolno przebija się w kierunku Cuzco, walcząc z resztą armii Quizu Yupankiego i stosując bezwzględne represje mające zastraszyć ludność wspomagającą oddziały inkaskie. Po drodze do Hiszpanów przyłączają się Wankowie, którzy dla podkreślenia swej wierności:
„wszystkich pojmanych Indian »długouchych«, którzy nazywają siebie »inkami« i którzy wywołali to powstanie, sami spalili...".

Ryc. 8. Tortury jakimi poddawali Hiszpanie Indian, dla
uzyskania informacji o skarbach, wg świadectwa Bartolome
de Las Casas. (rycina z 1598 r., Bibliotheque Nationale, Paryż).
Alvarado posuwa się jednak powoli i w marcu 1537 r. jest jeszcze daleko od Cuzco, gdy ku zaskoczeniu Inków powraca z Chile Diego de Almagro. Manko Inka próbuje jeszcze z nim pertraktować, ale zostaje zmuszony do przerwania oblężenia Cuzco, które 18 kwietnia 1537 r. zostaje zajęte przez oddziały Almagro.
Francisco Pizarro próbujący uzyskać informacje o ukrytym złocie „metodą perswazji", t.j. poprzez podpalenie budynku, w którym znajdowali się indiańscy notable. (Guaman Poma de Ayala).
Pierwszym posunięciem tego ostatniego jest uwięzienie braci Pizarro, z którymi od dawna „ma na pieńku"; rozpoczyna to długą serię wojen między Hiszpanami. Inkowie nie są jednak w stanie już tego wykorzystać, bowiem sami wpadają w podobne kłopoty: po klęskach poniesionych w starciach z oddziałami Almagro Manko Inka zmuszony jest wycofać się do Vilcabamby, trudno dostępnego regionu na północ od Cuzco. Zniechęceni niepowodzeniami, opuszczają go kolejni wasale, a nawet członkowie jego własnej rodziny, w tym koregent Paullu Inka, który przechodzi na stronę Almagro i dzięki niemu uzyskuje (na krótko) tytuł władcy, Sapań Inki.

Korzystając z zamieszania wywołanego wojną między Diego de Almagro a pizarrystami, Manko Inka dokonuje jeszcze na przełomie 1537 i 1538 r. krwawego odwetu na Wańkach, których stolica i główne centrum religijne zostają przez jego wojska spalone; likwiduje też mniejsze oddziały hiszpańskie. Warto wspomnieć, że Manko Inka przejmuje już europejski styl walki, sam walczy konno, posługując się lancą.
Jednakże po klęsce Almagra w bitwie pod Las Salinas, w kwietniu 1538 r. zwycięscy pizarryści rozpoczynają konsekwentną kontrofensywę przeciw Manko Ince, korzystając z pomocy Paullu Inki, który, mimo iż niedawno mianowany władcą dzięki protekcji Almagro, teraz pragmatycznie przechodzi na stronę Francisco Pizarro i jego braci. Manko Inka próbuje zmobilizować oddziały na terenie Qollasuyu (dzisiejsza Boliwia), ale część jego dawnych wasali przechodzi na stronę Hiszpanów i Paullu Inki, który oddaje nieocenione usługi swym nowym sprzymierzeńcom, m.in. ratując ich od klęski w niezwykle zażartej bitwie pod Cochabamba.
Po utracie Qollasuyu Manko Ince udaje się, co prawda z trudem, utrzymać panowanie w Vilcabambie. Może się jednak już tylko bezsilnie przyglądać egzekucji swej żony, Cura Ocllo; i innych pochwyconych dostojników inkaskich, w tym arcykapłana Willaq Umu, którzy zostają w wyrafinowany sposób zgładzeni na osobiste polecenie Francisco Pizarro w dolinie Yucay, w bezpośrednim sąsiedztwie terenów pozostających pod kontrolą Inki.
W ten sposób kończy się próba inkaskiej „Rekonkwisty", zaś agonia ostatniego inkaskiego bastionu w Vilcabambie trwać jeszcze będzie przez blisko 33 lata.
Wbrew poglądom niektórych „klasycznych" szkół historiozoficznych, w dziejach niewiele jest zdarzeń, których wystąpienie daje się wyjaśnić jedną jedyną przyczyną. Upadek Tawantinsuyu nie jest wyjątkiem od reguły, ale jeśliby można się pokusić o hierarchizację ważności, to -jak się wydaje - najistotniejszym czynnikiem, który zadecydował o ostatecznym sukcesie Hiszpanów, była wojna domowa, jaka w momencie ich powtórnego przybycia do Tawantinsuyu toczyła się między Atawallpą a Waskarem i wspierającymi obu rywali potężnymi frakcjami inkaskiej arystokracji.

Ryc. 10. Plan Cuzco z zaznaczeniem 4 dróg prowadzących do 4 głównych części państwa Inków. Stolica dzieliła się na Hanan Cuzco (Cuzco Górne) i Hurin Cuzco (Cuzco Dolne). W Hanan Cuzco rezydował urzędujący władca Sapań Inka natomiast Hurin Cuzco podlegało, jak pię wydaje, władzy koregenta, którym za czasów Manko Inki był Inka Paullu. Liczby oznaczają umiejscowienie ważniejszych budynków, np. 8 - Świątynia Qorikancha, 6 - Aqllawasi, czyli Dom Wybranych Kobiet (zwany niezbyt ściśle Klasztorem Dziewic Słońca). 2 - Kuyusmango, budynek w którym mieścić się miał pierwszy w mieście kościół (patrz też ryc. 7). (wg Gasparini i Margolies, 1977).
Nawiązując do tytułu, można powiedzieć, że główna przyczyna klęski Inków była nie materialno- -technologicznej, lecz polityczno-ideologicznej natury: rozdarci wewnętrzną walką o władzę i podporządkowani jej ceremonialno-religijnym, a zarazem bezlitosnym regułom Inkowie „przegrali na własne życzenie". Zbyt długo łudzili się, że mogą wykorzystać Hiszpanów do własnych rozgrywek, nie tracąc kontroli nad tymi zrazu opatrznościowymi, ale z biegiem czasu coraz bardziej uciążliwymi sprzymierzeńcami. Źródło tej pomyłki też było „światopoglądowej" natury: inkaska elita nie zdawała sobie sprawy z potężnego zaplecza, jakie stało za stukilkudziesięcio osobową grupką Pizarra. W inkaskiej wizji świata nie było miejsca dla Europy, tak samo jak kilkadziesiąt lat wcześniej w europejskiej kosmografii nie było miejsca dla Ameryki i zamieszkujących ją ludów.
Gdy po upływie kilku lat Manko Inka i jego otoczenie zorientowali się bliżej w sytuacji, było już za późno, proces rozpadu Imperium wszedł w fazę nieodwracalną. Ostatnią szansą przynajmniej chwilowego powstrzymania tego procesu byłoby odbicie z rąk Hiszpanów Cuzco w maju 1536 r., albowiem miałoby to kolosalne znaczenie propagandowe i zachęciłoby do przyłączenia się do walki z Hiszpanami wyczekująco nastawionych wasali. Ale i ta szansa została zmarnowana i to znów przez czynnik „ideologiczny": jak przyznają sami obrońcy, przełomowym i zarazem zbawiennym dla nich epizodem oblężenia było nagłe wycofanie się oddziałów inkas- kich w trakcie pierwszego ataku, z powodu usankcjonowanej ceremoniałem religijnym konieczności złożenia ofiar z okazji nowiu Księżyca ...

Ryc. 11. Ilustracja jednego z licznych cudów,
jakie miały się zdarzyć w czasie oblężenia
Cuzco, przyczyniając się do ocalenia
Hiszpanów: Manko Inka podpala budynek
Kuyusmanko, zaadaptowany na kościół, ale,
jak pisze Guaman Poma, „stał się cud i
budynek nie spłonął”
Czy mogło być inaczej? Takimi pytaniami w zasadzie Historia się nie zajmuje, spekulacje z gatunku „co by było, gdyby" są bowiem obarczone zbyt dużą dowolnością interpretacyjną. Ponadto w naszym wnioskowaniu podlegamy w sposób mniej lub bardziej świadomy paradygmatowi „konieczności historycznej" czy to ekonomicznej, czy innej natury. W myśl tego paradygmatu „to, co zaszło, zajść (prędzej czy później) musiało", bo „nieuchronny proces historyczny" w tym właśnie kierunku zmie- rzał. Ponieważ jednak luźniejsza formuła niniejszego artykułu mi na to pozwala, pokuszę się o „gdybanie".
Otóż, moim zdaniem, upadek Imperium Inków nie był nieuchronny, przynajmniej w perspektywie czasowej jednego stulecia. Zwróćmy przede wszystkim uwagę na fakt, że - w odróżnieniu od Meksyku - Tawantinsuyu nie leżało w pobliżu głównych hiszpańskich baz wypadowych na Karaibach i w Panamie, co znacznie utrudniało ewentualną organizację i wsparcie logistyczne wszelkich wypraw; przypomnijmy tu znane dobrze z licznych opracowań trudy, niepowodzenia i przeszkody administracyjne, jakie musiał znosić Francisco Pizarro, przygotowując swe ekspedycje.
Jeśli przy ówczesnej technice żeglugi Meksyk był w zasięgu 70 dni żeglugi z Kadyksu (z powrotem średnio około 120 dni), to w przypadku pacyficznego Wybrzeża Ameryki wielkości te należy przynajmniej pomnożyć przez dwa, przy czym do momentu podboju Tawantinsuyu nie istniały żadne istotniejsze punkty etapowe na zachodnim wybrzeżu Ameryki Południowej, Konkwista odbyła się niejako „skokowo", bezpośrednio z Panamy. Oczywiście ogromnie podnosiło to koszty organizacji każdej wyprawy eksploracyjnej na Morze Południowe, jak nazywano wówczas Pacyfik, o to, co w historii gospodarczej określa się mianem „kosztu dodatkowego kilometra".
Warto w tym miejscu przypomnieć, że całe przedsięwzięcie Pizarra i jego towarzyszy było absolutnie nierentowne, co więcej, przynosiło znaczne straty przez ponad 6 lat, to jest do momentu wypłacenia okupu Atawallpy. Pierwsze podróże Pizarra byłyby niemożliwe bez dużego wsparcia finansowego ze strony Hernando de Luque, który zyskał sobie zresztą z tego powodu w Panamie niezbyt pochlebny przydomek „szalonego księdza". Podobnie traktowano Pizarra i towarzyszy jego pierwszych eksploracyjnych wypraw zakończonych niepowodzeniem: określano ich mianem „tych z Biru (Peru)", co było uważane za zwrot obelżywy, synonim „niespełna rozumu".
W pewnym momencie zarządca Panamy dla zapobieżenia dalszemu odpływowi nielicznych jeszcze osadników ze stosunkowo świeżo zorganizowanej kolonii wydał Pizarrowi formalny zakaz dalszego poszukiwania „kraju Biru".
Zważywszy na te fakty oraz na istnienie innych, z punktu widzenia władz hiszpańskich priorytetowych kierunków ekspansji w Ameryce Środkowej (Nicaragua), możemy zasadnie przypuszczać, że ewentualna klęska ekspedycji Pizarra (wielce skądinąd prawdopodobna) powstrzymałaby na jakiś czas dalsze próby penetracji na teren Tawantinsuyu.

Ryc. 12. Kolejny cud, który ocalić miał
Hiszpanów w czasie oblężenia Cuzco:
ukazanie się Najświętszej Marii Panny
miało wywołać panikę wśród
oblegających (Guaman Poma Ayala).
Zwłaszcza wtedy, gdyby nastąpiła ona przed przekazaniem elektryzującej wiadomości o bajecznym okupie uzyskanym za pojmanego Atawallpę.
Możemy więc śmiało założyć, że przy mniej dla Pizarra szczęśliwym obrocie spraw przez kilka następnych dziesięcioleci Hiszpanie ograniczyliby się zapewne do stworzenia kilku punktów wypadowych na wybrzeżu dzisiejszej Kolumbii, Ekwadoru i Peru. Natomiast mieliby prawdopodobnie poważne trudności z opanowaniem prowincji górskich Tawantin- suyu, zwłaszcza gdyby te ludy nie-inkaskie oraz frakcje inkaskiej elity, które sprzymierzyły się z nimi w latach 1532-37 miały wraz z upływem lat możliwość zorientowania się w prawdziwych zamiarach przybyszów oraz przejęcia przynajmniej części europejskiego uzbrojenia i sztuki wojennej.
Poparciem dla mej tezy może być choćby przykład neoinkaskiego Państwa Vilcabamba, które, mimo znacznie ograniczonych środków wynikających z zajęcia przez Hiszpanów większości terenu dawnego Imperium, utrzymało niezależność jeszcze przez ponad 30 lat, do 1572 r. Jeszcze bardziej wymowny jest przykład chilijskich Araukanów (Mapuczów), którzy, szybko zapoznawszy się z hiszpańską taktyką wojenną oraz opanowawszy sztukę jazdy konnej, stawiali skuteczny opór jeszcze do początków XIX w. Z innego terenu można też wymienić majowskie miasto-państwo Tayasal, które, mimo iż położone w bezpośrednim zasięgu głównych hiszpańskich ośrodków ekspansji w Nowym Świecie, ale chronione trudnym do penetracji terenem, uległo im dopiero w 1697 r., to jest 176 lat po upadku Tenochtitlan, a 155 od założenia Meridy, głównego hiszpańskiego ośrodka na Jukatanie.
Tak więc o upadku Tawantinsuyu już w 30. latach XVI w. zdecydował być może przede wszystkim ten wieczór, gdy Atawallpa, słuchając w obozie pod Cajamarca relacji swych szpiegów lekkceważąco opisujących niewielki oddział Pizarra, uznał problem dziwnych przybyszów za drugorzędny i zdecydował poświęcić swą uwagę raczej niezbędnym ceremoniom religijnym i ostatecznemu uporządkowaniu spraw.

Imperium po wyeliminowaniu brata-rywala, niż podjąć zdecydowane działanie przeciw garstce barbarzyńców. Ze swego punktu widzenia czynił słusznie, kierował się bowiem obowiązującymi wówczas w Tawantinsuyu priorytetami polityczno-religijnymi, co więcej, był absolutnie przekonany, że ma wszystkie atuty w ręku i że w pełni kontroluje sytuację.
No cóż, nie pierwszy to i nie jedyny wypadek w Historii wykazujący, że pycha władców i lekceważenie przeciwnika są najgorszymi z doradców; patrząc na czasy nam współczesne można tylko dodać, że „Historia uczy nas, że nikogo jeszcze niczego nie nauczyła...".    □

 





Autor: Mariusz S. Ziółkowski


Ważne linki dotyczące autora:
Dokładne informacje dotyczące autora

Multimedia:
Podbój imperium inków
Zabawnie ale przejrzyście o wyprawie Pizarra




Zachęcamy do dyskusji na temat podanych w artykule treści
oraz wklejania linków do materiałów multimedialnych.
Redakcja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz