Powyższy opis piekła przekazała nam armada 22 automatycznych
statków kosmicznych, które fotografowały, skanowały, analizowały i lądowały na
Wenus w ciągu ostatnich 37 lat. jednakże przez większość tego czasu zasłona
wenusjańskich chmur uniemożliwiała pełne rozpoznanie powierzchni planety. Dla
naukowców Wenus pozostawała światem statycznym, ponieważ niewiele wiedzieli o
dynamicznych procesach, takich jak tektonika czy wulkanizm, mogących
kształtować planetę. Pogląd ten zmienił się po wysłaniu sondy Magellan, która w
latach 1990-1994 wykonała kompletną mapę powierzchni Wenus o wysokiej
rozdzielczości, wykorzystując przenikające przez chmury promienie radaru [patrz:
R. Stephen Saunders, „The Surface of Venus"; Scientific American, grudzień
1990]. Ukazała ona obraz planety, która doświadczyła w przeszłości ogromnych
erupcji wulkanicznych i prawdopodobnie nadal jest aktywna. Te nowe informacje o
przeszłości geologicznej Wenus sprzężono
ze szczegółowymi symulacjami komputerowymi, dzięki czemu podjęto próbę
rekonstrukcji ostatniego miliarda lat historii klimatu planety. Badacze
przypuszczają, że intensywny wulkanizm spowodował wielkoskalową zmianę klimatu.
Podobnie jak Ziemia, lecz odmiennie niż wszystkie znane astronomom planety,
Wenus ma złożony, ewoluujący klimat.
Z naszego punktu widzenia jako sąsiada w Układzie Słonecznym
niezwykle obrazowe jest uzmysłowienie sobie, że siły podobne do działających na
Ziemi doprowadziły do tak odmiennego efektu na Wenus. Obserwacje tej planety
poszerzyły badania nad ewolucją klimatu poza ramy pojedynczego przypadku Ziemi,
dając naukowcom nową perspektywę w podejściu do naglących pytań: czy klimat
Ziemi jest unikatowy?, czy jest on stabilny? Ludzkość bierze udział w ogromnym,
pozbawionym kontroli eksperymencie dotyczącym ziemskiego klimatu, zapoczątkowanym
przez rosnący strumień zanieczyszczeń produkowanych przez stechnologizowane
społeczeństwo. Wyróżnienie czynników, które wpływają na ewolucję klimatu na
innych planetach, ma podstawowe znaczenie w zrozumieniu, w jaki sposób procesy
naturalne i antropogeniczne zmieniają klimat na Ziemi.
Oto jeden z przykładów - na długo zanim dziura ozonowa stała
się tematem domowych rozmów, naukowcy starali się rozwikłać osobliwą fotochemię
wyższych warstw atmosfery Wenus. Odkryli, że chlor obniża poziom wolnego tlenu
nad chmurami planety. Wyjaśnienie natury tego zjawiska na Wenus rzuciło w końcu
światło na podobny proces na Ziemi, gdzie chlor pochodzący ze sztucznych źródeł
niszczy ozon w stratosferze.
Po lewej: porównanie wielkości plenet układu słonecznego. Oraz nowo odkrytych planet z poza naszego układu (przyp. Citronian-Man).
Klimat i geologia
Na Ziemi klimat ulega zmianom m.in. dlatego, że atmosfera to
produkt ciągłej wymiany gazów między skorupą, płaszczem, oceanami, czapami
polarnymi i przestrzenią kosmiczną. Energia geotermalna - podstawowy czynnik
napędzający procesy geologiczne - jest również bodźcem do ewolucji atmosfery.
Przeważająca część tej energii powstaje wskutek rozpadu pierwiastków
promieniotwórczych we wnętrzu Ziemi, zrozumienie zaś sposobu wydzielania tego
ciepła stanowi główny problem w badaniach planet typu ziemskiego. Odpowiadają
za to przede wszystkim dwa mechanizmy: wulkanizm i tektonika płyt.
Wnętrze Ziemi ochładza się głównie w wyniku działania
tektonicznego pasa transmisyjnego, jakim jest wędrówka płyt litosfery. Stały
recykling gazów, zachodzący dzięki temu procesowi, wpływa stabilizująco na
ziemski klimat [ramka na stronie 32]. Podczas gdy wulkany wpompowują gazy do
atmosfery, subdukcja płyt litosfery dostarcza je z powrotem do wnętrza.
Istnienie większości wulkanów ma związek z aktywną tektoniką płyt, ale kilka z
największych na Ziemi struktur wulkanicznych, na przykład Hawaje, rozwinęło się
jako tzw. plamy gorąca niezależnie od granic płyt tektonicznych. Historycznie
rzecz biorąc, powstawanie rozległych prowincji wulkanicznych - regionów
występowania nasilonych erupcji, spowodowanych prawdopodobnie przez potężne
strumienie magmy (tzw. pióropusze płaszcza) migrujące ku górze z leżącego
poniżej płaszcza - mogło wyrzucić do atmosfery duże ilości gazów, co prowadziło
do okresów globalnego ocieplenia [patrz: Millard F. Coffin i Olav Eldholm,
„Wielkie pokrywy lawowe"; Świat Nauki, grudzień 1993].
A jak było na Wenus? Przed misją sondy Magellan duża część
geologicznej historii tej planety pozostawała w sferze domysłów opartych na
porównaniach z Ziemią i ekstrapolacji przypuszczalnych podobieństw w składzie i
produkcji geotermalnego ciepła. Dopiero teraz wyłania się obraz przeszłości
powierzchni Wenus. Nie ma dowodów na obecność tektoniki płyt; istniała, być
może, w ograniczonej skali. Prawdopodobnie ciepło przepływało, przynajmniej we
względnie niedalekiej przeszłości, dzięki erupcjom ogromnych pokryw bazaltowej
lawy, a potem dzięki wulkanom, które na nich wyrastały. Zrozumienie roli
wulkanów stanowi punkt wyjścia do wszelkich dyskusji o klimacie.
RZEKA NA WENUS? Ta delta znajduje się na zakończeniu
wąskiego kanału długości 800 km, biegnącego po północnej równinie wulkanicznej.
Woda nie mogła go wyżłobić - na Wenus jest zbyt gorąco i sucho. Prawdopodobnie
jest to dzieło bogatych w węglanowe i siarczanowe sole law - co oznacza, że
kiedyś średnia temperatura była tu o kilkadziesiąt stopni wyższa niż dzisiaj.
Pokazany obszar ma wymiary około 40 x 90 km.
Charakterystyczną cechą w przeprowadzonym przez Magellana
globalnym studium jest mała liczba kraterów uderzeniowych. Chociaż gęsta
atmosfera Wenus może chronić powierzchnię przed niewielkimi obiektami
kosmicznymi - zatrzymuje większość meteoroidów o średnicy poniżej 1 km, które
spadając, wybiłyby kratery o średnicy do 15 km - stwierdzono także
niedostateczną liczbę większych kraterów. Obserwacje planetoid i komet w obrębie
wewnętrznego Układu Słonecznego, a także zliczanie kraterów na Księżycu daje
niejakie pojęcie na temat tego, jak szybko na Wenus powinny powstawać
uderzeniowe blizny: około 1.2 krateru na milion lat. Według najnowszych danych
sonda Magellan odnalazła 963 kratery rozrzucone losowo po powierzchni. W jakiś
sposób ślady uderzeń z pierwszych 3.7 mld lat historii planety zostały zrównane
z gruntem.
Także na naszej planecie brakuje kraterów, ponieważ stare
formy ulegają erozji pod wpływem wody i wiatru. Ziemskie kratery uderzeniowe są
w różnym stopniu zmienione - od prawie nietkniętej dziury zwanej Meteor Crater
w Arizonie po z trudem rozpoznawalne zarysy przysypanych osadami struktur
prekambryjskich w obrębie najstarszych części skorupy kontynentalnej. Jednakże
powierzchnia Wenus jest o wiele za gorąca, by mogła istnieć na niej woda w
postaci ciekłej, a wiatry - bardzo słabe. Kiedy nie ma erozji, wówczas głównymi
procesami, które zmieniają i niszczą kratery uderzeniowe, powinny być wulkanizm
i tektonika. I oto paradoks. Większość wenusjańskich kraterów wygląda na
świeże: tylko 6% ma brzegi zalane potokami lawy i jedynie 12% uległo
zniekształceniu w wyniku fałdowania i pękania skorupy. Gdzie podziały się więc
wszystkie starsze struktury, skoro większość istniejących jest nie zmieniona?
Jeśli pokryła je lawa, dlaczego nie ma tam kraterów częściowo zalanych? W jaki
sposób zostały one usunięte, skoro zachowało się pierwotne losowe rozłożenie
tych widocznych?
Zdaniem niektórych badaczy losowe rozmieszczenie obserwowanych
kraterów oraz niewielka liczba kraterów częściowo zmienionych wskazuje, że
jakieś globalne wydarzenie geologiczne w krótkim czasie zatarło wszystkie stare
struktury mniej więcej 800 min lat temu. Według tego scenariusza,
zaproponowanego w 1992 roku przez Geralda G. Schabera z U.S. Geological Survey
(USGS) i Roberta G. Stroma z University of Arizona, od tamtej pory meteoroidy
bombardują już nowo utworzoną powierzchnię.
ZMARSZCZKOWATE PASMA GÓRSKIE to naj- powszechniej spotykana
forma na wulkanicznych równinach Wenus. Równomierne rozmieszczenie i równoległe
ułożenie świadczy o tym, że utworzyły się w czasie, gdy cała równina podlegała
naprężeniom, spowodowanym prawdopodobnie przez nagłą i znaczną zmianę
temperatury powierzchni. Region ten, będący częścią równikowej równiny
nazywanej Rusałka Planitia, ma szerokość około 300 km.
Hipoteza zakładająca wymianę nawierzchni na całej planecie
jest jednak dla wielu geologów nie do przełknięcia. Nie istnieje żadna analogia
takiego zjawiska na Ziemi. Jeszcze tego samego roku Roger J. Phillips z
Washington University przedstawił alternatywny model, znany jako równowagowe
odświeżanie powierzchni. Zakłada on, że stale działające procesy geologiczne
nieprzerwanie niszczą kratery na niewielkim obszarze, zachowując losowość ich
rozmieszczenia w skali globalnej. Problem jednak w tym, że wiele form
geologicznych na Wenus ma gigantyczne rozmiary, co wskazuje, że tego typu
procesy nie mogły raczej pozacierać kraterów z taką samą dokładnością na
powierzchni całej planety.
Dwie powyższe hipotezy urosły do rangi klasycznej naukowej
debaty, gdy dane z Magellana poddano dokładniejszej analizie. Prawda
przypuszczalnie leży gdzieś pośrodku. Elementy obu modeli zostały włączone do
powszechnie przyjętej interpretacji ostatniego miliarda lat geologicznej
historii Wenus: 800 min lat temu intensywny wulkanizm o globalnym zasięgu
doprowadził do zatarcia większości struktur uderzeniowych i utworzył rozległe
równiny wulkaniczne; po nim nastąpił okres aktywności wulkanicznej na zredukowanym
poziomie, który trwa do dzisiaj.
Karmelowa skorupa z
czekoladową polewą
Jakkolwiek nie ma wątpliwości, że wulkanizm stanowił
znaczącą siłę w procesie kształtowania powierzchni Wenus, interpretacja kilku
zagadkowych form geologicznych nie dawała się do niedawna połączyć ze spójnym
obrazem ewolucji planety. Niektóre z tych form sugerują, że klimat Wenus uległ
drastycznej zmianie.
Po pierwsze, wiele charakterystycznych struktur liniowych
przypomina formy erozji wodnej. Mają do 7 tys. km długości i są podobne do
koryt ziemskich rzek meandrujących oraz tarasów zalewowych. Wiele z nich kończy
się kanałami wypływowymi, które wyglądają jak delty rzeczne. Krańcowa suchość
środowiska sprawia, że udział wody w tworzeniu tych form wydaje się wysoce
nieprawdopodobny. Co przyczyniło się do ich powstania? Najpewniej sprawcą były
węglan wapnia, siarczan wapnia i inne sole. Powierzchnia pozostająca w
równowadze z ciężką, bogatą w dwutlenek węgla atmosferą doprawioną gazami
siarkowymi powinna być przepełniona tymi związkami. Rzeczywiście, radzieckie
lądowniki z serii Wenera stwierdziły, że skały powierzchniowe zawierają 7-10%
minerałów wapnia (prawdopodobnie węglanów) oraz 1-5% siarczanów.
Przesycone tymi substancjami lawy topią się w temperaturach
o kilkadziesiąt do kilkuset stopni wyższych od obecnie panujących na
powierzchni Wenus. Jeffrey S. Kargel z USGS ze współpracownikami wysunęli
hipotezę, że podobnie jak warstwy wodonośne na Ziemi, na głębokości od kilkuset
metrów do kilku kilometrów pod wenusjańską powierzchnią mogą istnieć ogromne
zbiorniki karbonatytowej (bogatej w sole) magmy. Nieco wyższe temperatury w
przeszłości doprowadziły, być może, do wylania bogatych w sole law na
powierzchnię, gdzie były wystarczająco stabilne, by wyżłobić obserwowane dzisiaj
struktury.
Po drugie, tajemnicze formy typu tessera (łac. płytka
mozaikowa - przyp. red.), najstarszy rodzaj terenu na Wenus, również wskazują
na wyższe temperatury w przeszłości. Silnie pomarszczone formy krajobrazu
zlokalizowane są na obszarze płaskich wyniesień skorupy przypominających
kontynenty, które wznoszą się wiele kilometrów ponad nisko położonymi równinami
lawowymi. Analizy przeprowadzone przez Phillipsa i Vicki L. Hansen z Southern
Methodist University wskazują, że „kontynenty" powstały w wyniku
rozciągania litosfery (sztywnego, zewnętrznego szkieletu planety złożonego ze
skorupy i górnego płaszcza). Proces ów przypominał rozrywanie karmelowego
batonika z polewą czekoladową, który jest ciągliwy w środku, a na zewnątrz ma
cienką kruchą powłokę. Obecnie zewnętrzna część litosfery jest już zbyt gruba,
by mogła zachowywać się w ten sposób. W okresie tworzenia form typu tessera
musiała być jednak cieńsza, a zatem powierzchnia - znacznie gorętsza.
Po trzecie, planetę pokrywa sieć pęknięć i fałdów. Przynajmniej
niektóre z tych form, a szczególnie tzw. zmarszczko watę pasma górskie, mogły
powstać w wyniku okresowych fluktuacji klimatu. Wraz z Seanem C. Solomonem z
Carnegie Institution z Waszyngtonu wysunęliśmy tezę, że na równinach zachowały
się ślady globalnie spójnych epizodów deformacji, odległych od siebie o krótkie
przedziały geologicznej historii. Rzecz w tym, że najwyraźniej cała litosfera
była rozciągana lub ściskana jednocześnie. Trudno wyobrazić sobie
wewnątrzplanetarny mechanizm, który byłby za to odpowiedzialny. Jak to powiązać
z globalną zmianą klimatu? Solomon wyliczył, że naprężenia w litosferze
wytwarzane przez wahania temperatury rzędu 100°C, wyniosłyby maksymalnie 1000
barów - jest to wartość porównywalna z ciśnieniami, jakie na Ziemi powodowały
wypiętrzania pasm górskich, i wystarczająca do odkształcenia powierzchni Wenus
w obserwowalny sposób.
W czasie, gdy szalała dyskusja nad niedawną przeszłością
geologiczną Wenus, pracowaliśmy nad szczegółowym modelem jej atmosfery. Teoria
mówi, że obce i nieprzyjazne nam warunki panujące na Wenus są podtrzymywane
przez uzupełniające się wzajemnie własności składników atmosfery. Nawet w
śladowych ilościach para wodna pochłania promieniowanie podczerwone w zakresach
długości fali, w których dwutlenek węgla nie działa. Dwutlenek siarki i inne
gazy siarkowe blokują promieniowanie jeszcze innej długości [ilustracja
poniżej]. Wszystkie te gazy cieplarniane współdziałają ze sobą, czyniąc
atmosferę Wenus częściowo przezroczystą dla przychodzącego promieniowania
słonecznego, ale całkowicie nie przepuszczalną dla wychodzącego promieniowania
cieplnego. W wyniku tego temperatura powierzchni (mierzona w kelwinach) jest
trzykrotnie wyższa, niż byłaby bez atmosfery. Dla porównania: na Ziemi efekt
cieplarniany podnosi temperaturę powierzchni jedynie o jakieś 15%.
TEREN WSTĘGOWY zbudowany jest z płytkich (400-metrowych)
rowów o płaskim dnie i stromych ścianach. Formy te mogły powstać w wyniku
pękania cienkiej kruchej warstwy skał leżącej na słabszym ciągliwym podłożu. Na
włamanych ilustracjach widoczne są powiększenia obszaru zaznaczonego
prostokątem. Na powiększeniu w prawym dolnym rogu naniesiono przebieg rowów.
Jeżeli wulkany naprawdę odświeżyły całą powierzchnię Wenus
800 min lat temu, to musiały przy tym wyrzucić w krótkim czasie do atmosfery
ogromną ilość gazów cieplarnianych. Założenie, że wylało się tyle lawy, by
przykryć całą planetę dziesięciokilometrową warstwą, jest chyba rozsądne. W
takim przypadku zawartość dwutlenku węgla w atmosferze prawie się nie zmieniła
- jest go już tam naprawdę dużo. Jednakże koncentracje pary wodnej i dwutlenku
siarki wzrosły wówczas odpowiednio dziesięciokrotnie i stokrotnie.
Zafascynowani potencjalnymi implikacjami tej teorii, stworzyliśmy model klimatu
Wenus, łączący wzajemnie przenikające się wpływy wielu procesów, takich jak
odgazowanie wulkaniczne, powstawanie chmur, utrata wodoru z górnych warstw
atmosfery oraz reakcje między gazami atmosferycznymi i minerałami na powierzchni.
Wzajemne oddziaływanie tych procesów bywa subtelne. Choć
dwutlenek węgla, woda i dwutlenek siarki ogrzewają powierzchnię, ostatnie dwie
substancje z tej listy powodują skutki uboczne, działające odwrotnie - chmury.
Większa koncentracja pary wodnej i dwutlenku siarki nie tylko nasila efekt
cieplarniany, lecz także zagęszcza chmury, które odbijają światło słoneczne z
powrotem w kosmos, oziębiając tym samym planetę. Ze względu na te
współzawodniczące ze sobą zjawiska nie jest pewne, jak wpłynie na klimat zastrzyk
tych dwu gazów.
Dlaczego na Wenus jest jak w piekle?
Uderzające różnice między klimatami Ziemi i Wenus wiąże się
dziś z historią wody na obu tych planetach. Oceany i atmosfera Ziemi zawierają
obecnie 100 tys. razy więcej wody niż atmosfera Wenus. Płynna woda pośredniczy
w reakcjach dwutlenku węgła ze skatami na powierzchni. Dzięki temu dwutlenek
węgła z powietrza może tworzyć minerały. Ponadto woda, dostająca się do
leżącego głębiej płaszcza, jest prawdopodobnie odpowiedzialna za istnienie
warstwy o niskiej lepkości - astenosfery - po której przesuwają się płyty
litosfery. Powstawanie minerałów węglanowych i ich późniejsze pogrążenie wraz z
płytami tektonicznymi zapobiega wzrastaniu poziomu dwutlenku węgla w powietrzu
do wartości obserwowanych na Wenus.
Jednakże modele powstawania planet przewidują, że oba te
światy powinny być obdarzone podobną ilością wody dostarczanej przez lodowe
impakty pochodzące z peryferii Układu Słonecznego. Gdy sonda Pioneer weszła na
orbitę Wenus w 1978 roku, zmierzyła stosunek deuteru do zwykłego wodoru w
wodzie zawartej w wenusjańskich chmurach. Stosunek ten miał zaskakującą
wartość: 150- -krotnie wyższą niż na Ziemi (patrz: Janet G. Luhmann. James B.
Pollack i Lawrence Colin, „Misja do planety Wenus"; Świat Nauki, czerwiec
1994]. Prawdopodobnie na Wenus było kiedyś dużo więcej wody. Zarówno wodór, jak
i deuter, chemicznie równoważne, związane były w cząsteczkach wody. Gdy para
wodna migrowała w górne warstwy atmosfery, promieniowanie ultrafioletowe Słońca
rozkładało ją na tlen i wodór bądź deuter. Wodór jako lżejszy łatwiej ucieka w
kosmos niż deuter, toteż względna ilość deuteru z czasem wzrasta.
Dlaczego proces ten nastąpił na Wenus, a nie na Ziemi? W1969
roku Andrew P. Ingersoll z California Institute of Technology wykazał, że jeśli
planeta otrzymałaby wystarczająco dużo promieniowania słonecznego, cała woda na
jej powierzchni szybko by wyparowała Ta dodatkowa para wodna jeszcze bardziej
ogrzałaby atmosferę, zapoczątkowując proces nazwany przez Ingersolla ucieczkowym
efektem cieplarnianym. Większość dostępnej na planecie wody przeniosłaby się
wówczas w górne warstwy atmosfery, gdzie ostatecznie zostałaby rozłożona, a
następnie uciekła w kosmos. Jakiś czas potem James F. Kasting z Pennsylvania
State University wraz ze współpracownikami stworzyli bardziej rozwinięty model
tego zjawiska [patrz: James F. Kasting. Owen B. Toon i James B. Pollack, „How Climate Evolved on TerrestiaJ
Planets"; Scientific American, luty 1988]. Ocenili, że krytyczna
wielkość strumienia energii słonecznej, powodująca zapoczątkowanie ucieczkowego
efektu cieplarnianego, wynosi około 40% więcej niż strumień obecnie docierający
do Ziemi. Wartość ta odpowiada w przybliżeniu wielkości strumienia energii,
jaka mogła być na orbicie Wenus zaraz po jej powstaniu, gdy Słońce świeciło o
30% słabiej. W ciągu pierwszych 30 min lat istnienia planety mogło z niej uciec
tyle samo wody, ile gromadzą wszystkie ziemskie oceany.
Mankament tego modelu polega na tym, że jeśli Wenus
dostatecznie wcześnie miała gęstą atmosferę z dwutlenku węgla podobną do
dzisiejszej, to zachowałaby dużo swojej wody. Ilość traconej wody zależy od
tego, ile jej może wznieść się tak wysoko, aby ulec rozkładowi, a to jest
trudniejsze na planecie o gęstej atmosferze. Co więcej, jeśli w tym procesie
utworzyłyby się jakieś chmury, zaczęłyby odbijać promieniowanie słoneczne z
powrotem w kosmos, wstrzymując tym samym ucieczkowy efekt cieplarniany.
Dlatego właśnie zespół Kastinga wziął także pod uwagę fakt,
że strumień energii słonecznej mógł być nieco niższy od wartości krytycznej.
Według tego scenariusza na Wenus były gorące oceany i wilgotna stratosfera.
Oceany utrzymywały koncentrację dwutlenku węgla na niskim poziomie,
rozpuszczając gaz i przyczyniając się do tworzenia węglanów. Dzięki obecności w
astenosferze wody pełniącej rolę smaru, przypuszczalnie działały czynniki
tektoniczne płyt. Krótko mówiąc, na Wenus występowały mechanizmy regulujące
klimat, podobne do obecnych na Ziemi. Nie były jednak niezawodne. Niższa
gęstość atmosfery nie mogła zapobiec dyfuzji wody na dużej wysokości. W ciągu
600 min lat zniknęły całe oceany wody. Ustała tektonika płyt, skazując wnętrze
planety na chłodzenie drogą wulkanizmu i przewodnictwa cieplnego. Od tego czasu
w powietrzu gromadzi się dwutlenek węgla.
Powyższa sytuacja, nazwana wilgotnym efektem cieplarnianym,
jest ilustracją zawiłej zależności między zmianami na Słońcu, w klimacie i w
geologii. Procesy atmosferyczne i powierzchniowe mogą się nawzajem wzmacniać,
podtrzymując istniejący stan rzeczy, ale nieraz sprzymierzają się przeciwko
sobie samym. Jeśłi ta teoria jest prawdziwa, na Wenus byty kiedyś oceany, i
przypuszczalnie także życie, choć ustalenie tego jest chyba niemożliwe.
Planetarna
perspektywa
Nasze symulacje wskazują, że z początku planetę pokrywała
znaczna warstwa chmur, wskutek czego powierzchnia ochłodziła się o jakieś
100°C. Potem jednak chmury stopniowo zużyły się w reakcjach chemicznych. Woda
przenikała do wyższych warstw atmosfery, gdzie ulegała rozkładowi pod wpływem
promieniowania ultrafioletowego Słońca. Wodór z czasem uciekł w przestrzeń
kosmiczną; w ciągu 200 min lat została go tylko połowa. W tym czasie dwutlenek
siarki reagował ze skałami węglanowymi. Jak wykazały eksperymenty
przeprowadzone przez Bruce'a Fegleya, Jr., z Washington University i jego
współpracowników, dwutlenek siarki w wenusjańskiej atmosferze jest pochłaniany
przez węglany dużo szybciej, niż woda ucieka w przestrzeń kosmiczną.
W miarę jak zanikały chmury, coraz więcej energii słonecznej
docierało do powierzchni, rozgrzewając ją. Po mniej więcej 200 min lat
temperatura była już wystarczająco wysoka, by chmury zaczęły parować od spodu.
Wywiązało się pozytywne sprzężenie zwrotne: im szybciej znikały chmury, tym
mniej energii słonecznej było odbijane z powrotem w kosmos, tym gorętsza
stawała się powierzchnia, tym intensywniej chmury parowały od spodu itd.
Imponujące warstwy chmur nagle przestały istnieć. Przez blisko 400 min lat
jedynym śladem po nich były rozmyte pasma w górnych warstwach atmosfery złożone
głównie z wody. Na powierzchni panowała temperatura o 100°C wyższa niż obecnie,
ponieważ koncentracja pary wodnej w atmosferze była wciąż dość wysoka. Cienkie
chmury nasilały także efekt cieplarniany, odbijając niewiele energii
słonecznej. W końcu, mniej więcej 600 min lat po pojawieniu się globalnego
wulkanizmu i przy braku jakiejkolwiek aktywności wulkanicznej, chmury
rozproszyły się całkowicie.
Ponieważ dwutlenku siarki i pary wodnej ciągle ubywa, chmury
istnieją dzięki czynnym wulkanom. Obliczyliśmy, że dzisiejsza gruba pokrywa
chmur może być następstwem aktywności wulkanicznej w ciągu ostatnich 30 min
lat. Wewnętrzne procesy, odpowiedzialne za powstawanie wulkanizmu
powierzchniowego, pojawiają się na okresy dłuższe niż kilkadziesiąt milionów
lat, a więc wulkany prawdopodobnie wciąż są aktywne. Odkrycie to jest zgodne z
obserwacjami zróżnicowania ilości dwutlenku siarki na Wenus. W 1984 roku Larry
W. Esposito z University of Colorado w Boulder zauważył, że zawartość dwutlenku
siarki w górnych partiach chmur zmniejszyła się ponad 10-krotnie w ciągu
pierwszych pięciu lat wenusjańskiej misji Pioneer (1978-1983). Stwierdził, że
zróżnicowanie ilości tego gazu i związanych z nim drobin mgły jest wynikiem
występowania zjawisk wulkanicznych. Powodowane przez wulkanizm fluktuacje
temperatury powierzchni stanowią również naturalne wyjaśnienie wielu
zaobserwowanych przez sondę Magellan enigmatycznych struktur.

Po lewej:
W ATMOSFERZE WENUS dominują temperatury rodem z pieca,
ciśnienia z oceanu i chmury kwasu siarkowego (H2S04).
Przyczyną takiego stanu na Wenus jest brak cykli podobnych do stabilizujących
warunki na Ziemi. Procesy atmosferyczne przebiegają tu w jedną stronę. Wyrzucony
z wulkanu dwutlenek węgla (CO2) pozostaje w atmosferze; woda (H20)
po rozłożeniu przez promieniowanie ultrafioletowe ucieka na zawsze w przestrzeń
kosmiczną; wiązany w strukturze minerałów dwutlenek siarki (S02)
gromadzi się na powierzchni (niewielka jego ilość podlega jednak
redystrybucji).
Ziemski klimat na szczęście nie doświadczył podobnych
ekstremów w niedalekiej przeszłości geologicznej. Chociaż działa nań wulkanizm,
bogata w tlen atmosfera istniejąca dzięki życiu organicznemu i obfitości wody
bezustannie usuwa siarkowe gazy. Świadczy to, że wodne chmury są kluczem do
równowagi cieplnej planety. Parowanie oceanów decyduje, jaka ilość pary wodnej
bierze udział w ich tworzeniu, a jego tempo zależy od temperatury powierzchni.
Nieznacznie nasilony efekt cieplarniany na Ziemi wtłacza więcej wody do
atmosfery, wskutek czego powstaje większa pokrywa chmur. Wyższy współczynnik
odbicia zmniejsza ilość napływającej energii słonecznej i tym samym obniża
temperaturę. To negatywne sprzężenie zwrotne działa jak termostat, utrzymując
temperaturę powierzchni na umiarkowanym poziomie w krótkich odcinkach czasu (od
dni do lat). Analogiczny mechanizm, jakim jest cykl węglanowo-krzemianowy,
stabilizuje ilość dwutlenku węgla w atmosferze. Rządzony przez powolny proces
tektoniki płyt mechanizm ten działa w cyklu około pół miliona lat.
Te niezwykłe cykle, splatające się z wodą i życiem,
ochroniły klimat Ziemi przed gwałtownymi zmianami, których doświadczyła jej
siostrzana planeta. Jednakże wpływy antropogeniczne działają w pośredniej skali
czasu. Ilość dwutlenku węgla w ziemskiej atmosferze wzrosła o 1/4 od 1860 roku.
Choć prawie wszyscy badacze zgadzają się, że mamy do czynienia z globalnym
ociepleniem, nadal toczy się spór o to, w jakim stopniu jest to wynik spalania
paliw kopalnych, a w jakim - czynników naturalnych. Nie wiadomo, czy istnieje
krytyczny poziom dwutlenku węgla, który pokonałby cykle regulacyjne ziemskiego
klimatu. Jedno jest jednak pewne: klimaty planet typu ziemskiego mogą podlegać gwałtownym
zmianom, spowodowanym przez interakcje między procesami o skali planetarnej
[ramka na stronie 32]. Los Ziemi jest przypieczętowany. W miarę starzenia się
Słońce będzie coraz jaśniejsze. Za jakiś miliard lat oceany zaczną szybko
parować i klimat wpadnie w ucieczkowy efekt cieplarniany. Ziemia i Wenus
powstały jako prawie identyczne bliźnięta, których drogi później się rozeszły,
ale kiedyś obie planety znów mogą się upodobnić.
Obaj pamiętamy utopijną wizję nauki i techniki z lat
sześćdziesiątych, gdy byliśmy jeszcze dziećmi. Zasoby Ziemi i jej zdolność
przyjmowania odpadów wydawały się wówczas nieograniczone. W ogromnym postępie
dokonanym przez naukę w ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat jedną z
najważniejszych rzeczy było zrozumienie, że Ziemia jest bogatym, lecz
ograniczonym domem, ów pogląd narodził się z rosnącego przekonania, że produkty
uboczne globalnej społeczności technicznej mogą zmienić klimat planety [patrz:
Philip D. Jones i Tom M. L. Wigley, „Klimat się ociepla?"; Świat Nauki,
lipiec 1991). Zbadanie Wenus, która wydaje się nam obca, jest niezbędne, aby
znaleźć ogólne przyczyny zaburzeń klimatycznych i tym samym zrozumieć kruchość
lub trwałość naszej planety.
Literatura
uzupełniająca
THE STABILITY OF CLIMATE ON VENUS. Mark A. Bullock i David H. Grinspoon, Journal
of Geophysical Research, vol. 101, nr E3, ss. 7521- 7530, III/1996.
VENUS II.
GEOLOGY, GEOPHYSICS, ATMOSPHERE, AND SOLAR WIND ENVIRONMENT. Red. Stephen W.
Bougher, Donald M. Hunten i Roger J. Phillips; University of Arizona
Press, 1997.
VENUS
REVEALED. A NEW LOOK BELOW THE CLOUDS OF OUR MYSTERIOUS TWIN PLANET. David H.
Grinspoon; Perseus Books, 1997.
THE NEW SOLAR SYSTEM Wydanie czwarte. Red. J. Kelly Beatty, Carolyn Collins Petersen
i Andrew Chaikin; Cambridge
University Press, 1998.
Interaktywny atlas
Wenus jest dostępny w Internesie pod adresem: www.ess.ucla.edu/hypermap/Vmap/top.html
Autorzy: Mark A. Bullock i David H. Grinspoon
Ważne linki dotyczące autorów:
Biografia Davida Grinspoona
David Grinspoon - Lonely Planets: The Natural Philosophy of Alien Life
Mark A. Bullock and David H. Grinspoon - The human exploration of Venus
Mark A. BullockDavid H. Grinspoon - The stability of climate on Venus
Literatura uzupełniająca:
David Grinspoon - Venus Revealed: A New Look Below The Clouds Of Our Mysterious Twin Planet
Multimedia:
Wenus i Merkury - po polsku!
Materiał ładnie podsumowujący naszą wiedzę o Wenus i historię bezzałogowych lotów na tą planetę
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz