KSIĘGA PIERWSZA – Dusza Tłumu
Rozdział Pierwszy
Ogólna charakterystyka tłumu.
Psychologiczne prawo jego jedności
umysłowej
Co stanowi tłum z psychologicznego
punktu widzenia? — Zbiór pewnej liczby jednostek nie tworzy sam przez się tłumu
— Stała orientacja idei i uczuć jednostek, które tworzą tłum, i zanik ich
indywidualności — Tłum jest zawsze nieświadomy — Zanik życia umysłowego i
przewaga życia rdzeniowego (nerwowego) — Obniżenie poziomu inteligencji i zupełne
przekształcenie uczuć — Zmiana uczuć na gorsze albo na lepsze u jednostek tworzących
tłum — Zdolność tłumu zarówno do czynów bohaterskich, jak i zbrodniczych
Słowem „tłum" oznaczamy
zazwyczaj zbiorowisko jakichkolwiek jednostek, niezależnie od ich narodowości,
płci i wyznania, a także od przypadku, który je zgromadził.
Z punktu widzenia psychologii
pojęcie „tłum" posiada nieco odmienną treść od powyżej podanej. Przy
zbiegu pewnych okoliczności, i tylko w tych okolicznościach, zbiorowość ludzi
nabiera zupełnie nowych właściwości, różnych od tych, jakie posiadają poszczególne
jednostki, składające się w danym wypadku na tłum. W tłumie zanika świadomość własnej
odrębności, uczucia i myśli wszystkich jednostek mają jeden tylko kierunek.
Powstaje jakby zbiorowa dusza; chociaż jej istnienie jest bez wątpienia bardzo
krótkie, to jednak posiada ona cechy nadzwyczaj wyraźne.
Zbiorowość ludzka tworzy wówczas
— że użyję tej nazwy w braku lepszej — tłum zorganizowany lub, jeżeli kto
woli, tlum psychologiczny. Tworzy on jedną zbiorową istotę, która rządzi prawo jedności umysłowej tłumów.
Jasne jest, że zbiór jednostek
nie dlatego posiada cechy, dzięki którym zaliczamy go do zorganizowanego tłumu,
iż dzięki przypadkowi na pewnym określonym terytorium zebrała się znaczna
liczba ludzi. Tysiąc osób zgromadzonych przypadkowo na jakimś miejscu publicznym bez żadnego określonego celu nie tworzy tłumu. Te
specyficzne właściwości otrzymuje ów zbiór dopiero pod wpływem pewnych
podniet, których istotę i spróbujemy teraz określić.
Zanikanie świadomości swego „ja"
u poszczególnych osób i poddanie uczuć i myśli pewnemu kierunkowi — oto
pierwsza cecha organizującego się tłumu; cecha ta występuje niezależnie od
liczby osób zgromadzonych równocześnie w danym miejscu. Nieraz miliony
jednostek rozrzuconych po całym świecie mogą w pewnych chwilach i pod wpływem
pewnych gwałtownych uczuć, np. wielkiego wydarzenia narodowego, nabrać cech tłumu
psychologicznego. Wtedy wystarczy przypadkowe połączenie tych ludzi w jedną całość,
aby ich zachowanie nabrało cech specyficznych dla postępowania tłumu. W niektórych
momentach historii kilka zaledwie jednostek tworzy tłum psychologiczny, a nie
stanowią go setki osób zgromadzonych przypadkowo. Z drugiej strony, nieraz cały
naród, nie tworząc określonej zbiorowości, może stać się tłumem pod wpływem
pewnych wydarzeń.
Z powstaniem tłumu
psychologicznego łączy się nabycie przezeń pewnych przejściowych cech ogólnych,
dających się opisać i dokładnie zbadać. Do tych ogólnych cech dołączają się
cechy specyficzne, zmienne w zależności od elementów, z których składa się tłum,
i mogące wpływać na jego konstytucję psychiczna.
Tłumy psychologiczne możemy
zatem podzielić na pewne grupy. Po bliższym zbadaniu tychże przekonamy się, że
tłum heterogeniczny, tzn. złożony z elementów do siebie niepodobnych, ma cechy
wspólne z tłumem homogenicznym, tzn. złożonym z elementów bardziej lub mniej do
siebie podobnych (sekty, kasty, klasy), chociaż obok owych wspólnych cech występują
właśnie i te, na podstawie których odróżniamy tłum jeden od drugiego.
Przed szczegółowym zajęciem się
różnymi kategoriami tłumów zbadamy naprzód te cechy, które są wspólne wszystkim
tłumom. Pójdziemy drogą nauk przyrodniczych, które wpierw opisują cechy wspólne
wszystkim osobnikom danej rodziny, a dopiero potem zajmują się cechami
specyficznymi, na podstawie których możemy daną rodzinę podzielić na rodzaje i
gatunki.
Niełatwo jest dokładnie opisać
duszę tłumów, albowiem ich organizacja jest zależna nie tylko od rasy i
struktury tych zbiorowości, ale też od jakości i siły bodźców, które na nie
działają. Przecież i podczas psychologicznego badania jednostki napotykamy tę
trudność. Jedynie w powieściach spotykamy się z jednostkami, które przez całe życie
potrafią zachować niezmienny charakter. Na innym miejscu wykazałem, że w każdej
organizacji umysłowej tkwią potencjalnie najrozmaitsze rysy charakteru, które
mogą nagle wystąpić na jaw przy jakiejkolwiek zmianie warunków otoczenia. Na przykład
wśród na j drapieżnie jszych członków Konwentu można było znaleźć ludzi łagodnych
i spokojnych, którzy żyjąc w innych .czasach byliby nie znanymi szerszemu ogółowi
notariuszami albo wzorowymi urzędnikami. A kiedy burza ucichła, wrócili do
swego poprzedniego charakteru. Niejeden z nich stał się najbardziej uległym sługą
Napoleona.
Mówić tu będziemy o ostatecznej
organizacji tłumu, gdyż zbadanie wszystkich stopni prowadzących do niej jest rzeczą
prawie że niemożliwą. Dzięki temu przekonamy się, czym mogą stać się tłumy,
a nie czym są zawsze. Tylko w tej najbardziej zaawansowanej fazie organizacji,
tylko na niezmiennym i decydującym gruncie rasy powstają nowe i specyficzne właściwości,
a wszystkie uczucia i myśli poddają się pod jeden i ten sam kierunek. Wtedy
dopiero powstaje to, co nazwałem psychologicznym prawem jedności umysłowej tłumów.
Tłumy,
jak i pojedyncze osoby, mają wiele wspólnych cech psychologicznych; z drugiej
znowu strony tłum posiada cechy tylko sobie właściwe. Naprzód zajmiemy się zbadaniem
tych specyficznych cech, by należycie uświadomić sobie ich doniosłe znaczenie.
Najbardziej uderzająca cecha w tłumie
psychologicznym jest następująca: bez względu na to, jakie jednostki tworzą tłum
i czy rodzaj ich zajęcia oraz sposób życia, ich charaktery i poziom umysłowy będą
jednakowe czy rozmaite, już dzięki temu, że jednostki te potrafiły wytworzyć tłum,
posiadają one coś w rodzaju duszy zbiorowej. Dusza ta każe im inaczej myśleć,
działać i czuć, aniżeli działała, myślała i czuła każda jednostka z osobna.
Pewne idee i uczucia mają dostęp do wielu osobników tylko przez tłum. Tłum
psychologiczny to twór chwilowy, złożony z różnych elementów, które tylko na krótki
przeciąg czasu utworzyły jeden organizm, podobnie jak komórki będące odrębnymi
organizmami dzięki połączeniu się tworzą nową istotę, o cechach zupełnie innych
od tych, jakie posiada każda komórka prowadząca samoistne życie. Niesłuszne
jest twierdzenie, jakie znajdujemy w dziełach wielkiego filozofa Herberta
Spencera, że tłum jest sumą i średnią swych składników, mamy w nim bowiem
najrozmaitsze kombinacje i powstawanie nowych cech, podobnie jak w chemii przy
połączeniu kilku składników, np. zasady z kwasem, powstaje nowa substancja, o
zupełnie innych charakterystycznych właściwościach aniżeli ciała, które ją
utworzyły. Łatwo można wykazać różnice zachodzące pomiędzy jednostką w tłumie a
jednostką samodzielną, ale o wiele trudniej jest dociec przyczyny tej różnicy.
Aby przynajmniej wykryć drogi prowadzące do poznania tych różnic, należy zastanowić
się nad następującym faktem, stwierdzonym przez współczesną psychologię:
zjawiska nieświadome mają decydującą rolę nie tylko w życiu organicznym, ale i
w życiu psychicznym. Życie świadome umysłu jest tylko nieznaczną cząstką w porównaniu
z jego życiem nieświadomym. Najprzenikliwszy badacz potrafi odkryć tylko
nieznaczną liczbę pobudek nieświadomych, które kierują człowiekiem. Każdy nasz
czyn świadomy rodzi się na gruncie nieświadomości, ukształtowanej zwłaszcza pod
wpływem dziedziczności. Tam znaleźć możemy niezliczone pozostałości po naszych
przodkach, które w sumie tworzą duszę rasy.
Oprócz świadomych przyczyn naszych
czynów istnieją przyczyny utajone. Niemal wszystkie nasze codzienne czyny są właśnie
rezultatem tych pobudek, które uchodzą naszej uwagi. Owe nieświadome
pierwiastki tworzą duszę rasy i upodabniają do siebie osobniki wchodzące w skład
rasy. Różnią się oni przede wszystkim pierwiastkami świadomymi, które nabywa się
wskutek wychowania, a zwłaszcza dzięki indywidualnej dziedziczności. Ludzie różniący
się stopniem rozwoju umysłowego mają podobne instynkty, namiętności i uczucia.
W życiu uczuciowym: w wierze, polityce, moralności, uczuciach, antypatiach,
upodobaniach itd. najwybitniejsze jednostki rzadko kiedy wznoszą się ponad
poziom, na którym stoją jednostki przeciętne. Między wielkim matematykiem a
jego szewcem może istnieć olbrzymia różnica co do rozwoju umysłowego, ale ich
charaktery albo nie różnią się, albo różnią się nieznacznie. Właśnie te ogólne
cechy charakteru, powstające na podłożu nieświadomości, a posiadane przez większość
normalnych osobników danej rasy w mniej więcej równym stopniu, występują w tłumie
jako cechy wspólne wszystkim. W duszy zbiorowej zacierają się umysłowe właściwości
jednostek oraz ich indywidualności. Różnorodność stapia się w jednorodność, a
decydującą rolę odgrywają cechy nieświadome. To właśnie, że cechami wspólnymi tłumów
są owe cechy powszechne, tłumaczy nam, dlaczego tłum nie może dokonać czynu
wymagającego wysokiego poziomu rozwoju umysłowego. Każda decyzja podjęta w
sprawach ogółu przez zgromadzenie osób wybitnych, ale pracujących w różnych
zawodach, nie stoi wyżej od decyzji grupy przeciętnych głupców, w zgromadzeniu
bowiem główną rolę odgrywają tylko zwyczajne cechy, które posiada każdy człowiek.
Tłum to nagromadzenie miernoty, nigdy zaś inteligencji.
Nie jest słuszne powiedzenie, że
„cały świat posiada więcej rozumu od Woltera". Z pewnością Wolter ma go więcej
od całego świata, jeżeli przez cały świat pojmować będziemy tłumy. Gdyby jednak
po powstaniu tłumu istniały w nim tylko pospolite cechy, jakie posiadała każda
jednostka z osobna, to w tłumie tym mielibyśmy przeciętną tych cech, nie zaś
tworzenie się cech nowych. W jaki sposób powstają owe nowe cechy — oto sprawa,
która poniżej omówimy.
Rozmaite przyczyny wpływają na
powstawanie specyficznych cech tłumu. Pierwszą przyczyną jest to, że każda
jednostka w tłumie, już choćby pod wpływem samej jego liczebności, nabywa
pewnego poczucia niezwyciężonej potęgi, dzięki czemu pozwala sobie na upust
tych namiętności, które będąc sama z pewnością by stłumiła. Nie będzie ona
panować nad sobą, bo znika z jej duszy poczucie odpowiedzialności, które zawsze
hamuje jednostkę; tłum, będąc zawsze bezimienny, jest tym samym i
nieodpowiedzialny.
Drugą przyczyną, dzięki której
w tłumie manifestują się cechy specyficzne i nadają mu pewien kierunek, jest
zaraźliwość. Zaraźliwość jest zjawiskiem łatwym do stwierdzenia, ale bardzo
trudnym do wyjaśnienia. Należy ona do grupy zjawisk hipnotycznych, o której niżej
będziemy mówić. Zaraźliwość uczuć i czynów w tłumie do tego stopnia potrafi
opanować jednostkę, że poświęci ona osobiste cele dla celów wspólnych. Cecha ta
jest przeciwna naturze człowieka, ale każdy jest na nią podatny, kiedy staje się
cząstką tłumu. Trzecią i najważniejszą przyczyną jest to, że jednostka w tłumie
nabywa cech wręcz przeciwnych do tych, jakie posiada każdy z nas z osobna. Mam
tu na myśli podatność na sugestie, której wynikiem jest wyżej wspomniana zaraźliwość.
Chcąc należycie zrozumieć to
zjawisko, należy sobie uświadomić niedawne odkrycia z dziedziny fizjologii.
Wiemy dziś, że można wprowadzić człowieka w taki stan, iż wyzbędzie się świadomości
swego ,,ja" i ulegnie wpływowi innej jednostki, która wprowadziła go w ten
stan, i zdolny też będzie do wykonania czynów najbardziej sprzecznych z jego
charakterem i przyzwyczajeniami. Dokładne badania wykazują nam, że jednostka
stanowiąca przez pewien czas cząstkę czynnego tłumu, wkrótce — pod wpływem
fluidów z niego emanujących albo pod wpływem innych, nie znanych nam bliżej
przyczyn — popada w szczególny stan, zbliżony bardzo do stanu
fascynacji, w jakim znajduje się człowiek uśpiony przez hipnotyzera. Jednostka
zahipnotyzowana ma sparaliżowaną działalność mózgu, toteż staje się
niewolnikiem wszystkich swych nie-świadomych działań, którymi hipnotyzer
kieruje według swej woli. Świadomość swego „ja" zupełnie zanika, zanika też
wola i rozsądek, uczucia zaś i myśli ulegają kierunkowi nadanemu przez
hipnotyzera.
Taki jest w przybliżeniu stan
jednostki będącej składnikiem tłumu. Traci ona przede wszystkim świadomość
swych czynów. Podobnie jak u osoby zahipnotyzowanej, tak i u jednostki będącej
cząstką tłumu pewne zdolności zanikają, a inne rozwijają się nadmiernie. Pod wpływem
sugestii wykonuje ona pewne czyny z nadzwyczajną gwałtownością,
która w tłumie objawia się z o wiele większą siłą niż u człowieka
za-hipnotyzowanego, gdyż sugestia, opanowując wszystkie jednostki, potęguje się
jeszcze na mocy wzajemnego oddziaływania.
Znikoma
jest liczba takich jednostek, które będąc cząstkami tłumu, nie zatraciły
poczucia swej osobowości, potrafiły pójść przeciw panującemu nastrojowi i nie
poddały się sugestii. Mogą one, działając sugestywnie, co najwyżej próbować zwrócić
tłum w innym kierunku. Mamy przykłady, że w odpowiedniej chwili wyrzeczone szczęśliwe
słowo czy trafnie przywołany obraz potrafiły zwrócić uwagę tłumu w innym
kierunku, co powstrzymywało go nieraz od czynów zbrodniczych.
Zatem każdą jednostkę w tłumie
cechuje: zanik świadomości swego „ja", przewaga czynników nieświadomych,
kierowanie myślami i uczuciami przez sugestię i zaraźliwość, a nadto dążność do
jak najszybszego urzeczywistnienia sugerowanych idei. Jednostka przestaje być
samą sobą, staje się automatem, którym kieruje wola narzucona, nigdy zaś własna.
Każda jednostka, stając się cząstką
tłumu, zstępuje tym samym o kilka stopni niżej w swym rozwoju kulturowym. Jako
jednostka posiada pewną kulturę, w tłumie zaś staje się istotą dziką i
niewolnikiem instynktów. Ma spontaniczność,
gwałtowność i okrucieństwo, ale równocześnie bohaterstwo i entuzjazm
pierwotnego człowieka. Cechuje ją nadzwyczajna łatwość ulegania wpływowi słów i
obrazów. Cechuje ją zdolność do wykonania takich czynów, jakie są sprzeczne z
jej najoczywistszym interesem. Jednostka w tłumie to ziarnko piasku wśród
innych ziarenek, którym wiatr miota \vedług własnego kaprysu.)
Na tej podstawie możemy tłumaczyć
wyroki sędziów przysięgłych, które potępiałby każdy przysięgły z osobna, uchwały
i postanowienia ciał ustawodawczych, które każda jednostka stanowiąca cząstkę
parlamentu uznałaby za niewłaściwe. Przecież członkowie Konwentu byli
mieszczanami i mieli usposobienie pokojowe. Ale będąc cząstką tłumu,
dopuszczali się bardzo okrutnych czynów, podpisywali wyroki śmierci na ludzi
niewinnych. Wbrew własnemu interesowi wyrzekali się osobistej nietykalności,
dziesiątkowali własne szeregi.
Nie tylko w sferze czynów
zachodzi istotna różnica między jednostką w tłumie a jednostką znajdującą się
poza tłumem. Zanim jeszcze utracą wszelką niezależność, poglądy i uczucia
jednostki zmieniają się do tego stopnia, że skąpiec może stać się marnotrawcą,
sceptyk — wierzącym, człowiek uczciwy — zbrodniarzem, a tchórz — bohaterem.
Entuzjazm szlachty francuskiej, kiedy w słynną noc 4 sierpnia 1789 r. zrzekła
się swych przywilejów, nie znalazłby nigdy uznania u członków tego zgromadzenia
wziętych z osobna.
Widzimy więc, że pod względem
intelektualnym tłum zawsze niżej stoi od jednostki. Co się zaś tyczy uczuć i
czynów, które powstają pod wpływem owych uczuć, może być tłum lepszy lub
gorszy, zależnie od okoliczności. O wszystkim decyduje sposób wywierania
sugestii na tłum. Fakt ten przeoczyli uczeni, którzy zajęli się tłumem jedynie
z punktu widzenia krymi-nalistyki. Tłum bywa zbrodniczy, ale bywa również
bohaterski. Tłum zdolny jest ponieść śmierć w obronie swej wiary i poglądów,
umie walczyć prawdziwie bohatersko, kiedy chodzi o sławę lub honor, potrafi
wyruszyć bez chleba i broni, jak uczynił to w czasie wypraw krzyżowych do Ziemi
Świętej, aby uwolnić z niewiernych rąk grób Zbawiciela, lub jak w 1793 r., by
bronić ziemi ojczystej. Bohaterstwo to nie było świadome, ale przecież z takich
bohaterskich czynów składa się historia. Gdybyśmy na dobro narodów chcieli
zapisać tylko wielkie, na zimno wyrozumowane czyny, pustkami by świeciły kartki
kronik.
Czytelnika w tych sprawach odsyłam
do badań Tarde'a i pracy Sighelego pt, Tlum zbrodniczy. Ostatnia ta
praca nie zawiera własnych wniosków autora, lecz jest oparta na specjalnych
badaniach psychologów. Moje wnioski co do zbrodniczości i moralności tłumów są
sprzeczne z tymi, do jakich doszli wyżej wymienieni pisarze. W innej pracy, pt.
Psychologia socjalizmu, wykazałem doniosłe znaczenie praw rządzących
duszą tłumu. Prawa te odgrywają ważną rolę także i w innych dziedzinach. A. Gevaert,
dyrektor konserwatorium królewskiego w Brukseli, wykazał, że prawa przez nas
podane stosują się i do dziedziny sztuki, którą nazwał „sztuką tłumów". „Pańskie
dzieła — pisze do mnie — oświetliły mi wiele niejasnych dotąd dla mnie zagadnień.
Teraz dopiero rozumiem, w jaki sposób powstaje w tłumie owa dziwna zdolność
odczuwania każdego dzieła muzycznego, czy obcego, czy rodzimego, prostego czy
skomplikowanego, byleby pięknie zostało odegrane". Gevaert wyśmienicie
objaśnia, dlaczego wiele dzieł muzycznych nie od razu jest zrozumiałych przez
zawodowych muzyków, lecz od razu przez tłum nie znający się na muzyce. Wykazuje
on też, dlaczego te wrażenia estetyczne przemijają bez śladu.
Rozdział drugi
Uczucia i moralność tłumu
§ 1. Impulsywność, zmienność
i drażliwość tlumu — Tłum jest igraszką zewnętrznych wpływów i dostosowuje
się do ustawicznych zmian — Wrażenia, którym się poddaje, są bardziej władcze
aniżeli interes osobisty — Tłum nie myśli — Wpływ rasy — § 2. Podatność na
sugestie i łatwowierność tlumu — Władztwo sugestii nad tłumem — Obrazy
powstałe w jego wyobraźni uważa za rzeczywistość — Podobieństwo do obrazów u
jednostek składających się na tłum — Zrównanie się w tłumie uczonego z głupcem
— Przykłady złudzeń, którym podlegają jednostki będące cząstką tłumu — Niemożność
przyznania jakiejkolwiek wiarygodności świadectwom tłumu — Jednomyślność świadków
jest najgorszym dowodem przy ustalaniu faktu — Nikła wartość książek
historycznych — § 3. Przesada i prostota w uczuciach tlumu — Tłum nie
odczuwa ani zwątpień, ani niepewności, lecz zawsze popada w skrajność — Jego
uczuciowość jest nadmierna — § 4. Nietolerancja, autorytaryzm i konserwatyzm
tlumu — Pobudki jego uczuć — Służalczość tłumu wobec silnej władzy — Pomimo
doraźnie manifestowanych instynktów rewolucyjnych tłum szybko popada w
konserwatyzm — Tłumy są instynktownie wrogie zarówno zmianom, jak i postępowi —
§ 5. Moralność tlumu — Moralność tłumu w zależności od sugestii jest
albo lepsza, albo gorsza od moralności tworzących go jednostek — Objaśnienia i
przykłady — Tłum rzadko kieruje się interesem, jak to prawie zawsze czyni
jednostka — Umoralniająca rola tłumu
Powyżej rozpatrywaliśmy trzy główne
cechy tłumu; obecnie zajmiemy się bliższym ich zbadaniem.
Wiele specyficznych cech tłumu,
takich jak impul-sywność, drażliwość, niezdolność do rozumowania, brak zmysłu
krytycznego i osądu, przesada w uczuciach itp., odnajdujemy w duszach istot
stojących na niższym szczebli rozwoju, np. u dzikiego i u dziecka. Porównanie
to przytaczam tylko mimochodem, gdyż udowodnienie go nie wchodzi w zakres
niniejszej pracy
i okazałoby się balastem dla osób obznajomionych Z psychologią istot
pierwotnych, a nie potrafiłoby przekonać tych, którzy jej nie znają. Teraz po
kolei omówię te rozmaite cechy, które można łatwo dostrzec prawie w każdym tłumie.
§ 1. Impulsywność, zmienność
i drażliwość tłumu.
Powiedzieliśmy już przy badaniu
podstawowych cech tłumu, że kieruje się on prawie wyłącznie nieświadomymi
pobudkami. Każdy jego czyn jest bardziej kierowany przez rdzeń pacierzowy niż
przez mózg. Najwspanialszy nawet czyn, jeżeli nie został dokonany pod
kierunkiem mózgu, jest wynikiem tylko chwilowej podniety. Tłum, będąc zabawką
podniet ze-wnętrznych, zmienia się za ich zmianą. Jest on więc niewolnikiem
podniet. Jednostka będąca poza tłumem może również poddawać się tym samym
podnietom, które oddziałują na jednostkę w tłumie, ale na ostrzeżenie rozumu, że
nie powinna im ulec, unicestwia ich wpływ. W języku fizjologii twierdzenie to
możemy ująć następująco: jednostka potrafi panować nad swymi odruchami, tłum zaś
zdolności tej nie posiada.
Rozmaite podniety, którym tłum
ulega, mogą być szlachetne lub okrutne, bohaterskie lub małoduszne, ale są tak
władcze, że osobisty interes, choćby samozachowawczy, nie potrafi się im
przeciwstawić.
Ciągła zmienność podniet, które
działają na tłum i którym on ulega, sprawia, że tłum ciągle się zmienia. W
jednej chwili z okrutnego i krwiożerczego może się zamienić w szlachetny i
naprawdę bohaterski. Nie ma łatwiejszej rzeczy jak uczynienie tłumu
katem, ale z równą łatwością może on zdobyć palmę męczeństwa. Kiedy chodziło o
wiarę, to z łona tłumu spłynęły potoki krwi dla jej obrony i zbyteczne byłoby
sięgać do czasów bohaterskich, aby się przekonać, do czego tłum pod tym względem
jest zdolny. Podczas zamieszek tłum nie szczędzi siebie; zaledwie kilka lat
temu pewien generał, zyskawszy nagłą popularność, z łatwością znajdował setki
tysięcy osób gotowych poświęcić życie dla jego własnej sprawy. Widzimy więc, że
postępowanie tłumu nie opiera się na przemyślności. Tłum może kolejno
przechodzić do najsprzeczniejszych uczuć pod wpływem chwilowej podniety.
Podobny on jest do liści, które wichura porywa i roznosi we wszystkich
kierunkach jedynie po to, aby im później pozwolić znowu upaść na ziemię.
Badania nad rewolucyjnie nastrojonymi tłumami dostarczą nam przykładów dowodzących
zmienności jego uczuć.
Ta ciągła zmienność tłumu
utrudnia władanie nim, szczególnie wtedy, kiedy część władzy publicznej
znajduje się w jego ręku. Gdyby potrzeby codziennego życia nie były
nieuchwytnym regulatorem wydarzeń, demokracje nie mogłyby wcale istnieć. Tłum
potrafi z olbrzymią zaciętością dążyć do wytkniętego celu, ale nie dąży doń długo
i wytrwale. Wytrwałość, po-dobnie jak i myślenie, jest tłumom obca.
Cechą tłumu jest nie tylko
impulsywność i zmienność, ale nie zezwoli on także, aby zaistniała przeszkoda
na drodze do urzeczywistnienia jego żądań; liczebność tłumu utrwala w nim to
mniemanie i wpaja weń poczucie niezwyciężonej mocy. Dla jednostki będącej w tłumie
nie istnieje rzecz niemożliwa. Jednostka nie będąca cząstką tłumu dokładnie
zdaje sobie sprawę z tego, że nie potrafiłaby spalić pałacu, ograbić magazynu,
taka pokusa nie przychodzi jej więc do głowy. Ale kiedy jednostka ta stanie się
cząstką tłumu, uzbraja się w potęgę, jaką w niej wzbudza liczba, i wystarczy
odpowiednie pokierowanie, a z całą bezwzględnością będzie wszystko niszczyć i
usunie każdą nieprzewidzianą przeszkodę. Gdyby organizm człowieka mógł się
stale znajdować w stanie wściekłości, to można by powiedzieć, że normalny stan
rozwydrzo-nego tłumu to wściekłość.
Drażliwość, impulsywność i
zmienność tłumu, jak i wszystkie inne jego pospolite uczucia, którymi zajmiemy
się poniżej, rodzą się zawsze na podłożu cech rasowych, będących ową glebą, z
której czerpią soki żywotne wszystkie nasze uczucia. Każdy tłum jest drażliwy i
impulsywny, ale stopień natężenia tych uczuć jest rozmaity. Różnica między tłumem
pochodzenia romańskiego a tłumem pochodzenia anglosaskiego jest uderzająca.
Wydarzenia z ostatniego stulecia jasno oświetlają ten fakt. W 1870 r. podanie
do publicznej wiadomości telegramu zawierającego przypuszczalną obelgę wyrządzoną
przedstawicielowi francuskiemu wywołało wściekły wybuch, którego następstwem była
straszna wojna. W kilka lat później wiadomość o nieznacznej klęsce pod
Lang-sori też spo wodowała wybuch, który zmusił ministra do podania się do
dymisji. W tym samym czasie ciężkie klęski zadane ekspedycji angielskiej pod
Chartumem wywołały w Anglii bardzo słaby oddźwięk i nie spowodowały dymisji żadnego
ministra. Tłum jest zawsze usposobienia kobiecego, ale najbardziej kobiece
cechy ma tłum romański. Kto u tłumu szuka rozgłosu i uznania, może w krótkim
czasie dojść wysoko, ale zawsze iść będzie po krawędzi Tarpejskiej skały, z której
któregoś dnia na pewno zostanie strącony w przepaść.
§ 2. Podatność na sugestie i łatwowierność
tłumu. Podając główne cechy tłumu,
podkreśliłem to, że jedna z nich jest nadzwyczajna zdolność do ulegania
sugestii; wskazałem tez na to, że jest ona zaraźliwa w każdej ludzkiej zbiorowości.
To nam tłumaczy nadzwyczajną szybkość potęgowania się uczuć tłumu w pewnym
oznaczonym kierunku.
Tłum na ogół zajmuje pozycję
wyczekującej uwagi, co w nadzwyczajny sposób ułatwia sugestię. Jak zaraza
rozchodzi się pierwsza lepsza ujęta w słowa sugestia, opanowuje wszystkie umysły,
nadaje im pewien kierunek, każe im dążyć do jak najszybszego urzeczywistnienia
panujących w danym momencie idei. Nie ma wtedy znaczenia, czy chodzi o
podpalenie pałacu, czy o wielkie poświęcenie, gdyż każdej myśli poddaje się tłum
z jednakową łatwością. Zależy to tylko od rodzaju podniety, a nie — jak u
jednostki — od stosunku, jaki zachodzi pomiędzy mającym się dokonać czynem a
nakazem rozumu, który jest w stanie nie dopuścić do jego urzeczywistnienia.
Ulegając ciągle nieświadomości,
poddając się wszelkiego rodzaju sugestiom, cechując się gwałtownością uczuć, na
które rozum nie ma najmniejszego wpływu, nie posiadając ani odrobiny
krytycyzmu, tłum jest dlatego nadzwyczaj łatwowierny. Nie istnieją dlań rzeczy
nieprawdopodobne,. dzięki czemu mogą się wśród niego szerzyć legendy i
opowiadania najbardziej fantastyczne1. Jednakże
przy pomocy owej nadzwyczajnej łatwowierności nie możemy w zupełności wytłumaczyć
powstawania i rozchodzenia się owych legend, jakie opanowują duszę tłumu. Musi
się nadto uwzględnić nadzwyczajną zdolność do przekręcania faktów przez rozgorączkowaną
wyobraźnię tłumu. Każdy powszedni wypadek przechodzi kilka lub kilkanaście
przeobrażeń w oczach tłumu. Tłum myśli obrazami, a jeden obraz wywołuje u niego
szereg nowych obrazów, nie łączących się logicznie z pierwszym. Fakt ten
zrozumiemy łatwiej, jeżeli uprzytomnimy sobie owe dziwne skojarzenia, które w
nas samych potrafi wywołać jakaś myśl lub jakiś obraz. Rozum potrafi nam wykazać
brak logicznego związku w tych skojarzeniach, ale tłum nie idzie za głosem
rozumu, chce naginać rzeczywistość do własnej wyobraźni, by w końcu nie odróżniać,
co jest prawdziwe, a co zmyślone. Fakty obiektywne i fakty subiektywne uważa on
za jedno i to samo, uznając za rzeczywiste takie twory swej wyobraźni, które
zasadniczo nie mają prawie żadnego związku ze spostrzeżonymi faktami.
Można
by sądzić, że wydarzenia odbywające się na oczach tłumu winny być zniekształcone
w najrozmaitszy sposób, ponieważ jednostki składające się na tłum mają różne
temperamenty. Ale wcale tak nie jest. Dzięki zaraźliwości przekształcenie faktów
odbywa się u wszystkich osobników danej zbiorowości w jednakowy sposób. Jak
przekształci dany fakt pierwsza jednostka, tak szerzy się on w tłumie. Święty Jerzy
przed ukazaniem się na murach Jerozolimy oczom wszystkich krzyżowców na pewno
ukazał się naprzód jednemu rycerzowi, a na mocy prawa zaraźliwości i sugestii
cud ten natychmiast został zaakceptowany przez wszystkich.
Tak wygląda ów mechanizm często
powtarzających się w dziejach, zbiorowych halucynacji, które posiadają
wszystkie cechy wiarygodności, albowiem potwierdzają ich istnienie tysiące osób.
Powyższej zasady nie może osłabić uwaga, że jednostki tworzące tłum posiadają
rozmaitą zdolność umysłu, nie ma to bowiem najmniejszego znaczenia w tłumie,
gdyż zarówno nieuk, jak i uczony, kiedy staje się cząstką tłumu, traci zdolność
obiektywnej oceny faktów. Twierdzenie to może wydać się śmieszne. Na dowód jego
prawdziwości musiałbym przytoczyć znaczną liczbę faktów historycznych, co w
ramach niniejszej pracy nie da się wykonać. Przytoczę tylko kilka przykładów
dowolnie wybranych z wielu innych, aby Czytelnik nie myślał, że to twierdzenie
bez pokrycia.
Następujący przykład jest bardzo
charakterystyczny, ponieważ należy do grupy zbiorowych halucynacji opanowujących
tłum, który się składa zarówno z nieuków, jak też z ludzi bardzo wykształconych.
Podał go nam porucznik marynarki, Julian Fćlix, w swojej pracy O prądach
morskich.
Okręt La Belle-Poule krążył po
morzu, szukając łodzi Le Berceau, która przepadła w czasie gwałtownej burzy. W
jasny i słoneczny dzień z masztu dano znak, że na widnokręgu ukazała się jakaś łódź
w niebezpieczeństwie. Oczy wszystkich zwracają się w stronę wskazanego punktu;
cała załoga wraz z oficerami widzi na morzu tratwrę napełnioną ludźmi, holowaną
przez łodzie, na których powiewały sygnały alarmowe. Admirał Desfosses rozkazał
spuścić szalupę na ratunek rozbitkom. Marynarze, zbliżając się do owej tratwy,
dokładnie widzieli, „jak wielu ludzi wyciągało do nich ręce, słyszeli głuchy i
niewyraźny ich bełkot". Podpłynąwszy jednak do owej domniemanej tratwy,
ujrzeli po prostu kilka gałęzi pokrytych liśćmi, które fale morskie porwały z
pobliskiego brzegu. I wtedy dopiero, pod wpływem tak namacalnej rzeczywistości,
pr y snęła halucynacja.
Przykład ten dostatecznie objaśnia
nam ów mechanizm zbiorowych halucynacji, o którym mówiłem powyżej. Z jednej
strony tłum w stanie wyczekiwania, z drugiej znowu sugestia wywołana przez znak
dany z masztu, iż na pełnym morzu znajduje się statek w niebezpieczeństwie.
Potrafiła ona w zaraźliwy sposób opanować nie tylko marynarzy, ale i oficerów.
Zdolność poprawnego
spostrzegania zanika w każdym tłumie, bez względu na jego liczebność, a fakty są
zastępowane halucynacjami, które nie pozostają w żadnym z nimi związku. Nawet tłum
złożony z osób należących do świata naukowego wobec faktów nie wchodzących w
zakres ich badań zachowuje się zgodnie z powyższymi twierdzeniami, a zdolność
spo-strzegania i zmysł krytyczny każdej z nich usuwają się na plan drugi.
W „Annales des Sciences psychiąues"
zamieszczone zostało sprawozdanie z badań znanego psychologa Daveya. W
sprawozdaniu tym znajdujemy przykład godny powtórzenia. Wśród zaproszonych
przez Daveya badaczy znajdował się wybitny uczony angielski, Wal-lace, Wory po
uprzednim zbadaniu, przez innych zaproszonych, wszystkich mebli znajdujących się
w pokoju i umieszczeniu skrytek według ich własnego uznania, wykonał przed nimi
szereg produkcji spiry-tystycznych, jak: materializację duchów, pismo na
tabliczkach łupkowych itd. Następnie, otrzymawszy od tych znakomitych uczestników
pisemne stwierdzenie, że zjawiska przez nich obserwowane mogły się odbyć tylko
dzięki siłom nadprzyrodzonym, Davey wykazał im, że padli ofiarą zwyczajnego
podstępu. Autor wspomnianego sprawozdania powiada:
„W badaniach Daveya uderza nie
zmyślność forteli, lecz do najwyższych granic posunięta nieudolność
spostrzegania zjawisk przez nie wtajemniczonych świadków, co udowodnili wszyscy
obecni na wyżej wspomnianym zebraniu. Tak wigc świadkowie mogą wprawdzie często
wypowiadać się o czymś błędnie, ale jeśli te ich opisy zostaną przyjęte jako
prawdziwe. to opisywanych przez nich zjawisk nie można uważać za
kug-larstwo. Metoda postępowania Daveya była tak prosta, że należy się dziwić,
jak odważył się ją zastosować. Davey jednak posiadał moc władania duszą tłumu,
potrafił wmówić w zgromadzonych, że widzą to, czego widzieć nie mogli". Widzimy więc, że rzecz cała obraca się dookoła władzy
hipnotyzera nad zahipnotyzowanym. Ale skoro władza ta potrafi opanować umysły
wykształcone, które są przecież zawsze wobec takich spraw sceptycznie
nastrojone, to dopiero teraz jasno pojmiemy, jak łatwo jest opanować zwykły tłum.
Podobnych przykładów można
przytoczyć nieskończenie dużo. Niedawno dzienniki podawały wiadomość o
wydobyciu z Sekwany zwłok dwóch dziewczynek. Wiele osób stanowczo twierdziło, że
poznało te dzieci. Wszystkie szczegóły były tak zgodne, że ani cień wątpliwości
nie mógł powstać w umyśle sędziego śledczego. Pozwolił on więc spisać akt
zgonu. Dopiero przed samym pogrzebem dzięki przypadkowi udało się stwierdzić, że
wydobyte zwłoki dzieci nie mają nic wspólnego z dziewczynkami, za które je wzięto,
a łączy je tylko bardzo małe podobieństwo. Widzimy więc i w tym przykładzie, że
twierdzenie jednego człowieka, który padł ofiarą złudzenia, wystarczyło do
zasugerowania wszystkich pozostałych osób.
We wszystkich podobnych
przypadkach źródłem sugestii jest złudzenie powstałe w umysie jednego osobnika
dzięki jakiemuś bardziej lub mniej określonemu skojarzeniu. Staje się ono zaraźliwe,
nabiera cech faktu i przenosi się do umysłów innych jednostek. Jeżeli ową
pierwszą jednostką jest ktoś z natury wrażliwy, to wystarczy, aby zwłoki — poza
rzeczywistym podobieństwem — miały jakąkolwiek szczególną cechę, np. bliznę lub
część ubrania, która by przywodziła na myśl inną osobę; wówczas skojarzenie to
może się stać kanwą szeregu obrazów, które są w stanie sparaliżować zdolność
krytyczną umysłu i opanować w zupełności pole widzenia. Patrzący nie widzi już
przedmiotu, lecz tylko obraz, który istnieje w jego wyobraźni. W ten sam sposób
możemy wytłumaczyć mylne rozpoznanie zwłok dzieci przez
matkę, co miało miejsce w następującym wypadku, podawanym niedawno przez
dzienniki, a mającym miejsce w latach dawniejszych. Na przykładzie tym ujrzymy
dokładnie dwa rodzaje sugestii, których mechanizm został powyżej opisany.
„Dziecko, rozpoznając zwłoki
jakiegoś innego dziecka, omyliło się, a omyłka ta stała się źródłem szeregu fałszywych
twierdzeń. W dzień po rozpoznaniu zwłok przez pewnego ucznia jakaś kobieta
krzyknęła: «O Boże, toż to moje dziecko!». Kobieta ta udała się do kostnicy,
oglądnęła czoło dziecka, ujrzała znaną jej bliznę i powiedziała: «Tak, to mój
biedny syn, którego skradziono mi w lipcu, a teraz zabito!». Kobieta ta,
nazwiskiem Chavandret, była dozorczynią domu przy ulicy du Four. Jej kuzyn rzekł
bez wahania: «Tak, to biedny Filibert». W dziecku tym wszyscy znajomi
rozpoznali Filiberta, nie mówiąc już o jego nauczycielu, dla którego decydującą
wskazówką był medalik na szyi
zmarłego. Okazało się, że wszyscy byli w błędzie: sąsiedzi, kuzyn, nauczyciel i
matka. Albowiem w sześć tygodni później stwierdzono tożsamość dziecka: pochodziło
ono z Bordeaux, zostało zamordowane w tym mieście i przywiezione w pakunku do
Paryża".
Stwierdzić należy, że błędne
rozpoznanie cechuje przede wszystkim kobiety i dzieci, jako istoty najbardziej
wrażliwe. Możemy z tego wnosić, jaką wartość w sądzie winny mieć takie świadectwa.
Zwłaszcza z zeznań dzieci sąd nie powinien korzystać. Niestety jednak, sędziowie
zbyt często opierają się na zupełnie przestarzałym frazesie: ,,Dziecko nie kłamie".
Gdyby mieli dokładniejsze wykształcenie psychologiczne, wówczas wiedzieliby, że
właśnie w tym wieku prawie zawsze się kłamie. Chociaż kłamstwo to jest nieświadome,
to jednak pozostaje kłamstwem. Lepiej ' niech o treści wyroku zadecyduje
przypadek, ale niech nigdy jego uzasadnieniem nie będzie zeznanie dziecka.
Wracając do spostrzeżeń
dokonywanych przez tłum, dochodzimy do wniosku, że obserwacje zbiorowe są
najbardziej błędne i najczęściej polegają na złudzeniu pewnej jednostki, która
zaraźliwie narzuciła swój pogląd innym. Pamiętać więc należy, że świadectwa tłumu
winno się przyjmować z największą nieufnością. W słynnej szarży konnicy pod
Sedanem brało udział wiele tysięcy ludzi, ale zeznania naocznych świadków okazały
się. tak nawzajem sprzeczne, że niemożliwością było ustalić, kto dowodził
atakiem. Generał angielski Wolseley w niedawno napisanej pracy dowodzi, ze byliśmy
dotychczas w błędzie co do najważniejszych faktów bitwy pod Waterioo, zwłaszcza
tych, na których prawdziwość mieliśmy świadectwo bardzo wielu osób 3. Powyższe przykłady
pokazują nam, jak znikomą wartość mają świadectwa ludzi opisujących obiektywnie
dane zjawisko. Podręczniki logiki zaliczają zeznania obserwatorów do
najpewniejszych dowodów istnienia danego faktu. Ale to, co wiemy o psychologii
tłumu, wskazuje, że należy podręczniki te poddać gruntownej rewizji, albowiem
każdy fakt zaobserwowany przez większą liczbę ludzi należy właśnie do
najbardziej wątpliwych co do istoty swej treści. Jeżeli fakt równocześnie
obserwowała większa grupa ludzi, to na pewno możemy stwierdzić, że istotna jego
treść w większym lub mniejszym stopniu różni się od tego, co o nim mówią ludzie
go obserwujący.
Z tego, co powiedziano wyżej,
wynika, że niemal wszystkie dzieła historyczne należy uważać za dzieła czystej
wyobraźni. Są to fantastyczne opisy źle zaobserwowanych faktów, do których przyłączają
się objaśnienia późniejszej daty. Gdyby minione stulecia nie pozostawiły nam
swych arcydzieł artystycznych, literackich i swych zabytków kultury
materialnej, nie wiedzielibyśmy o przeszłości nic prawdziwego. Bardzo możliwe, że
wiadomości nasze o życiu i roli wielkich ludzi, jak Herakles, Budda, Jezus,
Mahomet, którzy tak wpłynęli na dalszy rozwój dziejów, nie zawierają ani
odrobiny prawdy. Zresztą musimy przyznać, że rzeczywiste ich życie obchodzi nas
bardzo mało. Wielcy ludzie należą do nas w tej postaci, jaką nadały im legendy
stworzone przez wyobraźnię tłumu.
Legendy nie są, niestety,
niezmienne. Wyobraźnia tłumu ciągle je przekształca, ciągle są one dla mas
plastycznym materiałem. Przekształcanie to zależy od charakteru danej rasy i od
wymagań epoki. Bardzo jest daleko od krwiożerczego biblijnego Jehowy do Boga miłości
św. Teresy, a Budda wielbiony w Chinach nie ma nic wspólnego z Buddą wielbionym
w Indiach, chociaż zasadniczo jest to jedna i ta sama postać. Na przeobrażenia
te miała decydujący wpływ wyobraźnia tłumu, która może dokonać zasadniczych
zmian nawet w ciągu kilkunastu lat. W naszych czasach legenda o jednym z największych WT dziejach bohaterów została przekształcona kilka razy w
przeciągu 50 lat. Za panowania Burbonów uważano Napoleona za jakąś postać wziętą
z sielanki, nazywano go filantropem i liberałem, opiekunem maluczkich, którzy
zgodnie ze świadectwem poetów przechowują o nim pamięć pod swymi strzechami. W
30 lat później uważano go za krwiożerczego tyrana, który zagarnąwszy władzę, stłumił
wolność i dla dogodzenia swej ambicji poprowadził na rzeź 3 miliony ludzi.
Obecnie legenda ta uległa nowemu przekształceniu. Wobec tych najrozmaitszych
legend uczeni za kilka stuleci zwątpią może o istnieniu Na-poleona, tak jak
obecnie nie dowierzają istnieniu Buddy. Uważać go będą za jakiś mit słoneczny
lub nową wersję legendy o Heraklesie. Nasuwające się wątpliwości rozwieje
zapewne dokładniejsza znajomość psychologii tłumów, która ich pouczy, iż
historia uwiecznia tylko legendy.
§ 3. Przesada i prostota w
uczuciach tłumu. Charakterystycznymi
cechami uczuć tłumu, bez względu na to, czy uczucia te są dobre czy złe, są
następujące: wielka prostota i wielka przesada. Jednostka, jako cząstka tłumu,
upodabnia się pod tym względem — jak zresztą i pod wielu innymi — do ludzi
pierwotnych. Jej umysł jest w stanie pojmować tylko całościowo, nigdy nie
potrafi zagłębiać się w odcienie i etapy przejściowe. Przesadne uczucia tłumu
potęguje jeszcze ta okoliczność, że jakiekolwiek objawione uczucie zdobywa
szybko uznanie wszystkich — na mocy prawa zaraźliwości i sugestii — co zwiększa
w dwójnasób jego siłę. Dzięki prostocie i przesadzie jego uczuć niedostępne są
dla tłumu wątpliwości i niepewność. Tłum z jednej krań-cowości zbyt szybko
przerzuca się w drugą. Każde podejrzenie staje się dlań natychmiast pewnikiem
nie do odparcia; najmniejszy uśmiech czy pogardliwe spojrzenie wywołuje u niego
wściekłą nienawiść, podczas gdy u jednostki nie będącej cząstką tłumu pozostałoby
to bez jakiegokolwiek wpływu.
Gwałtowność uczuć jest jeszcze
spotęgowana, zwłaszcza w tłumie heterogenicznym, przez brak odpowiedzialności.
Pewność bezkarności, wzrastająca w miarę wzrostu liczebności tłumu, oraz świadomość
chwilowej potęgi, którą czerpie on właśnie ze swej liczebności, tworzą warunki
do powstawania w tłumie takich uczuć i czynów, na które nigdy by się nie zdobyła
jed-nostka. W tłumie nieuk, głupiec i człowiek, zawistny nie odczuwają swej
bezsilności i nicości, a w ich miejsce pojawia się poczucie brutalnej siły,
chociaż nietrwałej, ale za to potężnej.
Przesada ta dotyczy zwłaszcza złych
uczuć — tego reliktu atawistycznego instynktów człowieka pierwotnego, które
jednostka potrafi przytłumić z obawy przed karą. Dlatego tłum tak łatwo
dokonuje złych czynów. Tłum umiejętnie prowadzony jest zdolny do bohaterskich
czynów i najpiękniejszych poświęceń, przy czym stopień natężenia tych zdolności
jest u niego o wiele większy aniżeli u jednostki. Do sprawy tej powrócę przy
rozważaniu moralności tłumu.
Tłum, sam będąc przesadny w
swych uczuciach, jest nadzwyczaj czuły na przesadę i mówca, gdy chce go porwać,
musi używać bardzo często silnych określeń. Przesada, bezwarunkowe twierdzenie,
powtarzanie tego samego po kilka razy, niezagłębianie się w logiczne dowody —
oto sposoby zdobycia i opanowania duszy tłumu, znane ludziom występującym na
zgromadzeniach ludowych.
Tej samej przesady w uczuciach
domaga się tłum od swych wybrańców. Ich zalety i cnoty zawsze muszą być
nadzwyczajne. W teatrze od bohaterów sztuki tłum domaga się takich zalet,
takiej moralności i męstwa, jakie w życiu nigdy nie istnieją. Dlatego słusznie
mówi się o specjalnej optyce teatralnej, której prawa nie mają po największej
części nic wspólnego z logiką i prawami zdrowego rozsądku. Umiejętność mówienia
do tłumu jest bez wątpienia sztuką niższego rzędu, ale wymaga specjalnych
zdolności. Gdy się czyta niektóre sztuki, w żaden sposób nie można zrozumieć
ich nadzwyczajnego powodzenia na
scenie. Dyrektorzy teatrów, przyjmując jakąś sztukę, często nie są pewni jej
powodzenia na scenie, gdyż aby je przewidzieć, musieliby oceniać ją nie ze
stanowiska fachowca, ale ze stanowiska tłumu. Gdybym mógł tej sprawie poświecić
w niniejszej pracy więcej miejsca, z łatwością wykazałbym działanie potężnego
wpływu rasy, bo faktem jest, że sztuka, którą w jednym kraju zachwycają się tłumy,
w drugim me ma najmniejszego powodzenia, nie uruchamia bowiem tych podniet,
jakie są konieczne do poderwania nowej publiczności.
Przesada w tłumie dotyczy tylko
uczuć, w żadnym zaś razie inteligencji. Dlatego jednostka należąca do tłumu
cofa się w swym rozwoju intelektualnym, co wykazałem powyżej. Do tego samego
wniosku doszedł Tarde. Tylko zatem w sferze uczuć tłum może wznieść się bardzo
wysoko albo bardzo nisko upaść.
§ 4. Nietolerancja,
autorytaryzm i konserwatyzm tłumu. Tłum,
będąc zdolnym do uczuć tylko prostych i przesadnych, przyjmuje lub odrzuca
sugerowane mu poglądy, wierzenia i idee albo jako absolutną prawdę, albo jako
absolutną nieprawdę. To tyczy się przede wszystkim wierzeń, które nie powstają
drogą rozumowania, lecz są narzucone za pomocą sugestii. Każdy wie dobrze, jak
nietolerancyjne są wierzenia religijne i jak przemożny wpływ wywierają na duszę
tłumu. Opierając się ha owym poczuciu swej siły i na braku wątpliwości, co jest
prawdą, a co nieprawdą, tłum jest w tym samym stopniu autorytarny, co
nietolerancyjny. Jednostka może uzmwać zdania przeciwne i nawet podejmować
decyzję, tłum zaś nie czyni tego nigdy. Na zgromadzeniach ludowych najmniejsze
wystąpienie przeciw tłumowi zostaje przyjęte z wściekłością i gwałtownymi
obelgami, po których szybko dochodzi do rękoczynów i dany mówca musi chyłkiem
czmychać z zebrania, jeżeli nie potrafi w odpowiedni sposób odwrócić uwagi tłumu
w innym kierunku. Niezależnością swych poglądów mówca najczęściej naraża się tłumowi,
a nieraz tylko dzięki ochronie władz bezpieczeństwa uchodzi z życiem.
Autorytaryzm i nietolerancja to
cechy wspólne wszystkim kategoriom tłumów, chociaż natężenie tych cech bywa różne,
w czym zasadniczą rolę odgrywa rasa, jako władczyni wszystkich uczuć i myśli człowieka.
Autorytaryzm i nietolerancyjność rozwinięte są w bardzo wysokim stopniu u tłumów
pochodzenia romańskiego; rozwój ten doszedł do takiego stopnia, że zabił w nich
wszelkie poczucie osobistej niezależności, owego zasadniczego rysu duszy
anglosaskiej. Tłum romańskiego pochodzenia jest wrażliwy tylko na niezależność
odłamu społeczeństwa, do którego sam należy, przy czym z ową niezależnością łączy
on dążność do natychmiastowego i bezwzględnego narzucenia swych przekonań
wszystkim innym grupom. W tym tkwi źródło wielkiej ekspansywności narodu
francuskiego i francuskiej kultury. W powyżej opisany sposób pojmują wolność
jakobini ludów romańskich, poczynając od czasów inkwizycji, aż po dzień
dzisiejszy.
Autorytaryzm i nietolerancja są
uczuciami dla tłumu jasnymi, tak że skwapliwie on je przyjmuje i dąży do jak
najszybszego ich urzeczywistnienia. Wobec siły tłum staje się potulny, a na
uczucie dobroci jest zupełnie niewrażliwy, gdyż dobroć uważa za objaw słabości.
Tłum nigdy nie wielbił dobrych władców; kochał na ogół okrutników, którzy
uciskali go z całą bez-względnością. Srogim tyranom tłum buduje okazałe
pomniki, a upadłego tyrana chętnie i z lubością depce nogami, gdyż ten po
upadku znowu zasila szeregi słabych, których tłum nienawidzi lub nimi pogardza,
albowiem nie czuje przed nim trwogi. Cesarz jest typem bohatera uwielbianym
przez tłum po dzień dzisiejszy. Jego kołpak nadal oczarowuje, jego władza
wzbudza poszanowanie, a jego miecz sieje postrach.
Tłum jest zawsze gotów powstać
przeciw słabej władzy, a niewolniczo gnie swe kolana przed władzą silną. Jeżeli
zaś siła, będąca na usługach władzy, ciągle się zmienia, tłum, ulegając zaw7sze krańcowym
uczuciom, przechodzi od anarchii do uległości i od uległości do anarchii.
Zupełnie mylnie pojmowalibyśmy
psychologię tłumu, gdybyśmy wyrobili sobie przekonanie, że w tłumie przeważają
instynkty rewolucyjne. Gwałtowność tłumu jest bardzo zwodnicza. Jego
buntownicze wybuchy i dążność do niszczenia są bardzo krótkotrwałe. Tłumem zbyt
despotycznie władają bodźce nieświadome, zbyt silnie ulega on wpływom
odwiecznej dziedziczności, co wywołuje w jego duszy tendencję do konserwatyzmu.
Pozostawiony samemu sobie, zbyt łatwo idzie w niewolę, gdyż w zbyt krótkim
czasie znuży go własna popędliwość. Na przykład najzacieklejsi Jakobini z całą
mocą popierali Napoleona, gdy ten swą żelazną ręką tłumił swobody z okresu
Rewolucji.
Kto nie potrafi się wczuć w te
konserwatywne instynkty mas, ten nie zrozumie należycie historii, zwłaszcza
historii ruchów ludowych. Masy zmieniają tylko nazwy najrozmaitszych instytucji
społecznych; do tych nic nie znaczących zmian dążą nieraz zbyt gwałtownymi środkami.
Ale instytucje społeczne są aż nadto w swej istocie wyrazem dziedzicznych
potrzeb danej rasy, aby do tych instytucji nie powracać. Tłum jest zmienny
wobec rzeczy błahych i powierzchownych, ale zasadniczo posiada w swej duszy
silny konserwatyzm, co upodabnia go do ludzi pierwotnych. Tłum z nadzwyczajnym
uwielbieniem czci tradycję i czuje głęboki, podświadomy wstręt do wszelkiego
nowatorstwa, gdyż drży przed jakąkolwiek zmianą wa-runków swego materialnego
bytu. Gdyby demokracja w epoce wynalezienia warsztatów mechanicznych, maszyn
parowych i kolei żelaznej miała taką władzę jak obecnie, to wprowadzenie tych
wynalazków w życie byłoby niemożliwe albo doszłoby do skutku w drodze
rewolucji. Szczęście postępu i cywilizacji polega na tym, że tłum stojący u władzy
nie miesza się w wielkie odkrycia na polu nauk i przemysłu.
§ 5. Moralność tłumu. Jeżeli przez moralność rozumieć będziemy ciągłe
przestrzeganie pewnych norm społecznych i ustawiczne przeciwstawianie się
egoistycznym popędom, to jasne będzie, że tłum jest zbyt zmienny i nazbyt gwałtowny,
by mógł być moralny. Jeśli jednak do tego pojęcia włączymy przejawy takich
cech, jak poświęcenie, bezinteresowność, ofiarność, prawość, to można powiedzieć,
że tłum zdobywa się nieraz na bardzo wzniosłe czyny moralne.
Niektórzy psychologowie, badając
tłum z punktu widzenia jego czynów przestępczych i zwracając uwagę przede
wszystkim na ich częstość, stwierdzili, że poziom moralny tłumu jest bardzo
niski. Nie da się zaprzeczyć, że często twierdzenie to jest słuszne. Ale
dlaczego? Po prostu dlatego, że w duszy każdego człowieka drzemią instynkty
burzycielskie i zdolność do okrucieństwa, będące pozostałością epoki
pierwotnej. Jednostka zdaje sobie sprawę, że danie posłuchu tym instynktom może
wprowadzić na niebezpieczną drogę, ale kiedy znajdzie się w nieodpowiedzialnym
tłumie, który zapewnia jej bezkarność, wówczas nie dba o ich stłumienie.
Okrucieństwo tłumu i upodobanie do myślistwa mają wspólne źródło. Tłum, mordując
swą bezbronną ofiarę, daje dowód nikczemnego okrucieństwa. Okrucieństwo to jest
w oczach człowieka myślącego blisko spokrewnione z okrucieństwem myśliwych, którzy
się zbierają, by z przyjemnością przyglądać się rozdzieraniu nieszczęśliwego
jelenia przez zażarte psy.
Tłum, będąc zdolny do mordu,
podpalenia i każdej innej zbrodni, równocześnie jest w stanie wytężyć swe siły
dla dokonania czynów wzniosłych i bezinteresownych, o wiele wspanialszych od
tych, na jakie może się zdobyć jednostka. Każde odwołanie
się do miłości Ojczyzny, do uczuć religijnych, do poczucia honoru oddziałuje na
tłum, który jest zdolny do bezgranicznych poświęceń. W dziejach ludzkości mamy
wiele przykładów podobnych do wypraw krzyżowych i do ochotni-ków z roku 1793.
Jedynie zbiorowości są zdolne do
wielkiego poświęcenia i wysoce bezinteresownych czynów. Ile tłumów zginęło
bohatersko w obronie wierzeń oraz idei, haseł, których często prawie nie
rozumiały one. Tłum strajkujący czyni lo raczej z posłuszeństwa wydanemu hasłu
niż dla uzyskania podwyżki zarobków. U jednostki interes osobisty jest najczęstszym
bodźcem postępowania, w tłumie zaś odgrywa on bardzo nieznaczną rolę. Przecież
trudno wyobrazić sobie, by osobiste względy wiodły tłum na krwawe wojny, których
celów na ogół nie rozumiał, chociaż dał się mordować tak łatwo jak skowronek
zahipnotyzowany przez lusterko myśliwego.
Nawet największy nicpoń, gdy
stanie się cząstką tłumu, staje się na ten czas zwolennikiem bardzo surowych
zasad moralnych. Taine opowiada, że uczestnicy band mordujących w pamiętnym
wrześniu 1793 r. oddawali do rąk komitetów rewolucyjnych portfele i klejnoty znalezione przy
mordowanych ofiarach, chociaż bezkarnie mogli je ukryć. Tłum nędzarzy zdobywający
w czasie rewolucji 1848 r. pałac Tuileries nie zagarnął ani jednego z klejnotów,
które przecież mogły go olśnić, a jeden taki klejnot wystarczyłby dla
zabezpieczenia bytu na wiele lat.
Ta moralność jednostki w tłumie
wygląda na pozór fantastycznie, a jednak jest prawdziwa. Owo umoralnienie
jednostki przez tłum nie jest regułą, niemniej występuje, i to nieraz w
bardziej błahych wypadkach niż przytoczone powyżej. Powiedziałem poprzednio, że
w teatrze tłum żąda, aby bohaterowie sztuki posiadali nadzwyczajne zalety.
Nawet widownia niskiego pochodzenia okazuje się często bardzo purytańska.
Zawodowy pijak, sutener i ulicznik okazują swe niezadowolenie wobec
dwuznacznego dowcipu i drastycznej sytuacji na scenie, chociażby były wprost
niewinne w porównaniu z ich codziennymi rozmowami.
Zatem tłum albo ulega niskim
instynktom, albo błyszczy czynami nadzwyczaj moralnymi. Jeżeli bezinteresowność,
bezwzględne oddanie się w służbę ideału rzeczywistego lub nierzeczywistego
stanowią cnoty narodu, to musimy przyznać, że tłum często posiada te cnoty w
takim stopniu, jaki rzadko osiągali najwięksi mędrcy. Moralność tłumu jest nieświadoma,
co jednak nie zmienia postaci rzeczy. Gdyby tłum rozumiał i kierował się swym
bezpośrednim interesem, to możliwe, że na Ziemi nie powstałaby żadna
cywilizacja i ludzkość nie miałaby swej historii.
1 Ludność Paryża podczas oblężenia go przez Prusaków miała wiele dowodów
na ową łatwowierność tłumu, zwłaszcza wtedy, kiedy chodziło o wydarzenia
nieprawdopodobne. Światełko, które ukazało się na piątym piętrze, brano za znak
dany Prusakom, choć odrobina rozwagi musiałaby naprowadzić na myśl, że światełka
tego nie można było dostrzec z odległości kilkunastu kilometrów.
2 „Eclair" z 21 kwietnia 1895 r.
3 Wątpię, czy znamy prawdziwy opis choć jednej bitwy. Zasadniczo wiemy tylko,
która strona zwyciężyła, a która została pobita. To. co d'Harcourt, uczestnik i
świadek bitwy pod Soiferino, mówi o niej, można odnieść do wszystkich bitew: „Jenerałowie,
naturalnie opierając się na setkach świadectw, składają swe urzędowe raporty,
oficerowie przyboczni zmieniają te dokumenty i redagują nieco zmieniony
projekt, który znowu zmienia szef sztabu. Marszałek znowu redaguje rzecz na
nowo. i dzięki temu z pierwotnego projektu nic nie po/ostaje11. D'Harcourt
przytacza to na dowód, że z zeznań ludzi nie nożna się dowiedzieć prawdy nawet
o wydarzeniach dokładnie obserwowanych.
Rozdział trzeci
Idee, rozumowanie i wyobraźnia
tłumu
§ 1. Idee tłumu — Idee
zasadnicze i idee przejściowe — Jak mogą współistnieć idee przeciwne? —
Przemiany, jakie musza przejść idee wyższe, zanim staną się przystępne dla tłumu
— Społeczna rola idei jest niezależna od stopnia prawdy w nich zawartej — § 2. Jak
tłum rozumuje? — Tłum nie ulega wpływom rozumowania — Rozumowanie tłumu
jest bardzo prymi-tywne — Łączenie idei następuje albo drogą analogii, albo
drogą następstwa — § 3. Wyobraźnia tłumu — Potęga wyobraźni tłumu — Tłum
myśli obrazami, przy czym obrazy te nie wiążą się ze sobą — Tłum jest podatny w
pierwszym rzędzie na cudowność — Rzeczy nadzwyczajne i legendy są rzeczywistą
podstawą cywilizacji — Wyobraźnia tłumu zawsze była podstawą siły mężów stanu —
Jakie fakty potrafią przemówić do wyobraźni tłumu?
§ 1. Idee tłumu. W jednej ze swych prac nad znaczeniem idei w rozwoju
narodów wykazałem, że każda cywilizacja czerpie swe siły z kilku zaledwie
zasadniczych idei, które są bardzo rzadko odnawiane. Wyka-załem też, jak idee
wrastają w duszę tłumu, z jaką trudnością do niej docierają i jaką mają moc,
skoro raz nią owładną. Wykazałem wreszcie, że wszelkie przewroty historyczne
mają najczęściej swe źródło w zmianach dokonanych w tych zasadniczych ideach.
Nie będę omawiać po raz drugi
tych kwestii, wspomnę tylko, jakie idee są dostępne dla tłumu i pod jaką
postacią może je on przyjmować.
Idee
można podzielić na dwie grupy. Do pierwszej zaliczymy idee przypadkowe i przejściowe,
powstające pod wrażeniem chwili, np. pod wpływem jakiejś jednostki bądź teorii.
Do grupy drugiej zaliczymy idee zasadnicze, którym otoczenie, dziedziczność i
opinia
przydają cech niezmienności.
Niegdyś takimi ideami były wierzenia religijne, a dziś idee demokratyczne i społeczne.
Idee zasadnicze możemy sobie
przedstawić jako wielką, powoli toczącą swe wody rzekę. Idee przejściowe to
drobne fale, ciągle się zmieniające, poruszające powierzchnię rzeki i chociaż
nie posiadające realnego znaczenia, to jednak bardziej rzucające się w oczy aniżeli
bieg rzeki.
Idee zasadnicze, którymi żyli
nasi ojcowie, zostały w obecnej epoce mocno zachwiane. Straciły swą trwa-łość,
a dzięki temu i instytucje opierające się na nich zostały nadwerężone.
Stwierdzamy, że co dnia poja-wia* się wiele idei przejściowych, ale tylko niektóre
z nich stają się silne i zdobywają znaczne wpływy.
Każda idea, aby zawładnęła tłumami,
musi im być podana w formie bardzo obrazowej i nadzwyczaj pro-stej. Idee
przemienione w obrazy nie są ze sobą połączone żadnym logicznym związkiem
analogii bądź następstwa i mogą następować jedna po drugiej jak szkła w
czarnoksięskiej latarni, wyjmowane jedno po drugim z kasety, do której je włożono.
To nam tłumaczy owo równoczesne istnienie w duszy tłumu najsprzeczniejszych
idei. Od przypadku zależy, które z idei ożywią się w duszy tłumu; z tego też
wynika, że tłum jest zdolny do dokonania czynów najbardziej sprzecznych, a brak
krytycyzmu nie pozwala mu za-uważyć tej sprzeczności.
Zresztą nie jest to wyłącznie własnością
tłumu. Możemy to zauważyć i u jednostek będących cząstką tłumu, których umysł
niedaleko odbiegł od umysłu człowieka pierwotnego; tyczy się to przede
wszystkim zagorzałych zwolenników jakiejś sekty, chociażby to byli ludzie
wykształceni. Obserwowałem takie zjawisko u Hindusów wykształconych na naszych
europejskich uczelniach, na których też uzyskiwali dyplomy. Na niewzruszony
grunt ich dziedzicznych idei religijnych i społecznych nałożyła się bez żadnego
dla tamtych uszczerbku warstwa idei zachodnioeuropejskich, które z tymi
pierwszymi nie mają nic wspólnego. U danego osobnika przeważały to jedne, to
drugie, zależnie od okoliczności; w ten sposób jedna i ta sama osoba popadała w
skrajne sprzeczności. Na ogół sprzeczności te są bardziej pozorne aniżeli
rzeczywiste, ponieważ tylko idee dziedziczne mogą się stać pobudkami postępowania
jednostki. Tylko w tych wypadkach czyny człowieka mogą rzeczywiście przedstawiać
sprzeczności, kiedy dana jednostka wskutek skrzyżowania różnych ras odziedziczy
różnorodne idee zasadnicze. Nie będę się dłużej zastanawiał nad tymi
zjawiskami, chociaż moim zdaniem mają one wielkie znaczenie z punktu widzenia
psychologii. Sądzę, że należyte ich zrozumienie wymaga bardzo wielu lat podróży
i obserwacji.
Idee, aby mogły się stać własnością
tłumu, winny otrzymać jak najprostszą formę; dzięki temu uprosz-czeniu ulegają
one gruntownym przekształceniom Wielkość tych zmian, jakim ulega idea, zanim
wrośnu w duszę tłumu, daje się stwierdzać zwłaszcza wtedy.. kiedy chodzi o
wznioślejsze idee filozoficzne i naukowe. Przekształcenia te zależą przede
wszystkim od rasy, do której dany tłum należy; ogólną ich właściwością jest
uproszczenie i pomniejszenie idei. Dlatego z punktu widzenia społecznego nie
istnieje w rzeczywistości żaa-na hierarchia idei, tzn. nie ma idei wyższych lub
niższych. Już sam fakt przedostania się idei do tłumu dowodzi, że pozbawiona
została ona tego wszystkiego, co stanowiło jej podniosłość i wielkość.
Zaznaczam, że ze społecznego
punktu widzenia hierarchiczna wartość idei nie ma znaczenia. Należy mó-wić o
ich wpływie, a nie o ich wartości. Chrześcijaństwo wieków średnich, idee
demokratyczne ubiegłego stulecia oraz współczesne idee społeczne nie są zapewne
zbyt podniosłe. Z punktu widzenia filozofii należy je uznać za marne złudzenia,
a mimo to ich wpływ był bardzo znaczny i jeszcze przez długi czas będą one
zasadniczymi pobudkami postępowania.
Idea dopiero wtedy owłada tłumem,
kiedy po owych przekształceniach, dzięki którym staje się dlań do-stępna, o
czym mówić będę na innym miejscu, przeniknie w nieświadomość tłumu i w sferę
jego uczuć, A na to potrzeba zawsze dłuższego czasu.
Trudno zresztą sądzić, że
wykazanie słuszności jakiejś idei wystarczy, by oddziaływała ona odpowiednio na
umysły, choćby wykształcone Możemy się o tym przekonać, gdy zwrócimy uwagę na
to, że najoczywistsze dowody wywierają mały wpływ na większość ludzi. Chociaż
niejeden nie odmówi im słuszności, to jednak pod działaniem nieświadomych
czynników swej duszy szybko powróci do poprzednich zapatrywań. Gdybyśmy go,
zobaczyli w kilka dni później, wysunie na nowo swe stare argumenty i tak samo
nawet będzie je wypowiadał. Znajduje się bowiem pod wpływem swych wcześniejszych
idei, które przekształciły się j u? w uczucia i kierują jego słowami i czynami.
Idea, która na mocy różnorodnych
przekształceń przeniknęła w końcu duszę tłumu, osiąga olbrzymią moc i popycha tłum
do odpowiednich czynów. Idee filozoficzne, których wynikiem była Wielka
Rewolucja Francuska, potrzebowały całego stulecia, zanim zagnieździły się w
duszy tłumów. Gdy owładnęły duszą
tłumu,
działały z nieprzezwyciężoną siłą. Zapał tłumów, chcących równości społecznej,
urzeczywistnienia wyśnionych praw i prawdziwej wolności, nadwerężył trony i
przekształcił cały świat zachodni. Przez 20 lat narody gryzły się nawzajem, a
Europa była widownią tak krwawych walk, jak za czasów Dżyngis-chana lub
Tamerlana. Nigdy tak oczywiste nie były skutki władztwa krańcowych idei nad tłumem.
Przyznać trzeba, że idee bardzo
powoli i z wielkim trudem wrastają w duszę tłumu; ale też nie szybciej i nie łatwiej
uwalniają jego duszę ze swej władzy. Dlatego pod względem idei tłum zawsze stoi
o kilka pokoleń niżej od uczonych i filozofów. Dfatego mężowie stanu wiedzą obecnie,
że odrętwienie idei zasad-niczych jest chwilowe, lecz wpływ tych idei jest tak
wielki, że muszą zasady rządzenia do nich dostosowy-wać.
§ 2. Jak tłum rozumuje? Nie można twierdzić, że tłum w ogóle nie rozumuje ani
nie ulega wpływowi rozumowania. Dowody, które tłum podaje i które potrafią go
przekonać, są z punktu widzenia logiki tak płytkie, że jedynie na mocy. dość
naciągniętej analogii możemy je zaliczyć do zakresu rozumowania.
Rozumowanie tłumów z pewnością
opiera się na kojarzeniu pojęć, podobnie jak się ma rzecz z prawdzi-wym
rozumowaniem. Ale idee, które kojarzy wyobraźnia tłumu, łączą się tylko
pozornie, na podstawie analogii lub następstwa. Tak rozumuje np. Eskimos, który
wiedząc z doświadczenia, że lód jest przezroczysty i topnieje w ustach, może być
przekonany, że i szkło winno się w ustach topić, ponieważ jest również
przezroczyste; albo dziki, gdy zjada serce mężnego wroga, myśląc, że przejmie
jego męstwo, lub też robotnik wyzyskiwany przez swego pracodawcę, gdy wysnuwa z
tego wniosek, że wszyscy pracodawcy są wyzyskiwaczami.
Kojarzenie rzeczy zupełnie
niepodobnych, połączonych tylko pozornymi więzami, i natychmiastowe uogólnianie
poszczególnych wypadków — oto co charakteryzuje rozumowanie tłumów. Takim też
rozumowaniem muszą posługiwać się ci, którzy chcą wszczepić w tłum pewne poglądy,
bo inaczej nie zdobędą nań wpływu. Rozumowanie według prawideł logiki byłoby
dla tłumu czymś obcym i niezrozumiałym. Na tej podstawie można twierdzić, że tłum
nie rozumuje, albo rozumuje błędnie, i nie poddaje się żadnemu rozumowaniu.
Zgłębiając mowy, które wywarły
wielki wpływ na słuchaczy, możemy dziwić się słabości ich rozumowania; nie
wolno jednak zapominać o tym, że przemówienie nie jest przeznaczone na lekturę
ludzi uczonych, ale na porwanie słuchających. Mówca znający duszę tłumu potrafi
za pomocą kilku zdań opanować silniej tłum aniżeli olbrzymie tomy napisanych mów,
których argumentacja nie popada w zatarg z prawami logiki.
Ta niezdolność do poprawnego
rozumowania łączy się u tłumu z brakiem wszelkiego krytycyzmu, t j. bra-kiem
umiejętności wyczuwania, co jest prawdą, a co fałszem, i z niezdolnością do
wydawania trafnego sądu o jakimkolwiek czynie czy przedmiocie. Tylko sąd
narzucony tłumowi znajdzie u niego uznanie, nigdy zaś sąd będący wynikiem skrupulatnych
badań i roztrząsań. Pewne opinie jedynie dlatego zbyt szybko się
rozpowszechniają, że większość ludzi woli bez dowodu przyjąć gotowy już sąd od
drugich, aniżeli zastanawiać się i formułować własny sąd.
§ 3. Wyobraźnia tłumu. Podobnie jak istoty niezdolne do rozumowania, tłum ma
nadzwyczaj wrażliwą wyobraźnię. Każdy obraz powstający w jego duszy, czy to pod
wpływem jakiegoś zdarzenia czy osoby, ma barwy tak żywe, jak gdyby był
rzeczywisty. Możemy pod tym względem porównać tłum ze śpiącym człowiekiem, którego
umysł, chwilowo nieaktywny, wytwarza tak żywe obrazy, jakby się wszystkie działy
na jawie; jednak zastanowienie się rozwiewa tę ich moc. Tłum nie jest zdolny
ani do rozumowania, ani do zastanawiania się; nie istnieją dlań rzeczy
nieprawdopodobne. Wiemy jednak, że najbardziej pociągające są właśnie rzeczy
najmniej prawdopodobne. Dlatego tłum chętniej zajmuje się tym, co jest
nieprawdopodobne i legendarne. W istocie niezwykłość i legenda są prawdziwym źródłem
cywilizacji. W historii większą rolę odgrywają zmyślenia niż rzeczywistość. Wyżej
stawia się ułudę nad rzeczywistość.
Tłum umie myśleć wyłącznie
obrazami i jest bardzo wrażliwy na obrazowe przedstawienie danego faktu lub
rzeczy. Tylko za pomocą takiego przedstawienia można tłum porwać i pobudzić go
do działania.
Wiemy, że przedstawienia
teatralne mają wielki wpływ na tłum, ponieważ dają obraz w formie najbardziej
jasnej. „Panem et circenses" — chleba i igrzysk — domagał się tłum
rzymski, i zdaje się, że ten ideał mi-mo upływu czasu nie uległ zbytniej
zmianie. Nic bardziej nie przemawia do wyobraźni tłumu niż sztuka teatralna.
Wszyscy zebrani w teatrze doznają w jednym czasie prawie jednakowych uczuć, które
jedynie dlatego nie zamieniają się w czyny, że najgłupszy nawet widz wie, iż to
tylko złudzenie, że zmyślone sytuacje wywołały jego śmiech lub płacz. Może się
jednak zdarzyć, że uczucia wywołane przez te rozmyślnie w tym celu zmyślone
obrazy stają się tak silne i gwałtowne, iż szukają ujścia w czynach. Znana jest
po-wiastka o pewnym teatrze ludowym, w którym po skończonym przedstawieniu
trzeba było pilnować artystę grającego rolę zdrajcy, ażeby go uchronić przed
gniewem widzów oburzonych na jego
rzekome
zbrodnie. .To nam określa łatwość, z jaką tłum poddaje się sugestii, i
charakteryzuje dosadnie jego stan umysłowy.
Urojenie działa na tłum z nie
mniejszą siłą niż rzeczywistość. Tłum ma wyraźną skłonność do mieszania tych
sprzecznych rzeczy.
Na wyobraźni mas zasadza się
potęga zdobywców i siła państw. Kto chce porwać tłum, musi na niego oddziaływać.
Wielkie wydarzenia historyczne, np. powstanie buddyzmu, chrześcijaństwa,
islamu, reformacja, Rewolucja Francuska, a obecnie groźny zalew socjalizmu —
oto bezpośrednie skutki potężnych wrażeń, jakie wywołano w wyobraźni tłumu.
Dlatego wielcy mężowie stanu,
we wszystkich krajach i we wszystkich okresach, łącznie z najbezwzględniejszymi
despotami, uważali wyobraźnię mas za podwalinę swej władzy. Nigdy nie próbowali
pójść przeciw nim. „Zostałem katolikiem — oświadczył Napoleon w Radzie Stanu —
aby ukończyć wojnę w Wandei, jako muzułmanin podbiłem Egipt, a jako
ultramontanin pozyskałem duchowieństwo we Włoszech. Gdybym był królem żydowskim,
to przede wszystkim odbudowałbym świątynię Salomona".
Czy istnieją metody, za pomocą
których można oddziaływać na wyobraźnie tłumu? Tym zajmę się poniżej. Na razie
zaznaczę, że metody te nie polegają na oddziaływaniu na inteligencję i rozsądek.
To nie za pomocą uczonej retoryki poderwał Antoniusz lud rzymski przeciw
mordercom Cezara, lecz przeczytaniem jego testamentu i pokazaniem zwłok.
Aby wpłynąć na wyobraźnię tłumu,
należy mu przedstawić żywy i jasny obraz, bez jakichkolwiek dodatko-wych
interpretacji, ale zawierający nadzwyczajne fakty, np. doniosłe zwycięstwo,
wielki cud, straszliwą zbrodnię lub powabną nadzieję. Ważną rzeczą jest
przedstawiać pewną całość spraw, lecz nigdy nie do-ciekać ich źródeł. Setki
mniej znaczących przestępstw lub wypadków nie potrafią do tego stopnia poruszyć
duszy tłumu, jak jedna wielka zbrodnia lub pojedyncza katastrofa, chociażby jej
skutki były o wiele słabsze od skutków tych drobnych wypadków razem wziętych.
Epidemia grypy, na którą w ciągu kilku tygodni zmarło w Paryżu około 5000 osób,
nie wywarła żadnego wrażenia na ludności, albowiem odbywało się to powoli, bez
jakichkolwiek większych wstrząśnień. * Ta prawdziwa hekatomba nie ujawniła
się w jednym wyraźnym fakcie — jeno w tygodniowych sprawozdaniach. Wypadek
natomiast, powodujący śmierć nie 5000, ale 500 osób, lecz tego samego dnia, na
placu publicznym i wskutek wyraźnej przyczyny, np. runię-cia wieży Eifla, wywołałby
olbrzymie wrażenie. Myśl o możliwej stracie parowca transatlantyckiego, o którym
nie było przez dłuższy czas wiadomości, niepokoiła silnie przez osiem dni
wyobraźnię tłumów. Tymczasem urzędowe statystyki wskazują, że w tym samym roku
zatonęło około tysiąca wielkich okrętów. Ale stopniowymi tymi stratami, choć w
sumie o wiele większymi z powodu zaginionych istnień ludzkich i zniszczonych
towarów, tłumy ani przez chwilę się nie interesowały.
Nie od charakteru faktów, lecz
od sposobu, w jaki dochodzą do wiadomości ogółu, zależy ich wpływ na wyobraźnię
tłumów. Oddziałują one na nią silnie, gdy przez swe nagromadzenie wywołują
jaskrawe, opanowujące umysły ludzkie, obrazy. Kto umie działać na wyobraźnię tłumów
— umie nimi rządzić.
Rozdział czwarty
Religijne formy przekonań tłumu
Co to jest uczucie religijne? —
Jest ono niezależne od uwielbienia dla jakiegoś bóstwa — Jego cechy
charakterystyczne — Potęga przekonań przyjmujących formę religijną — Przykłady
— Bogowie ludu ciągle istnieją — Nowe formy, pod którymi się odradzają —
Religijne formy ateizmu — Waga tych pojęć z historycznego punktu widzenia —
Reformacja, Noc św. Bartłomieja, Terror i inne podobne wydarzenia są
konsekwencją religijnych uczuć tłumu, a nie uczuć jednostek
Wykazałem, że tłum nie
rozumuje, że idee przyjmuje albo odrzuca bez dyskusji i wątpliwości, że
sugestia opanowuje całą jego umysłowość i może się zamienić w czyn. Wykazałem
też, że tłum odpowiednio poprowadzony potrafi oddać swe życie za ideały, które
nie sam sobie wytworzył, ale zostały mu podsunięte. Mówiłem też o tym, że
uczucia tłumu są gwałtowne i krańcowe, że sympatia przeradza się w uwielbienie,
a antypatia w nienawiść. Na podstawie tych ogólnych wskazówek możemy bez
wielkiego trudu przewidzieć, jakie będą przekonania tłumu.
\Badanie przekonań tłumu wykazało
nam, że we wszystkich epokach, czy to fanatyzmu religijnego, czy wielkich
przewrotów politycznych, przybierają one pewną charakterystyczną formę, której
treść najlepiej oddamy określeniem: uczucia religijne.
Ich
cechy charakterystyczne są nadzwyczaj proste: uwielbienie dla najwyższej
istoty, obawa przed potęgą jej przyznawaną, bezwzględne posłuszeństwo jej
nakazom, niemożność dyskutowania dogmatów, pragnienie ich upowszechnienia, uważanie
za wroga każdego, kto tych prawd nie uznaje. Każde uczucie, bez względu na to,
czy odnosi się do Boga niewidzialnego czy kamiennego lub drewnianego bożka, do
bohatera lub jakiejś idei, jeżeli tylko ma wyżej podane cechy, należy zaliczyć
do uczuć religijnych, gdyż w swej istocie pozostaje ono zawsze religijne i
zawiera również pierwiastki nadprzyrodzoności i niezwykłości. Tłum przyznaje te
samą moc cudowną zarówno ideom, jak i zwycięskiemu wodzowi, który potrafi w
odpowiednim momencie opanować jego duszę
Człowiek jest religijny nie
tylko wtedy, kiedy żywi uwielbienie dla jakiegoś bóstwa, ale także wtedy, kiedy
wszystkie zasoby umysłu, całą swą wolę i cały fanatyczny zapał oddaje w służbę
sprawy lub istoty, które stały się celem i drogowskazem jego uczuć i działań.
Nieuniknioną właściwością ludzi
o silnie rozwiniętym uczuciu religijnym jest fanatyzm i brak tolerancji, wierzą
oni bowiem, że tylko oni są w posiadaniu klucza do rajskich bram przyszłego żywota.
Myślą, że w ten sposób zaciągają się na wierną służbę uwielbianemu bóstwu, które
— ich zdaniem — domaga się od nich złożenia sobie w ofierze wszystkich myśli i
czynów. Każda jednostka będąca cząstką tłumu ma te dwa wyżej wspomniane,
charakterystyczne rysy, gdy tylko uczucia tłumu zostaną w odpowiednim stopniu
roznamiętnione. Jakobini z okresu Terroru byli w zasadzie nie mniej religijni
niż katolicy z czasów inkwi-zycji, a ich okrutny zapał miał to samo źródło.
Powyżej wyłuszczone właściwości
nadają wszelkim wierzeniom tłumu postać religijną. Jednostka ciesząca się
uznaniem tłumu może stać się dlań bóstwem. Takim bóstwem tłumu przez lat piętnaście
był Napoleon1; żaden inny bohater nie miał tak gorących clcicieli, żaden
też równie łatwo nie posyłał ludzi na niechybną śmierć. Bóstwa pogańskie czy
chrześcijańskie nie miały bardziej odeń absolutnej władzy nad duszami ludzkimi.
Na wzbudzaniu fanatyzmu, dzięki któremu jednostka znajduje szczęście w posłuszeństwie
i uwielbieniu, twórcy nowych religii i przekonań społecznych budowali przyszłość
swych poglądów. Kozfanatyzowana jednostka jest zdolna do oddania życia za swe
bożyszcze. Pogląd ten okazuje się słuszny po dzień dzisiejszy. Fustel de
Coulanges w pracy swej o Galii za panowania rzymskiego słusznie powiada, że
Rzymianie dzierżyli swą władzę nie siłą, lecz dzięki religijnemu uwielbieniu,
jakie potrafili dla siebie wzbudzić.
„Jest to bowiem — jak się zdaje
— jedyny przykład w dziejach ludzkości, by władza znienawidzona przez ludy trwała
niezachwianie przez pięć wieków... Nie da się w inny sposób wytłumaczyć faktu, że
30 legionów rzymskich utrzymywało w karbach 100 milionów wrrogiego sobie
ludu. Ubóstwienie cesarza, który uosabiał wielkość Rzymu, było przyczyną tego władztwa.
W całym państwie rzymskim powstała religia, w której bogami byli sami cesarze.
Przed zapanowaniem chrześcijaństwa 60 plemion galijskich wybudowało wspólnie w
okolicy Lyonu świątynię ku czci Augusta... Kapłani tej świątyni, wybrani przez
zgromadzenie plemion galijskich, zajmowali pierwsze miejsca w kraju... Służalstwem
i bojaźnią nie można tych Taktów tłumaczyć, albowiem służalczość nie cechowała
narodu galijskiego, który nie był zdolny do zginania karku przez trzy wieki.
Nie tylko pretorianie ubóstwiali cesarzy, ale Rzym cały, a z nim Galia,
Hiszpania, Grecja i Azja".
Chociaż władcy dusz ostatnich
wieków nie posiadają świątyń, to jednak mają swe posągi i obrazy, a cześć dla
nich bardzo mało się różni od czci z wieków ubiegłych. Kto chce zrozumieć
filozofię historii, musi uchwycić ten rys psychologii tłumu: trzeba dlań być bóstwem
albo niczym.
Nie są to przesądy dawnych wieków,
którym kres położył rozum. W swej odwiecznej walce z rozumem uczucie nie zostało
nigdy pokonane. Tłumy nie chcą dziś słyszeć o bóstwach i religii, którym tak długo
ule-gały. Nigdy jednak nie stawiano tylu pomników co w ostatnim stuleciu. Ruch
ludowy znany pod nazwą bulanżyzmu wykazał, jak łatwo odradzają się instynkty
religijne tłumów. Nie było oberży wiejskiej, w której by nie było portretu
bohatera. Przypisywano mu moc zaradzenia wszelkim niesprawiedliwościom i
niedomaganiom. Tysiące były gotowe dać życie za niego. Jakież-by zajął on
miejsce w historii, gdyby jego charakter wytrzymał ciężar legendy?
Dlatego powtórzę tu znany
truizm, że tłum potrzebuje religii. Poglądy bowiem, czy tyczyć się będą kwestii
politycznych, społecznych, czy religijnych, wtedy dopiero zostaną przyjęte
przez tłum, kiedy przybiorą formę religii, dzięki której nie będą mogły podlegać
dyskusji. Nawet ateizm, gdyby się stał własnością tłumu, byłby fanatycznie
nietolerancyjny jak religia, a w swej formie zewnętrznej wkrótce stałby się
kultem. Rozwój niewielkiej sekty pozytywistów może posłużyć tu za przykład.
Bardzo ładny przykład z tej dziedziny podaje nam pisarz rosyjski, Dostojewski.
Mówi on o pewnym nihiliście, który do tego stopnia przejął się owymi doktrynami,
że pewnego dnia zniszczył obrazy świętych zdobiące kaplicę i pogasił świece; po
dokonaniu tego ozdobił kaplicę dziełami kilku filozofów ateistycznych, m. in.
Biichnera i Moleschotta, przed którymi znowu zapalił niedawno pogaszone świece.
Treść i forma pozostały bez zmiany, chociaż przedmiot kultu został zmieniony.
Zdanie sobie sprawy z tej
religijnej formy, jaką przybierają przekonania tłumu, wskaże nam właściwą dro-gę
do zrozumienia wielu wydarzeń historycznych, i to najważniejszych. Istnieją zjawiska
społeczne, które należycie zrozumiemy badając je raczej pod kątem psychologii
niż z punktu widzenia nauk przyrodni-
czych.
Wybitny historyk Taine badał dzieje Rewolucji Francuskiej z punktu widzenia
nauk przyrodniczych, dlatego nie potrafił wykryć źródła wielu znamiennych faktów.
Przyznać mu trzeba, że umiał doskonale obserwować fakty, ale nie znając
psychologii tłumu, nie potrafił dać właściwego ich wyjaśnienia. Przerażony
krwiożerstwem, anarchią i okrucieństwem tych wydarzeń, w bohaterach tej epoki
widział tylko dzikie hordy epileptyków, którzy nie kładą hamulca swym
rozbestwionym instynktom. Gwałty Rewolucji, jej okrucieństwa i propaganda,
wypowiadanie wojny niemalże wszystkim królom wtedy dopiero znajdą należyte wyjaśnienie,
gdy zrozumiemy, że był to okres ustalania się nowych wierzeń w duszy tłumu. Noc
św. Bartłomieja, wojny religijne, reformacja, inkwizycja, Terror — oto przejawy
tego samego uczucia, nazwanego przez nas religijnym, które zmusza swych wyznawców
do wytępienia bez litości, ogniem i mieczem, wszystkiego, co staje na
przeszkodzie w ustanowieniu tej nowej wiary. Metody z okresu inkwizycji i
Terroru to metody prawdziwych żarliwców. Nie byłoby żarliwców, gdyby inne były
metody.
Przewroty, o których wyżej
wspomniałem, rodzą się z duszy tłumu. Najgorsi despoci nie potrafiliby ich wywołać,
dlatego śmieszne się nam wydaje twierdzenie niektórych historyków, że Noc św.
Bartłomieja była dziełem króla. Historycy nie mają pojęcia ani o psychologii tłumów,
ani o psychologii królów. Ani Noc św. Bartłomieja, ani wojny religijne nie były
dziełem królów, podobnie jak ani Robespierre, ani Danton, ani Saint-Just nie
stworzyli Terroru. Wypadki te zrodziła dusza tłumu, odpowiednio opanowanego
przez narzucone mu idee.
1 Z bogatej literatury o Napoleonie wybija się na czoło powieść Emila
Ludwiga pt. Napoleon, przełożona na język polski. W powieści tej
zaznajomił się Czytelnik dokładnie z tą wielką postacią wodza i polityka (przyp.
tlum.).
KSIĘGA DRUGA – Wierzenia i poglądy
tłumu
Rozdział pierwszy
Czynniki mające pośredni wpływ
na wierzenia tłumu
Czynnik: przygotowujące
wierzenia tłumów — Rozwój wierzeń tłumów jest konsekwencją uprzednich
przygotowań — Badanie różnych czynników warunkujących te wierzenia — § 1. Rasa
— Jej przemożny wpływ — Przedstawia ona wpływy przodków — § 2 Tradycja —
Jest ona syntezą duszy rasy — Społeczne znaczenie tradycji — W czym jest
ona konieczna, a kiedy szkodliwa? — Tłum zachowuje najbardziej tradycyjne idee
— § 3. Czas — Stopniowo ugruntowuje on wierzenia, a na-stępnie je niszczy
— Dzięki niemu po chaosie następuje porządek — § 4. Instytucje polityczne i
spoleczne — Błędny pogląd na ich rolę — Ich wpływ jest nadzwyczaj słaby — Są
one skutkami, nigdy zaś przyczynami — Ludzie nie potrafią dobierać instytucji,
które by wydawały się im najlepsze — Instytucje są tylko etykietą, pod tym
samym tytułem chronią najrozmaitsze rzeczy — Jak powstają konstytucje? —
Nieod-zowność pewnych instytucji teoretycznie złych, takich jak centralizacja —
§ 5. Oświata i loychowanie — Błędne przekonanie o wpływie wrychowania na tłum
— Wskazania statystyki — Demoralizujący wpływ wychowania klasycznego — Wpływ,
jaki oświata mogłaby wywierać — Przykłady wzięte z życia różnych narodów
Dotychczas zbadaliśmy strukturę
psychologiczną tłumów. Zdajemy sobie sprawę z ich sposobu odczuwa-nia, myślenia
i rozumowania. Teraz zajmiemy się powstawaniem i krystalizowaniem się ich poglądów
i wierzeń. Czynniki, od których poglądy te i wierzenia zależą, możemy podzielić
na dwie grupy: czynniki bezpośrednie i pośrednie.
Naprzód omówimy Wpływy pośrednie.
Czynią one tłum zdolnym do przyjmowania pewnych przekonań, a odrzucania innych.
One jakby przygotowywały grunt, na którym nagle wyrastają nowe idee,
przygniatające wszystko swą siłą i
skutkami, lecz pozornie tylko spontaniczne. Powstawanie nowych idei oraz ich
urzeczywistnianie przebiegają w tłumie niejednokrotnie z piorunującą gwałtownością.
Ale poza tymi objawami kryje się długa praca przygotowawcza.
Wpływy bezpośrednie są tylko
jakby uzupełnieniem poprzednich. Bez nich wpływy pośrednie nie mogłyby wywrzeć
najmniejszego skutku. Wpływy bezpośrednie ^oprowadzają w czyn przekonania tłumu,
tzn. nadają ideom formy realne, z wszystkimi ich konsekwencjami. Dzięki tym wpływom
tłum podejmuje owe decyzje, które zmuszają go do gwałtownych czynów; one to f wywołują
rozruchy
i strajki, one obalają rządy i wynoszą na boski piedestał ulubieńców. Działanie
tych dwóch grup czynników możemy stwierdzić we wszystkich wielkich wydarzeniach
historycznych. W Rewolucji Francuskiej, żeby poprzestać na tym najbardziej
znamiennym przykładzie, do czyn-ników pośrednich należy zaliczyć pisma filozofów,
nadużycia starego reżymu, rozwój myśli naukowej. Duszę tłumu, należycie
przygotowaną przez powyższe bodźce, z łatwością opanowały bodźce bezpośrednie,
np. mowy trybunów ludowych i opór dworu królewskiego wobec proponowanych
reform. Wśród bodźców pośrednich znajdujemy niektóre o charakterze ogólnym, które
i łatwo odszukać we wszystkich wierzeniach i poglądach > tłumów. Do nich
zaliczamy: rasę, tradycję, czas, insty-i tucje i wychowanie. Zbadamy obecnie
ich rolę.
§ 1. Rasa. Rasa jest tym czynnikiem, który należy po-I stawić na
pierwszym miejscu, albowiem wpływem,
jaki wywiera, przewyższa ona
wszystkie inne czynniki. j Rasą zajęliśmy się dokładnie w innej pracy, dlatego
nie będziemy tu powtarzać zawartych tam tez. Wy-I kazaliśmy, co należy rozumieć
przez rasę historyczną i w jaki sposób,
po ustaleniu się jej cech, wierzenia, instytucje, sztuka, jednym słowem —
wszystkie elementy cywilizacji, stają się zewnętrznym wyrazem jej duszy.
Wykazaliśmy też, że potęga rasy jest tak wielka, iż żaden przejaw cywilizacji
jednego narodu nie da się żywcem przenieść z jednego narodu do drugiego bez
dokonania głębokich i zasadniczych zmian.
Środowisko, okoliczności,
wydarzenia — to społeczne sugestie danego czasu. Ich znaczenie może być nieraz
wielkie, ale działanie ich jest doraźne i nie potrafi wywrzeć znaczniejszego wpływu,
jeżeli odważy się pójść przeciw wpływom rasy.
Do wpływu rasy powracać będziemy
niejednokrotnie w niniejszej pracy. Wykażemy, że jest on tak potężny, iż
potrafi usunąć na plan drugi wszystkie specyficzne cechy duszy tłumu. Rasa tłumaczy
nam ową rozmaitość dążeń i sposobów postępowania różnych ludów, jak również to,
że pewne okoliczności silniej oddziałują na jeden lud, a słabiej na drugi.
§ 2. Tradycja. Przez tradycję pojmuję idee, potrzeby i uczucia przeszłości.
Tradycja jest syntezą rasy i przytłacza nas swym ciężarem. Skoro pogląd ten
zostanie rozpowszechniony, nauki historyczne ulegną przeobrażeniom takim jak
nauki biologiczne, kiedy embriologia wrykazała decydujący wpływ przeszłości na rozwój istot.
Podane określenie tradycji nie ma szerszego uznania i wielu ludzi na
kierowniczych stanowiskach uznaje pogląd naukowców zeszłego wieku, według których
społeczeństwo może zerwać ze swą przeszłością i oprzeć swą przebudowę na przesłankach
podyktowanych przez rozum.
Naród 1 to synteza nie
będąca tworem tylko teraźniejszości, lecz także i minionych stuleci; naród,
po-dobnie jak i organizm, może się zmieniać jedynie przez powolne kumulowanie
tego, co dziedziczne. Gwałtowny skok w rozwoju narodu może przyprawić go o zgubę,
nigdy zaś nie przyczynił się do jego dobra 2.
Prawdziwymi przewodnikami ludów
są ich tradycje. Jak to niejednokrotnie powtarzałem, łatwo zmieniają się tylko
zewnętrzne formy tradycji. Tradycja to — że tak powiem — dusza narodu, bez której
nie jest mo-żliwa żadna cywilizacja.
Niemal każdy czyn człowieka będącego
cząstką tłumu zależy w pierwszym rzędzie od tradycji, a chociaż zewnętrzny
wyraz jego postępowania może ulegać częstym zmianom, to jednak podstawa
pozostaje zasadniczo nie zmieniona. Tego stanu rzeczy nie należy żałować, bo
bez tradycji nie byłoby ani ducha narodowego, ani cywilizacji. Dlatego człowiek
od zarania swego istnienia dążył do wytworzenia sobie tradycyjnych zwyczajów, z
którymi dopiero wtedy zaczynał walkę, gdy albo treść społeczna nie mogła się w
nich pomieścić, albo gdy zaczęły hamować dalszy rozwój. Bez tradycji nie ma
cywilizacji, bez powolnego niszczenia tradycji nie ma postępu. Trudność cała
polega na znalezieniu równowagi pomiędzy stałością i zmiennością. Rozwiązanie
tego zadania jest nadzwyczaj trudne, ale naród, który je znalazł, dowodzi swej
tężyzny.
Jeżeli naród dopuści do tego, że
pewne zwyczaje, panujące w niezmiennej formie przez wiele pokoleń, zbyt głębokie zapuszczą korzenie, nie może się rozwijać
i stanie się na wzór Chin niezdolny do postępu. Rewolucje, nawet bardzo gwałtowne,
nie przynoszą pożądanego skutku, gdyż po ich uciszeniu albo następuje powrót do
poprzedniego stanu, tak że na nic się one nie przydały, albo jedność narodowa
zostaje rozbita, a po burzliwym okresie zaczyna się początek końca.
Naród zatem powinien dążyć do
tego, by przestrzegając tradycyjnych instytucji, poddawać je powolnym, a mało
znacznym przekształceniom. Osiągnięcie tego jest rzeczą nadzwyczaj trudną i
zdaje mi się, że tylko Rzymianie w starożytności, a Anglicy w czasach współczesnych
prawie że spełnili to zadanie.
Najgorętszymi
zwolennikami tradycji są te zbiorowości ludzi, które oznaczamy mianem kast; one
z największym uporem przeciwstawiają się wszelkim nowościom godzącym w tradycję.
Mówiłem już kilkakrotnie o konserwatyzmie tłumu oraz wskazywałem, że
najzacieklejsze przewroty kończą się jedynie zmianą nazw. W czasie Rewolucji
Francuskiej zburzono wiele kościołów, wygnano lub ścięto wielu księży; zdawało
się, że przez te powszechne prześladowania Kościół katolicki upadnie, a miejsce
kultu religijnego zajmie kult rozumu. Po upływie jednak kilku zaledwie lat na
powszechne żądanie musiano odbudować kościoły i z powrotem wprowadzić religię
katolicką.
Przykład ten dowodzi, że
tradycja wywiera potężny wpływ na duszę tłumu. Świątynie nie chronią najgroźniejszych
bóstw, ani pałace nie ustrzegą najbardziej despotycznych tyranów; w przeciągu
jednej chwili mogą ulec całkowitemu zniszczeniu. Ale te nieuchwytne moce, które
rządzą duszą tłumu, drwią z wszelkiej rewolucji, a tylko powolna działalność
czasu potrafi zdruzgotać ich potęgę.
§ 3. Czas. Jednym z najsilniejszych bodźców nie tylko W rozwoju
biologicznym, ale i społecznym, jest czas. Ma on siłę twórczą i niszczącą.
Potrafi z ziarnek piasku ^budować górę i podnieść do godności człowieka nieznaną
komórkę z wczesnych okresów rozwoju. Działalność wieków przemienia zjawiska nie
do poznania. Słusznie powiedziano, że gdyby mrówka miała dość czasu, potrafiłaby
rozkruszyć Mont-Blanc. Istota posiadająca moc zmieniania czasu według własnego
uznania miałaby moc i władzę Boga.
Omówię teraz wpływ czasu na
powstawanie poglądów tłumu. Rola tego czynnika jest ogromna. Bez współpracy z
czasem nie mogą ustalać się cechy rasowe. Czas daje życie i moc wierzeniom,
następnie potrafi je zniszczyć i pogrzebać. Pod działaniem czasu kształtują się
przede wszystkim poglądy i wierzenia tłumu, tzn. zostaje przygotowany grunt pod
ich rozrost. Dlatego słusznie mówi się, że niektóre idee mogły żyć w pewnej
epoce, a w innej muszą zamrzeć. Czas bowiem gromadzi pozostałości wierzeń i myśli,
zamieniając je w podłoże nowych idei. Powstanie jakiejkolwiek idei nie jest
dziełem przypadku lub losu; jej korzenie sięgają daleko w przeszłość. Siłę swą
i znaczenie zawdzięcza idea dodatnim wpływom czasu, a jej źródeł należy szukać
w dawno minionych wiekach. Idee to córy przeszłości i matki przyszłości, zawsze
zaś niewolnice czasu.
Czas jest panem wszystkiego, a
jego działalność potrafi przekształcić każdą rzecz nie do poznania. Czasy
obecne płyną pod znakiem obaw z powodu nieraz groźnych żądań tłumów, ich
wywrotowych dążeń i niszczycielskiej aktywności. Tylko czas może przywrócić tu
równowagę. „Żaden ustrój — powiada słusznie Lavisse — nie został wykuty w ciągu
jednego dnia. Organizacje polityczne i społeczne to wytwory stuleci. Feudalizm
trwał całe wieki w chaosie i nieokreślonej formie, zanim przybrał znamionujące go formy. Podobnie minęło
wiele stuleci i nastąpiło wiele wstrząsów, zanim monarchia absolutna wytworzyła
sobie właściwy sposób władania, stały system rządzenia".
§ 4. Instytucje polityczne i
społeczne. Bardzo wielu ludzi jest
przekonanych, że instytucje mogą wyrów-nać braki spotykane w społeczeństwach, że
postęp narodów polega na doskonaleniu się konstytucji i rządów i że nakazami
prawnymi można dokonać przeobrażeń społecznych. Przekonania te były punktem wyjścia
dla Rewolucji Francuskiej, a wiele współczesnych teorii społecznych przyjmuje
je za swe kryterium i punkt oparcia.
Doświadczenie nie potrafiło
podważyć tych niebezpiecznych a złudnych przekonań i nie wykazali ich
bezzasadności historycy ani filozofowie. Nietrudne im jednak było dowieść, że
instytucje są wytworem idei, uczuć i obyczajów, a sama zmiana prawa nadanego
nie jest w stanie przeobrazić owych idei, uczuć i obyczajów. Słuszne okazało się
powiedzenie: „Życie złamie niezgodną z nim ustawę". Naród nie może według
własnego kaprysu wybierać instytucji, podobnie jak jednostka nie może dobierać
sobie barwy oczu czy włosów. Instytucje i rządy to wytwory rasy. Nie one tworzą
epoki w dziejach narodu, ale same są ich wytworem. Rodzaj rządu nie zależy od
zmiennego kaprysu teraźniejszych pokoleń, ale od ich charakteru. Na ustrój polityczny
danego narodu składa się praca wszystkich minionych stuleci, a do jego
przemiany potrzeba upływu wieków. Instytucje same w sobie nie są ani złe, ani
dobre. Dana instytucja może być dobra dla jednego narodu w pewnej epoce, a zła
dla drugiego.
Bez współpracy czasu żaden naród
nie potrafi dokonać istotnego przeobrażenia swych instytucji. Może wprawdzie,
za pomocą gwałtownych rewolucji, pozmieniać im nazwy, ale ich treść pozostanie
ta sama. Nazwa zaś to tylko nic nie znacząca etykieta, którą historyk winien
odrzucić, jeśli chce dotrzeć do istoty rzeczy. Na przykład Anglia jest
najbardziej demokratycznym krajem na świecie, chociaż posiada ustrój
monarchiczny 3, a republiki hispanoamerykańskie, chociaż rządzą się
republikańskimi konstytucjami, znajdują się pod rżą-darni bardzo despotycznymi.
Los narodu zależy od jego charakteru, nie zaś od formy rządu. Pogląd ten
uzasadniłem w innej mej pracy, w której też podałem przekonywające przykłady.
-
Fabrykowanie wiec wszelkiego rodzaju konstytucji należy uważać za dziecinadę,
za wystawianie się na pośmiewisko. Prawdziwa znajomość życia nakazuje pozostawić
to dwom czynnikom: konieczności i czasowi. Tą drogą kroczyła Anglia, a zdania o
tym wypowiedzianego przez wielkiego historyka Macaulaya niechaj politycy nauczą
się na pamięć. Wykazuje on, ile dobrego mogą przynieść ustawy uchodzące ze
stanowiska czystego rozumu za błahostki lub zbieraninę sprzeczności i absurdów.
Przytacza on szereg konstytucji zniszczonych podczas przewrotów, porównując je
z konstytucją angielką, która podlegała tylko bardzo powolnym przekształceniom,
pod wpływem konieczności życiowych, nigdy zaś za sprawą spekulatywnego
rozumowania. „Nie dbaj o symetrię, a bacz pilnie na użyteczność; nie należy usuwać rzeczy anormalnych
jedynie dlatego, że są anormalne; nowości należy tylko wtedy zaprowadzać, kiedy
czuje się pewne braki, przy czym należy tylko tyle ich wprowadzić, ile
potrzeba; podany projekt winien tyczyć się tylko tego wypadku, dla którego
został stworzony, bo szablon w myśleniu jest rze-czą najstraszniejszą" —
oto zasady, którymi od czasów Jana bez Ziemi po dzień dzisiejszy kierowało się
250 parlamentów angielskich.
Należałoby zbadać wszystkie
instytucje i prawa każdego narodu, aby wykazać, do jakiego stopnia wyrażają one
potrzeby rasy, wskutek czego nie można ich wystawiać na próby gwałtownych
przewrotów. Na przykład można się sprzeczać na temat zalet i wad centralizacji,
ale gdy widzimy, że naród złożony z różnorodnych ras potrafi łożyć swe tysiącletnie
wysiłki w ich powolne scentralizowanie, i gdy następnie stwierdzimy, że gwałtowna
rewolucja, mająca za hasło usunięcie wszystkich instytucji przeszłości, musiała
poddać się tej centralizacji, a nawet ją wzmocniła, wówczas musimy się zgodzić,
że jest ona dzieckiem potężnej konieczności, podłożem bytu danego narodu, i
ubolewać nad ograniczonością rozumu polityków mówiących o jej zniesieniu, a
zaprowadzeniu w jej miejsce autonomii. Zrealizowanie ich programu wznieciłoby
straszną anarchię, której wynikiem byłoby wytworzenie się nowej centralizacji,
jeszcze dotkliwszej niż poprzednia 4. Z powyższego wynika, że instytucje nie mogą ucho-zić
za sposób oddziaływania na duszę tłumu. Niektóre raje, np. Stany Zjednoczone,
cudownie prosperują | demokratycznymi instytucjami, podczas gdy republiki
spano-amerykańskie, posiadające te same instytucje, 'wegetują w najbardziej
godnej pożałowania anarchii. Los narodu zależy od jego charakteru, a instytucje
nie będące wytworem tegoż charakteru są tylko przejściową maskaradą, w dodatku
w pożyczonych strojach. Historia uczy nas, że przeszłość nie była wolna od
krwawych wojen i wstrząsających rewolucji, których „przyczyną były dążenia do
narzucenia narodom obcych instytucji, a w przyszłości będzie to samo, jeżeli
ludzie u władzy stojący nie zrozumieją, że chcąc stworzyć jakąś instytucję,
muszą naprzód przyłożyć ucho do łona przeszłości narodu. Może ktoś powiedzieć, że
jednak instytucje oddziałują na duszę tłumu, ponieważ są zdolne do wywołania
silnych odruchów. W rzeczywistości jednak nie działają instytucje, lecz złudzenia
i słowa. Przede wszystkim zaś słowa, owe łudzące a potężne słowa, których
przeolbrzymią władzę nad duszą tłumu wkrótce poznamy.
§ 5. Oświata i wychowanie. Pierwsze miejsce wśród dominujących idei w naszej
epoce zajmuje obecnie następująca idea: oświata ma czynić ludzi lepszymi, a
nawet może ich uczynić równymi. Pogląd ten przez samo powtarzanie go stał się uświęconym i niezachwianym dogmatem
demokracji.
Jednakże pod tym względem, jak
i pod wieloma innymi, istnieje głęboki rozziew między ideami demo-kratycznymi a
danymi psychologii i doświadczenia. Herbert Spencer i wielu innych wybitnych myślicieli
wykazali bez trudu, że oświata ani nie umoralnia ludzi, ani ich nie uszczęśliwia,
ani wcale nie zmienia ich odziedziczonych po przodkach instynktów i namiętności
— a nawet gdy jest źle pokierowana, może stać się szkodliwa i często zgubna.
Statystyka w wielu wypadkach popiera wyżej przedstawione wnioski; wyka-zuje
ona, że podnoszeniu się poziomu oświaty, przynajmniej pewnego jej typu,
towarzyszy wzrost prze-stępczości i że najwięksi burzyciele porządku społecznego
— anarchiści — pochodzą często spośród naj-zdolniejszych uczniów; wykazano też,
że każda utalentowana jednostka traci swą młodość na najrozmait-szych rozdrożach,
zanim zawróci albo przepadnie dla rozwoju cywilizacji swego narodu. Adolf
Guillot stwierdził, że wśród przestępców jest obecnie 3000 osób umiejących
czytać i pisać oraz 1000 analfabetów, a także wykazał, iż w przeciągu pięćdziesięciu
lat liczba przestępców na 100 000 ludności wzrosła z 227 do 552, tzn. zwiększyła
się o 133%. Zaobserwował również wraz ze swymi kolegami, że przestępczość
szerzy się przede wszystkim wśród młodzieży, której bezpłatna i obowiązkowa
szkoła zastąpiła praktykę i naukę w handlu i rzemiośle.
Nie wolno jednak twierdzić, że
oświata dobrze zorganizowana i dostosowana do potrzeb społeczeństwa nie
przynosi pożytku. Dobra oświata jest największą potęgą, na jaką może się zdobyć
naród; zła oświata to do-browolna trucizna wsączana w łono własnego narodu Możemy
tu przytoczyć przykład szkół francuskich, które w wielu wypadkach chcą kształtować
dusze interesowi narodowemu, w wyniku czego do-staczają
dobrego
rekruta najgorszym kierunkom socjalistycznym. Najkardynalniejszym błędem
obecnego systemu wychowania jest jego fałszywa postawa psychologiczna, która
przyjmuje, że mechaniczne wbijanie w pamięć całych podręczników rozwija
inteligencję; należy zatem, według powyższego poglądu, uczyć
"się najwięcej. Od szkoły
powszechnej do ukończenia uniwersytetu dziecko uczy się tylko na pamięć treści
podręczników, ani chwili zaś nie poświęca na kształcenie swego umysłu i zdolności
samodzielnego myśle-nia. Nauka szkolna to posłuszeństwo połączone z kuciem na
pamięć. W podobny też sposób określił dzisiejszą oświatę były jej minister,
Juliusz Simon. Mówi on, że taka oświata obniża tylko poziom naszej umysłowości.
Niebezpieczeństwo tego systemu
nie polega tylko na bezmyślnym wykuwaniu genealogii rodu Chlotara, walk
Neustrii z Austrazją czy systematyki zwierząt, lecz na wywołaniu apatii i
niezadowolenia. Robotnik już nie chce być dalej robotnikiem, chłop nie chce być
chłopem, a najuboższy kupiec marzy o karierze urzędniczej dla swych synów.
Widzimy więc, że szkoła nie wychowuje ludzi samodzielnych, ale kastę urzędniczą,
w której można się piąć do góry bez zdolności i inicjatywy. U dołu drabiny społecznej
powstaje w ten sposób armia niezadowolonych ze swego losu robotników i chłopów,
zdolnych zawsze do buntu. U góry tej drabiny znajduje się beztroska kasta urzędnicza,
która bezmyślnie ufa opatrznościowej roli państwa, nie chcąc mu ze swej strony
w niczym dopomóc, albowiem i błędy swe zwala na państwo, i bez nakazu z góry
nie zdobędzie się na samodzielny krok.
Państwo, które wychowuje tak
wielką liczbę ludzi z dyplomami, tylko nieznacznej części daje posady, a resztę
z konieczności pozostawia bez pracy. Żywi jednych, a czyni swymi wrogami
drugich. Łatwo stwierdzić, że każda wolna posada jest przedmiotem pożądania
setek dyplomowanych kandydatów. Za to firma handlowa nie znajduje pracowników.
Pewnego roku w departamencie Sekwany było 20 000 nauczy-cielek bez posad, a równocześnie
trzeba było sprowadzać z zagranicy siłę roboczą do handlu, przemysłu i roli.
Liczba wybrańców jest ograniczona, natomiast bardzo wielu jest ludzi
niezadowolonych. Ci ludzie stają się rekrutami wywrotowych ugrupowań. Wystarczy
przyjrzeć się agitatorom socjalistycznym, a szybko przekonamy się, że większość
z nich to ludzie niedouczeni, ale posiadający ambicje ponad stan. Dać człowiekowi
oświatę, której nie będzie mógł twórczo zużytkować, to znaczy zniszczyć jego
duszę i zrobić zeń buntownika. Doświadczenie życiowe — ten największy
nauczyciel narodów — pokazuje nam skutki złej oświaty. Uczy nas ono, że należy
skierować młodzież do handlu, do przemysłu, do roli i do przedsiębiorstw
kolonialnych. To kształcenie, jakie panuje obecnie, musi być usunięte na rzecz
powyżej opisanego, bo wtedy rozwinie się w pełni przedsiębiorczość i
samodzielność narodu, zdolne podbić cały świat.
Książkę należy uważać za słownik,
do którego zagląda się w razie potrzeby. Taine wykazał niezbicie, że wykształcenie
zawodowe bardziej rozwija inteligencję aniżeli wychowanie tak zwane klasyczne.
„Idee — powiada on — powstają
tylko w naturalnym i normalnym otoczeniu. Kiełkują one wśród tych niezliczonych
wrażeń, które chłopak odbiera w czasie dnia w warsztacie, w kopalni, w sądzie,
w szkole, w magazynie towarów, w szpitalu, w czasie przypatrywania siq pracy w
najrozmaitszych gałęziach przemysłu. Te wrażenia łączą się nieświadomie,
organizują się w duszy i wytwarzają sposób myślenia chłopca, który nierzadko
prowadzi do ulepszenia/wynalazku i oszczędności. Skoro chłopca w tym
najbardziej chłonnym wieku pozbawi się tych bodźców przez zamknięcie go w
czterech ścianach szkoły, to nie tylko że nie korzysta on z cudzego doświadczenia,
ale nie może zdobyć się na własne. Dziewięćdziesięciu na stu traci w ten sposób
młodość i czas, które są przecież tak ważne dla życia. Zauważmy bowiem, że połowa
lub dwie trzecie chcących zdawać egzamin nie zostaje dopuszczonych; ze z
dopuszczonych zdaje połowa lub dwie trzecie, z których znowu połowa lub dwie
trzecie nie przedstawiają żadnej wartości z powodu przemęczenia umysłowego i
niedorozwiniącia sił życiowych, ponieważ przez wiele lat odgrywali tylko rolę
chodzącej encyklopedii wszystkich gałęzi wiedzy — naturalnie bez ich przemyślenia.
Faktem jest, że wielu ludzi po upływie miesiąca po egzaminie nie potrafiłoby
zdać go po raz drugi- -Złamano bowiem dzielność umysłu i wyczerpano soki życiowe.
Człowiek uzyskujący dyplom to człowiek skończony, zdolny jedynie do zdobycia
stanowiska, ożenienia się i zasklepienia się w ramach swego urzędu. Staje się
wzorowym urzędnikiem, ale nic ponadto. A taki plon nie tylko nie przynosi
dochodu, ale nie równoważy poczynionych nakładów".
Znakomity ten historyk wykazał następnie
wielkość systemu anglosaskiego, który nie tworzy zbyt wielu specjalnych szkół,
lecz każe uczyć się z życia. Inżynier uczy się więcej w fabryce aniżeli w
szkole, dzięki czemu powinien otrzymać takie stanowisko, na jakie wyniosą go
jego zdolności. U nas zaś kariera wielu ludzi zależy od kilku chwil egzaminu,
jaki niemal każdy składa między 18 a 20 rokiem życia.
„W młodym wieku każdy powinien
odbyć praktykę w tym zawodzie, któremu zamierza się poświęcić. Na wstępie
powinien odbyć krótkie studia ogólne, których celem winno być rozszerzenie
horyzontu myślowego. Praktyczny umysł winien być rozwijany drogą naturalną, i
to w tym stopniu, na jaki pozwalają zdolności; kierunek winien być taki,
jakiego wymagać będzie w przyszłości zawód, do którego każdy powinien się
przygotować możliwie jak najwcześniej. Dzięki zastosowaniu metody tej w Anglii
i Stanach Zjednoczonych A. P. młody człowiek zdobywa dla siebie to, do czego
jest uzdolniony. Począwszy od 25 roku życ.a, a często wcześniej, o ile posiada
ku temu środki, staje się i ie tylko wykonawcą narzuconych mu myśli, ale
samodzielnym przemysłowcem, nie tylko kółkiem machiny, ale jej siłą napędową.
We Francji zaś, w której system wychowania coraz bardziej pachnie chińszczyzną,
ilość zmarnowanych sił jest zastraszająca".
Na tym rozumowaniu opiera myśliciel
swe zdanie o rosnącej rozbieżności między wychowaniem romańskim a potrzebami życia:
„Na
wszystkich trzech szczeblach naszego systemu szkolnego: w szkole powszechnej, średniej
i wyższej, nauczanie abstrak-cyjne trwa zbyt długo i zanadto przemęcza umysł
uczącego się; a celem jedynym tego uczenia jest świstek papieru zwany dyplomem.
Aby osiągnąć ten cel:,' stosuje się najzgubniejsze metody, sprzeczne z naturą
człowieka i wypaczające zmysł społeczny: zbytnie opóźnianie nauczania
praktycznego, system internatowy oddzielający młodzież od życia, sztuczne ćwiczenia
i przyzwyczajanie do mechanicznego spełniania nałożonych obowiązków, przeciążanie
pracą bez względu na potrzeby wieku. Zapomina się o wprawianiu młodzieży w obowiązki
wobec życia, zdaje się ją w późniejszych latach na łaskę losu, a kiedy spotka
się ona z walką o byt, nie ma ani hartu, ani broni, by wytrwać i zwyciężyć.
Nasze szkoły nie dają siły ani zdrowemu rozsądkowi, ani woli, ani nerwom,
pozbawiają więc swych wychowanków tego, bez czego w życiu zwyciężyć nie można.
Nie przygotowani wstępują oni w życie, a pierwsze ich kroki przynoszą im ból i
rozczarowanie, które obezwładniają nieraz na długi czas, a często odbierają na
zawsze zdolność życiową.
Straszna to próba i
niebezpieczna, bo bez zabezpieczenia naraża na walkę moralną i nadweręża umysłową
równowagę, która raz zwichnięta, nieszybko powraca do normalnego stanu.
Przychodzi rozczarowanie, które zbyt głębokie orze bruzdy w duszy, gdyż było
zbyt silne i ponad miarę przepojone goryczą" 5. Mógłby kto nam zarzucić, że w wywodach tych odbiegliśmy
od naszego tematu, od psychologii tłumu. Ale tak nie jest. Jeśli chcemy
zrozumieć idee i wierzenia, które wszczepiają się w tłum, by następnie wydać
owoce, musimy zaznajomić się z gruntem, który jest dla nich przygotowywany.
Po sposobie nauczania panującym
w danym kraju możemy oceniać jego przyszłość, a wychowanie, jakim karmimy
obecne pokolenie, musi budzić w nas grozę. Od sposobu krzewienia oświaty i
wychowania zależy w dużym stopniu uszlachetnienie lub zwyrodnienie charakteru
wychowanków, a tym samym i duszy tłumu. Dlatego musieliśmy się nieco bliżej
przyjrzeć obecnemu sposobowi kształcenia, który obojętne i spokojne masy
zamienia w armię niezadowolonych buntowników, słuchających pustych słów
marzycieli i mówców. Szkoła, wychowując ludzi niezadowolonych i anarchistów,
przygotowuje ludom romańskim szybki upadek.
1 Autor używa tu terminu le peuple (= lud), który ma szersze
znaczenie niż zastosowane w przekładzie polskim pojęcie „naród". Jednakże
słowo „naród" wydaje się lepiej oddawać istotę rozważań niż węższe
znaczeniowo w języku polskim słowo „lud" (przyp. red. poi.).
2 Należyte oświetlenie znaczenia patologicznego przejawu życia społecznego,
tj. rewolucji, znajdzie Czytelnik w pracy S. Grabskiego pt. Rewolucja, Warszawa
1921 (przyp, tłum.).
7 Psychologia tłumu 97
3 Uznają to nawet najzagorzalsi republikanie w Stanach Zjednoczonych A.
P., a ich poglądy sformułowało amerykańskie pismo „Forum" (zob. „Review of
Reviews", grudzień 1894):
„Nie wolno o tym zapominać, a
odnosi się to do najza-cieklejszych wrogów arystokracji, że Anglia jest obecnie
najbardziej demokratycznym krajem na świecie, w którym jednostka ma największą
wolność i największe poszanowanie swych praw".
4 Porównując wielkie spory religijne i polityczne, które dzielą Francję na
wrogie obozy, z tendencjami separatystycznymi objawiającymi swą siłę w czasie
Wielkiej Rewolucji Francuskiej i zarysowującymi się ponownie pod koniec wojny
francusko-pruskiej, musimy stwierdzić, że różne rasy zamieszkujące Francję nie
stopiły się jeszcze w jeden naród Energiczna centralizacja i stworzenie
sztucznych deparlamentów, mających na celu przemieszanie ludności dawnych
prowincji — to jedne z najużyteczniejszych zarządzeń Rewolucji.
Decentralizacja, o której dziś tyle mówią umysły płytkie, doprowadzi do
rozbicia narodu na szereg żrących się ple-mionek. Ten tylko naród stopi się w
jedną całość, który zniszczy siły decentralistyczne działające w imię
plemiennej autonomii.
5 H.
Taine Le regime modernę, t. II. 1894. Są to niemal ostatnie słowa Taine'a. Są one wynikiem wieloletniego do-świadczenia
wielkiego myśliciela, ale niestety, nie znalazły posłuchu u naszych pedagogów.
Wychowanie to niemal jedyny środek pewnego oddziaływania na duszę narodu, a tym
smutniejsze jest. że nie ma we Francji człowieka, który by rozumiał, że obecny
system wychowania, zamiast wychowywać, demoralizuje i wypacza charaktery.
Warto porównać przytoczone myśli
Taine'a z poglądami o wychowaniu amerykańskim, które zestawił Paul Bourget w
książce pt. Outremer. Stwierdza on, że nasza szkoła kształci tylko albo
bezmyślnego mieszczucha, albo zdecydowanego anarchistę — ,,dwa zabójcze dla
cywilizacji typy, które trwając albo w niewolniczym poniżeniu, albo w niszczycielskim
obłędzie nie dają nic twórczego''. Przeprowadza on następnie porównanie między średnią
szkołą francuską, kształcącą dekadentów, a szkołą amerykańską, przygotowującą
jednostkę do życia. Tu poznajemy ową wielką różnicę, zachodzącą między narodami
prawdziwie demokratycznymi a narodami, dla których demokracja jest tylko pustym
frazesem i płaszczykiem.
Rozdział drugi
Czynniki mające bezpośredni wpływ
na poglądy tłumu
§ 1. Obrazy, slowa i hasla —
Magiczna siła słów i haseł — Siła słów polega na wywoływanych przez nie
obrazach, którym przypisuje się treść realną — Obrazy te zmieniają się zależnie
od epoki i rasy — Zużywanie się słów — Przykłady ważnych
zmian
znaczenia kilku najczęściej używanych słów — Polityczna korzyść z nadawania
nowych nazw starym rzeczom, gdy ich dotychczasowe nazwy wywierają złe wrażenie
na tłumie — Zmiana znaczenia słów w zależności od rasy — Istotna różnica słowa „demokracja"
w Europie i Ameryce — § 2. Zlu-dzenia — Ich znaczenie — Są one podstawą
każdej cywilizacji — Społeczna konieczność złudzeń — Tłum stawia je wyżej od
prawdy — § 3. Doświadczenie — Tylko doświadczenie może ustanowić w duszy
tłumu prawdy, które stały się nieodzowne, i zniszczyć niebezpieczne złudzenia —
Ciągłe powtarzanie jest koniecznym warunkiem doświadczenia — § 4. Rozum — Brak
jego wpływu na tłum — Rola logiki w historii — Utajone przyczyny
nieprawdopodobnych wydarzeń
Dotychczas omówiliśmy czynniki
pośrednie i przygotowawcze, które czynią duszę tłumu wrażliwą na pewne wpływy i
wytwarzają podatny grunt dla pojawiania się pewnych uczuć oraz idei. Teraz
zajmiemy się omówieniem czynników bezpośrednich, a następnie przekonamy się,
jak winny być użyte, by wywarły dodatni wpływ.
W pierwszej części niniejszej
pracy zbadaliśmy idee, uczucia i rozumowanie mas, a otrzymane na podstawie tych
badań wyniki pozwalają nam na ogólne określenie sposobów oddziaływania na duszę
tłumu. Wiemy, co wpływa na jego wyobraźnię, zaznajomiliśmy się ze znaczeniem
sugestii i zarażliwości, zwłaszcza w tych wypadkach, kiedy łączą się z przedstawieniem
obra-
zowym. Ponieważ źródła sugestii
mogą być najrozmaitsze, przeto i bodźce posiadające siłę oddziaływania na duszę
tłumu mogą być też różnorodne. Zbadamy więc każdy z tych czynników oddzielnie,
a praca ta z pewnością wyda dobre owoce. Tłum bowiem można porównać do starożytnego
sfinksa: jeżeli człowiek nie rozumie zagadki jego duszy, stanie się jego ofiarą.
§ 1. Obrazy, słowa i hasła. Badania nad wyobraźnią tłumu wykazały nam, że oddziałuje
się na nią zwłaszcza obrazami, jeżeli zaś nie dysponujemy obrazami, należy,
celem osiągnięcia tego samego skutku, użyć odpowiednich słów i haseł.
Zastosowane zręcznie, mają one naprawdę tajemniczą i cudowną moc, jaką je już
przed l laty obdarzali zwolennicy magii. Słowa i hasła mogą \ wzniecić
najgroźniejszą burzę w duszy tłumu, potrafią też go uspokoić; z kości ludzi, którzy
padli ofiarą tej mocy słów i haseł, można by usypać o wiele większą górę niż
piramida Cheopsa.
Moc słów ściśle łączy się z
wywołanymi przez nie obrazami i nie zależy od ich rzeczywistego znaczenia. Słowa
o jak najbardziej nieokreślonym znaczeniu oddziałają z o wiele większą siłą aniżeli
te, których znaczenie dokładnie pojmujemy. Tak np. słowa: demokracja,
socjalizm, równość, wolność itd. oddziałują bardzo silnie, chociaż ich
znaczenie jest tak niejasne i nieuchwytne, że na ich określenie potrzeba by
spisywać całe tomy. A przecież każdy dziś wie, że słowa te "mają moc
magiczną, jak gdyby ich użycie rozwiązywało za jednym zamachem wszystkie dręczące
zagadki. Słowa te stanowią syntezę wszystkich nieświadomych dążeń i nadzieję
ich urzeczywistnienia; przy czym dążenia te są zazwyczaj narzucane tłumowi.
Rozumowani i najsilniejsza
argumentacja tracą swą moc w walce z pewnymi słowami i hasłami. Wobec tłumu
wymawia się te słowa z pewnym namaszczeniem, co tłum w mgnieniu oka podchwytuje
i przybiera postawę pełną szacunku. Są i tacy, którzy słowom tym przypisują moc
nadprzyrodzoną; wywołują one w duszach obrazy niejasne, która to niejasność potęguje
ich tajemniczą moc. To jakby bóstwa ukryte w świą-tyni, do których zwykły śmiertelnik
nie przystępuje bez drżenia.
Obrazy wywołane przez niektóre
słowa nie zależą od ich znaczenia; przy zachowaniu tej samej formy zmieniają się
z pokolenia na pokolenie i są różne w różnych krajach. Słowo to tylko bodziec
wywołujący w duszy pewne wyobrażenia, których treść zależy w pierwszym rzędzie
od sposobu i siły wypowiedzenia.
Nie każde słowo i .nie każde
hasło łączy w sobie te moc wywoływania obrazów. Niektóre słowa z powodu zbyt częstego
używania stają się zanadto powszednie i tracą swą moc. Zamieniają się w puste dźwięki,
a jedynym pożytkiem z nich płynącym jest tylko uwalnianie od myślenia tego, kto
ich używa. Kilka zdań, haseł i frazesów wbitych w głowę w młodości wystarczy,
by przejść przez życie bez najmniejszego zasta-nawiania się.
Badania nad mową poszczególnych
narodów wykazują, że słowa ją tworzące bardzo powoli zmieniają się na
przestrzeni wieków, ale za to wyobrażenia, które one wywołują, i nadawane im
przez nas znaczenia zmieniają się bardzo często. Na tej podstawie wykazałem w
jednej ze swych poprzednich prac, że dokładne zrozumienie języka martwego jest
rzeczą niemożliwą. Cóż bowiem robimy, gdy odpowiednim wyrazem francuskim zastępujemy
wyraz grecki, łaciński lub sans-krycki, albo gdy staramy się zrozumieć książkę
napisana w ojczystym języku sprzed kilkuset lat? Po prostu zastępujemy treść i
wyobrażenia, które istniały
w duszy narodu w czasach starożytnych,
treścią i wyobrażeniami z życia współczesnego. Sprawcy Wielkiej Rewolucji w ten
właśnie sposób naśladowali Greków i Rzymian, wtłaczając w ich wyrażenia takie
znaczenia, które nigdy nie istniały w duszach tych narodów. Jakiż w końcu
istnieje związek między instytucjami Greków a tymi, które oznaczamy dziś
odpowiednimi słowami? Przecież republika była wtedy instytucją czysto
arystokratyczną, układem sił małych i większych despotów władających tłumami
niewolników,
którzy nie mieli prawa rozporządzać nawet swym życiem. Z tym, że bez tych
niewolniczych rzesz owe gmino-władne arystokracje nie mogłyby istnieć.
A słowo „wolność" w
czasach, kiedy nie domyślano się jej nawet i gdy niezgadzanie się z panującymi
instytucjami i nakazami było największą zbrodnia, cóż może mieć wspólnego ze
znaczeniem, jakie obecnie mu przypisujemy? Ateńczyk lub Spartanin przez „ojczyznę"
pojmował jedynie Ateny lub Spartę, a nie całą Grecję, rozbitą wówczas na drobne
państewka, skłócone i wojujące ze sobą. Jakież znaczenie nadawali temu słowu
Gallowie, rozbici na wrogie sobie plemiona, różniące się ponadto rasą, mową i
religią, dzięki czemu Cezar z łatwością mógł ich podbić, albowiem wygrywał
jedno plemię przeciw drugiemu? Rzym, dając Galiom jedność polityczną i religijną,
stworzył im ojczyznę. Wiemy, że jeszcze przed dwustu laty książęta francuscy
zawierali sojusze z obcymi mocarstwami przeciw własnemu królowi; słowo „ojczyzna"
miało u nich inne znaczenie, aniżeli ma je obecnie. Inaczej też pojmowali to słowo
ci, którzy w imię ho-noru walczyli przeciw Francji, sami będąc Francuzami;
prawo feudalne łączyło wasali z suwerenem, nie z ziemią, a ich ojczyzna była
tam, gdzie był suweren.
Bardzo wiele jest takich słów,
które nie do poznanią zmieniły swe
znaczenie w ciągu wieków; poprzed-nie ich znaczenie możemy uchwycić dopiero po
dłuższym wysiłku. Słusznie ktoś stwierdził, że chcąc zrozumieć takie wyrazy jak
„król" i „rodzina królewska" w ich znaczeniu przed wiekami, musimy
bardzo dużo przeczytać na ten temat. A cóż dopiero mówić o słowach bardziej
zawikłanych!
Słowa zmieniają swe znaczenie
tak w ciągu wieków, jak i wśród różnych narodów. Chcąc zatem wymową oddziałać
na tłum, musimy poznać to znaczenie, jakie dany wyraz posiada dla niego w danej
chwili, a nie wolno wkładać weń znaczenia, które posiadał niegdyś lub ma
obecnie dla ludzi o innej konstytucji psychicznej. Jeśli więc wskutek przewrotów
i zmian w wierzeniach tłum ma wstręt do wyobrażeń wywoływanych przez pewne słowa,
prawdziwy mąż stanu użyje innych słów, chociaż istotną treść pozostawi nietkniętą,
gdyż ta istotna treść jest dziedzictwem po przodkach zbyt silnie związanym z
duszą, by lada podmuch mógł je gruntownie przeobrażać.
Słusznie zauważył Tocqueville, że
Konsulat i Cesarstwo główny swój wysiłek włożyły w zmienianie nazw większości
dawnych instytucji; usuwały w ten sposób słowa budzące przykre wspomnienia w
duszy tłumów, zastępując je wyrazami nie budzącymi grozy. Na przykład zachowano
wszystkie dawniejsze podatki, a nawet nałożono nowe, ale ludność ze spokojem je
znosiła, albowiem nadano im inne nazwy.
Każdy mąż stanu powinien
rzeczom, których tłumy nie mogą ścierpieć, a których istnienia dla dobra narodu
nie da się wyrugować, nadawać nowe nazwy i dbać, by były popularne lub
przynajmniej obojętne. Moc słów jest tak wielka, że nawet najbardziej
znienawidzona rzecz, skoro otrzyma nową, powabną nazwę, zostanie radośnie przyjęta.
Taine słusznie stwierdza, że w
imię wolności i braterstwa — słów ukochanych przez tłumy — udało się Jakobinom „zaprowadzić
taki despotyzm, jaki jest możliwy jedynie w Dahomeju, stworzyć najkrwawszy
trybunał i uśmiercać tysiące ludzi tak, jak to robiono w starożytnym
Meksyku". Sztuka rządzenia, podobnie jak i sztuka obrońców sądowych,
polega przede wszystkim na doborze odpowiednich słów; trudność polega na tym, że
te same słowa w jednym społeczeństwie mają różne znaczenie dla różnych warstw
społecznych. Różne warstwy społeczne używają wprawdzie tych sa-mych słów, ale
ich mowa nierzadko się różni.
W przytoczonych przykładach kładłem
nacisk na czas, który zmienia znaczenie przypisywane tym samym słowom. Jeżeli
uwzględnimy jeszcze rasę, przekonamy się, że u narodów należących do różnych
ras, chociaż będących na jednakowym poziomie cywilizacji, te same słowa
posiadają często odmienne znaczenie. Przede wszystkim podróżnicy dobrze
podchwytują te różnice. Dla przykładu przytoczę słowa: demokracja i socjalizm,'
które różne narody różnie pojmują, nie mówiąc już o różnym pojmowaniu tych słów
przez różne warstwy społeczne. Tak np. u narodów pochodzenia ro-mańskiego
demokracja oznacza podporządkowanie dążeń jednostki dążeniom ogólnym, jakie
reprezentuje państwo. Do tego rozumienia demokracji odwołują się nieustannie
stronnictwa o sprzecznych programach, np. socjaliści i monarchiści. U narodów
anglosaskich, zwłaszcza w Ameryce, demokracja oznacza pełny rozwój jednostki, z
ograniczaniem wpływu państwa, któ-v re powinno kierować jedynie policją, armią i dyplomacją.
Widzimy więc, że to samo słowo
u jednych narodów oznacza podporządkowywanie się jednostki ogółowi i
ograniczenie inicjatywy jednostki na rzecz państwa, u drugich zaś wysuwanie interesu jednostki przed interes ogółu i
inicjatywy jednostki przed inicjatywę państwa 1. To samo słowo ma jeszcze dziś u obydwu narodów krańcowo
przeciwne znaczenie.
§ 2. Złudzenia. Od zarania
cywilizacji tłum ulegał złudzeniom, a twórcom tych złudzeń budował wspaniałe świątynie,
pomniki i ołtarze. Niegdyś panowały złudzenia religijne, dziś zaczynają władać
duszą tłumu złudzenia natury filozoficznej i socjologicznej. W każdej
cywilizacji, jakie istniały na Ziemi, mamy do czynienia z owymi groźnymi władcami.
W imię złudzeń powstały świątynie Chaldei i Egiptu oraz kościoły w wiekach średnich;
one przyniosły w wieku ubiegłym przebudowę Europy, a niemal cała nasza twórczość
w dziedzinie artystycznej, politycznej czy społecznej nosi na sobie ich piętno.
Potrzeba nieraz krwawego przewrotu, by wydrzeć z duszy tłumu jakieś złudzenie
po to tylko, aby powstało nowe. Bez pomocy złudzeń człowiek nie potrafiłby wyjść
ze stanu dzikości, do którego by powrócił, gdyby je wszystkie utracił. Są one
tworami wyobraźni pokoleń, którym narody zawdzięczają wspaniałość sztuki i
wielkość cywilizacji.
„Gdyby w muzeach i bibliotekach
zniszczono lub usunięto wszystkie dzieła i pomniki sztuki, które powstały z
natchnienia religijnego, to cóżby pozostało z wielkich marzeń ludzkości?
Uzasadnieniem wierzeń religijnych, czci bohaterów i poezji jest właśnie to, że
budzą w duszy nadzieję i złudzenia, bez których człowiek nie mógłby istnieć.
Wprawdzie zdawało się przez lat pięćdziesiąt, że zadanie to wzięła na siebie
nauka, w sercach tłumu straciła ona wiarygodność, gdyż me poobiecywać i nie
umie kłamać"2.
Mimo wspaniałego swego rozwoju
filozofia nie potrafiła dać tłumom ideału, który by zdołał nimi zawładnąć. Tłum
potrzebuje złudzeń, którym poddaje się instynktownie, podobnie jak o owady w dążeniu
swym do światła, dlatego daje się opanowywać mówcom, którzy właśnie niosą mu
upragnione ideały. Czynnikiem rozwoju narodów były złudzenia, a nie rzeczywistość.
Siłę socjalizmu w obecnej epoce stanowi to, że jest on jedynym żywotnym jeszcze
złudzeniem. Pomimo dowodów naukowych zbijających i wykazujących niesłuszność
socjalizmu, rośnie on nadal w siłę, a najlepszą jego bronią jest to, że prawią
o nim umysły, które do tego stopnia nie znają rzeczywistości, iż odważają się
obiecywać szczęście całej ludzkości. Na gruzach przeszłości rozsiadły się złudzenia
społeczne, do których należeć będzie przyszłość. Tłum nie pożąda prawdy i
gardzi rzeczywistością, ubóstwia natomiast zwodnicze złudzenia. Kto potrafi
omamić tłum, ten łatwo nim zawładnie; kto zaś stara się go rozczarować, padnie
jego ofiarą.
§ 3. Doświadczenie. O doświadczeniu można powiedzieć, że jest jedynym
skutecznym sposobem, za po-mocą którego można wszczepić w duszę tłumu jakąś
prawdę lub rozwiać nazbyt niebezpieczne złudzenie. Aby to było możliwe, doświadczenie
musi się ustawicznie powtarzać i trwać bardzo długo. Doświadczenie jednego
pokolenia nie wywiera wpływu na następne pokolenia, dlatego też przytaczanie
faktów historycznych jako dowodów nie przedstawia wielkiej wartości dla tłumu.
Fakty historyczne o tyle tylko mają swe znaczenie, o ile płynące z nich doświadczenie
powtarza się przez życie wielu pokoleń; wtedy dopiero wywrą wpływ na duszę tłumu
i potrafią usunąć z niej głęboko zakorzenione złudzenia.
Stulecie ubiegłe i obecne będą
z pewnością przytaczane w przyszłości przez historyków jako okres cie-kawych doświadczeń.
Do największych doświadczeń
należy zaliczyć Rewolucję Francuską. Aby przekonać się, że przy pomocy wskazań
czystego rozumu nie można gruntownie przekształcić społeczeństwa, trzeba było
dokonać mordu na wielu milionach ludzi i zachwiać podwalinami życia społecznego
nie tylko Europy, ale i całego świata. Na przykład, aby w narodzie francuskim
wytworzyć przekonanie, że olbrzymia armia niemiecka nie jest, jak to mówiono w
1870 r., czymś w rodzaju nieszkodliwej Gwardii Narodowej, potrzeba było
straszliwej wojny, której skutki odczuło niejedno pokolenie 3. Aby przekonać
się, że protekcjonizm potrafi nierzadko zrujnować narody, które go przyjmują,
potrzeba będzie wielu długich lat doświadczeń.
§ 4. Rozum. Mówiąc o czynnikach oddziałujących na duszę tłumu, można
by zupełnie pominąć rozum, gdyby nie zachodziła potrzeba wykazania negatywnej
wartości jego wpływu.
Pokazałem już, że dowodzenie
rozumowe nie oddziałuje na tłum, który pojmuje tylko bardzo pierwotne
kojarzenie pojęć. Dlatego ci, którzy rozumieją duszę tłumu, odwołują się
jedynie do jego uczuć, nigdy zaś do rozsądku. Tłum z logiką ma niewiele wspólnego
4.
Aby przekonać tłum, należy wyczuć nurtujące go uczucia, następnie udawać, że się
też je podziela, a dopiero wtedy można dążyć do ich zmiany, podsuwając za pomocą
bardzo prymitywnych skojarzeń pewne sugestywne obrazy; jeżeli od frazu się to
nie uda, należy powtarzać kilkakrotnie, przy czym pierwszym warunkiem jest
wyczuwanie uczuć panujących w tłumie. Konieczność ciągłej zmiany sposobu
przemawiania, aby był zgodny ze zmiennymi nastrojami tłumu, czyni bezowocnymi
mowy wcześniej przygotowywane. Mówca bowiem nie może podążać za własną myślą,
ale za myślą tłumu, w przeciwnym bowiem razie nastąpi wzajemne niezrozumienie.
Umysły logiczne, uznając tylko rozumowe uzasadnianie, stosują ten sam sposób
dowodzenia, gdy przemawiają do tłumu, a następnie dziwią się, że tłum ich nie
zrozumiał.
,,Wnioskowanie matematyczne
oparte praktycznie na sylogizmach i polegające na kojarzeniu tożsamości — pisze
pewien logik — jest konieczne... Nawet ciała nieorganiczne, gdyby były zdolne
zrozumieć ową tożsamość, musiałyby bez,varunkowo na wnioski te się zgodzić".
Bez wątpienia. Lecz nie można tego odnieść do tłumu, który nie potrafi zrozumieć
czystego rozumowania. Gdybyśmy chcieli za pomocą
rozumowania
przekonywać człowieka dzikiego albo dziecko, szybko zobaczylibyśmy, że sposób
ten niewielką ma wartość.
Zresztą nie potrzeba szukać człowieka
pierwotnego, aby przekonać się o słabości rozumowania w walce z uczuciem.
Wystarczy uprzytomnić sobie żywotność na przestrzeni wieków wielu przesądów
religijnych sprzecznych z elementarnymi zasadami logiki. Prawie przez dwa tysiące
lat najtęższe umysły musiały chylić czoła przed tymi przesądami, a dopiero w czasach
najnowszych odważyła się ludzkość poddać krytyce ich wiarygodność. Nie da się
zaprzeczyć, że wieki średnie i wiek Odrodzenia miały wiele światłych umysłów,
ale nie znalazł się ani jeden, który by za pomocą rozumowania wykazał śmieszność
tych zabobonów i odważył się zwątpić o prawdziwości występków szatana lub o
konieczności palenia czarownic na stosie.
Można zapytać, czy należy boleć
nad tym, że rozum nie był przewodnikiem tłumów. Twierdzę, że rozumowi ludzkiemu
z pewnością nie udałoby się poprowadzić
ludzkości ku rozwojowi
cywilizacji z takim samozaparciem, z jakim zrobiły to owe urojenia. Twory nieświadomości,
które nami władają, były bez wątpienia potrzebne. Każda rasa w swej strukturze
psychicznej zawiera prawa swych przeznaczeń i możliwe, że w tych nieświadomych
porywach, pozornie nierozumnych, działał instynkt, który nakazał podporządkować
się owym prawom. Mimo woli nasuwa się pogląd, że narody pozostają pod władzą
tajemnych sił, podobnych do tych, dzięki którym żołądź przekształca się w dąb,
a kometa biegnie po swej orbicie. O siłach tych mało możemy powiedzieć, a rozwiązania
tej zagadki należy doszukiwać się w ogólnym biegu rozwoju narodów, a nie w
pojedynczych procesach, chociażby wydawało się, że one właśnie są początkiem
tego rozwoju. Na rozważaniu tylko poszczególnych zdarzeń poprzestać nie można,
albowiem cały bieg dziejów byłby zdany na los nieprawdopodobnych przypadków.
Wtedy nie moglibyśmy zrozumieć, w jaki sposób syn cieśli z Nazaretu stał się
wszechmocnym Bogiem, pod którego tchnieniem zrodziły się wspaniałe cywilizacje.
Nie mo-glibyśmy też zrozumieć, że garść Arabów, wyruszy-" wszy ze swych
pustyń, podbiła przeważającą część starożytnego świata grecko-rzymskiego i
stworzyła większe imperium od państwa Aleksandra Macedoń-skiego. Nie moglibyśmy
także zrozumieć, w jaki sposób W starej, hierarchicznej Europie zwykły porucznik
artylerii stał się władcą tylu narodów i tylu królów. Rozum pozostawmy myślicielom,
a we władaniu duszami nie dawajmy mu wielkiego udziału. Nie rozum, lecz
uczucie, często wbrew rozumowi, wytworzyło takie pojęcia, jak: honor,
samozaparcie, wiara, miłość ojczyzny i sławy, które okazały się podstawowymi
filarami wszystkich cywilizacji.
1 W pracy pt. Psychologia rozwoju narodów dokładniej omówiłem różnicę
znaczenia demokracji w pojęciu ludów romańskich i anglosaskich. Bourget w swej
książce pt. Outre-mer niezależnie ode mnie dochodzi do tych samych
wniosków.
2 Daniel Lesueur.
3 Przekonanie tłumu w podanym wydarzeniu powstało w drodze prymitywnych
skojarzeń rzeczy niepodobnych do siebie, których mechanizm wyjaśniłem w
poprzednich rozdziałach. Ponieważ francuskiej Gward:i Narodowej, nie
po-siadającej najmniejszej karności, nie można było brać na serio, przeto i
wszystko, czemu nadano podobny nazwę, wywoły-wało takie same wyobrażenia i nie
budziło żadnych obaw. Owo fałszywe przekonanie mas podzielali również ich przywódcy.
Wystarczy przytoczyć pogląd Thiersa, który ciągle powtarzał, że Prusy poza armią
równającą się francuskiej mają gwardię narodową podobną też do francuskiej, a
więc nie przedstawiającą wartości. Twierdzenie tego męża stanu było tak słuszne,
jak i jego przypuszczenie co do miernej przyszłości kolei żelaznej.
4 Pierwsze przypuszczenia tyczące się sztuki przemawiania do mas i bezpożyteczności
logiki w tych przemówieniach poczyniłem w czasie oblężenia Paryża. Widziałem,
jak rozwścieczony tłum prowadził do Luwru, gdzie miał wówczas siedzibę rząd,
marszałka V..., który rzekomo zdradził plany fortyfikacji Prusakom. Członek rządu
G. P., świetny mówca, nie bronił wcale marszałka, nie mówił, że był on twórcą
owych planów, które sprzedawano zresztą we wszystkich księgarniach. Ku memu
wielkiemu zdziwieniu tak przemówił on do tłumu żądającego natychmiastowej .
egzekucji więźnia: „Sprawiedliwości stanie się zadość, a sprawiedliwość ta nie
będzie znała litości. Pozostawcie rządowi obrony narodowej przeprowadzenie
dalszego śledztwa, a tymczasem zatrzymajmy oskarżonego w więzieniu".
Uspokojony tłum rozszedł się, a w kilka chwil później uwolniony marszałek powrócił
do swego domu. Byłby niewątpliwie rozszarpany, gdyby mówca przy pomocy
rozumowania chciał " przekonać tłum o jego niewinności. Zaznaczam, że w młodości
uważałem rozumowanie za najlepszy środek perswazji.
Rozdział trzeci
Przywódcy tłumu i ich metody
przekonywania
§ 1. Przywódcy tlumów — Instynktowna
potrzeba tłumu, aby słuchać przywódców — Psychologia przywódców — Tylko oni mogą
tchnąć wiarę i nadać organizację tłumom — Despotyczna siła przywódców —
Klasyfikacja przywódców — Rola woli
—
§ 2. Metody dzialania przywódców — Twierdzenie, powtarzanie, zaraźliwość
— Jak zaraźliwość przechodzi z niższych warstw społecznych do wyższych? —
Opinia tłumu staje się wkrótce opinią powszechną — § 3. Prestiż — Definicja
i klasyfikacja — Prestiż nabyty i prestiż osobisty — Przykłady — Jak gaśnie
prestiż?
Zaznajomiliśmy się z konstytucją
psychiczną tłumu, poznaliśmy też bodźce oddziałujące na jego duszę. Te-raz
zbadamy, jak należy stosować owe bodźce i kto potrafi skutecznie nimi się posługiwać.
§ 1. Przywódcy tłumów. Kiedy
pewna liczba istot połączy się w grupę, bez względu na to, czy to będzie tłum
ludzi, czy stado zwierząt, instynktownie dążyć będą one do poddania się władzy
jakiegoś autorytetu.
Faktem jest, że w tłumie
ludzkim przywódca często odgrywa wielką rolę. Jego wola jest jądrem, wokół którego
kształtują się i do którego się upodabniają poglądy innych. On jest zaczątkiem
organizacji tłumu heterogenicznego, a także sekt. Zanim narzuci tłumowi pewne
formy organizacyjne, staje się jego panem. Tłum bowiem, to stado niewolników,
które nigdy nie obejdzie się bez pana.
Przywódca początkowo bywa tylko
cząstką takiego niewolniczego tłumu i naprzód jest zahipnotyzowany pewną ideą,
zanim stanie się jej krzewicielem. Idea ta do tego stopnia owłada jego duszą, że
poza nią nic nie widzi, a każda myśl z nią niezgodna uchodzi w jego oczach za błąd
i zabobon. Typowym przykładem był Robespierre, który przejął się gorliwie ideałami
filozoficznymi Rousseau, ale w propagowaniu tych idei stosował środki niegodne
człowieka.
Przywódcami tłumu są najczęściej
ludzie czynu, nie zaś myśliciele. Człowiek czynu jest mało przenikliwy, a nawet
— rzec by można — taki być musi, ponieważ przenikliwość rodzi nierzadko zwątpienie,
które pro-wadzić może do bezczynności. Przywódcami tłumu stają się też ludzie o
starganych nerwach lub na pół obłąkani, którym niedaleko już do zupełnego obłędu.
"Niezależnie od tego, jak śmieszną jest idea, którą propagują, lub cel, do
którego dążą, wszelkie rozumowanie okazuje się bezsilne wobec ich przekonania.
Pogarda i prześladowanie nie potrafią ich odstraszyć od owych idei, a często
nawet dodają im sił do walki. Dla swych przekonań poświęcają oni swe osobiste
cele i rodzinę, a nawet instynkt samozachowawczy zdaje się u nich zanikać.
Jedyną nagrodą, jakiej pragną, jest śmierć z zadanych mąk. Potężna wiara tych
apostołów nadaje ich słowom wielką moc sugestywną. Masy są zawsze posłuszne człowiekowi
obdarzonemu silną wolą i umiejącemu narzucać swe przekonania. Jednostki tworzące
tłum zatracają poczucie własnej woli i bezwiednie ulegają temu, kto potrafi
narzucać ją innym.
Narodom nigdy nie brakowało
przywódców, ale tylko ci z nich stali się apostołami pewnych idei, którzy
zdobyli się na bardzo silne przekonania. Wśród przywódców można spotkać
szczwanych demagogów, którzy jedynie o własny interes dbają, a w tłumie
rozbudzają tylko niskie instynkty. Wpływ ten może być wielki i wydawać
odpowiednie owoce, ale zawsze będzie przemijający. Wielcy fanatycy, którzy władali
duszą tłumu jak własną wolą, np. Piotr Pustelnik, Luter, Savonarola, przywódcy
Rewolucji Francuskiej, zanim owładnęli duszą tłumu, sami naprzód ulegli pewnej
idei i dopiero wtedy rozpoczęli swą krzewicielską pracę, budząc w duszach ową
groźną potęgę, nazwaną wiarą, która zamienia człowieka w niewolnika własnych
przekonań.
Rola wielkich przywódców polega
przede wszystkim na budzeniu wiary, czy to religijnej, politycznej lub społecznej,
czy wreszcie wiary w jakieś dzieło, w człowieka bądź w ideę. Dlatego ich wpływ
jest zawsze bardzo wielki. Wiara była zawsze największą z tych potęg, którymi
rozporządza człowiek, i dlatego Pismo Święte z zupełną słusznością powiada, że
wiara może przenosić góry. Wzbudzić w duszy człowieka wiarę, to pomnożyć jego
siły dziesięciokrotnie. Sprawcami wielkich wydarzeń historycznych byli często
wierzący maluczcy, którzy nie mieli nic prócz wiary. Wielkie religie, które zawładnęły
światem, rozległe imperia rozciągające swe obszary na obie półkule, nie zostały
stworzone ani przez uczonych i filozofów, ani tym bardziej przez tych, których
dusze ogarnęło zwątpienie.
Powyższe przykłady odnoszą się
do tych przywódców tłumu, którzy pojawiają się tak rzadko, że może ich wyliczyć
bez najmniejszego trudu historia. To najpotężniejsze postacie w owym
nieprzerwanym łańcuchu, od wielkich władców duszy człowieczej począwszy, a kończąc
na robotniku, który w zadymionym lokalu związkowym fascynuje swych współtowarzyszy
kilkoma hasłami, dla niego samego niejasnymi, ale które wprowadzone w czyn
zapewnią, jego zdaniem, urzeczywistnienie wszystkich marzeń i nadziei.
W każdej warstwie społecznej, z
chwilą gdy przestajemy żyć w odosobnieniu, poddajemy się władzy ja-kiegoś przywódcy.
Faktem jest, że olbrzymia większość ludzi, zwłaszcza wśród mas ludowych, poza
swa specjalnością zawodową nie posiada żadnych opartych na rzeczywistości poglądów
i nie potrafi sobą pokierować. Przywódca służy im za przewodnika. Od biedy mogą
go zastąpić okresowe publikacje, które na użytek czytelników tworzą szablonowe
poglądy i dostarczają gotowych frazesów, zwalniających od wysiłku rozumowania.
Autorytet przywódców bywa
absolutny, dzięki czemu idee przez nich głoszone utwierdzają swą potęgę. Łatwo
można stwierdzić, że bez wielkiego wysiłku potrafią oni nakazać posłuszeństwo
najbardziej niesfor-
nym
masom robotniczym, chociaż nie mają żadnych danych na poparcie swej władzy. Oni
wyznaczają czas pracy, stopę zarobkową, decydują o strajku, każą go zaczynać i
kończyć w określonym czasie.
Przywódcy coraz częściej zastępują
obecnie władzę państwową, gdy traci ona na znaczeniu. Dzięki swej bezwzględności
ci nowi panujący zmuszają tłum do tak wielkiego posłuszeństwa, jakiego nie
wywalczył sobie dotychczas żaden rząd. Kiedy przywódca usunie się lub zostanie
usunięty, a nowy nie pojawi się, tłum zamienia się z powrotem w chaotyczne
zbiorowisko, nie mogące stawić najmniejszego oporu. Na przykład w czasie
jednego strajku tramwajarzy w Paryżu aresztowano dwóch głównych przywódców i
strajk natychmiast się zakończył.
Duszą tłumu nie kieruje bowiem
potrzeba wolności, lecz potrzeba uległości Pragnienie posłuszeństwa każe tłumowi
poddać się instynktownie każdemu, kto chce być jego panem.
Przywódców tłumu można podzielić
na dwie różne grupy. Do jednej zaliczymy ludzi energicznych, o sil-nej, lecz
zmiennej woli. Do drugiej, mniej licznej niż poprzednia, należą ludzie o silnej
i wytrwałej woli. Pierwsi charakteryzują się gwałtownością, odwagą i przedsiębiorczością.
Mają oni szczególne pole do działania wtedy, kiedy chodzi o jakiś napad, o pociągnięcie
tłumu w niebezpieczne przedsięwzięcie lub kiedy potrzeba prowadzić rekruta do
bohaterskiej bitwy. Ney i Murat byli takimi przywódcami w okresie pierwszego
Cesarstwa. Taki był też Garibaldi, natura żądna przygód, o miernych zdolnościach,
ale nadzwyczaj energiczny, bo z garścią ludzi zdobywający Królestwo Neapolu, które
do obrony posiadało stałe wojsko.
Energia tych przywódców jest
wielka, lecz niestała, i znika wraz z bodźcem, który ją wywołał. Ludzie ci,
wracając do zwykłego życia, jak np. wyżej wspomniani, dają często dowody
wielkiej słabości, chociaż był czas, że siłą swą porywali tłumy. Okazują się
niezdolni do wybrnięcia z nieco zawikłanej sytuacji ży-ciowej, mimo że
potrafili dawać sobie radę w sprawach o wiele bardziej powikłanych. Przywódcy
ci umieją spełnić swą rolę wtedy, kiedy im samym ktoś przewodzi i dodaje sił,
kiedy ponad nimi jest inny człowiek lub idea, co zmusza ich do kroczenia po dokładnie
wytkniętej drodze.
Przywódcy należący do drugiej
grupy to ludzie o woli wytrwałej, którzy mimo skromniejszych form wywierają na
duszę tłumu wpływ o wiele trwalszy. Są to np. założyciele religii i twórcy
ponadczasowych dzieł: św. Paweł, Mahomet, Krzysztof Kolumb, Lesseps. Do tych
ludzi, niezależnie od stopnia ich rozwoju umysłowego, należy nieraz cały świat.
Wytrwała wola, nie znająca przeszkód i zwątpień, jest ich charakte-rystyczną właściwością.
Nie zawsze potrafimy uświadomić sobie w należytym stopniu to, czego może
do-konać wytrwała i potężna wola; nic się jej nie oprze — przyroda, bogowie,
ludzie. Przykład, co zdziałać może wytrwała i silna wola, dał nam ów znakomity
inżynier, który rozdzielił dwa lądy i zrealizował plany będące przedmiotem
troski najpotężniejszych władców w ciągu trzech tysięcy lat. Wprawdzie zawiodło
go drugie podobne przedsięwzięcie, ale to starość zniszczyła jego siły i wolę.
Aby przekonać się o potędze
woli, wystarczy zaznajomić się bardziej szczegółowo z przeszkodami, jakie
napotykała myśl budowy Kanału Sueskiego. Naoczny świadek, dr Cazalis, w kilku
wzruszających zdaniach oddał dzieje tego wiekopomnego dzieła, zgodnie z opowieścią
wielkiego jego twórcy, Lessepsa.
„Opowiadał on dokładnie dzieje
kanału. Mówił o wszystkim, co musiał przezwyciężyć, o niemożliwościach, które
pokonał, o przeciwieństwach i intrygach, które przeciw niemu knuto, o bólu swym
i o niepowodzeniach. Mimo to nie stracił ani odwagi, ani chęci zrealizowania
wielkiego planu. Musiał ciągle prowadzić walkę z Anglią, która nie dała mu ani
chwili spokoju. Przeżywał ciągłe wahania Egiptu i Francji, opór, jaki mu stawił
konsul francuski, przeszkody, które mu podkładano na każdym kroku, np. buntując
mu robotników przez niedostarczanie im słodkiej wody do picia. Mówił o tym, że
ministerstwo marynarki i inżynierowie, przecież ludzie światli i pełni doświadczenia,
wyszydzali jego projekty i na naukowej podstawie pewni jego niepowodzenia,
obliczali dzień i godzinę jego zguby, niczym astronomowie zaćmienie Słońca".
Dzieło traktujące o życiu
wielkich przywódców ludzkości niewiele by zawierało nazwisk, ale nazwiska te
przewodziłyby najważniejszym wydarzeniom w dziejach cywilizacji i historii.
§ 2. Metody działania przywódców:
twierdzenie, powtarzanie, zaraźliwość. Chcąc
owładnąć tłumem i pchnąć go do spełnienia jakiegoś czynu, np. by spalił pałac,
ginął na barykadach lub w obronie zagrożonej barykady, musimy go możliwie
szybko zasugerować. Pożądany skutek odnosi też przykład. Potrzeba jednak, aby tłum
był już nieco podniecony przez pewne okoliczności i żeby jednostka, która chce
opanować duszę tłumu, miała pewną-właściwość, którą omówię poniżej, nazywając ją
prestiżem.
W celu przygotowania podatnego
gruntu w duszach mas pod pewne idee i poglądy, np. pod współczesne teorie społeczne,
przywódcy stosują różne metody postępowania. Odwołują się wtedy do trzech następują-cych
metod: twierdzenia, powtarzania i zaraźliwości. Wpływ tych czynników na duszę tłumu
jest dość po-wolny, ale raz osiągnięty skutek jest trwały.
Najlepszą metodą wszczepiania
jakiejś idei w duszę tłumu jest twierdzenie, wolne od wszelkiego rozumo-wania,
pozbawione wszelkich dowodów i nie liczące się nawet ze znaną tłumowi
rzeczywistością. Im myśl zawarta w twierdzeniu jest bardziej zwięzła, im
bardziej pozbawiona nawet pozorów uzasadnienia i do-wodu, tym większy zdobędzie
autorytet, tym silniej oddziała na uczucia tłumu. Tą drogą postępowały
wszelkie
religie i kodeksy. Wartość twierdzenia zna dobrze każdy mąż stanu powołany do
obrony pewnych spraw i każdy przemysłowiec reklamujący swe towary.
Twierdzenie dopiero wtedy
wywrze pożądany wpływ, kiedy będzie ustawicznie powtarzane w tej samej formie.
Napoleon mówił, że jest tylko jedna dobra figura retoryczna: powtarzanie.
Dzięki powtarzaniu wypowiadane
poglądy przenikają do duszy tłumu, a w końcu, czy są rozumiane, czy nie, zostają
uznane za prawdę nie podlegającą dyskusji. Jeżeli dostrzegamy, jaki wpływ ma
powtarzanie na ludzi wykształconych, to jasno zdamy sobie sprawę z tego wpływu
na tłum. Dzieje się tak dlatego, że metodą ciągłego powtarzania dany pogląd
wrasta głęboko w te sfery nieświadomości, w których powstają motywy naszego
postępowania. Po 'pewnym czasie zaczynamy wierzyć w ustawienie słyszane zdanie,
bez względu na to, czy wypowiedział je człowiek światły czy głupi. W tym też leży
źródło wielkiej potęgi ogłoszeń w dziennikach. Kiedy ciągle czytamy, że np.
czekolada X jest najlepszej
jakości, to bez spróbowania jej w końcu uwierzymy, że tak jest w rzeczywistości,
*1 zdawać się nam będzie, iż pogląd ten podziela wielu "ludzi. Kiedy ciągle
będziemy czytać, że mączka Y wyleczyła wielu znanych ludzi z uporczywych chorób,
to gdy i nas spotka podobna choroba, bez namysłu zażądamy tego preparatu.
Czytając ciągle w jakimś dzienniku, choćby to było najbezczelniejsze
oszczerstwo, że A jest skończonym łajdakiem, a B bardzo "porządnym człowiekiem,
w końcu uwierzymy w prawdziwość tych twierdzeń, naturalnie pod warunkiem,
"że nie czytamy innego dziennika, piszącego coś wręcz przeciwnego. Tylko
twierdzenie i ciągłe powtarzanie t są dość silne, aby mogły wzajem się zwalczać.
l Skoro pewne twierdzenie powtórzono odpowiednią | ilość razy, zwłaszcza gdy to
powtarzanie zyskuje zgodę f większości zainteresowanych, wówczas powstaje tak |
zwana opinia publiczna, pojawia się potężny mechanizm zaraźliwości. Idee,
uczucia, wierzenia, poglądy itd:, nurtujące tłum, mają taką zaraźliwą moc jak
najbardziej złośliwe bakterie. Zjawisko to obserwujemy r już u zwierząt, gdy są
w gromadzie. Kiedy jeden koń \ zaczyna w stajni gryźć żłób, wszystkie
inne zaczynają i wkrótce czynić to samo, a niepokój, jaki ogarnia kilka owiec,
szybko opanowuje całe stado. To samo odnosi się i do tłumu ludzkiego, w którym
wszystkie uczucia stają się bardzo szybko zaraźliwe; na tej podstawie tłumaczymy
nagłe wybuchy paniki, powstające często bez żadnego powodu. Zaburzenia
psychiczne, takie jak obłęd, są też zaraźliwe. Wiadomo przecież każdemu, że
lekarze chorób nerwowych bardzo często zapadają na nerwy. Stwierdzono też
niedawno, że niektóre choroby psychiczne, np. lęk przestrzeni, przenoszą się z
człowieka na zwierzę. Aby zaraźliwość opanowała daną gromadę, niekonieczne jest przebywanie jednostek w jednym i tym
samym miejscu. Zaraźliwość działa też na odległość, np. wtedy, kiedy ludzie pod
wrażeniem jakiegoś wydarzenia zaczynają zwracać swoje umysły w jednym kierunku;
wówczas, mimo braku jedności miejsca, stają się tłumem, zwłaszcza gdy czynniki
pośrednie — powyżej omówione — przygotowały grunt. Typowym na to przykładem
jest wybuch rewolucji w r. 1848, która zaczęła się w Paryżu, a gwałtownie
opanowała większą część Europy i zachwiała niejednym królestwem 1.
Najoczywistszym skutkiem zaraźliwości
jest naśladownictwo, któremu w dziedzinie życia społecznego przypisuje się
bardzo wielkie znaczenie. Powtórzę tu mój pogląd na naśladownictwo, który
wypowiedziałem przed osiemnastu laty, a który potwierdzili inni pisarze:
„Podobnie jak zwierzęta, człowiek
obdarzony jest z natury popędem do naśladowania. Naśladownictwo jest potrzebą
duszy, jednak pod warunkiem, że nie wymaga zbytniego wysiłku. Tej właśnie
potrzebie zawdzięcza swój potężny wpływ moda. Bardzo niewielu jest ludzi, którzy
jej nie ulegają, zwłaszcza gdy dotyczy ona pewnych idei, form literackich i
strojów. Tłum daje się prowadzić nie argumentom, lecz wzorom. W każdym okresie
historii nieliczna garść ludzi wyciska swe piętno na całej epoce, a podane
przez nich wzory służą nieświadomej masie do naśladowania. Dzieje się to pod
warunkiem, że te nowo ukute wzory zbytnio nie zbaczają od powszechnie przyjętych,
bo w przeciwnym razie byłyby trudne do naśladowania, a tym samym ich wpływ
okazałby się znikomy. Na tej też podstawie ludzie, którzy zbytnio wyrosną nad
swe otoczenie, pozostają nie zrozumiani i zapomniani, albowiem przepaść dzieląca
ich od otoczenia jest zbyt wielka. Dlatego kultura europejska, mimo olbrzymiej
swej wyższości, ma bardzo mały wpływ na ludy Afryki i Azji, ponieważ różnice są
za wielkie i zbyt zasadnicze. Naśladownictwo i tradycja upodabniają ludzi z
jednego Jtraju i jednej epoki do tego stopnia, że nawet ci, którzy powinni
opierać się tym wpływom, np. myśliciele, uczeni i pisarze, nabierają pewnych
swoistych cech, a po ich sposobie myślenia i stylu łatwo można orzec, do
jakiego narodu i do Jakiej epoki należą"2.
Zaraźliwość jest czymś tak potężnym,
że nie tylko narzuca pewne poglądy, ale i uczucia. Poglądy i przekonania tłumu
szerzą się jedynie metodą zaraźliwości, nifc zaś metodą rozumowania. Gospoda i
domy związków zawodowych tworzą poglądy robotników, które dzięki zaraźliwości
stają się własnością tłumu i przeradzają się niekiedy w niszczycielskie
wybuchy. Renan słusznie porównał twórców chrystianizmu do „robotników o
socjalistycznych przekonaniach, którzy krzewili swe idee od gospody do
gospody". Pogląd, który, opanował warstwy ludowe, dzięki tej samej zaraźliwości
zaczyna przenikać i do wyższych warstw społeczeństwa. Dowodem na to są poglądy
socjalistyczne,
które
od mas zaczynają przechodzić do tych, co w razie ruchawek pierwsi padną ich
ofiarą. Siła zaraźliwości jest tak wielka, że gdy ona jest u głosu, milknie
nawet interes osobisty.
To wyjaśnia nam fakt, że każda
idea żyjąca w duszy tłumu po pewnym czasie z wielką siłą narzuca się wyższym
warstwom społecznym, chociażby godziła w najżywotniejsze interesy tych warstw.
Oddziaływanie warstw niższych na warstwy wyższe jest tym ciekawsze, że poglądy
tłumu biorą swój początek we wzniosłej idei, którą wytworzyła jednostka należąca
często do tych wyższych warstw, a która wtedy nie wywarła najmniejszego wpływu
na otoczenie. Przywódcy tłumu, przywłaszczywszy sobie taką ideę, zwykle ją
zniekształcają i tworzą sektę, która znowu zniekształca na swój sposób już zdeformowaną ideę i coraz bardziej
zniekształconą wszczepia w tłum. Kiedy idea la stanie sit; prawdą dla tłumu,
wraca w pewnym sensie do swego źródła i wtedy oddziałuje na wyższe warstwy
narodu. Możemy zatem wysunąć twierdzenie, że światem rządzi myśl, ale rządzi
nim z daleka. Twórcy idei dawno zamienili się w proch, gdy ich idee, przeszedłszy
wyżej opisany proces, zapanowuja nad światem.
§ 3. Prestiż. Ideom rozszerzanym za pomocą twierdzenia, powtarzania
i zaraźliwości niezwykłą moc nadaje owa tajemna siła, nazwana prestiżem.
Cokolwiek kieruje światem, czy to idea czy człowiek, władzę swą zdobywa dzięki
niepokonanej sile swej atrakcyjności. Pojęcie prestiżu rozumiemy wszyscy, ale
podać jego określenie jest rzeczą niezbyt łatwą, albowiem używa się go bardzo
rozmaicie. Może ono obejmować takie uczucia, jak podziw i strach. Nierzadko
uczucia te są podstawą prestiżu, czasem zaś nie zawiera on żadnego z nich.
Nieraz osoby zmarłe mają większy prestiż od żywych, chociaż nie trzeba się ich
bać, np. Aleksander, Cezar, Mahomet, Budda. Są też pewne istoty lub złudzenia,
których ani nie wielbimy, ani nie boimy się, chociaż mają wielki prestiż, np.
potworne bóstwa podziemnych świątyń w Indiach.
Prestiż jest swoistego rodzaju
fascynacją, jaką wywiera na nasz umysł istota, dzieło lub idea. To
zafascy-nowanie zabija W nas zdolność do krytycyzmu i wzbudza w naszej duszy
cześć i podziw. Uczuć tak wzbu-dzonych nie sposób wyjaśnić, podobnie jak
wszelkich innych uczuć, ale są one tego samego rodzaju co su-gestia, której
ulega człowiek zamagnetyzowany. Prestiż to najsilniejsza podpora każdej władzy.
Bogowie, królowie i kobiety bez jego pomocy nie osiągnęliby takiej władzy, jaką
posiadają.
Wszystkie rodzaje prestiżu można
sprowadzić do dwóch zasadniczych form: prestiż nabyty i prestiż oso-bisty.
Prestiż nabyty może mieć swe źródło w nazwisku, majątku, sławie. Może on być
niezależny od pres-tiżu osobistego. Prestiż osobisty jest czymś indywidualnym,
co może wprawdzie współistnieć z nazwiskiem, majątkiem lub sławą, a nawet potęgować
się dzięki nim, ale może też doskonale istnieć niezależnie od tych czynników. Z
prestiżem nabytym, czyli sztucznym, mamy o wiele częściej do czynienia Każda
jednostka dzięki stanowisku społecznemu, jakie zajmuje, cieszy się odpowiednim
prestiżem, chociażby jej wartość wewnętrzna równała się zeru. Wojskowy w
mundurze, sędzia w todze zawsze mają pewien prestiż. Pascal domagał się dla sędziów
specjalnego stroju i peruki, gdyż — jego zdaniem — bez tego tracą oni połowę
swej powagi. Najzacieklejszy socjalista czuje wzruszenie na widok księdza lub
hrabiego. Tytuły wystarczają, by wyłudzić od kupca wszelki żądany towar 3.
Prestiż, o którym mówiliśmy,
mają ludzie. Obok niego istnieje prestiż niektórych poglądów, utworów
literackich, dzieł artystów itd. Rodzi się on dzięki ustawicznemu powtarzaniu
pochlebnych o nich sądów. Albowiem dzieje powszechne, dzieje literatury i
sztuki polegają na ogół na powtarzaniu jednych i tych samych poglądów, których
prawdziwość bada najwyżej garstka uczonych profesjonalistów, a tłum
bezkrytycznie wierzy w ich nietykalność. W naszych czasach czytanie Homera jest
rzeczą bardzo nudną, ale zdania tego nikt nie odważy się wypowiedzieć głośno.
Świą-tynie starożytnej Grecji są dziś nędznym tylko zbiorowiskiem gruzów,
pozbawionym wszelkiej wartości, ale cieszą się olbrzymim uznaniem dzięki połączeniu
owych ruin ze wspomnieniami historycznymi. Jest bowiem właściwością prestiżu, że
nie pozwala nam patrzyć na rzeczy z krytycyzmem i bezstronnie; prestiż
zabija też wszelki niezależny sąd. Powodzenie gotowych poglą-dów, bez względu
na ich związek z prawdą, zależy od ich prestiżu. Tłum bowiem zawsze, a
jednostka dość często, potrzebuje gotowych poglądów. Z natury swej tłum nie
lubi rozważań naukowych, a jednostka też niezbyt chętnie się nimi przejmuje 4.
Omówię teraz prestiż osobisty.
Jego charakter jest zupełnie różny od prestiżu nabytego, o którym mó-wiłem powyżej.
Prestiż osobisty nie zależy ani od nazwiska i władzy, ani od majątku. Posiadają
go tylko nieliczne jednostki, wywierające czar prawdziwie magnetyczny na swe
otoczenie, nawet na równych sobie. Jednostki te narzucają mu pewne idee i
uczucia; otoczenie ulega tak ich władzy, jak ulega dzikie zwierzę pogromcy, którego
przecież w każdej chwili może unicestwić. Wielcy przywódcy tłumów, np. Budda,
Jezus, Mahomet, Joanna d'Arc, Napoleon, mieli właśnie prestiż, który był źródłem
ich potęgi. Bogowie, bohaterzy i dogmaty nie przekonują, lecz narzucają się;
gdyby z
nich
uczyniono przedmiot publicznych roztrząsań, pozbawiono by je prestiżu, a tym
samym wyschłoby źródło ich potęgi.
Wielkie jednostki, zanim osiągnęły
swą władzę, musiały roztoczyć swój urok, bo tylko pod jego wpływem mogły
przygotować sobie grunt do działania. Napoleon u szczytu sławy miał wielki
prestiż dzięki swej potędze. Miał go już jednak w wielkim stopniu w początkach
swej kariery. Kiedy jako młody, nieznany generał objął dowództwo nad armią
francuską we Włoszech, starzy, doświadczeni generałowie postanowili odpowiednio
przyjąć narzuconego im przez Dyrektoriat intruza. Ale od pierwszej chwili, bez
jakichkolwiek słów, gestów i gróźb, jednym spojrzeniem wyrugował on z ich duszy
te zamiary. Na podstawie współczesnych pamiętników Taine w następujący sposób
przedstawia nam to spotkanie:
„Generałowie dywizji, wśród nich
Augereau, żołnierz dzielny, lecz bez jakiejkolwiek ogłady, dumny ze swej odwagi
i postawy, wchodzą do głównej kwatery bardzo źle usposobieni do młokosa, przysłanego
z Paryża. Augereau, znając Bonapartego z opowiadań, z góry postanawia nie słuchać
tego ulubieńca Barrasa, tego generała wyniesionego przez rewolucję i ulicę,
niezgrabnego niedźwiedzia, milczącego, zawsze zamyślonego, niskiego wzrostu,
posiadającego piętno matematyka i marzyciela. W głównej kwaterze Bonaparte każe
na siebie czekać. Wreszcie zjawia się w kapeluszu na głowie, ze szpadą u boku,
wydaje rozkazy i w końcu zezwala generałom rozejść się.
Augereau osłupiał, po chwili
dopiero przyszedł do siebie, klął datej, a musiał zgodzić się z Masseną, że ten
młokos wzbudził w nim strach i przytłoczył go jakimś dziwnym urokiem już przy
pierwszym wejrzeniu".
Kiedy Napoleon stał się wielkim
człowiekiem, jego prestiż rósł razem ze sławą, aż w końcu został uznany prawie
za bóstwo. Generał Yandamme, stary żołnierz Rewolucji, bardziej brutalny i
energiczny niż Auge-reau, rzekł pewnego razu w 1815 r. do marszałka d?Or-nano, gdy podążali
razem do Tuileries:
„Mój drogi, ten diabeł wywiera
na mnie urok, z którego w żaden sposób nie mogę zdać sobie sprawy. Ja, który
nie boję się ani Boga, ani szatana, kiedy zbliżam się do niego, drżę jak
dziecko, a na jego rozkaz skoczyłbym w ogień lub przełazi-bym przez ucho igielne".
Podobny czar wywierał Napoleon
na wszystkich, którzy się z nim zetknęli 3.
Davoust w ten sposób określił
swoje i Mareta przywiązanie do Cesarza:
„Gdyby Cesarz rzekł do nas: moja
polityka wymaga zburzenia Paryża, przy czym ani jedna osoba nie może ujść cało,
jestem pewny, że Maret dochowałby tajemnicy, zdradzając ją tylko przed swą
rodziną, by ją ocalić. Ja zaś nie zwierzyłbym się nikomu i .nie oszczędzałbym
nawet własnej żony i własnych dzieci".
Nie wolno zapominać o tym
wielkim uroku, jaki wywierał Napoleon, chcąc należycie zro/.umieć jogo powrót z
Elby i gwałtowny podbój Francji, mimo że miał przeciwko sobie zorganizowane siły
całego kraju, który mógł mieć dosyć jego tyranii. Dość było, by spojrzał na
generałów wysłanych przeciw niemu. Wszyscy przysięgali, że go schwycą i
doprowadzą do Paryża, a kiedy go ujrzeli, poddali mu się bez oporu.
„Napoleon — pisze generał
angielski Wolseley — wylądował we Francji prawie sam jeden; ten zbieg z małej
wysepki zdołał w ciągu kilku tygodni opanować bez rozlewu krwi całą Francję, całą
zorganizowaną władzę w kraju rządzonym przez prawowitego króla. Historia nie
zna drugiego równie zdumiewającego przykładu osobistego prestiżu. W czasie tej
kampanii, która była jego ostatnią, podbił swym urokiem także i przeciwników orężnych,
zmuszając ich do trzymania się jego planów, i jak niewiele brakowało, żeby ich
i tym razem pokonał".
Prestiż ten przeżył samego
Napoleona i rósł na sile po jego śmierci. Dzięki temu prestiżowi bratanek
Bo-napartego został cesarzem. Kto bowiem posiada odpowiednio wielki prestiż i
nie dopuści do jego obniżenia, ten może pogardzać ludźmi, może ich mordować
milionami, może narazić kraj na niebezpieczeństwa grożące z zewnątrz, a
wszystko mu ujdzie bezkarnie.
Omówiłem tu zupełnie wyjątkowy
przykład. Uczyniłem tak dlatego, że aby zrozumieć potęgę wielkich religii,
doktryn i imperiów, należy ciągle mieć przed oczyma tego człowieka. Potęga
prestiżu w oczach tłu-mu jest w stanie wytłumaczyć nam przytoczone fakty.
Prestiż nie musi wypływać z
osobistych zalet, ze sławy wojennej lub religijnej obawy. Może on mieć inne,
bardziej skromne źródła, a mimo to posiadać wielkie znaczenie. Wiek nasz
dostarcza nam wielu charakte-
rystycznych
przykładów. Jednym z nich są dzieje owego wielkiego człowieka, który zmienił
powierzchnie Ziemi i stosunki handlowe narodów przez rozdzielenie dwóch lądów. Powodzenie swe zawdzięczał ten mąż nieugiętej
woli i urokowi, jaki wywarł na współczesnych. Chwila rozmowy wystarczała mu,
aby przeciwnika zmienić w przyjaciela. Anglicy zwalczali jego projekt do upadłego,
ale skoro zjawił się w Anglii, zespolił wszystkie głosy. Później, gdy przejeżdżał
przez Southampton, na powitanie biły wszystkie dzwony.
„Zwyciężywszy wszystko, ludzi i
rzeczy, bagna, skały i piaski", nie wierzył już w żadne przeszkody
i chciał to samo co w Suezie uczynić w Panamie. Zaskoczyła go jednak starość, a
zresztą wiara, która przenosi góry, tylko wtedy potrafi je przenieść, kiedy nie
są zbyt wysokie. Góry stawiły opór, a późniejsza katastrofa zniszczyła do
reszty jego już nadwerężoną sławę. Przykład ten pokazuje nam, jak prestiż rośnie
i blednie. Człowieka uchodzącego za największego bohatera uznano na podstawie
wyroku sędziów za zbrodniarza, a jego pogrzeb odbył się wśród powszechnej obojętności.
Tylko władcy zagraniczni oddali hołd jego pamięci
Przykłady, które powyżej
przytoczyłem, przedstawiają nam przypadki krańcowe. Aby poznać psycho-logię
prestiżu, należy zbadać wszystkie jego przejawy, wszystkich ludzi, którzy
kiedykolwiek otoczeni byli prestiżem, począwszy od wielkich założycieli religii
i imperiów, a skończywszy na modnisiu chcącym olśnić otoczenie swym strojem lub
ozdobami.
Krańcowe te formy mogą zawierać
wszystkie przejawy prestiżu w różnych składnikach cywilizacji: naukach, sztuce,
literaturze itd. Nietrudno zobaczyć, że prestiż jest podstawowym elementem
przekonywania tłumu. Istota, idea lub rzecz cieszące się prestiżem zyskują na
mocy zaraźliwości natychmiastowych naśladowców i wyciskają swe znamię na myślach
i uczuciach całego pokolenia. Naśladownictwo jest najczęściej nieświadome, dzięki
czemu staje się ono nieraz
wprost doskonałe. Wielu współczesnych
malarzy, kopiując wyblakłe barwy prymitywistów, nie domyśla się źródła swego
natchnienia i sądzi, że ich twórczość jest samodzielna. Tymczasem, gdyby jakiś
mistrz wrócił do tej dawnej formy sztuki, widziano by w niej tylko naiwność i
niedorozwój. Ci zaś, którzy naśladują sławnego nowatora i zalewają swe płótna
fioletem, wcale nie widzą w przyrodzie więcej tej barwy, aniżeli widziano przed
50 laty, ale są pod urokiem mistrza, który zdobył tak wielki prestiż. Podobne
przykłady można przytoczyć ze wszystkich dziedzin cywilizacji. Z tego, co powyżej
powiedziałem, widzimy, że na prestiż składa się wiele elementów, z których
najważniejsze jest zawsze powodzenie. Człowiek, który osiągnął sukces, idea, która
się narzuca, nie podlegają w oczach tłumu krytyce. Dowodem, że powodzenie
stanowi źródło prestiżu, jest to, że skoro opuści człowieka powodzenie, gaśnie
też jego urok. Bohater mający dziś powszechne uznanie, zostanie wyśmiany w
razie najmniejszego niepowodzenia i im większy miał prestiż, tym większego
dozna poniżenia. Tłum bowiem mści się na upadłym bohaterze, przed którym niegdyś
zginał kolana. Robespierre, skazując na śmierć swych współkolegów i wielu współczesnych,
cieszył się wielkim prestiżem. Ale skoro utracił władzę, tłum poprowadził go na
śmierć z takimi samymi obelgami, jak poprzednio jego ofiary.
Powodzenie stwarza prestiż,
niepowodzenie go niszczy. Krytyka może również nadwerężyć siłę prestiżu, ale
jej działanie jest powolne, chociaż w skutkach bardzo trwałe. Kiedy prestiż
stanie się przedmiotem dyskusji, traci swą moc. Bogowie i ludzie, jak długo nie
dopuszczali do poddawania dyskusji swego prestiżu, tak długo posiadali moc i
znaczenie. Kto chce, aby tłum go uwielbiał, musi go trzymać z dala od siebie.
1 Por. moje prace: Psychologię politiąue Opinions et croyan-ces, Róvolution
franęaise.
2 Gustaw Le Bon L'homme et les societes, 1881, t. 2, s. 116,
3 Nawet w narodach o Wysokim poczuciu osobistej godności tytuły, mundury i
ordery mają wielkie znaczenie. Przytaczam tu urywek książki pewnego podróżnika,
mówiący o prestiżu, jakim cieszą się pewne osobistości w Anglii:
„Najrozsądniejsi nawet Anglicy
doznają szczególnego oczarowania na widok lorda. Jeżeli tylko utrzymuje się on
na wysokości swego tytułu, wszyscy korzą się przed nim, bez względu na jego
wartość, znoszą jego kaprysy i dziwactwa. Kiedy zbliża się do nich, drżą z radości,
a kiedy do nich mówi, niezwykły blask ich oczu wyraża niemy zachwyt. We krwi
Anglika — że tak powiem — tkwi lord, jak we krwi Hiszpana taniec, Niemca —
muzyka, a w duszy Francuza rewolucja. Nawet zamiłowanie do koni i ukochanie
Szekspira nie jest u Anglików tak wielkie jak uwielbienie dla tytułu lorda, który
schlebia ich dumie i wprawia w stan zadowolenia oraz radości. Księga Parów jest
w Anglii bardzo poczytna, a znaleźć ją można, podobnie jak i Biblię, w najuboższym
nawet domu".
4 Wyjątek stanowią jednostki o specjalnym zamiłowaniu lub szczególnych
uzdolnieniach.
5 Napoleon, świadom swej potęgi, zwiększał ją jeszcze traktując jak sługi
wielkie osobistości w swym otoczeniu, m. in. będących postrachem Europy członków
Konwentu, Współcześni mu opowiadają różne tego typu fakty. Razu jednego na
posiedzeniu Rady Stanu Napoleon ofuknął grubiańsko Beugnota i potraktował go
jak podrzędnego lokaja. Następnie podszedł do niego i powiedział: „I cóż, głupcze,
czy przyszedłeś już do siebie?" Na te słowa Beugnot, odznaczający się
bardzo
wysokim wzrostem, schylił się bardzo nisko, a Cesarz chwycił go za ucho. „Był
to znak wielkiej łaski — pisze Beugnot — ulubiony gest Cesarza, gdy był w
dobrym humorze".
Przykład ten daje nam wyobrażenie
o płaszczeniu się, jakie powoduje często czyjś prestiż. Wyjaśnia nam też
nienawiść i ogromną pogardę, jaką żywi każdy despota dla otaczających go ludzi,
których uważa za godnych jedynie śmierci na polu walki.
Rozdział czwarty
Granice zmienności wierzeń i
poglądów tłumu
§ 1. Wierzenia stale — Niezmienność
.pewnych powszechnych wierzeń — Są one drogowskazem cywilizacji — Trudności w
ich wykorzenieniu — Absurdalność filozoficzna pewnych powszechnych wierzeń nie
jest przeszkodą w ich propagowaniu — § 2. Zmienne opinie tłumu — Krańcowa
zmienność poglądów, które nie mają źródła w powszechnych wierzeniach — Pozorne
zmiany idei i wierzeń — Rzeczywiste granice tych zmian — Elementy, których
dotyczy owa zmienność — Obecny zanik powszechnych wierzeń i ogromna popularność
prasy sprawiają, że poglądy stają się coraz bardziej zmienne — W jaki sposób
poglądy tłumu zmierzają w wielu kwestiach do zobojętnienia — Bezsilność rządów
w kierowaniu po dawnemu opinią publiczną — Obecne rozdrobnienie poglądów
zapobiega ich tyranii
§ 1. Wierzenia stałe. Nie można zaprzeczyć istnieniu ścisłego związku pomiędzy
cechami anatomicznymi istot a ich cechami psychicznymi. Niektóre pierwiastki
cech anatomicznych są niezmienne lub tak mało zmienne, że trzeba całego okresu
geologicznego, aby uległy zmianom. Oprócz tych cech niezmiennych każdy organizm
ma cechy zmienne, które nawet pod wpływem krótkotrwałych bodźców ulegają
zmianom.
Te zmienne cechy przy
powierzchownym badaniu zasłaniają cechy stałe, zwane też podstawowymi. Zjawisko
to odnosi się też do cech moralnych. Obok stałych elementów rasowych spotykamy
w nich elementy zmienne i niestałe. Dlatego badając wierzenia i poglądy jakiegoś
narodu, dochodzimy zawsze do wniosku, że na bardzo stałym i twardym gruncie
tworzą się poglądy lotne jak piach pokrywający skały.
Poglądy i wierzenia tłumu tworzą
zatem dwie różne grupy. Z jednej strony widzimy wierzenia niezmienne, trwające
długie wieki i będące podstawą całej cywilizacji. Takimi niegdyś były:
feudalizm, idee chrześcijaństwa i reformacja; takimi są obecnie: idee narodowo,
idee demokratyczne i społeczne. Z drugiej zaś strony mamy przekonania chwilowe
i zmienne, wywodzące się na ogół z; idei powszechnych, których powstawanie i gaśniecie
obserwować można w każdym stuleciu. Do tej grupy należy zaliczyć teorie
artystyczne i literackie, np. te, które dały początek romantyzmowi,
naturaliz-mowi, mistycyzmowi itd. Ich cechą jest powierzchowność i zmienność —
podobne są więc do mody i zmieniają się jak drobne fale, powstające i zanikające
na powierzchni wody.
Wielkie powszechne wierzenia są
bardzo nieliczne. Ich powstanie i zanik stanowią dla każdej rasy historycznej
okresy zwrotne w jej dziejach. O nich można powiedzieć, że są budulcem
cywilizacji. Opinię powierzchowną bardzo łatwo wytworzyć, gdyż tłum jest zawsze
na nią podatny, ale utrwalić całe wierzenia to rzecz bardzo trudna; z większym
jeszcze trudem przychodzi wykorzenienie pewnej idei z duszy tłumu, gdy raz obrała
sobie w niej siedzibę. Można to uczynić jedynie za pomocą gwałtownych zaburzeń,
ale tylko pod warunkiem, że idee te straciły swą władzę nad duszą tłumu. Przewrót
czy rewolucja wyrzuca tylko to, co już zostało porzucone, a pozorne życie
zawdzięczało jedynie sile nawyku. Rewolucja obalająca pewne wierzenia zaczyna
się zwykle wtedy, kiedy straciły one swą władzę nad duszami i poczęły się chylić
do upadku. Łatwo) jest rozpoznać moment, w którym stałe wierzenie :zaczyna
chylić się ku upadkowi; momentem tym jest czas, kiedy wartość danego wierzenia
zostaje poddana dyskusji. Ponieważ każde powszechne wierzenie czerpie swe soki żywotne
z jakiegoś złudzenia, dlatego tak długo będzie
żywotne, jak długo nie zostanie poddane egzaminowi.
Kiedy pewne wierzenie zaczyna
upadać, nie pociąga ono za sobą upadku instytucji, które dzięki niemu powstały;
instytucje te zachowują swą moc i tylko powoli ustępują miejsca innym. Jeżeli
zaś dane wie-rzenie upadnie w zupełności, to upadek ten pociąga za sobą ruinę
wszystkiego, co ono podtrzymywało. Nie udało się dotychczas żadnemu narodowi
zmienić swych wierzeń, aby nie był równocześnie zmuszony do najszybszego
przekształcenia wszystkich elementów swej cywilizacji. To przekształcenie trwa
dopóty, dopóki naród nie wytworzy sobie nowych wierzeń, które by potrafiły owładnąć
duszami wszystkich i
uwolnić
umysły od chaosu, w jakim przebywać muszą z powodu braku stałych wierzeń.
Wierzenia trwałe i powszechne są prawdziwą ostoją cywilizacji. Nadają one
kierunek ideom i jedynie one są w stanie tchnąć w tłumy wiarę i poczucie obowiązku.
Narody instynktownie wyczuwały
ten wielki pożytek, jaki płynie z posiadania powszechnych wierzeń, rozumiejąc
zbyt dobrze, że z zanikiem tychże nadchodzi dla nich samych czas upadku. Dzięki
fanatycznemu kultowi Rzymu podbili Rzymianie cały świat, a kiedy upadła ta
wiara, Rzym musiał upaść. Barbarzyńcy, którzy zniszczyli cywilizację rzymską,
wtedy dopiero osiągnęli pewien stopień spójności i uwolnili się od panującej
anarchii, kiedy połączyły ich wspólne wierzenia.
W imię spoistości wewnętrznej
narody broniły zaciekle swych wierzeń, nie pozwalając na krzewienie się innych
wierzeń. Brak tolerancji w życiu narodu uznać musimy za cnotę bardzo pożyteczną,
chociaż z punktu widzenia filozofii jest czymś złym. Dla wytworzenia lub obrony
powszechnych wierzeń wieki
średnie tyle wzniosły stosów, a
tylu wynalazców i no-watorów umarło w rozpaczy, o ile udało się im uniknąć
tortur. W obronie tych wierzeń świat podlegał wielu przewrotom, a miliony ludzi
padły i padną jeszcze na polu walki.
Ustalenie tych powszechnych
wierzeń wymaga wielkiego trudu. Ale skoro raz wtargną do duszy, będą władać
losami narodów przez długie wieki, ogarniając nawet najbardziej światłe umysły,
chociaż z punktu widzenia filozofii nie będą przedstawiały żadnej wartości. Z
chwilą gdy nowe wierzenie zakorzenia się W duszy narodu, staje się ono
inspiratorem jego instytucji, sztuki i życia społecznego. Władza nowego wie-\
rżenia nad duszą tłumu nie zna ograniczeń. Ludzie czynu marzą o jego
urzeczywistnieniu, prawnicy kierują się nim w formułowaniu ustaw, a myśliciele,
artyści i literaci starają się przedstawić je w najrozmaitszych formach.
l Z powszechnych wierzeń mogą
wypływać pewne Idee chwilowe i drugorzędne, na których zawsze wy-ciska swe piętno
źródło, z którego biorą początek. Cywilizacja egipska, cywilizacja europejska
wieków średnich, cywilizacja muzułmańska Arabów itd. mają swe źródła w
niewielkiej liczbie wierzeń religijnych, które nawet na najdrobniejszych
przejawach życia wycisnęły swe piętno i można je od razu rozpoznać.
Dzięki powszechnym wierzeniom
każdy okres dziejów tworzy przeogromną tradycję, tworzy poglądy i obyczaje,
naginając do ich wymagań całe społeczeństwo, dzięki czemu ludzie są zawsze
nieco podobni jedni do drugich, albowiem wierzenia i obyczaje powstające na
podstawie tych wierzeń są wspólne i są najwyższą instancją kierowniczą
wszystkich czynów ludzkich. One określają nawet najdrobniejsze przeja-wy
naszego życia, a nawet umysły najbardziej wolne i naprawdę twórcze nie potrafią
uwolnić się od ich wpływu. Najgroźniejszy jest ten despotyzm, który nieświadomie
zawłada duszami, gdyż nie można znaleźć sposobu zwalczenia go. Tyberiusz, Dżyngis-chan,
Napoleon byli niewątpliwie wielkimi tyranami, ale Moj-żesz, Chrystus, Budda,
Mahomet i Luter mają o wiele groźniejszą władzę nad duszami, chociaż żaden z
nich nie żyje. Spisek dokonany przez garstkę ludzi może zniszczyć największego
władcę, ale okaże się bezsilny wobec wierzeń tkwiących w duszy tłumu. Wielka
Rewolucja Francuska rozpoczęła zażartą wojnę z Kościołem katolickim i pomimo
pozornego poparcia mas, pomimo rozszalałego terroru została pokonana, a
katolicyzm wyszedł zwycięsko. Cienie zmarłych to najgroźniejsi despoci, których
siła władcza może być porównana z władztwem złudzeń przez ludzi do życia powołanych.
Filozoficzna niedorzeczność
tych wierzeń nie stanowi przeszkody w ich tryumfie. Przeciwnie, ich władza
zdaje się być wtedy najsilniejsza, kiedy wykazują one przynajmniej pewną
tajemniczą niedorzeczność. Nieudolność doktryn socjalistycznych nie przeszkodzi
im w zwycięstwie, jeżeli pozwoli się im zakorzenić w duszy tłumu.
Niższość doktryn
socjalistycznych w porównaniu z wierzeniami religijnymi polega na tym, że
podczas gdy ideał szczęścia, który obiecywały religie, miał się urzeczywistnić
dopiero w życiu przyszłym i nikt nie miał podstaw do zaprzeczenia temu
twierdzeniu, to ideał szczęścia socjalistycznego ma być urzeczywistniony tu, na
Ziemi. Przy pierwszej próbie wprowadzenia w życie ideału socjalistycznego okaże
się jego fikcyjność, przez co wiara w niego zostanie mocno nadwerężona. Potęga
socjalizmu będzie wzrastać tylko do chwili jego zwycięstwa, do czasu, w którym
poglądy
swe zechce on zrealizować. Ta
nowa religia mas odgrywa wprawdzie na wzór innych religii rolę sił nisz-czących,
ale nie potrafi odegrać następnie roli twórczej.
§ 2. Zmienne opinie tłumu. Dotychczas omawialiśmy znaczenie i potęgę wierzeń
powszechnych i stałych. Oprócz nich znajduje się w duszy tłumu cała warstwa
przekonań, idei i myśli ciągle powstających i ciągle zamierających. Jedne z
nich żyją zaledwie dzień, a najznaczniejsze nie przeżywają niekiedy nawet
jednego pokolenia. Mówiłem już o tym, że przeobrażenia, którym podlegają te
poglądy, są jedynie powierzchowne, nigdy bowiem nie unikną właściwości danej
rasy. Badając na przykład instytucje polityczne we Francji, stwierdziłem, że
grupy pozornie najsprzeczniejsze, jak monarchiści, radykałowie, socjaliści
itd., mają na różne sprawy wiele poglądów jednakowych, albowiem poglądy te zależą
od konstytucji psychicznej naszej
rasy;
pod podobnymi nazwami znajdujemy nieraz w innych krajach poglądy wręcz
przeciwstawne. Pomiędzy monarchistą francuskim a monarchistą niemieckim
istnieje większa przepaść aniżeli np. między monarchistą francuskim i
francuskim socjalistą. Nazwy bowiem albo złudne ich pozory nigdy nie zmienią
istoty rzeczy. Mieszczanie za czasów Rewolucji Francuskiej, przesączeni rzymską
literaturą i wpatrzeni w starożytny Rzym, przyjęli wprawdzie jego ustawy, jego
rózgi liktorskie i. togi oraz starali się naśladować jego instytucje i życie,
ale nigdy nie stali się przecież Rzymianami, albowiem robili to jedynie pod wpły-wem
potężnej sugestii historycznej.
Zadaniem myśliciela jest odnaleźć
owe pozostałości starożytnych wierzeń pod rzekomymi zmianami i od-różnić, które
poglądy są wytworem powszechnych wierzeń i duszy rasy. Bez poznania duszy rasy
można by sądzić, że tłumy często i chętnie zmieniają swe przekonania społeczne
i religijne. Pogląd taki potwierdzają pozornie sztuka, literatura oraz historia
powszechna.
Rozważmy na przykład krótki
okres naszej historii w latach 1790-1820, tj. okres, jaki przyjmuje się dla życia
jednego pokolenia. Masy z początku monarchiczno zamieniają się w rewolucyjne,
następnie przechodzą do imperializmu^ aby z powrotem wrócić do monarchizmu. W
wierzeniach religijnych w tym samym czasie przechodzi tłum od katolicyzmu do
ateizmu, następnie do deizmu, z którego powraca ze skruchą na łono Kościoła
katolickiego. Tyczy się to nie tyiko tłumów, ale i tych przywódców, którzy wówczas
wskazywali masom drogę. Ze zdziwieniem należy patrzeć na wybitnych członków
Konwentu, wrogów monarchii, nie uznających ani Boga w niebie, ani bogów na
ziemi, jak w kilka lat później pokornie służą Napoleonowi, a następnie ze świecami
w ręku biorą udział w uroczystych procesjach za Ludwika XVIII.
W następnych siedemdziesięciu
latach wiele nowych jeszcze zmian zaszło w poglądach mas. „Wiarołomny
Albion" z początku ubiegłego stulecia staje się za panowania dziedzica spuścizny
Napoleona sprzymierzeń-cem Francji; Rosja, z którą Francja prowadziła dwie
wojny i która radowała się z powodu naszych niepo-wodzeń, staje się nagle
przyjaciółką Francji.
W dziedzinie sztuk pięknych i
filozofii zmiany poglądów są jeszcze szybsze. Artysta lub pisarz mający dziś
wielki poklask u tłumu zostaje następnego dnia porzucony, a gdy próbuje z
powrotem opanować duszę mas, zostaje wyśmiany i wzgardzony. Poglądy literackie
rodziły się i umierały jeden po drugim: roman-tyzm, naturalizm, mistycyzm itd.
Cóż nam przynosi dokładne
badanie tych pozornie głębokich zmian? Wszystko, co jest sprzeczne z
po-wszechnymi wierzeniami i uczuciami rasy, istnieje bardzo krótko, a pęd do życia
i rozwoju, po przemi-jającym wyłamaniu się z wiążących go praw, wraca wkrótce
na normalne tory. Przekonania nie opierające się na jakimś wierzeniu
powszechnym, niezgodne z uczuciami rasy, nie osiągną nigdy stałości, natomiast
w zupełności są zaane na łaskę przypadku albo zależą od nieznacznych zmian
zachodzących w duszy tłumu. Powstają one dzięki sugestii i zarażliwości, a ich
istnienie jest bardzo nietrwałe. Ich życie można porównać do piaszczystych ławic
nad brzegiem morza, które lada wiatr potrafi zniszczyć.
W obecnych czasach poglądy tłumów
zmieniają się bardzo szybko. Trzy są przyczyny tego zjawiska. Po pierwsze,
dotychczasowe wierzenia tracą swą moc; nie potrafią już z taką siłą oddziaływać
na zmienne opi-nie, jak to czyniły niegdyś, i nie potrafią nadać życiu
duchowemu jakiegokolwiek kierunku. Z zanikiem po-wszechnych wierzeń powstaje mnóstwo
wierzeń cząstkowych, nie posiadających ani przeszłości, ani przy-szłości.
Drugą przyczyną jest rosnąca
potęga mas, której nie przeciwstawia się żadna moc, dzięki czemu zmiana poglądów
może się dokonywać z nadzwyczajną szybkością, bo właśnie cechą mas jest ciągła
zmienność. Trzecią wreszcie przyczyną jest wielki rozwój prasy, która ciągle
wikła się w najsprzeczniejszych poglą-dach. Gdy jeden dziennik poddaje pewną
sugestię, drugi ją niszczy, a wskutek tego wszystkie poglądy są skazane na
bardzo krótkie życie i nie osiągają nigdy powszechnego uznania. Wytwarza to nowre zjawisko w
dziejach ludzkości, tak charakterystyczne dla naszego wieku — bezsilność rządu
w kierowaniu opinią publiczną. Obecnie choćby najmniej zdolny redaktor uchodzi
— w oczach własnych — za kierownika opinii publicznej.
Opinia tłumu staje się bardzo
często najważniejszym motorem polityki. Znamienne są dla obecnego okresu owe ciągłe
wywiady z kierownikami najrozmaitszych dziedzin życia społecznego, w których
przedkładają oni swe zdanie pod sąd opinii publicznej. Można było niegdyś mówić,
że polityka nie jest zależna od uczucia. Dziś jednak powiedzenie to nie ma
znaczenia, gdyż polityką kierują popędy zmiennego tłumu, nie idące w parze z
rozumem i znajdujące się jedynie pod władzą uczucia.
Prasa, niegdyś decydująca o
opinii, musiała — podobnie jak rządy — ustąpić przed potęgą tłumu. Jej wpływ
jest jedynie dlatego znaczny, że jej poglądy są wiernym odbiciem ciągłej
zmienności poglądów tłumu. Prasa stała się obecnie tylko agencją informacyjna i
nie myśli o narzucaniu tłumom jakiejś idei. Stara się jedynie wyczuwać opinię
publiczną, gdyż w razie niezgody z panującymi poglądami straci
czytelników.
Treścią dzienników są informacje, zabawne kroniki, wydarzenia z wielkiego i małego
świata lub reklama handlowa. Redaktorzy pism wolą nie wypowiadać swych
zapatrywań, gdyż grozi to albo utratą posady, albo zniszczeniem pisma. Nawet
krytyka nie może decydować o wylansowaniu książki lub sztuki teatralnej; może
im zaszkodzić, ale nie potrafi pomóc. Dzienniki, zdając sobie sprawę z bezużyteczności
wszelkiej krytyki i osobistych poglądów, zaczynają coraz bardziej ograniczać te
działy, zamieniać je co najwyżej w reklamę albo, co niestety ma często miejsce,
w osobiste intrygi.
Zadaniem prasy i rządów jest śledzenie
opinii publicznej. Każdy rząd dba o wrażenie, jakie wywiera wydarzenie, mowa
czy projekt ustawy. Wyczuwanie
opinii publicznej jest rzeczą
bardzo trudną, bo nie ma nic bardziej niż ona zmiennego. Brakowi jakiegokol-wiek
kierunku w opinii publicznej towarzyszy upadek , dotychczasowych wierzeń, a w
konsekwencji zniszczenie wszelkich przekonań i wszczepienie masom obojętności
na wszystko, co tylko nie dotyczy ich materialnego interesu. Współczesne
doktryny, takie jak socjalizm, znajdują swych krzewicieli wśród tych ludzi, którzy
nie zdają sobie dokładnie sprawy, o co właściwie chodzi, zwłaszcza wśród górników
i robotników przemysłowych. Drobnomieszczaństwo i robotnicy, którzy zdobyli
jakieś wykształcenie, stali się aż nadto sceptyczni. Socjalizm obecnie głęboko
wtargnął do duszy mas, rozbijając społeczeństwo jakby na dwa obozy: jedni idą
zgodnie z prawami psychologicznymi rządzącymi społeczeństwami; drudzy, tj.
socjaliści, starają się zawsze tak tłumaczyć fakty i zjawiska dnia
powszedniego, by zaćmić prawdę i wykoślawić to, co interpretują.
Powyżej nakreślony rozwój,
dokonany w ciągu ostatnich dziesiątków lat, uderza swym zasięgiem i szyb-kością
tempa. W okresie poprzednim poglądy miały jeszcze pewien kierunek, gdyż czerpały
swe siły z ja-kiegoś podstawowego wierzenia. Na przykład przez fakt należenia
do stronnictwa monarchistów musiało się z konieczności posiadać pewne ściśle
określone idee, tak w kwestiach historycznych, jak i naukowych. Republikanin
znowu miał wprost przeciwne poglądy. Monarchista wiedział na pewno, że człowiek
nie pochodzi od małpy, podczas gdy republikanin twierdził z nie mniejszym
uporem, że istnieje jakieś powinowactwo człowieka z małpą. Monarchista wyrażał
się o rewolucji z oburzeniem, podczas gdy republikanin z poważaniem. Zależnie
od stronnictwa, do którego kto należał, mówił o znanych w historii nazwiskach z
lekceważeniem lub uwielbieniem. Ten
naiwny sposób pojmowania historii wtargnął nawet do Sorbony.
W obecnych czasach, które nazwać
możemy czasami dyskusji i badań, wszystkie opinie tracą prestiż, zatracają swą
siłę i tylko niektóre z nich potrafią porwać nas na niezbyt długi czas. Obojętność
coraz silniej opanowuje duszę współczesnego człowieka. Opinia publiczna staje
się coraz płytsza, co dowodzi, że życie niektórych narodów stoi pod znakiem
upadku. WprawT-dzie liczni krzewiciele nowych idei, ludzie o głębokich
przekonaniach, mają w społeczeństwie większą siłę niż zwolennicy negacji,
krytyki, indyferentyzmu, ale nie wolno nam zapomnieć o tym, że przy współczesnym
znaczeniu mas opinia, zyskując prestiż i podbijając w zupełności duszę tłumu,
staje się bezwzględnym dyktatorem, przed którym korzy się wszystko, a którego
pierwszą ofiarą będzie swoboda myśli i wolność przekonań. Tłum może być
spokojnym władcą, ale pod wpływem groźnej idei może się zamienić w tyrana i zażądać
urzeczywistnienia swych szalonych kaprysów. Kiedy okoliczności poruczą losy
cywilizacji w ręce tłumu, staje się ona pastwą przypadku i musi chylić się ku
upadkowi. Czas zupełnego jej zrujnowania odwlec może tylko nadzwyczajna zmienność
opinii tłumu i wzrastająca obojętność na ogólnie obowiązujące poglądy.
KSIĘGA TRZECIA – Klasyfikacja i
opis różnych kategorii tłumów
Rozdział pierwszy
Podział tłumów
Podział tłumów — § 1. Tłumy
heterogeniczne — Czym się one różnią? — Wpływ rasy - - Dusza tłumu jest o
tyle słabsza, o ile silniejsza jest dusza lasy — Dusza rasy reprezentuje
cywilizację, a dusza tłumu barbarzyństwo — § 2. Tłumy homogeniczne —
Podział tłumów homogenicznych — Sekty, kasty i klasy
W poprzedzających rozważaniach
poznaliśmy ogólne właściwości, wspólne wszystkim tłumom psychologicznym. Teraz
zajmę się właściwościami szczególnymi, które występują obok tych ogólnych, zależnie
od rodzaju zbiorowości.
Naprzód
zaznajomimy się z podziałem tłumów. Zaczniemy od najprostszej zbiorowości, która
składa się z jednostek należących do różnych ras. Jedyne, co łączy te jednostki
w organiczną całość, to mniej lub bardziej szanowana wola przywódcy. Typowym
przykładem takiej zbiorowości są barbarzyńcy z najrozmaitszych ras, którzy
podbili Imperium Rzymskie. Wyżej od tych luźnych zbiorowości stoją te, które
dzięki wpływowi pewnych stałych czynników nabrały cech wspólnych i utworzyły
rasę. Chociaż w niektórych przypadkach będą one okazywać specyficzne właściwości
tłumu, to jednak zawsze w większym lub mniejszym stopniu, zależnie od układu sił,
górować będą cechy rasowe.
Różne kategorie tłumów możemy
ująć następująco:
A. Tłumy heterogeniczne
1. Bezimienne (np. tłum
uliczny, gromada gapiów)
2. Nieanonimowe (parlament, ława
przysięgłych)
B. Tłumy homogeniczne
1. Sekty (religijne,
polityczne)
2. Kasty (wojskowa, kapłańska,
robotnicza itd.)
3. Warstwy (mieszczaństwo, chłopi
itd.)
Pokrótce opiszemy zasadnicze różnice,
na podstawie których możemy oddzielić jedną kategorię od drugiej.
§ 1. Tłumy heterogeniczne. Tłumy heterogeniczne są właśnie tymi zbiorowościami,
których ogólne właściwości były przedmiotem badań niniejszej pracy. Składają się
one z bardzo różnorodnych jednostek, tak pod względem zawodowym, jak i pod względem
rozwoju umysłowego.
Stwierdziliśmy powyżej, że sam
fakt stanowienia tłumu wyciska na duszy zbiorowej pewne cechy, których nie
posiadają jednostki znajdujące się poza tłumem. Wykazałem, że inteligencja w tłumie
nie odgrywa żadnej roli, albowiem tłum działa pod wpływem nieświadomych uczuć.
Opierając się na jednym z głównych
czynników, decydujących o charakterze tłumu, t j. na rasie, możemy tłumy
heterogeniczne podzielić na wyraźnie odrębne grupy. Zwracałem już uwagę na
wielkie znaczenie rasy; wykazałem też, że jest ona jednym z najpotężniejszych
czynników, od których zależy niejednokrotnie postępowanie ludzi. Znaczenie rasy
uwidocznia się też przy badaniu właściwości tłumu. Tłum składający się z Anglików
lub Chińczyków — mam zawsze na myśli tłum heterogeniczny — różni się bardzo od
tłumu złożonego też z różnorodnych jednostek, ale należących do rozmaitych
narodowości: Rosjan, Francuzów, Polaków. Kiedy dzięki pewnym warunkom jedna
zbiorowość połączy w sobie jednostki należące do różnych narodowości w stosunku mniej więcej równym, to
natychmiast w uczuciach i zapatrywaniach ludzi wystąpią głębokie różnice, które
wywołuje przekazana dziedzicznie konstytucja psychiczna; dzieje się tak nawet
wtedy, kiedy wspólny interes połączył je pozornie w jeden tłum.
Wiemy, że dążenie socjalistów
do połączenia na wielkich kongresach przedstawicieli robotniczych rożnych krajów
zawsze prowadzi do gwałtownych starć.
Tłum romański, czy będzie miał
dążności rewolucyjne czy konserwatywne, w celu urzeczywistnienia swych żądań
zawsze odwoła się do pomocy państwa, ma on bowiem tendencję do centralizacji i
zwykł oglądać się na cesarza. Tłum zaś anglosaski pomija państwo i odwołuje się
do inicjatywy jednostki. Najwyższym ideałem tłumu francuskiego jest równość, a
tłumu anglosaskiego wolność. Te różnice, wypływające z charakteru narodowego,
sprawiają, że na przykład mimo walki socjalizmu z ideami narodowymi istnieje
tyle odmian socjalizmu i tyle zapatrywań na demokrację, ile jest narodów.
Dusza rasy panuje wszechwładnie
i niepodzielnie nad duszą tłumu. Rasa jest tym potężnym motorem, który zakreśla
granice rozwoju całej konstytucji psychicznej tłumu.
Zaryzykuje tu twierdzenie: Niskie
instynkty tłumu występują tym słabiej, im wyraźniej zaznacza się dusza rasy. Władza
tłumu to panowanie barbarzyństwa lub powrót do barbarzyństwa. Rasa to
wyzwolenie się spod bezmyślnej przewagi tłumu i kształtowanie cywilizacji, ale
tylko w miarę zdobywania niezależnej, potężnej i twórczej organizacji duchowej.
Drugim ważnym podziałem tłumów
heterogenicznych będzie podział na tłumy bezimienne, np. tłum uliczny, i na tłumy
o określonej nazwie, np. zgromadzenie Ustawodawcze lub ława przysięgłych. Te
dwie wyżej
wymienione grupy różnią się
tym, że pierwsza nie ma żadnego poczucia odpowiedzialności, druga zaś posiada
poczucie odpowiedzialności silnie rozwinięte, co nadaje znamienny kierunek ich
działalności.
§ 2. Tłumy homogeniczne. Tłumy homogeniczne dzielimy na: sekty, kasty i
warstwy.
Sekta przedstawia pierwszy
stopień organizacji tłumów homogenicznych. Obejmuje ona jednostki często różniące
się wychowaniem, pochodzeniem i wykształceniem; łączy je tylko wspólna wiara
lub wspólny cel, np. w sektach religijnych i partiach politycznych.
Kasta jest najwyższym stopniem organizacji, jaką tłum może
wytworzyć. Podczas gdy sekta łączy ludzi o różnym poziomie wykształcenia i
pochodzących z rozmaitych warstw i zawodów, to kasta łączy jednostki jednego i
tego samego zawodu, pochodzące na ogół z tych samych sfer i wykazujące mniej więcej
jedna-kowy stopień inteligencji, np. kasta wojskowa lub kapłańska.
Warstwa łączy jednostki różnego pochodzenia, zbliżone do
siebie wspólnotą zajęć, podobieństwem spo-sobu życia i warunków otoczenia, jak
np. mieszczaństwo, chłopi itd.
Niniejszą pracę poświęcam
przede wszystkim tłumom heterogenicznym. Badaniem tłumów homogenicz-nych
(sektami, kastami, warstwami) zajmę się później, dlatego też nie będę dłużej tu
o nich mówił. Na za-kończenie mych dociekań nad tłumem heterogenicznym podaję
niżej krótką charakterystykę kilku jego odmian.
Rozdział drugi
Tłum zwany zbrodniczym
Tłum zwany zbrodniczym — Tłum może
być przestępczy z prawnego, lecz nie z psychologicznego punktu widzenia — Zupełna
nieświadomość czynów tłumów — Różne przykłady — Psychologia mordercy — Jego
rozumowanie, wrażliwość, okrucieństwo i moralność
Wydaje się, że nazwa „tłum
zbrodniczy" nie jest właściwa dla zbiorowości, która po pewnym okresie
podniecenia staje się automatem bez jakiejkolwiek świadomości, czułym na każdą
sugestię. Fałszywą tę nazwę przyjmuję jedynie dlatego, że spotkałem się z nią w
pracach wybitnych psychologów. Pewne czyny tłumu rozpatrywane same w sobie mogą
otrzymać miano zbrodniczych, lecz z równą słusznością można nazwać zbrodniczym
czyn tygrysa, kiedy pożera Hindusa, pozwoliwszy przedtem poigrać z nim tygrysiątkom.
Każda zbrodnia dokonana przez tłum
jest najczęściej wynikiem jakiejś potężnej sugestii, a uczestniczące w niej
jednostki działają w przeświadczeniu, że spełniają swój święty obowiązek. Tej
zasadniczej cechy zbrodni dokonanej przez tłum nie spotykamy w zbrodni
dokonanej przez zwykłego zbrodniarza. Dzieje zbrodni popełnionych przez tłum
potwierdzają mój pogląd, na którego poparcie przytaczam typowy przykład
zamordowania gubernatora Bastylii — de Launaya. Po zdobyciu tej twierdzy
gubernator znalazł się pośrodku rozwścieczonego tłumu, który bił go do utraty
przytomności. Chciano go powiesić, odrąbać mu głowę albo przywiązać go do końskiego
ogona. Gubernator, broniąc się, kopnął jednego z obecnych. Wówczas kteś
zaproponował, a tłum to skwapliwie przyjął, aby ten,
został kopnięty, odrąbał głowę
gubernatorowi. Był to z zawodu kucharz bez pracy, jeden z gapiów, którzy
przybyli pod Bastylię z ciekawości, chcąc zobaczyć, co się tam dzieje. Nie
wiedząc, o co chodzi, sądził jednak, że skoro domaga się tego wola
zgromadzonych, to zabijając gubernatora spełni on czyn patriotyczny, a może
nawet zostanie odznaczony medalem. Wziął te-,dy podaną szpadę i uderzył w obnażoną
szyję gubernatora, a ponieważ broń była źle wyostrzona, wyciągnął z kieszeni
scyzoryk z czarną rączką i z wprawą zawodowego kucharza dokonał pomyślnej „operacji"!
Na przykładzie tym widzimy wyraźnie
powyżej opisany mechanizm: działanie sugestii zbiorowej, przeko-nanie zabójcy, że
spełnia dobry uczynek, ponieważ jest poparte jednomyślną decyzją wszystkich
obecnych. Tylko prawo może uważać ten czyn za zbrodniczy, nigdy zaś
psychologia.
Tłum nazwany zbrodniczym ma te
same cechy, które stwierdziliśmy u wszystkich tłumów: poddawanie się sugestii, łatwowierność,
zmienność, przesadę uczuć, tak dobrych, jak i złych, specyficzną moralność. Wszy-stkie
te właściwości posiadał tłum, który we wrześniu 1792 r. wymordował więźniów,
pozostawiając po sobie złowrogą pamięć. Oprę się tu na opisie Taine'a, który
korzystał z pamiętników ludzi współczesnych.
Kto poddał myśl tłumowi, aby
opróżnił więzienia i wymordował uwięzionych — dokładnie nie wiadomo. Zresztą
jest rzeczą mało ważną, czy był nim Danton, co wydaje się prawdopodobne,
czy kto inny. Nas ob-chodzi fakt potężnej sugestii, której poddał się tłum.
Tłum ten składał się mniej więcej
z trzystu osób i był typowym tłumem heterogenicznym. Oprócz kilku zawodowych włóczęgów
w jego skład wchodzili przekupnie, różnego rodzaju rzemieślnicy, prywatni urzędnicy,
agenci handlowi itd. Ulegając potężnej sugestii, podobnie jak ów kucharz, byli święcie
przekonani, ż<> spełniają obowiązek patriotyczny. Sami stali się sędziami
i katami; trudno ich
uważać
za zwykłych zbrod niarzy. Przeświadczeni o* świętości swego obowiązku, zaczynają
od utworzenia pewnego rodzaju trybunału, po czym natychmiast bierze górę
charakter pierwotnej umysłowości tłumu i jego poczucie sprawiedliwości. Aby nie
sądzić każdego z osobna, z powodu wielkiej liczby więźniów, postanowiono
wymordować wszystkie li szlachciców, księży, oficerów i służbę królewską, t j.
tych, których zawód był wystarczającym dowodem winy w oczach tłumu. Po wyglądzie
i zdaniu znajomych osądzono pozostałych. Takie postanowienie zadowoliło tłum,
który ze spokojem przystąpił do rzezi, dając upust swemu okrucieństwu. Okrucieństwo
nic przeszkadzało, co zresztą zdarza się w tłumie, występowaniu uczuć wręcz
przeciwstawnych, np. tkliwości, która przecież krańcowo różni się od okrucieństwa
„W zgromadzonym tłumie można było zauważyć objawy sympatii i czułości — owych
zasadniczych, cech paryskiego robotnika. Jeden z przywódców, dowie-dziawszy się,
że uwięzionym nie dano w ciągu dwudziestu sześciu godzin ani kropli wody, chciał
zabić niedbałego dozorcę i byłby to zrobił, gdyby nie prośby samych więźniów.
Każdego uwolnionego przez trybunał tłumu z uniesieniem i wśród oklasków witają
zarówno strażnicy więzienni, jak i mordercy". W czasie tych scen panuje
wesołość, chociaż równocześnie morduje się niewinne ofiary. Dookoła trupów
rozlega się śpiew i odbywają się tańce; tłum kładzie specjalne ławki „dla pań",
aby mogły przypatrywać się śmierci arystokratów. Tłum potrafi też dać dowody
wyrafinowanej sprawiedliwości. Kiedy jeden z morderców użalał się, że kobiety
dalej siedzące nie widzą dobrze i że tylko część obecnych ma przyjemność
zadawania cio-
sów arystokratom, postanowiono,
iż każdy skazany na śmierć musi podejść do wszystkich z osobna, przy czym nie
wolno było uderzać ostrzem szabli, by nie tylko jeden miał przyjemność zabicia
arystokraty. W więzieniu La Force skazańców rozbierano do naga, następnie męczono,
a gdy się to tłumowi znudziło, zabijano.
Mordercy ci posiadają sumienie
i moralność tłumu, o czym wyżej mówiłem. Faktem jest bowiem, że nikt nie
zabierał sobie ani klejnotów, ani pieniędzy ofiar, lecz wszystko składano w ręce
władzy.
Wszystkie te czyny są wynikiem
rozumowania cechującego duszę tłumu. Po morderstwie dokonanym na 1500 wrogach
ludu ktoś zauważył, co też zyskało aplauz tłumu, że i w innych więzieniach należy
uczynić to samo, ponieważ siedzący w więzieniu to darmozjady. Zresztą i między
nimi znajdują się wrogowie ludu, jak np. pani Delarue, wdowa po trucicielu: „Ona
się wścieka ze złości, że jest w więzieniu; gdyby mogła, spaliłaby Paryż. Myślała
o tym, zdaje się, że to powiedziała, na pewno to powiedziała. Jest więc wrogiem
ludu, należy zatem ją zabić".
Po takim dowodzeniu tłum
zaczyna nowe mordy, nie szczędząc nawet kilkudziesięciorga dzieci w wieku od 12
do 17 lat, albowiem i one — według przekonania tłumu — z pewnością staną się
wrogami ludu, a za-tem w imię dobra publicznego należy je zabić. Po kilku
dniach tych strasznych mordów zabójcy uspokoili się i zaczęli myśleć o
odpoczynku. Byli przekonani, że wiernie służyli ojczyźnie, zgłosili się do władz
po nagrodę, a najzacieklejsi domagali się orderów. W dziejach Komuny z roku
1871 mamy wiele faktów po-dobnych, a takie same przykłady, może nieraz i
gorsze, będą się powtarzały w miarę wzrostu znaczenia tłu-mów i w miarę ustępliwości
władz wobec żądań tłumu.
Rozdział trzeci
Sądy przysięgłych
Sądy przysięgłych — Ogólna
charakterystyka tych sądów — Statystyka wykazuje, że wyroki nie zależą od składu
sądu — Co wywiera wpływ na sędziów? — Znikome działanie rozumu — Jakimi
metodami przekonują znakomici obrońcy? — Przestępstwa, wobec których sędziowie
są pobłażliwi bądź surowi — Użyteczność instytucji sędziów przysięgłych i
nie-bezpieczeństwo, jakie wynikałoby z zastąpienia ich przez sędziów zawodowych
Nie mogąc omawiać tu wszystkich
rodzajów sądów, zajmę się tylko badaniem najważniejszych z nich, tj. sądów
przysięgłych. Stanowią one znakomity przykład tłumu heterogenicznego o określonej
nazwie. Cechują się podatnością na sugestie, przewagą uczuć nieświadomych, małą
zdolnością rozumowania, wpływem przywódców itd. Zbadanie tej grupy tłumów da
nam sposobność poznania niektórych błędów, jakie popełniają osoby nie znające
psychologii zbiorowości.
W
sądzie przysięgłych mamy przede wszystkim dobry przykład tej roli, jaką WT postanowieniach odgrywa stopień rozwoju umysłowego
elementów tworzących tłum. Wiemy już, że jakieś zgromadzenie, które ma wydać
opinie w kwestii nie tyczącej jego zawodu, nigdy nie kieruje się rozumem, a
inteligencja nie odgrywa tu żadnej roli. Uczeni i artyści tworzący zbiorowość
nie potrafią w kwestiach ogólnych wydać lepszego sądu niż zbiorowość murarzy i
szewców. Przed rokiem 1848 władza wykonawcza dobierała starannie osoby mające
tworzyć sąd przysięgłych i szukała ich przede wszystkim w sferach wykształconych:
wśród profesorów,
urzędników, lekarzy itd. Obecnie
sądy te tworzą głównie drobni kupcy i przedsiębiorcy oraz urzędnicy. Statystyka
wykazuje jednak, że mimo zasadniczych różnic w składzie osobowym wyroki sądów
przysięgłych są prawie jednakowe. Ujął to w następujący sposób w swych Pamiętnikach
były prezes sądu, Bćrard des Glajeux:
„Obecnie dobór ławy przysięgłych
spoczywa w rzeczywistości w ręku radców miejskich, którzy jedynie zgodnie ze
swym upodobaniem wpisują na listę lub skreślają pewne jednostki, zależnie od
potrzeb swej polityki i wyborów... Większość tak skombinowanej listy stanowią
drobni kupcy, których dawniej nie wybierano, i urzędnicy z podrzędnych biur...
Na ławie przysięgłych zacierają się różnice przekonań i zawodów, ponieważ większość
osób przejmuje się swoją rolą sędziego z za-pałem świeżo nawróconych, co
ujednostajnia uczucia i poglądy na przedstawioną im sprawę; wskutek tego jedność
werdyktów jest prawie niezmienna".
Zapamiętajmy z przytoczonego
ustępu bardzo słuszny wniosek, a odrzućmy dowodzenie, ponieważ nie wytrzymuje
ono krytyki. Niechaj nie dziwi nas słabość tego dowodzenia, ponieważ
psychologia tłumów, a więc i sądów przysięgłych, jest nie znana zarówno sędziom,
jak i obrońcom. Na poparcie tego twierdzenia przytoczę fakt, którego opis
znajduje się w Pamiętnikach wyżej wspomnianego autora. Mówi on, że
Lachaud, jeden z najtęższych obrońców francuskich, korzystał z przysługującego
mu prawa i systematycznie wykreślał z listy kandydatów na sędziów przysięgłych
wszystkie jednostki inteligentne. Doświadczenie jednak pouczyło go o bezcelowości
tych wykreśleń. Obecnie zarówno obrońcy, jak i prokuratorzy, przynajmniej w
Paryżu, nie korzystają z przysługującego im prawa, a mimo to wyroki sędziów
przysięgłych „ani się nie polepszyły, ani się nie pogorszyły".
Podobnie jak każdy tłum, sędziowie
przysięgli są przede wszystkim pod wpływem
uczuć, a nie rozumowania. „Na nich najsilniej działa — pisze pewien obrońca —
widok kobiety z dzieckiem przy piersi albo sieroca dola". „Piękna kobieta,
która potrafi oddziałać na zmysły, z pewnością zdobędzie sobie łaskawość ławy
przysięgłych".
Jako jednostki potępiają oni
pewne zbrodnie i domagają się surowego ich ukarania, będąc zaś przy-sięgłymi z
nadzwyczajną wyrozumiałością mówią o tych zbrodniach, uważając, że ich źródłem
są na-miętności. Bardzo rzadko są surowi wobec dziewcząt oskarżonych o dzieciobójstwo,
a jeszcze rzadziej wobec porzuconej dziewczyny, która kwasem żrącym oblała
twarz swego uwodziciela. Jakby instynktownie wyczuwali, że takie zbrodnie
zbytnio nie szkodzą społeczeństwu, a w kraju, w którym ustawa nie bierze w
opiekę uwiedzionej dziewczyny, podobne samosądy odbywać się muszą; dziewczyna
ta, wykonując samosąd, spełnia raczej czyn pożyteczny aniżeli szkodliwy, gdyż
daje dobrą lekcję przyszłym uwodzicielom.
Sądy przysięgłych, podobnie jak
każda inna zbiorowość, ulegają wszelkiemu prestiżowi, a prezes Glajeux słusznie
powiada, że chociaż w składzie demokratyczne, to jednak mają one skłonności
arystokratyczne. „Nazwisko, urodzenie, majątek, sława, obecność znakomitego
obrońcy, słowem wszystko, co potrafi ich olśnić, decyduje o tym, jaki zapadnie
wyrok". Dlatego każdy dobry obrońca oddziałuje przede wszystkim na uczucia
przysięgłych, nie siląc się zbytnio na rozumowe dowody. Jeden ze znanych
adwokatów londyńskich, który zawsze odnosił zwycięstwo przed sądami przysięg-łych,
następująco opisał cały sposób postępowania:
„Podczas obrany śledziłem pilnie
sędziów przysięgłych. Dzięki wielkiej wprawie czytałem na ich twarzach wrażenia,
jakie wywierało każde me zdanie, z czego wysnuwałem od-
powiednie wnioski. Dzieliłem
przysięgłych na dwie grupy: jedną, już pozyskaną dla oskarżonego i drugą, którą
należało pozyskać. Następnie, jeżeli znalazł się przysięgły źle usposobiony do
oskarżonego, starałem się wybadać przyczyny tego złego nastawienia. Jest to
najważniejsze zadanie obrońcy, gdyż zasądzenie człowieka może wyniknąć nie
tylko z poczucia sprawiedliwości, ale i z innych powodów".
Określa to dobrze znaczenie
sztuki krasomówczej i wskazuje, że z góry przygotowane mowy nie wywierają pożądanego
skutku na tłum. Mówca powinien zmieniać swą mowę zależnie od wrażenia, jakie
wywarły poprzednie jego zdania na słuchaczach.
Obrońcy wystarcza przekonać
tylko tych przysięgłych, którzy nadają ton opinii ogółu, albowiem w gronie
przysięgłych, jak w każdej zbiorowości, tylko jedna lub dwie jednostki kierują
resztą. „Na podstawie doświadczenia twierdzę — powiada tenże obrońca — że przed
wydaniem opinii należy mieć po swej stronie dwóch lub trzech przysięgłych".
Tych właśnie należy pozyskać za pomocą
sugestii.
Obrońca musi się podobać, bo wtedy ma doskonale przygotowany grunt pod
sugestywne działanie swych słów. W ciekawej pracy o adwokacie Lachaud, znalazłem
następujące opowiadanie.
„W czasie swej mowy obrończej
Lachaud zwracał szczególną uwagę na jednego lub dwóch przysięgłych, których
intuicyjnie uważał za duchowych przywódców całej ławy. Zazwyczaj udawało mu się
przeciągnąć ich na swą stronę. Pewnego razu znajdował się wśród sędziów kupiec,
przed którym na próżno przez trzy kwadranse roztaczał wytrwale najlepsze swe
argu-menty. Wtedy Lachaud nagle przerwał swe przemówienie i zwrócił się do
przewodniczącego trybunału: «Panie prezydencie, proszę kazać opuścić zasłonę w
oknie, gdyż słońce prawie że oślepia tego pana». Kupiec ten uśmiechnął się i
podziękował. Już był po stronie obrońcy".
Wielu poważnych pisarzy wystąpiło
w ostatnich czasach przeciw sądom przysięgłych, domagając się, by sędziów
przysięgłych wybierano tylko z warstw wykształconych. Wiemy jednak, że to nie
wpłynie na jakość wydawanych orzeczeń. Niektórzy pisarze domagają się
zniesienia sądów przysięgłych, popierając swe twierdzenie częstymi omyłkami,
jakie popełniają powyższe sądy. Niechaj ci pisarze nie zapominają o tym, że błędy,
które zarzuca się sędziom przysięgłym, są po prostu wynikiem błędów popełnionych
przedtem przez sędziów zawodowych, gdyż oskarżony, stając przed sądem przysięgłych,
został już poprzednio uznany za winnego przez sędziów śledczych i prokuratora.
Oskarżony ten, stając przed trybunałem składającym się tylko z sędziów
zawodowych, straciłby możność zostania uniewinnionym, a dowody jego braku winy
z góry byłyby uważane za zmyślone. Niechaj duszę człowieka, jego dalszą drogę życia
osądza sumienie, nigdy zaś zimne kodeksy i zawodowa rutyna.
Pamiętamy ów słynny proces
lekarza X..., oskarżonego przez obłąkaną dziewczynę, że za 30 franków wywołał u
niej sztuczne poronienie. Śledztwo prowadził dość ograniczony sędzia, wskutek
czego lekarz został skazany na galery. Dopiero dzięki interwencji opinii
publicznej został on uwolniony od kary na mocy łaski prezydenta Republiki. Poważanie,
jakim cieszył się ów lekarz wśród publiczności, dowodziło prawdziwości tej
strasznej omyłki. Nawet sędziowie zawodowi nie zaprzeczali jego niewinności,
ale wiedzeni duchem kastowości starali się przeszkodzić w podpisaniu aktu łaski.
W podobnych wypadkach sędziowie błądzą wśród najrozmaitszych domysłów, wikłają
się w zbędne szczegóły, wskutek czego ulegają sugestii publicznego oskarżyciela
lub prywatnego obrońcy; ich sumienie zostaje jednak uspokojone, albowiem
sprawa, zanim doszła do nich, została przecież dokładnie zbadana przez doświadczonych
sędziów zawodowych.
Tłum powinien mimo wszystko
bronić sądów przysięgłych, albowiem jest to jedyna instytucja, której żadna
indywidualność nie potrafi zastąpić. Szablonowe stosowanie ustaw i surowych
kodeksów karnych, bez wniknięcia w duszę oskarżonego, może złagodzić jedynie ława
przysięgłych. Stąd częste pienienie się prokuratorów na orzeczenia sędziów
przysięgłych. Zawodowy sędzia, wierzący ślepo w słowa ustawy, stosuje ją
jednakowo zarówno wobec wyrafinowanego zbrodniarza, jak i nieszczęsnej,
uwiedzionej dziewczyny, którą zawód miłosny i nędza pchnęły do dzieciobójstwa
lub morderstwa uwodziciela. Sędziowie przysięgli instynktownie odróżniają winę
mordercy od winy uwiedzionej dziewczyny i nie potrafią zastosować do obydwu
kategorii przestępstw jednakowego wymiaru kary.
Znając dobrze psychikę kast i
psychikę innych rodzajów tłumu, w każdym przypadku, gdybym był niesłusznie
oskarżony, wolałbym być sądzony przez ławę przysięgłych aniżeli przez sędziów
zawodowych. Słuszna jest obawa przed rosnącą potęgą tłumu, ale groźniejsza jest
potęga pewnych kast. Tłum bowiem można za pomocą odpowiednich działań przekonać
i opanować, kasty zaś prawie że nigdy.
Rozdział czwarty
Tłum wyborczy
Ogólna charakterystyka tłumu
wyborczego — Jak można go przekonać? — Zalety, jakie powinien posiadać kandydat
— Dlaczego robotnicy i chłopi tak rzadko wybierają kandydatów spośród siebie? —
Oddziaływanie słów i formułek na wyborców — Charakterystyka psychiki wyborców —
Jak kształtuje się opinia wyborców? — Potęga komitetów — Stanowią one najgorszą
formę tyranii — Komitety rewolucyjne — Mimo małej wartości psychologicznej
powszechne głosowanie nie może być niczym zastąpione
Tłum wyborczy, to znaczy
zbiorowość powołana do wyboru przedstawicieli do pewnych ciał z władzą
wy-konawczą lub prawodawczą, należy do kategorii tłumów heterogenicznych. Jego
działalność polega na wy-borze kandydatów, cechują go zatem właściwości powyżej
opisane, a mianowicie: zanik zdolności rozumo-wania, brak krytycyzmu, drażliwość,
łatwowierność i prostota uczuć. Ulega on przemówieniom swych
przywódców,
którzy ciągle jedno i to samo powtarzają, stawiają nie udowodnione twierdzenia,
otaczają się prestiżem i liczą na działanie zaraźliwości.
Zbadajmy sposoby, mocą których
można tłum ten opanować, a zrozumiemy dokładnie jego psychikę.
Najważniejszą właściwością, jaką
powinien posiadać kandydat, jest prestiż. Ani zdolności, ani nawet talent nie
zastąpią potęgi osobistego prestiżu. Mając prestiż, kandydat wprost narzuca się
tłumom bez jakiejkolwiek dyskusji. Tłumy wyborcze, których większość stanowią
chłopi i robotnicy, rzadko wybierają przedstawicieli ze swej warstwy społecznej,
ponieważ nie mają oni żadnego prestiżu. Kiedy zaś wybierają przedstawiciela ze
swego łona, to jedynie pod naciskiem rygorystycznych partii, zwących się chłopsko-robotniczymi,
albo w imię chwilowego złudzenia,
że w ich ręku spoczywają losy dalszego rozwoju społeczeństwa.
Sam prestiż jednak nie zapewni
kandydatowi po-i wodzenia. Trzeba schlebiać próżności tłumu i pragnie-niom
wyborców, trzeba nadskakiwać każdemu wyborcy i nie żałować najbardziej
fantastycznych obietnic; trzeba umieć grać na niskich instynktach, trzeba
prawie zawsze licytować się „w dawaniu" ze swymi prze-ciwnikami. Jeżeli
wyborca jest robotnikiem, należy wszczepiać w jego duszę jad przeciw
pracodawcy. Przeciwnika musi kandydat odzierać ze czci i powtarzać, że jest on łotrem,
a jego nieprawości są znane światu; ciągłe powtarzanie tych twierdzeń odniesie
pożądany skutek. Fakty mające udowodnić te twierdzenia są zbyteczne. Jeżeli
przeciwnik nie zna psychologii tłumu, będzie starał się odeprzeć kłamliwe
twierdzenia przez dostarczanie należytych dowodów, zamiast zbijać je równie
oszczerczymi twierdzeniami, bo jedynie ten sposób zapewnia szansę wygrania.
Pisany program kandydata nie
powinien być zbyt kategoryczny, bo to daje broń do ręki przeciwnikowi w późniejszych
walkach; nie powinien on natomiast szczędzić ustnych obietnic; może bez obawy
obiecywać największe reformy. Przesadne te obietnice robią na razie pożądane
wrażenie, a nie wiążą na przyszłość. Wyborcy naprawdę nie troszczą się o spełnienie
obietnic wybranych przez siebie posłów.
Widzimy, że do tłumu wyborczego
odnoszą się te same metody przekonywania, o których mówiliśmy w poprzedzających
rozdziałach. To samo tyczy się słów i haseł, których tajemniczą władzę już
wykazaliśmy. Mówca, umiejący ich używać, bez trudu poprowadzi tłum, dokąd uzna
za stosowne. Takie powiedzenia, jak brudny kapitał, nikczemni wyzyskiwacze, zasługujący
na podziw robotnik itd., chociaż nieco wytarte, po trafią zawsze oddziaływać na masy. Kandydat, który
ujmie swój program w mgliste formuły, gdzie będzie wszystko i nic, ma
zapewnione powodzenie. Krwawa rewolucja hiszpańska w 1873 r. została wywołana
przez takie właśnie twierdzenia. Przytoczę tu opis wybuchu tej rewolucji przez
jednego ze współczesnych:
„Radykałowie dokonali nagle
odkrycia, że republika unitarna to zamaskowana monarchia. Kortezy, chcąc pójść
na rękę radykałom, proklamowały jednomyślnie republikę federalną, chociaż większość
głosujących nie zrozumiała znaczenia słów «republika federalna». To nowe hasło
opanowało wszystkich. Zdawało się, że na Ziemi nastąpi okres szczęścia i cnoty.
Pewien republikanin czuł się śmiertelnie obrażony, kiedy jego przeciwnik odmówił
mu tytułu federalisty. Na ulicach pozdrawiano się: «Niech żyje republika
federalna!» 1. Cóż to właściwie było, owa «republika federalna»? Niektórzy
rozumieli przez nią usamodzielnienie się poszczególnych krajów, na wzór Stanów
Zjednoczonych Ameryki Północnej, inni pełną decentralizację administracji i sądownictwa,
inni znowu zniesienie wszelkiej władzy, początek wielkiego przewrotu społecznego.
Socjaliści z Barcelony i Andaluzji żądali pełnej niezależności gmin, chcąc podzielić
Hiszpanię na 10 tysięcy niezależnych okręgów, które by same stanowiły dla
siebie prawa, przy czym naprzód miano znieść armię, żandarmerię i więzienia. Na
Południu powstał bunt, który opanował wsie i miasta. Każda wieś niszczyła w
pierwszym rzędzie telegrafy i koleje żelazne, aby w ten sposób uniezależnić się
od sąsiadów i Madrytu. Najmniejsza wioska dążyła do udzielności. Zamiast
federacji autonomicznych krajów nastąpił gwałtowny rozkład całego państwa na
drobne okręgi, szerzące mord i pożogę, a cały kraj stał się widownią krwawych
ofiar'*.
Zaznajomienie się ze
sprawozdaniami ze zgromadzeń wyborczych da nam jasne pojęcie o małym wpływie,
jaki wywiera na tłum rozumowanie. Nie znajdujemy w nich nic poza miotanymi
obelgami i gołosłownymi twierdzeniami. Z wielkiej liczby podobnych sprawozdań w
dziennikach, przytaczam następujące: „Kiedy
jeden z organizatorów zgromadzenia wzywa do wyboru przewodniczącego
zgromadzenia, zrywa się straszna burza. Anarchiści opanowują scenę i chcą
przemocą zdobyć prezydium. Socjaliści w ogólnym rozhoworze nie ustępują
anarchistom. Rozpoczyna się bójka; jedni drugich nazywają zdrajcami — chociaż
nie wiedzą, co zostało zdradzone... jakiś obywatel z podbitym okiem wyrywa się
z tłumu. Wreszcie wśród ogólnego zamieszania potrafiono wybrać przewodniczącego,
którym został towarzysz X. Przemówienie swe zaczyna on atakiem na socjalistów,
którzy przerywają mu okrzykami: «Kretyn! Bandyta! Kanalia!», na co przewodniczący
odpowiada krótkim wywodem, że socjaliści to «blagierzy i idioci»".
„Pewne stronnictwo robotnicze
zwołało do sali przy ulicy Faubourg-du-Temple zgromadzenie w celu omówienia
spraw związanych z obchodem pierwszego maja. Zalecano zachowanie zimnej krwi
podczas obrad. Na wstępie jeden ze zgromadzonych nazwał socjalistów «kretynami»
itp. Rozpoczęła się wrzawa i obopólne miotanie obelg, a w końcu przyszło do bójki.
Zaczęto rzucać krzesłami, ławkami, stołami itd."
Nie
należy mniemać, że tego rodzaju dyskusje są właściwe tylko pewnej określonej
klasie wyborców i zależą od ich pozycji społecznej. W każdym zgromadzeniu
bezimiennym dyskusja przybiera te same formy. Mówiłem już o tym, że w tłumie
poziom umysłowy jednostek wyrównuje się, przy czym równanie następuje do
inteligencji przeciętnej jednostki. Jako przykład przytoczę sprawozdanie z
zebrania studentów, zamieszczone w „Temps" z 13 lutego 1895 r.:
„Hałas ciągle wzrastał i żaden mówca
nie mógł wypowiedzieć dwóch zdań, żeby mu nie przerwano. Co chwila rozlegały się
donośne krzyki ze wsze-ch stron. Słychać było oklaski i gwizdy oraz gorące
dyskusje, jakie toczyli między sobą zgromadzeni. Potrząsano laskami i walono w
podłogę i ławki. W ogólnym rozhoworze nie można było się zorientować, kto co
chce".
Można zapytać, w jaki sposób w
tych warunkach może sobie wyborca wytworzyć jakikolwiek sąd. Pytanie takie
dowodziłoby jednak złudzenia co do stopnia swobody, z jaką tłum może sobie
tworzyć poglądy. Poglądy tłumu są zawsze narzucane przez ludzi przedstawiających
pewną ideę, nigdy zaś wyrozumowane i oparte na bezstronnym rozważaniu faktów. W
przypadkach, o których tu mówimy, poglądy i głosy wyborców są kierowane przez
komitety wyborcze, w których rej wodzą szynkarze i jednostki spod ciemnej
gwiazdy, mające wielki wpływ na masę robotników albo dzięki wielkiemu zadłużeniu
tychże, albo dzięki płytkiej demagogii i faktom zmyślonym przez chorą wyobraźnię.
Schćrer, jeden z szermierzy współczesnej demokracji, w ten sposób określa
komitet wyborczy: „Jest to sprężyna wszystkich naszych instytucji, najgłówniejsza
część naszej machiny politycznej. Komitety wyborcze rządzą obecnie Francją"
2.
Dlatego nietrudno jest je opanować, byle tylko zastosować odpo-wiednie środki.
Taka jest psychika tłumu wyborczego; niczym nie różni się ona od psychiki
innych tłumów, nie jest od niej ani gorsza, ani lepsza.
Nie chcę wysnuwać tu wniosków
przeciw powszechnemu prawu wyborczemu. Ale niedomagania i błędy powszechnego głosowania
są nazbyt widoczne, aby można było je pominąć. Jest pewne, że cywilizacja jest
dziełem mniejszości ludzi światłych, stanowiących wierzchołek piramidy, której
stopnie w miarę obniżania się wartości umysłowych rozszerzają się, obejmując
coraz niższe warstwy narodu. Panowanie warstw niż szych, posiadających jedynie
liczebną przewagę, nie może przyczyniać się do rozwoju cywilizacji; twierdzę, że
w powszechnym prawie wyborczym tkwi wielkie niebezpieczeństwo dla cywilizacji.
Sprowadziło ono już na nas parę najazdów nieprzyjacielskich, a przygotowując
zwycięstwo socjalizmu, każe nam drogo zapłacić za chore urojenia wszechwładnych
mas.
Zarzut ten, słuszny z
teoretycznego punktu widzenia, w praktyce nie posiada zbytniego znaczenia, jeżeli
przypomnimy sobie niezwyciężoną potęgę idei przekształconych w dogmaty. Dogmat
wszechwładzy mas także ze stanowiska filozofii nie wytrzymuje krytyki. Nie można
jednak zaprzeczyć, że ma on wielką moc, nie mniejszą od posiadanej przez
dogmaty religijne. Wyobraźmy sobie współczesnego wolnomyśliciela przeniesionego
raptownie w pełne średniowiecze. Trudno przypuścić, by otoczony potęgą idei
religijnych — próbował je zwalczać lub oskarżony o kontakty z diabłem oraz
udział w sabatach czarownic, za co groziło spalenie na stosie — przeczył
istnieniu diabła i sabatów.
Z wierzeniami mas nie dyskutuje
się, jak nie dyskutuje się z huraganem. Dogmat powszechnego prawa wyborczego
posiada obecnie taką samą moc, jaką w średniowieczu miały dogmaty religijne. O
powszechnym głosowaniu mówi się dziś z większym pochlebstwem, aniżeli mówiło się
niegdyś do Ludwika XIV. Tylko czas jest zdolny je przezwyciężyć.
Zwalczanie tego dogmatu byłoby
i z tego powodu bezcelowe, że „w epoce równości — jak powiada słusznie
Tocqueville — ludzie na mocy swego podobieństwa nie mają wzajemnego zaufania do
swych sądów. Ale to podobieństwo budzi w nich prawie nieograniczoną wiarę w
trafność sądu ogółu. Sądzą bowiem, że skoro wszyscy są w stanie wydać słuszny sąd,
to prawda musi być po stronie większości”.
Nie przypuszczam, by przy
ograniczeniu powszechnego prawa wyborczego, np. przez cenzus naukowy, można było
osiągnąć lepsze wyniki. Nie mogę na to się zgodzić z powodów, które przedstawiłem
powyżej, mówiąc o umysłowej niższości każdego tłumu, bez względu na jego skład.
Tłum obniża poziom umysłowy jednostek na czas, w którym są jego członkami, a
decyzja 40 członków Akademii Francuskiej w sprawach niefachowych nie będzie
inna niż decyzja 40 woziwodów. Sama znajomość greki lub matematyki,
architektury, medycyny lub praw nie daje nikomu należytego poglądu na kwestie
społeczne. Gdyby ci ludzie, posiadający rozległą wiedzę fachową, sami byli
wyborcami, ich decyzje nie byłyby lepsze od uchwalanych przy powszechnym prawie
wyborczym. Kierowaliby się oni jedynie uczuciami i duchem swego stronnictwa.
Można
by więc łatwo wpaść w tyranię kast. Powszechne prawo wyborcze, obojętnie jakie
będzie, we wszystkich państwach, bez względu na ich ustrój, ma ten sam
charakter i jest wyrazem potrzeb oraz nieuświadomionych dążeń danej rasy.
Przeciętna wybranych jest w każdym narodzie wyrazem duszy rasy i z pokolenia na
pokolenie nie ulega wielkim zmianom, chociażby pozornie dokonany większy przewrót
wskazywał na zupełnie co innego.
Wróciliśmy więc powtórnie do
tego zasadniczego pojęcia rasy, z którym spotykaliśmy się już dość często, oraz
do wysnuwanego zeń wniosku, że instytucje i rządy są jej pochodną, a nawet
chwilowe pójście przeciw tendencjom rasy zmusi je do powrotu, gdyż o losach
narodu stanowi przede wszystkim dusza rasy, tzn. owe odziedziczone tradycje i
charakter, składające się na tę duszę. Rasa i splot wymagań codziennego życia —
oto potężne, a tajemnicze władze, w których ręku spoczywa los każdego narodu i
każdej jednostki.
1 Salud y republica federal!
2 Komitety, bez względu na swą nazwę, czy to będą kluby, syndykaty itd.,
stanowią jedno z największych niebezpieczeństw potęgi tłumu. Będąc bezosobowe,
są najbardziej dotkliwą formą tyranii. Przywódcy komitetów są wolni od
wszelkiej odpowiedzialności, ponieważ każde ich słowo, każdy czyn są kierowane
w imieniu komitetu. Na j okrutniejszy tyran nie podpisałby tylu wyroków śmierci
co francuskie komitety rewolucyjne. Panowanie tłumów to rządy komitetów,
demagogów, a rządy komitetów to oddanie władzy w ręce płytkich demagogów. Nie
można sobie wyobrazić dzikszego despotyzmu.
Rozdział piąty
Zgromadzenie parlamentarne
Tłum parlamentarny ma większość
cech tłumu heterogenicznego nieanonimowego — Uproszczenie opinii — Podatność na
sugestie i jej granice — Opinie niezmienne a opinie ulegające zmianie —
Dlaczego przeważa niezdecydowanie? — Rola przywódców — Źródła ich znaczenia —
Ich władza jest absolutna — Składniki ich sztuki krasomówczej — Słowa i obrazy
— Psychologiczna konieczność: przywódcy muszą być na ogół przekonani i
ograniczeni — Mówca nie cieszący się prestiżem nie może wyłożyć swoich racji —
Przesada uczuć, dobrych lub złych, na zgromadzeniach — Niejednokrotnie cechuje
je automatyzm — Istota zgromadzenia parlamentarnego — Kiedy różni się ono od
zwykłego tłumu? — Wpływ fachowców na kwestie zasadnicze — Poglądy stałe i poglądy
niestałe w zgromadzeniach parlamentarnych — Przywódcy stronnictw winni mieć
prestiż i znać potęgę słów i haseł — Zgromadzenia parlamentarne pilnie strzegą
jedynie, by jawnie nie występowano przeciwko uświęconym hasłom i słowom
Zgromadzenia parlamentarne należą
do grupy tłumów heterogenicznych, o określonej nazwie. Mimo że sposób ich
wyboru różni się stosownie do epoki i narodu, mają one wiele podobnych właściwości.
Działanie rasy potęguje lub łagodzi niektóre z tych właściwości, ale nie może
ich całkowicie usunąć. Zgromadzenia parlamentarne tak różnych krajów, jak
Grecja, Włochy, Portugalia, Hiszpania, Francja, Ameryka, wykazują w swych
dyskusjach i uchwałach wielkie podobieństwo i sprawiają władzy wykonawczej
jednakowe trudności.
Ustrój parlamentarny jest ideałem
niemal wszystkich narodów cywilizowanych, a moc swą czerpie z błędnego, ale
powszechnie przyjętego poglądu psychologicznego, że znaczne grono ludzi posiada
więcej kwalifikacji do powzięcia uchwały rozumnej i niezależnej aniżeli
szczuplejsza garstka.
Zgromadzenia parlamentarne mają
wszystkie charakterystyczne właściwości tłumu: prostotę poglądów, drażliwość,
podatność na sugestie, przesadę w uczuciach i decydujący wpływ przywódców. Dzięki
specyficznemu swemu składowi przedstawiają one pewne różnice, które omówię poniżej.
Najważniejszą właściwością tych
zgromadzeń, szczególnie w narodach romańskich, jest to, że chciałyby za pomocą
najprostszych zasad abstrakcyjnych i ogólnych praw rozwiązywać najzawilsze
kwestie społeczne; nie liczą się one z praktycznym zastosowaniem powziętych
uchwał.
Każda partia ma, co jest
oczywiste, odrębne zasady; ale każda partia, wskutek tego, że stanowi zbiorowość,
ocenia przesadnie wartość swych zasad, a nierzadko posuwa się do ostateczności.
Dlatego charakterystyczną cechą wszystkich parlamentów jest wydawanie opinii
krańcowych.
Typowym przykładem tego
prymitywizmu byli Jakobini z epoki Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Dogmatyczni
i logiczni, z umysłami pełnymi nieokreślonych ogólników, zajmowali się tylko
stosowaniem
swych zasad, bez liczenia się z biegiem wypadków. Słusznie powiedziano o
Jakobinach, że przeszli oni przez Rewolucję, nie widząc jej wcale. Jakobini
wyobrażali sobie, że przy pomocy swych zasad potrafią przekształcić całe społeczeństwo
i pierwotną fazą rozwoju społecznego zastąpić wyrafinowaną cywilizację. Środki,
jakich używali do urzeczywistnienia swych fantazji, były nie mniej
fantastyczne. Dodać należy, że Żyrondystów, Górali itd. ożywiał ten sam duch.
Zgromadzenia parlamentarne
cechuje wielka podatność na sugestie i prestiż, jakim się cieszą przywódcy.
Lecz ta podatność na sugestie ma w nich bardzo wyraźne granice. W sprawach
dotyczących lokalnych interesów każdy członek zgromadzenia ma stałe i
niezmienne zdanie, którego nie zmieni nawet pod wpływem najsilniejszych
argumentów. Talent nowego Demostenesa nie potrafiłby wpłynąć na głosowanie w
sprawach takich jak ochrona celna lub przywileje producentów moszczu winnego,
jeśli stanowią one żądania wpływowych wyborców. Uprzednia sugestia tych wyborców
neutralizuje wszelkie inne, późniejsze wpływy.
W kwestiach ogólnych, jak
zmiana ministerstwa, nałożenie nowego podatku itd., nie ma też stałości poglądów;
tu otwiera się pole działania dla przywódców. Jest ono jednak odmienne aniżeli
w zwykłym tłumie. Każda partia ma swych przywódców; jeśli zdarzy się, że mają
oni jednakowy wpływ na całe zgromadzenie, wówczas poseł, ulegając ciągle
sprzecznym sugestiom, będzie zawsze niezdecydowany. To nam wyjaśnia fakt, że
wielu posłów w ciągu bardzo krótkiego czasu zmienia swe poglądy i głosuje za
dodaniem do dopiero co uchwalonej ustawy takiej noweli, która radykalnie
zmienia jej znaczenie. Na przykład odbiera się przemysłowcom prawo dobierania
sobie i usuwania robotników, a w kilka godzin później uchwala się nowelę, która
znowu przywraca poprzedni stan.
W każdym zgromadzeniu
parlamentarnym obok poglądów stałych znajdujemy poglądy niezdecydowane. Ponieważ
spraw ogólnych jest więcej, przeważa niestałość, podsycana ciągłą zmianą
zapatrywań wyborców, których sugestie potrafią nieraz zrównoważyć wpływ przywódców
stronnictw. Oni zaś decydują o poglądach członków swych ugrupowań we wszystkich
tych przypadkach, kiedy posłowie nie mają wyrobionego zdania. Przywódcy
stronnictw to faktyczni przywódcy zgromadzenia parlamentarnego, albowiem ludzie
połączeni w tłum nie mogą obejść się bez pana. Dlatego uchwały przedsiębrane
nieraz olbrzymią większością są wyrazem tylko nieznacznej mniejszości.
Przywódcy w działalności swej
bardzo rzadko uciekają się do rozumowania, liczą natomiast na swój prestiż, od
którego zależy ich wpływ w parlamencie. Pozbawienie przywódcy prestiżu równa się
jego politycznemu bankructwu.
Prestiż przywódców jest na ogół
ich zasługą osobistą i nie zależy ani od nazwiska, ani od sławy, arii też od
wykonywanego zawodu. Juliusz Simon, mówiąc o wybitnych członkach Zgromadzenia
Narodowego z 1848 r., podaje kilka ciekawych przykładów:
„Ludwik Napoleon był niczym — w
dwa miesiące później był wszechmocny".
„Wiktor Hugo nie cieszył się
powodzeniem. Słuchano go tak jak Feliksa Pyat, który jednak otrzymywał więcej
oklasków. «Nie zgadzam się z jego poglądami — rzekł do mnie Yaulabelle, mówiąc o
Feliksie Pyat — jest to jednak jeden z największych pisarzy i największych mówców
Francji». Na Edgara Quineta, umysł rzadki i potężny, nie zwracano wcale uwagi;
był w pewnym stopniu popularny przed otwarciem zgromadzenia; potem tracił
znaczenie".
„Zebranie polityczne, to jedyne
miejsce na Ziemi, gdzie geniusz lub wielka indywidualność mają jak najmniejsze
zna-czenie. Liczy się tylko odpowiednia elokwencja, zasługi oddane nie Ojczyźnie,
ale własnemu stronnictwu. Tylko w obliczu wielkiego niebezpieczeństwa uznano w
1848 r. Lamartine'a. a w 1871 r. Thiersa, Gdy niebezpieczeństwo minęło —
zapomniano o strachu, ale i o wdzięczności".
Tłum, który by rozliczał swych
przywódców za zasługi położone dla Ojczyzny lub stronnictwa, straciłby swój
specyficzny charakter. Słuchając przywódcy, tłum poddaje się tylko jego prestiżowi,
ale nie łączy z tym żadnego interesu czy wdzięczności.
Przywódca cieszący się
wystarczającym prestiżem w tłumie ma nad nim prawie nieograniczoną władzę.
Wiadome jest, jak wielkie
znaczenie, dzięki swemu prestiżowi, miał przez długie lata pewien poseł, dopóki
nie stracił go wskutek wydarzeń natury finansowej. Jednym gestem obalał on
ministerstwa. „Dzięki jego wpływom zapłaciliśmy za Tonkin potrójną cenę i tylko
połowicznie opanowaliśmy Madagaskar, dobrowolnie wyzbyliśmy się całego państwa
nad dolnym Nigrem, straciliśmy dotychczasową pozycję w Egipcie. Przez jego poglądy
i dyletanckie teorie polityczne straciliśmy więcej obszarów aniżeli przez klęski
Napoleona I". Ale chociaż zbyt drogo on nas kosztował, nie można mieć doń
zbyt wielkiej pretensji. Jego wpływ polegał przede wszystkim na tym, że był
wiernym wyrazicielem opinii publicznej, która w sprawach kolonialnych zgoła była
różna od dzisiejszej. Przywódca rzadko wyprzedza opinię. Zazwyczaj dostosowuje
się do jej błędów.
Oprócz
prestiżu, przywódcy stronnictw parlamentarnych mają jeszcze inne, omówione już
sposoby przekonywania tłumu. Przywódca, chcąc ich używać należycie, musi mieć
choćby intuicyjną znajomość psychologii tłumów. Przede wszystkim powinien znać ów
potężny wpływ pewnych haseł, słów i obrazów, musi przemawiać językiem pełnym
stanowczych twierdzeń — dowody są zbyteczne. Jego styl musi być obrazowy,
rozumowanie zamknięte w granicach kilku ogólnych pojęć. Tego rodzaju krasomówstwo
panuje we wszystkich ciałach ustawodawczych, nie wyłączając parlamentu
angielskiego, który uchodzi za najznamienitszy. „Cała dyskusja w angielskiej Izbie Gmin — pisze filozof angielski Maine
— polega na wymianie nieokreślonych ogólników z jednej strony i dość gwałtownych
atakach oso-bistych z drugiej strony. Nieokreślone ogólniki wywierają wprost
magiczny wpływ na wyobraźnię szczerze demokra-tyczną. Porywająca forma jest o
wiele ważniejsza dla tłumu aniżeli treść włożona w tę formę; porywających ogólników
posłowie nie sprawdzają, lecz przyjmują je jako dogmaty".
Wskazywałem już nieraz na potęgę
doboru słów, które muszą u słuchających wywoływać jak najżyw-sze obrazy. Jako
przykład takiego krasomówstwa przytoczę tu zdanie wyjęte z przemówienia jednego
z przywódców parlamentu francuskiego:
„W dniu, w którym ten sam okręt
powiezie ku malarycznym okolicom naszych kolonii karnych przekupnego polityka
oraz zbrodniczego anarchistę, nawiążą oni ze sobą rozmowę i ukażą się sobie
nawzajem jak dwa dopełniające się aspekty jednego i tego samego porządku społecznego".
W przemówieniu tym zawiera się
groźba dla wszystkich przeciwników mówcy. Przed oczyma słuchających zjawia się
malaryczny kraj i okręt, który w razie czego może wywieźć każdego ze słuchających.
Mimo woli budzi się głucha obawa, którą zapewne czuli członkowie Konwentu,
kiedy Robespierre we właściwy sobie, nieokreślony sposób groził przeciwnikom ścięciem,
zmuszając ich w ten sposób do uległości.
W interesie mówców leży
popadanie w jak największą przesadę. Mówca, z którego przemówienia przytoczyłem
powyższe zdanie, pozwolił sobie na powiedzenie, które nie wywołało zbyt gorących
protestów, że anarchiści są na żołdzie księży i bankierów, a właściciele
wielkich przedsiębiorstw zasługują na takie same kary jak anarchiści i wszyscy
gwałciciele porządku społecznego. Przemówienia takie nie przemijają bez echa,
byleby mówiący w twierdzenia swe wkładał sporą dozę groźby. Wtedy wzbudzi obawę
wśród słuchających, którzy jedynie dlatego nie odważą się prote-gować, że boją
się, by nie osądzono ich jak zdrajców ub podejrzanych wspólników.
Tego rodzaju krasomówstwo
panuje w każdym zgromadzeniu parlamentarnym, szczególnie w okresach przełomowych
dla narodu. Pouczające są w tym względzie mowy przywódców Rewolucji
Francuskiej. Czytając je, stwierdzamy, że mówca często przerywa przemówienie,
by napiętnować jakąś zbrodnię lub wielbić czyjąś cnotę rewolucyjną, albo ni stąd,
ni zowąd miota przekleństwa na warstwy rządzące lub zaklina się, że woli śmierć
nad niewolę. Po każdym takim
padzie rozlegają się huczne
oklaski, mówca odpoczywa i dalej prawi frazesy.
Zdarzają się przywódcy wykształceni
i inteligentni, ale te przymioty umysłu nie przynoszą pożytku. Inteligencja
bowiem, wykazując złożoność zjawisk, tłumacząc je i wyjaśniając, czyni człowieka
pobłażliwym i w dużym stopniu przytępia ekspansywność przekonali i gwałtowność
uczuć, bez których żaden apostoł jakiejś idei obejść się nie może. Mowy
Robespierre'a uderzają brakiem logicznego związku do tego stopnia, że czytając
je możemy co najwyżej dziwić się, iż tak płytki umysł wywarł tak wielki wpływ.
Przerażenie ogarnia mnie na myśl
o potędze, jaką człowiekowi otoczonemu prestiżem daje siła przekonań w połączeniu
z ciasnotą poglądów. Są to wszakże niezbędne warunki, by umieć chcieć i nie lękać
się przeszkód.
W zgromadzeniach
parlamentarnych wpływ mówcy zależy prawie wyłącznie od jego prestiżu, nie zaś
od dowodów, które przytacza. Nieznany mówca przytaczający szereg trafnych dowodów
i faktów nie będzie słuchany. Były deputowany i bystry psycholog, Descubes, w następujący sposób scharakteryzował posła n K posiadającego
prestiżu:
„Wszedłszy na mównicę, wyciąga z
teki zwój papieróu systematycznie je rozkłada i z pewnością siebie zaczyna mówić
Na wstępie stwierdza, że potrafi przekonać wszystkich słuchających. Głęboko
bowiem zastanowił się nad swymi dowodami; cały jest jakby naszpikowany dowodami
i liczbami i wierzy, że ma słuszność. Nikt nie potrafi przeciwstawić się jego
rzeczowemu dowodzeniu. Wierzy, że koledzy pochwala go, gdyż przedmówcy nie powiedzieli
jeszcze nic konkretnego, a dopiero on przedstawi istotę rzeczy. Wkrótce poczyna
go dziwić i niepokoić jakiś ruch na sali i hałas. Dziwi się, że jedni nie słuchają
go wcale, inni rozmawiają półgłosem, inni znowu przechodzą z miejsca na
miejsce. Mówca niepokoi się, marszczy brwi i przerywa na chwilę. Marszałek zachęca
go, a on podniesionym głosem ciągnie rzecz dalej. Nie słuchają go. Natęża głos,
rzuca się na mównicy, lecz hałas rośnie. Zamieszanie potęguje się, grozi
przerwanie posiedzenia. Wrzask staje się nieznośny".
Zgromadzenia
parlamentarne odznaczają się przesadą uczuć; są zdolne do największego
bohaterstwa, a zarazem i do najgorszych wybryków. Jednostka przestaje panować
nad sobą, jest zdolna głosować za tym, co sprzeciwia się nie tylko jej
przekonaniom, ale także jej najżywotniejszym interesom.
Dzieje Rewolucji Francuskiej
wykazują, do jakiego stopnia zebrania parlamentarne mogą ulegać nieświa-domym
popędom i sugestiom, godzącym w ich interesy. Przecież zrzeczenie się przywilejów
ze strony szlachty było wielkim poświęceniem, a jednak nie zawahała się ona spełnić
je w ową słynną noc na posiedzeniu Konstytuanty. Członkom Konwentu zrzeczenie
się prawa nietykalności stawiało ciągle przed oczyma widmo śmierci, a mimo to
nie zawahali się to uczynić i dziesiątkowali się wzajemnie, wiedząc dobrze, że
gilotyna, na którą posyłali swych kolegów dziś, grozi im samym dniu
jutrzejszym. Były to bowiem automaty, które mogły oprzeć się hipnotyzującym je
sugestiom. Dosadnie scharakteryzował nam to w swych pamiętnikach Billaud
Varennes, członek Konwentu: ,,Uchwał, powodu których spotykają nas zarzuty, po
największej części nie życzyliśmy sobie w przeddzień lub dwa dni przedtem.
Wywołał je tylko kryzys". I to było prawdą. Podobne objawy nieświadomych
czynów zauważyć można w ciągu wszystkich posiedzeń Konwentu.
„Członkowie Konwentu — pisze
Taine — przyjmowali i zatwierdzali uchwały, które w nich budziły wstręt,
zdobywali się nie tylko na głupstwa, ale i na zbrodnie, gdyż skazywali na śmierć
ludzi niewinnych i własnych przyjaciół. Jednomyślnie i z całkowitym aplauzem
lewica złączona z prawicą posyła na szafot Dantona, swego przywódcę i wielkiego
wodza Rewolucji. Jednomyślnie, przy ogromnych brawach, prawica złączona z lewicą
uchwala najgorsze dekrety rządu rewolucyjnego. Jednogłośnie, wśród okrzyków
uwielbienia i objawów sympatii dla Collota d'Herbois, Couthona, Robespier-re'a,
Konwent, uzupełniając się kilkakrotnie za pomocą kooptacji, utrzymuje nadal rząd
morderców, którego «Dolina» nienawidzi za jego mordy, a «Góra» dlatego, że ją
dziesiątkuje. «Dolina» i «Góra», większość i mniejszość, godzą się wreszcie
pomagać własnemu zniszczeniu. Ósmego Termidora po raz drugi podpisują wyrok śmierci
dla siebie, wysłuchawszy przez kwadrans mowy Robespierre'a".
Opis ten, chociaż wydaje się
zbyt ponury, jest jednak prawdziwy. Zgromadzenie parlamentarne zahip-notyzowane
pewną ideą staje się niespokojnym stadem, idącym za każdą podnietą. Dobry opis
zgromadzenia parlamentarnego z 1848 r. dał nam Spuller, którego trudno
podejrzewać o poglądy demokratyczne. Znajdujemy tam wszystkie owe przesadne
uczucia tłumu i tę nadzwyczajną ruchliwość, dzięki której można przechodzić od
jednej krańcowości do drugiej. „Kłótnie,
zawiść i podejrzliwość z jednej strony, z drugie; zaś bezgraniczna ufność i
niepohamowana nadzieja doprowadziły stronnictwo republikańskie do upadku.
Naiwnośr i prostota ducha republikanów była tak wielka jak ich nit ufność. Nie
mieli ani poczucia prawa, ani karności, jedyni-albo bali się, albo łudzili się,
podobnie jak chłopię, u któreg< spokój walczy z niecierpliwością, a dzikość
idzie w parzt z powolnością. Te właściwości cechują charaktery surowe i
nieokrzesane, których nic nie zadziwi, a wszystko może wprowadzić w stan osłupienia.
Drżą ze strachu i pemi są trwóg albo stają się nieustraszeni i bohaterscy;
potrafią rzucić si<. w ogień, a równocześnie cofną się przed lada
cierpieniem.
Nie pojmują ani skutków rzeczy,
ani ich wzajemnych związków, sięgają albo zbyt wysoko, albo zbyt nisko, nigdy
zaś tam, gdzie potrzeba*, i nie potrafią zachować należytej miary. Są ruchliwsi
od wody, odbijają w sobie wszelkie barwy i przybierają wszystkie formy. Czyż więc
mogą suv stać podstawą jakiegokolwiek trwałego rządu?!"
Na szczęście omówione powyżej
cechy tłumu nie zawsze przejawiają się w zgromadzeniach parlamentarnych; występują
tylko w pewnych momentach W wielu przypadkach jednostki wchodzące w skład tłumu
nie tracą swej indywidualności i dlatego zgromadzenie może też wydawać doskonałe
ustawy. Twórcami takich ustaw są nieliczne jednostki, które kują daną ustawę w
zaciszu swego gabinetu; w ten sposób ustawa uchwalona przez parlament jest w rzeczywistości
dziełem pojedynczego człowieka lub znikomej garstki. Ustawy te są
najlepsze, jeżeli szereg zgubnych poprawek, wniesionych przez pospólstwo
parlamentarne, nie zabije w nich ducha włożonego przez twórców. Twór tłumu jest
zawsze gorszy od tworu jednostki. Tylko specjaliści potrafią uchronić
zgromadzenia parlamentarne od działań zbyt niepowściągliwych i niedoświadczonych.
W takich chwilach fachowiec staje się przywódcą zgromadzenia, nie poddaje się
nikomu i zmusza wszystkich do uległości.
Mimo wad i niedomagań
zgromadzenia parlamentarne są dla narodów zachodniej Europy najlepszą formą rządu,
gdyż zabezpieczają je od jarzma tyranii jednostek.
Są one ideałem rządów dla
filozofów, myślicieli, literatów, artystów i uczonych, dla ludzi stojących na
najwyższym stopniu cywilizacji.
Tkwi w nich tylko dwojakie
niebezpieczeństwo, a mianowicie: wymuszone marnotrawienie grosza pu-blicznego i
wzrastające ograniczanie swobód indywidualnych.
Pierwsze niebezpieczeństwo
wynika z zadań i braku przezorności tłumów wyborczych. Jeżeli np. jeden z posłów
wystąpi z projektem pozornie odpowiadającym programowi demokratycznemu, przypuśćmy
— zażąda emerytur dla wszystkich robotników lub podwyższenia poborów kolejarzy,
nauczycieli ludowych itd., to inni posłowie, bojąc się wyborców, nie ośmielą się
dać powodów do
posądzeń,
że lekceważą wyborców, gdyby odrzucili wniesiony projekt, chociaż dokładnie
zdają sobie z tego sprawę, iż zaciąży on na budżecie, a zupełne jego pokrycie będzie
wymagać nałożenia nowych podatków. Nowy podatek nie zostanie tak podchwycony
przez wyobraźnię tłumu jak fakt, że demokratyczni posłowie nie idą po linii
interesów szerokich mas.
Do tej pierwszej przyczyny
wzrostu wydatków przyłącza się druga — konieczność uchwalania wszelkich wydatków
na cele lokalne. Nie sprzeciwi się im żaden poseł, są to bowiem żądania wyborców.
A żądaniom wyborców swego okręgu może poseł zadośćuczynić jedynie wtedy, gdy
dopomaga do tego samego reszcie posłów.
Drugie wspomniane niebezpieczeństwo,
chociaż mniej rzuca się w oczy, ma jednak znaczenie bardzo doniosłe. Wynika ono
z niezliczonych ustaw — każda ustawa godzi przede wszystkim w jednostkę — które
zgromadzenia parlamentarne uchwalają, gdyż prostota ducha nie pozwala im
przewidzieć następstw i sięgnąć okiem w najbliższą przyszłość społeczeństwa.
Niebezpieczeństwo to jest zdaje się nie do uniknięcia, ponieważ nie uniknęła go
nawet Anglia, która ma względnie doskonały rząd, czerpiący swą siłę z
parlamentu, a poseł najmniej zależy tam od wyborcy. Herbert Spencer już w
jednej ze swych dawniejszych prac wykazał ciągłe zmniejszanie się rzeczywistej
wolności. Mówiąc o tej sprawie w swej książce pt. „Jednostka przeciw państwu",
w ten sposób wyraża się on o parlamencie angielskim:
„Od tego czasu ustawodawstwo
poszło wskazaną powyżej drogą. Rozmaite rozporządzenia wkraczające w każdą
dziedzinę życia stale dążyły do ograniczenia swobód indywidualnych, i to w
dwojaki sposób: z jednej strony wydawano przepisy liczniejsze z roku na rok i
nakładające różnego rodzaju przymus na obywatela w takich sprawach, w których
do niedawna mógł działać z pewną swobodą. Rozporządzenia te zmuszały obywatela
do wykonywania takich czynności, które dawniej zależały od jego woli. Z drugiej
znowu strony coraz to większe ciężary publiczne, zwłaszcza na potrzeby lokalne,
krępowały coraz bardziej wolność obywatela; zabierana mu część dochodów ciągle
się powiększała, nie mógł nią dobrowolnie rozporządzać, za to sposób wydania
jej zależał w dużym stopniu od kaprysów urzędników, nie kontrolowanych przez
tych, którzy złożyli dane sumy".
Wymienione powyżej ograniczenia
osobistej wolności mają we wszystkich krajach specyficzne przejawy, o których
Spencer nie wspomina. Sprawa ta przedstawia się następująco: wydawanie
niezliczonej ilości przepisów, mających powszechnie charakter ograniczający,
powiększa zakres władzy i wpływ urzędników, których obowiązkiem jest
przestrzeganie wykonywania tych przepisów. Urzędnicy ci często stają się
[wprost udzielnymi władcami w
danej dziedzinie życia. J Ich potęga rośnie zwłaszcza wtedy, kiedy przy ciągłych
[zmianach rządów rząd boi się wytrawnych urzędników, f gdyż tylko oni są stałym
elementem władzy wykonawczej; ponadto kasta urzędnicza nie odpowiada przed
nikim, jest bezosobowa i nieprzemijająca. Te właściwości mogą ją zamienić w
despotę.
Ciągłe tworzenie, z iście
bizantyńskim formalizmem, i ustaw i ograniczających przepisów, ujmujących i
kierujących najdrobniejszą czynnością człowieka, zacieśnią coraz bardziej i
coraz fatalniej sferę, w której obywatel może się swobodnie poruszać. Społeczeństwa
opanowało dziwne złudzenie, że tworzenie coraz to liczniejszych ograniczeń
przyczynia się do rozwoju wolności i równości; w imię tego złudzenia narody nakładają
na siebie z dnia na dzień coraz silniejsze okowy. Przyzwyczajają się
dobrowolnie do chodzenia w jarzmie, w końcu same go szukają, wyzbywają się
wszelkiej samodzielności i energii, aż zamienią się w niezdolne do oporu
automaty, bez woli i siły.
Jednostka wyzbyta własnej
inicjatywy musi jej szukać gdzie indziej. Obywatel zamieniony w powolny
automat, nie orientujący się w panujących przepisach i ich zastosowaniach,
traci bez reszty energię do walki z przeszkodami na drodze do jego celów, co
zmusza państwo do powiększenia zakresu swej działalności. Rząd musi posiadać te
zalety i przymioty, z których wyzuto obywateli; rząd musi posiadać ducha
inicjatywy, przedsiębiorczości i przewodnictwa. Mózgiem każdego przedsięwzięcia
staje się tylko państwo, musi się ono wszystkim opiekować i wszystkim kierować.
Państwo staje się wszechmogące i wszechmyślące, mimo nauk wysnutych z przeszłości,
że władza takich bogów nie była nigdy ani długotrwała, ani nadzwyczaj silna.
Niektóre narody łączą zupełne
ograniczenie swobody działań z zewnętrznym głoszeniem pełnej wolności, która
jedynie dla tłumów innych narodów może być zarzewiem ciągłych zaburzeń; jest to
następstwem ich zgrzybiałości i złej formy rządu; są to znamiona nadchodzącego
upadku, którego dotąd nie potrafiła uniknąć żadna cywilizacja.
Opierając się na wskazaniach
przeszłości i na objawach rzucających się w oczy, dojdziemy do przekonania, że
dla wielu współczesnych narodów nadeszła już jesień, która poprzedza ich
upadek.
Pewne
drogi rozwoju zdają się nieuniknione dla pewnych narodów, powtarzają się one
bowiem niejednokrotnie w ciągu dziejów. Nietrudno wskazać poszczególne fazy
tego rozwoju. Wskazaniem tych faz zakończymy naszą pracę.
Zakończenie
Ujmując jednym rzutem oka
wszystkie najważniejsze okresy rozwoju i upadku dawniejszych cywilizacji,
stwierdzamy u ich zarania garstkę ludzi różnego pochodzenia, zgromadzonych na
jednym miejscu przypadkowo, czy to skutkiem emigracji, najazdu czy podboju.
Ludzi tych, różniących się pochodzeniem, wiarą i językiem, łączą tylko więzy
wspólnego posłuszeństwa dla na wpół uznanego zwierzchnika. W tych mieszaninach
odnajdujemy jednak nadzwyczaj wyraźne cechy psychiczne tłumu: jego przelotną spójność,
jego bohaterstwo i bezsiłę, jego gwałtowność i impulsyw-ność. Nie ma w nich żadnej
stałości; są to hordy barbarzyńców.
Czas dokonuje swego dzieła i
powoli zaczynają uwidaczniać się skutki jednostajnego otoczenia, ciągłego krzyżowania
i wymagań wspólnego życia. Mieszaniny te, złożone z niepodobnych do siebie
jednostek, poczynają się stapiać w jedną całość i wytwarzają rasę, tj. zawiązek
posiadający wspólne cechy i uczucia, które dziedziczność coraz bardziej
utrwala. Tłum zamienia się w naród i zaczyna dzięki temu wychodzić z okresu
barbarzyństwa.
Ale wtedy dopiero wydobędzie się
z niego, kiedy wśród bezustannych walk i niezliczonych prób wytworzy sobie
pewien ideał. Jaki będzie ten ideał — czy będzie nim kult Rzymu, czy potęga
Aten, czy zwycięstwo Chrystusa — rzecz to obojętna; w każdym razie da on
wszystkim jednostkom, będącym cząstkami powstającej rasy, zupełną jedność myślenia
i uczuć; w ten sposób jego zadanie zostanie spełnione.
Wtedy dopiero może rozwinąć się
nowa cywilizacja, posiadająca własne instytucje i wierzenia, własną sztukę,
naukę i specyficzne zapatrywania na poszczególne kwestie. Dążąc do
urzeczywistnienia swego ideału, rasa osiąga stopniowo wszystkie warunki świetności,
siły i rozwoju. Nadejdą też dla niej krótkie chwile, w których z pełnego tężyzny
narodu zamieni się w tłum, uległy choćby złemu panu, ale i wtedy na dnie
zmiennych cech tłumu znajdzie się granitowe podłoże, tj. dusza rasy, która
zadecyduje o granicach owych oscylacji i ureguluje działania przypadku.
Po twórczej jednak działalności
czasu nastąpi jego niszczycielska praca, której oprzeć się nie mogą ani
bogowie, ani ludzie. Po osiągnięciu pewnego stopnia potęgi i złożoności budowy,
cywilizacja zaczyna kostnieć, a następnie poczyna chylić się ku upadkowi.
Nadchodzi dla niej jesień, za którą czai się zimna śmierć.
Oznaką tej ostatniej fazy jest
powolny zanik ideału, który był sokiem ożywczym duszy rasy. W miarę jak ginie
ten ideał, chwieją się w duszach wszystkie wierzenia religijne, polityczne i
społeczne, które z niego czerpały swą moc.
Wraz z zanikaniem ideału i
zdrowej myśli naród zatraca swą spójność, jedność i siłę. Jednostki mogą
wprawdzie rozwijać swą indywidualność i inteligencję, ale równocześnie zbiorowy
egoizm rasy zostaje zastąpiony przez wybujały egoizm jednostek, którego najważniejszym
skutkiem jest wypaczanie charakterów i zanik zdolności do bezinteresownych czynów.
Jednolita całość zamienia się
znowu w luźne zbiorowisko jednostek, utrzymujących się tylko sztucznie przez
pewien czas dzięki tradycjom i instytucjom. Rozdarci przez najsprzeczniejsze
interesy, nie potrafią sami sobą rządzić; domagają się, by ktoś kierował nawet
najdrobniejszymi ich czynami.
Wraz z ostatecznym zatraceniem
ideału umiera bezpowrotnie dusza rasy. Zamienia się wtedy w bezduszne
zbiorowisko jednostek i staje się tym, czym była na początku — tłumem. Cywilizacja
zachwiana u swych źródeł staje się pastwą losu i przypadku. Rozpoczynają się rządy
tłumów, a u wrót państwa pojawiają się hordy barbarzyńców.
Mimo to cywilizacja długi
jeszcze czas może błyszczeć pozorami świetności, może nawet wpływać na nowo
rodzące się cywilizacje, w których w czasach ich siły każdy wyczuje, co jest
naleciałością z zamarłej cywilizacji. Ale robactwo stoczyło już ten wspaniały
gmach, który zawali się przy pierwszej burzy.
Każdy więc naród w pogoni za
ideałem przechodzi od barbarzyństwa do cywilizacji, a z chwilą upadku ideału
umiera. Tak wygląda bieg jego żywota.
Ważne linki dotyczące autora:
Książki Le Bone'a do kupienia na Amazonie
Bibliografia:
1. Brown R. W. Mass phenomena. W: G. Lindzey (red.) Social psychology. T. II. Cambridge (Mass.) 1954, Addison-Wesley.
2. Billig M. Fascists: a social psychological view of the National Front. London, New York 1978, Harcourt, Brace, Jo-vanovich.
3. Festinger L., Pepitone A., Newcomb T. Some conseąuences o/ deindividuation in a group. „J. of Abnormal and Social Psychology" 1952, vol. 47, s. 382 - 389.
4. Freud Z. Psychologia zbiorowości i analiza ego. W: Z. Freud Poza zasadą przyjemności. Warszawa 1975, PWN.
5. Gergen K. J., Gergen M. M. Social psychology. New York 1981, Harcourt, Brace, Jovanovich.
6. Le Bon G. Bezwiedne tradycje ludzkości, studyum z psychologii historyi. „Ateneum" 1880. Podaję za J. Ochorowiczem
7. Le Bon G. Psychologia rozwoju narodów. Warszawa b. r., Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego. Z przedmową J. Ochorowicza.
8. Le Bon G. Psychologia tłumu. Lwów 1899,. Altenberg.
9. Le Bon G. Psychologia tłumu. Przekład B. Kaprockiego. Lwów 1930, Księgarnia L. Igła.
10. Le Bon G. Psychologia wychowania. Warszawa b. r., Gebeth-ner i Wolff.
11. Mackiewicz Cat. S. Europa, in flagranti. Warszawa 1975, Instytut Wydawniczy „Pax".
12. Mika S. Psychologia społeczna. Wyd. 2. Warszawa 1982, PWN.
13. Miller N. E., Dollard J. Social learning and imitation. New Haven 1941, Yale LJniversity Press.
14. Milgram S., Toch H. Crowds and social movements. W: G. Lindzey, E. Aronson (red.) The handbook of social psycho-logy. Reading Mass, Menlo Park, London 1969, vol. IV.
15. Mintz A. Non-adaptive group behavior. „J. of Abnormal and Social Psychology" 1951, vol. 46, s. 150 - 159.
16. Szacki J. Historia myśli socjologicznej. Warszawa 1983, PWN, t. I.
17. Turner R. H., Killian L. M. Collective behavior. Englewood Cliffs (N. Y.) 1957, Prentice-Hall.
18. Zimbardo P. G. The human choice: individuation, reason and order versus deindividuation, impulse and chaos. W: W. J. Arnold, D. Levine (red.) Nebraska Symposium on motiva-tion. Vol. 16. Lincoln 1969, Univ. of Nebraska Press.
Literatura uzupełniająca:
Grupy - Psychologia społeczna - książka nie o myśleniu w tłumie a o myśleniu grupowym
O myśleniu grupowym w Wikipedii
Multimedia:
Film: Crowd Psychology Manipulation na you tube
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz